Z Lublina do Kijowa (Fot. Dmytro Antoniuk)

Z Lublina do Kijowa

Pomiędzy Polską i Ukrainą jest kilka przejść granicznych.

Jednym z nich jest przejście Chełm – Dorohusk, dalej droga prowadzi na Kowel, Sarny i do stolicy Ukrainy – Kijowa. Trasa E 373 zaczyna się w Lublinie (do granicy prowadzą 94 km), a kończy się w Kijowie (od przejścia odległość wynosi 522 km).

Na Ukrainie ta trasa ma też lokalne oznakowanie: M07. Jest to jej oficjalna nazwa, potocznie jest nazywana o wiele przyjemniej dla polskiego ucha – „Warszawka”. Zbudowano ją w 1970 roku i od tego czasu nie była w remoncie w wyniku czego jej nawierzchnia zmieniła się w tarkę – z dołami i wybojami. Pewne działania ku polepszeniu tego stanu zaczęły się w 2006 roku, ale przed otwarciem EURO 2012 nie zdołano ukończyć pełnego remontu. Po mistrzostwach na terenie obwodu kijowskiego, tam, gdzie położono nowy asfalt, znowu zaczęły pojawiać się dziury i nawierzchnię musiano przekładać. Dziś po zakończeniu tych prac można komfortowo podróżować całą trasą. Jest to jedna z najlepszych dróg na Ukrainie. E373 omija miejscowości dzięki obwodnicom i nie jest przeciążona. Podróż zmienia się dla kierowcy w spacerek, szczególnie gdy auto wyposażone jest w cruise control. Wprawdzie dobre wrażenia z podróży zepsują dojazdy do Kijowa, ale o tym mowa będzie później.

Dzięki mniej-więcej zgranej pracy służb granicznych i celnych po obu stronach granicy przekroczenie przejścia zajmuje 45-60 minut. Dalej „Warszawka” prowadzi do samego Kijowa. Ale można też podróżować inaczej: zjeżdżając z drogi warto zwiedzić okoliczne miasteczka. Tym bardziej, że zawsze można nadrobić stracony czas.

15 km od granicy w wiosce Wyszniów jest skrzyżowanie i droga odbija w kierunku dawnego miasta Luboml. Należy do najstarszych na Wołyniu, wzmianka o nim jest w Kronice Ipatiewskiej z roku 1287. Z tamtych czasów w centrum miasta zachowały się dobrze widoczne wysokie obwałowania drewnianego zamku. Obok mamy szkołę, która mieści się w dawnym pałacu konfederata targowickiego, hetmana wielkiego koronnego Franciszka Ksawerego Branickiego. Szkoła mieści się w południowym skrzydle. Król Stanisław August Poniatowski oddał Luboml Branickiemu w II połowie XVIII wieku i chociaż jego rezydencją była Biała Cerkiew na Ziemi Kijowskiej, to tu również wybudował olbrzymi pałac składający się z trzech skrzydeł. Niestety nie zachował się żaden opis wnętrz i wyposażenia. W połowie XIX wieku rząd carski skonfiskował rezydencję jako odwet za działalność polityczną Franciszka Ksawerego-juniora i przekazał go różnym użytkownikom. Po tym miasto i pałac upadły, a w 1881 roku rezydencja spłonęła. Była też zniszczona podczas II wojny światowej. Pozostałości w 1957 roku zostały przebudowane.

Budowla, oprócz niewielkich czterech kolumn przy wejściu i bocznego ryzalitu, nie ma właściwie żadnych ozdób. Pozostały ruiny oficyny, połączonej niegdyś z pałacem ozdobnym murem.

Niestety w mieście nie ocalał jego największy zabytek – renesansowa obronna synagoga z XVII wieku. Została zniszczona przez hitlerowców. Nie ma też sukiennic na rynku, wystawionych przez Branickich, oraz brak oryginalnych chodników z zębów końskich(!). Jednak uchował się najstarszy na Wołyniu kościół św. Trójcy z 1412 roku z barokowa dzwonnicą, młodszą od niego o jakieś dwa stulecia.

Wracając na skrzyżowanie „Warszawki” warto pozostać w tych stronach – 6 km w kierunku Włodzimierza Wołyńskiego leży miejscowość Radziechów, gdzie jest kościół św. Michała (dziś cerkiew prawosławna) zakonu augustianów. Ufundował go kanonik katedry chełmskiej Wojciech Roszkowski w 1690 roku. Budowę zakończono po 11 latach przy wsparciu finansowym niejakiego Orańskiego. Skromny budynek klasztorny prawdopodobnie kiedyś przylegał do prezbiterium lub lewej strony kościoła. Sama świątynia wyróżnia się unikalnym półokrągłym frontonem, flankowanym dwoma niższymi wieżami. Na frontonie – okrągły medalion w otoczeniu pozłacanych gwiazd. Jeżeli pochodzi on z czasów augustiańskich, to z pewnością mieścił obraz jakiegoś świętego. Obecnie jest tu przedstawiona św. Trójca. W 1832 roku klasztor skasowano, a świątynię przekazano prawosławnym.

Obecnie zabytek został na nowo otynkowany i pomalowany, a zdobnictwo wewnątrz – z okresu prawosławnego. Jedynie misa na wodę święconą przy wejściu przypomina dawne czasy. Zachowała się też klasztorna część muru z bramą przed wejściem do świątyni.

A „Warszawka” biegnie dalej i niedaleko od przydrożnego baru widnieje drogowskaz na Maszów. Niegdyś stał tu oryginalny XIX-wieczny pałac rodziny Siwińskich, po którym nie ma ani śladu. Za to ocalała skromna rezydencja z 1904 roku, należąca do Gołębiowskich – prawdopodobnie zarządców majątku. Jeden z potomków przyjeżdżał tu rowerem z Polski. Obecnie w budynku jest klub i stare wnętrza nie zachowały się. Należy też poznać Łuków (do 1946 roku – Maciejów), do którego mamy 19 km. Przy wjeździe do miejscowości po lewej stronie drogi, w starym parku jest wielka rezydencja na wałach dawnego zamku z XVI wieku. Należała ona do rodziny Maciejowskich. Ocalał niewielki mostek z tamtych czasów.

Pod koniec XVII wieku miejscowość wykupił jeden z oficerów króla Jana III Sobieskiego Atanazy Miączyński, który wykazał się męstwem w bitwie pod Wiedniem. Za to król obdarował go wspaniałą srebrną figurą bogini Diany, trzymającej na smyczach 12 psów łowczych, a cesarz Leopold nadał mu tytuł hrabiowski. Przekazy rodzinne twierdzą, że Atanazy przywiózł spod Wiednia niezliczone trofea, które ukrył w podziemiach zamku. Miał on również oślepić tureckich jeńców, którzy chowali skarby. Czy to prawda czy nie – nie wiadomo, wszak każde kolejne pokolenie Miączyńskich bezskutecznie poszukiwało w starych lochach tureckiego złota.

W latach 90. XVIII wieku Adam Miączyński zaprosił do Maciejowa architekta z Drezna Pöppelmanna, który rozebrał zamek i na jego miejscu wybudował klasycystyczny piętrowy pałac z doryckim portykiem. Wnętrza zdobił Włoch Giuseppe Baratelli. W trakcie prac zmarł nagle i został pochowany w Maciejowie.

W pałacu, oprócz wspomnianej Diany, zebrali Miączyńscy wiele kosztowności srebrnych, porcelany, militariów i obrazów, przeważnie polskich artystów, między innymi Szymona Czechowicza. Część z nich przewieziono później do Satyjowa koło Równego, a później do Warszawy, gdzie zginęły w ogniu wojny w 1944 roku.

Franciszek Ksawery Miączyński, mając olbrzymie długi, zmuszony był sprzedać rezydencję prawosławnemu seminarium, a ruchomości poszły na aukcji. Figurę Diany, na przykład, i serwis miśnieński ze smokami kupiło Muzeum Brytyjskie.

W okresie międzywojennym w zabudowaniach mieścił się klasztor ss. niepokalanek, które prowadziły tu ochronkę i szkołę, którą w 1930 roku przemianowano na gimnazjum. Przez kilka lat studiowała tu Maria Jurczyńska, znana później jako siostra Maria z Żar – założycielka ruchu duchowego Odnowy w Duchu Świętym. Przez pewien czas proboszczem i kanonikiem w klasztorze był o. Gustaw Jełowicki, przyszły administrator diecezji łucko-żytomierskiej i kamienieckiej.

Dziś po siostrach niepokalankach nie pozostało nic – w zabytku mieści się szpital dla gruźlików. Kaplica klasztorna była w nowszej części pałacu (bliżej do drogi). Wybudowano ją zapewne dla zakonnic. Obecnie mieści się tu administracja szpitala. Pałacowe wnętrza z wielką ilością marmurowych kominków i sztukateriami zostały utracone, zarówno jak portyk nad wejściem. W angielskim parku była niegdyś niewielka kaplica – kopia drezdeńskiego kościoła królewskiego, gdzie chowano Miączyńskich.

Nieopodal dawnej rezydencji znajdziemy XVI-wieczny kościół św. Anny. Zdewastowany i pozbawiony dachu. W jego niewielkiej kaplicy odbywają się jednak nabożeństwa. Naprzeciwko – oryginalna cerkiew prawosławna św. Paraskewii z 1723 roku, przypominająca kościół. Ufundował ją legendarny Atanazy Miączyński dla unitów. Obok stoi jej rówieśnica, drewniana dzwonnica. Przy samej drodze leży stary cmentarz z oryginalnymi nagrobkami.
(cdn.)

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 11 (231) 16-29 czerwca 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X