Zakład Ojców Jezuitów w Chyrowie. Część 7 Uczniowie w stołówce

Zakład Ojców Jezuitów w Chyrowie. Część 7

Szczytna Szkoła

Życie codzienne
Mówiąc o warunkach mieszkalnych w Zakładzie należy zaznaczyć, że oprócz uczniów mieszkali tam również wykładowcy–zakonnicy. Część budynku zamieszkałego przez wykładowców miało nazwę kolegium, zaś przez uczniów – konwiktu. Do kolegium uczniowie nie mogli wchodzić, jedynie w przypadku otrzymania zleceń od ojców tam zamieszkałych. Ta część gmachu różniła się od innych tym, że miała niewielkie pomieszczenia–cele po obydwu stronach korytarza. Jak wspomina Józef Kazimierz Wisz, korytarze kolegium wyścielały kilimy, było tam dużo wazonów i słabe oświetlenie, czuło się zapach kwiatów. Oprócz cel zakonnicy posiadali tam własną kaplicę w osobliwym dla Zakładu pokoju, wysokim na dwa piętra, znajdującym się po środku kolegium. Cele ojców były nieduże, umeblowane jedynie łóżkiem, stolikiem i małą szafką, na ścianie wisiał krzyż.

Opis niektórych cel pozostawił w swych wspomnieniach uczeń Stanisław Klimpel. Odwiedził on celę ojca Oleszy, który uczył śpiewu, oraz nauczyciela języka niemieckiego i francuskiego ojca Hanaczka. Według Klimpela, w pokoju ojca Oleszy były klatki ze szczygłami, które pięknie śpiewały. By sprawić ojcu radość, uczniowie zbierali dla ptaszków nasiona.

Natomiast celę ojca Hanaczka Stanisław Klimpel zapamiętał jako całą (ściany, meble, książki i wszystko inne) przesiąkniętą dymem papierosowym – ojciec był zawziętym palaczem, tak, że trudno tam było oddychać. Jak wspomina dalej uczeń, podczas odwiedzin ojciec częstował go cukierkami, starszych zaś uczniów, jak przypuszcza, tytoniem.

Uczniowie mieszkali w dużych, przestrzennych sypialniach, tzw. dormitarzach, które mogły zmieścić do 100 osób. Każdy uczeń miał swoje łóżko, oddzielone od innych parawanem, szafkę nocną i miednicę. Później urządzono dla każdej klasy mniejsze sypialnie, do których doprowadzono gorącą i zimną wodę oraz wentylację elektryczną.

Uczniowie budzili się na dzwonek prefekta, który witał ich chrześcijańskim pozdrowieniem: „Laudetur Jesus Christus”. Chłopcy odpowiadali i natychmiast podnosili się z łóżek, odmawiając zazwyczaj krótką modlitwę. Następny dzwonek oznaczał sygnał do porannego umywania. Czwarty dzwonek oznaczał, że należy się ubrać, na piąty dzwonek uczniowie powinni byli wyjść z sypialni.

Uczniowie wracali do sypialni o godzinie 21.00 na czas snu. W sypialni uczniów nocował również ich wychowawca, który pilnował tam porządku. Po godzinie 21.00 jakiekolwiek rozmowy były zabronione, jednak zasadę tę bardzo często łamano.

Inną ważną w życiu uczniów salą była jadalnia, czyli refektarz. Była to największa sala w całym budynku – jej wielkość to 431,7 m², co nie było przypadkowe, gdyż powinna była zmieścić jednocześnie ponad 500 uczniów zakładu. Sala znajdowała się na parterze w najnowszym skrzydle. Pod względem architektonicznego zdobnictwa była jedną z najpiękniejszych w całym budynku. Płyty mozaiki podłogowej pochodziły z fabryki Schattauera w Wiedniu. Sufit był kasetonowy, ozdobiony sztukaterią w kształci rozet.

Po bokach sali stały dwa rzędy długich stołów, wzdłuż nich długie ławy. Przy jednym takim stole mogło usiąść dziesięć osób. Uczniowie mieli wyznaczone miejsca. Przy ścianie, od strony korytarza, po środku refektarza stał nakryty białym obrusem stolik głównego prefekta. Po modlitwie prefekt dzwonkiem dawał znak na rozpoczęcie posiłku.

Na ścianach wisiały kinkiety, obrazy religijne, popiersia królów. Na zachowanych starych fotografiach można rozpoznać obrazy „Jezus błogosławi dzieci” oraz „Matkę Bożą Częstochowską”.

Bezpośrednio pod refektarzem znajdowała się kuchnia, skąd windą dostarczano jedzenie.

Stołowano się pięć razy w ciągu dnia: śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek i kolacja.

Na śniadanie zazwyczaj była bułka lub chleb z masłem w dowolnej ilości oraz herbata lub kawa z mlekiem. Na drugie śniadanie, które dostarczano do muzeów, uczniowie otrzymywali bułkę z masłem, pasztetem lub konfiturami, niektórzy otrzymywali szynkę lub ser, jeśli rodzice dodatkowo to opłacili.

Na obiad tradycyjnie podawano rosół lub zupę, różnie przyrządzone mięso z warzywami i dodatkiem ziemniaków lub kaszy, deser i kompot. Podwieczorek wyglądał tak, jak drugie śniadanie, na kolację zaś spożywano dwie różne potrawy, herbatę i ciastka. Obiady i kolacje nie były ograniczone porcjami, każdy mógł zjeść ile chciał.

Ulubionym daniem uczniów były sznycle, które wielu wspominało z nostalgią. Na święta zawsze przygotowywano bardziej urozmaicone i wykwintne potrawy.

W Zakładzie Chyrowskim dbano również o higienę uczniów. Prócz umywalek w sypialniach, w budynku były również łaźnie, które na owe czasy były luksusem. Znajdowały się na parterze w lewym końcu przedniego skrzydła.

W 1901 roku staraniem rektora M. Maćkowskiego zamówiono i sprowadzono z Anglii dwanaście ceramicznych wanien i już w 1903 roku łaźnie udostępniono do użytku.

Stanisław Klimpel wspomina o wielkim wrażeniu, które wywarły na nim łaźnie: „W ścianach były kurki z ciepłą i zimną wodą i wygodna wanna, w której kąpiel była znacznie wygodniejsza i przyjemniejsza niż w balii. Było to właściwie moje pierwsze zetknięcie się z komfortem”.

Kąpiele odbywały się raz w tygodniu, każda klasa miała do tego wyznaczony dzień i godzinę.

Ponieważ uczniowie stale przebywali w Zakładzie, bardzo częstym zjawiskiem były różne choroby, stąd jezuici wielką uwagę przykładali do ochrony zdrowia.

W 1890 roku wybudowano osobny piętrowy szpital, ulokowany niedaleko Zakładu. Zaraz po wykończeniu nowego skrzydła budynku całe drugie piętro przeznaczono na tzw. infirmerię, czyli szpital. Stare zaś pomieszczenie funkcjonowało jako szpital dla zakaźnych chorych.

Infirmeria posiadała 70 łóżek szpitalnych i składała się z kilku oddziałów – tzw. „boligłówki”, izolatki, sal dla chorych, sal do rehabilitacji, gabinetów do badań, gabinetów do leczenia lampą kwarcową. W infirmerii była też osobna mała kaplica i taras do zażywania świeżego powietrza.

Dumą Zakładu w Chyrowie był gabinet stomatologiczny. Prowadzono statystykę całego Zakładu – jak często uczniowie myją zęby, ile mają zębów zdrowych i ile wyleczonych.

Odpowiedzialną za infirmerię osobą był wyznaczony zakonnik. Opiekę nad chorymi sprawowali nie tylko zakonnicy, ale też lekarze zawodowi, zatrudnieni na stałe w Zakładzie. Długo lekarzem Chyrowskiego Zakładu był jego absolwent Józef Ausobski. Dwa razy w ciągu roku uczniowie mieli przegląd lekarski. W Zakładzie co roku sporządzano sprawozdanie na temat działalności infirmerii.

Gdy uczeń poczuł się źle, powinien był zwrócić się do prefekta, który kierował go do infirmerii. Tam w specjalnym pokoju, tzw. „boligłówce”, oczekiwał lekarza, który decydował o leczeniu. W Zakładzie wykonywano nawet nietrudne operacje, jak np. usunięcie migdałków.

Dla spotkań z rodzicami, odwiedzającymi uczniów, urządzono specjalny pokój, tzw. parlatorium, które mieściło się na parterze. Było przestrzenne, jasne, o kilku oknach i z wieloma stołami i krzesłami. Znajdowało się tu bardzo dużo różnych doniczek z palmami, dracenami, paprociami, begoniami.

Pomimo mnóstwa zakazów i ograniczeń, obowiązujących w Zakładzie, istniała tam pewna tradycja, nie do pomyślenia nawet we współczesnych szkołach. Uczniom oficjalnie pozwalano palić tytoń i to w samym budynku szkolnym. Wprawdzie palić mogli tylko uczniowie starszych klas i za zgodą rodziców. W tym celu wydzielono specjalne pokoje – palarnie, które znajdowały się na parterze w pobliżu jadalni.

Gabinet stomatologiczny

Odpoczynek
Zakład posiadał doskonałą infrastrukturę do odpoczynku i prowadzenia zdrowego trybu życia. Każda klasa miała własny placyk sportowy, wyposażony do różnych dyscyplin sportowych i zabaw, starsze klasy miały też korty tenisowe. W okresie zimowym na specjalnych sadzawkach można było jeździć na łyżwach i grać w hokeja lub zjeżdżać z okolicznych pagórków na nartach lub sankach. W salach do wypoczynku były bilardy i inne gry stołowe.

Rekreacja stanowiła część procesu szkolno-wychowawczego. W rozkładzie zajęć przeznaczono dla niej czas po obiedzie w każdy wtorek, czwartek i sobotę.

W ciepłych porach roku czas przeznaczony na rekreację uczniowie spędzali zazwyczaj na placykach sportowych, które znajdowały się po prawej stronie gmachu, były odgrodzone jeden od drugiego parkanami i przystosowane do gry w koszykówkę, piłkę ręczną i piłkę nożną. Popularnością cieszyły się szczudła, gry z piłką, gra w palanta i krykieta. W rogu każdego boiska stała specjalna budka do przechowywania inwentarza sportowego.

Zakład posiadał dziewięć placów sportowych. Największy mierzył 2488 m², najmniejszy 970 m². W Zakładzie były również cztery korty tenisowe, jednak korzystać z nich mogli tylko uczniowie starszych klas.

W części zachodniej parku były stawy. Największy z nich miał przystań dla łódek, na których uczniowie mogli wiosłować. Niekiedy w czasie rekreacji uczniów wyprowadzano nad rzekę Strwiąż, by mogli trochę się odświeżyć i popływać.

Zimową porą stawy zamieniały się w lodowiska. Praktykowano na nich jazdę na łyżwach i hokej. Górzyste okolice sprzyjały jeździe na sankach i nartach.

W przypadku złej pogody uczniowie spędzali wolny czas w salach wypoczynkowych. Były to duże pokoje z bilardem, fortepianem i rożnymi grami stołowymi. Wśród gier, oprócz powszechnie znanych szachów i warcabów, były też mniej znane „pchełki”, „chińczyk” i „młynek”. W pokojach tych uczniowie mogli zachowywać się w sposób wolny i mogli rozmawiać z kolegami.

Czasem w porze rekreacji przeprowadzano szkolne wycieczki, podczas których uczniowie nie tylko poznawali otaczający świat lub nowe realia bądź procesy, ale też zazwyczaj pokonywali ponad dziesięć kilometrów, dobrze się przy tym bawiąc, na przykład grali w piłkę lub puszczali latawce albo rozpalali ognisko i piekli ziemniaki. Zakład posiadał też własne rowery, była więc możliwość urządzania dłuższych wycieczek rowerowych.

W okresie międzywojennym co roku, w drugiej połowie czerwca, w Zakładzie odbywały się zawody sportowe, znane szeroko jako „święto sportu”. W ramach tego święta rywalizowano w takich dyscyplinach jak bieg, sztafeta, skok o tyczce, rzucanie dyskiem, pchnięcie kulą, strzelanie, chodzenie po linie.

Bohdan Sywanycz
Tekst ukazał się w nr 9 (325) 17-30 maja 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X