Zagadkowy „przyjaciel Ukrainy”

Zagadkowy „przyjaciel Ukrainy”

Założył w europarlamencie grupę „Przyjaciele Ukrainy”, ale poza tym, jego inicjatywy są propagandowe. Europoseł Aleksander Mirski z Łotwy to tajemnicza postać. Urodzony w Wilnie, obecnie mieszkający w Rydze, reprezentuje ugrupowanie mniejszości rosyjskiej „Centrum Zgody”. Jego działania są kłopotliwe, zwłaszcza dla polskich eurodeputowanych pracujących na rzecz Ukrainy.

 

– Zakładając w europarlamencie grupę „Przyjaciele Ukrainy”, odciąga uwagę od oficjalnego komitetu współpracy Parlament Europejski-Ukraina, współkierowanego przez Pawła Kowala (PJN) – usłyszeliśmy od pragnącego zachować anonimowość polskiego dyplomaty.

Jeden z europosłów wskazuje, że grupę o takiej samej nazwie zamierzał powołać inny polski eurodeputowany Paweł Zalewski (PO). – Zalewski zmuszony był zakładaną przez siebie strukturę nazwać Grupa LINK PE-Ukraina. Ale chociaż wiadomo, że działa i komitet, i LINK, a Przyjaciele powoli się wykruszają, Mirski nadal bryluje na kijowskich salonach. – Jest wygodny dla władz w Kijowie, kontakty z nim pozwalają im twierdzić, że współpracują z Parlamentem Europejskim, podczas gdy tak naprawdę są to tylko pozory. Ale jaki jest jego cel – nie wiemy – słyszymy od polskiego dyplomaty.

O Mirskim łotewscy dziennikarze śledczy pisali „poseł-dłużnik” oraz „poseł-gracz”. Według łotewskiej prasy używa nazwiska matki, a tak naprawdę nazywa się Winckowicz. Socjolog prof. Aigar Freimanis z Uniwersytetu Łotewskiego pytany, jak Mirski jest oceniany na Łotwie, odpowiada: – Jest politykiem lokalnym, niezauważalnym. Zasłynął w prasie głównie ze skandali obyczajowych.

To, że został eurodeputowanym, wywołało kontrowersje w samym „Centrum Zgody”. Nikt też nie wie, czym konkretnie zajmuje się w Parlamencie Europejskim. W ciągu pół roku widziałem go w telewizji tylko raz, jak wypowiadał się o wyborach do rosyjskiej Dumy – mówi „Rz” Freimanis. Wiadomo, że często bywa w Kijowie, chętnie przyjmowany jest w MSZ, ale również tam ma dziwne kontakty.

 

Piotr Kościński, Tatiana Serwetnyk
www.rp.pl
06-12-2011

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X