Wywózki na przymusowe roboty ze Stanisławowa Niemiecki plakat propagandowy do wyjazdu do pracy w Trzeciej Rzeszy

Wywózki na przymusowe roboty ze Stanisławowa

Spróbujemy przedstawić naszym Czytelnikom jedną z mniej znanych kart historii naszego miasta. Podamy fakty, opierając się na materiałach archiwalnych, jak niemieckie władze okupacyjne wywoziły do przymusowej pracy w Trzeciej Rzeszy mieszkańców Stanisławowa.

Strona tytułowa broszury „Pozdrowienia z Niemiec”, agitującej do wyjazdu do pracy

Jak przyznaje autor najbardziej znanego opracowania o pracy przymusowej na terenach Trzeciej Rzeszy Ulrich Herbert, wykorzystywanie pracowników zagranicznych przez narodowych socjalistów w latach 1939-1945 stało się największym przejawem niewolnictwa w historii wykorzystania zagranicznej „roboczej siły”.

Przed wojną sowiecko-niemiecką władze Rzeszy nie planowały wykorzystania w swej gospodarce robotników z okupowanych terenów ZSRR. Zamiary były wręcz przeciwne – opracowywano plany masowego wyniszczenia milionów mieszkańców i zamierzano niemiecką kolonizację „zwolnionych” terenów. Porażka „blitzkriegu” w 1941 roku i przejście do długotrwałych działań wojennych doprowadziły do mobilizacji całej męskiej części ludności Niemiec, wcześniej zatrudnionej w przemyśle. Wymusiło to kardynalną zmianę podejścia i początek wykorzystywania pracy ludności z okupowanych terenów.

Latem 1939 roku Ukraińcy z okupowanego przez Węgry Zakarpacia znaleźli się na przymusowych robotach w Austrii. A już od września 1939 roku wzięci do niewoli mieszkańcy Galicji z rozbitego Wojska Polskiego trafili do pracy na terenach Trzeciej Rzeszy. Również ochotnicy cywilni z Dystryktu Galicja zaczęli wyjeżdżać do pracy latem 1941 roku. W 1942 roku, podczas najbardziej surowej zimy, Niemcy rozpoczęli aktywną agitację na wyjazd do Rzeszy. Ochotnikom obiecywano dobrą zapłatę, wyżywienie i nawet pomoc rodzinom podczas ich nieobecności w domu. Jednak sytuacja szybko uległa zmianie. Gospodarce Rzeszy już nie starczało ochotników i wiosną 1942 roku władze rozpoczęły masowe obławy ludności oraz ich wywózki do pracy przymusowej. W obławach brała udział policja, a w niektórych wypadkach nawet Wermacht.

Zasady obchodzenia się z przymusowymi robotnikami były dość surowe. Specjalna komisja wywiadu politycznego i policji (RSHA) przygotowała podpisane przez Heinricha Himmlera 20 lutego 1942 roku „Ogólne wytyczne werbunku i wykorzystania siły roboczej za Wschodu”. Ustanawiały one kontrolę nad ich pracą, przemieszczaniem, czasem wolnym i nawet życiem intymnym.

W dokumencie wprowadzono termin „Ostarbeiter” – pracownik ze Wschodu. Urzędnik RSHA Bernard Baatz zaproponował dla nich nawet specjalny znak rozpoznawczy. Powinni byli nosić na piersi prostokątną ciemno-błękitną naszywkę z literami „OST”. Dotyczyło to i tej ludności, która trafiła pod okupacyjny okręg administracyjny „Reichskomisariat Ukrainy”. Pracownicy z Galicji dzięki temu, że kiedyś te tereny należały do Austrii, mieli nieco inny status i takich naszywek nie byli zobowiązani nosić. Pracownicy ze Wschodu, zgodnie z wytycznymi, mieli być przewożeni w zamkniętych wagonach i pracowali w brygadach oddzielonych od niemieckich. Mieszkali przeważnie w obozach w barakach, często ogrodzonych drutem kolczastym.

Ostarbeiterom naliczano pieniądze, stanowiące około 1/3 zarobków Niemców, przy tym potrącano im za utrzymanie. Racje żywnościowe były najmniejsze pośród wszystkich kategorii najemnych pracowników w Niemczech. Za przewinienia wprowadzono ostre sankcje – prace w batalionach karnych lub zsyłka do obozu koncentracyjnego. Zabraniano kontaktów seksualnych z Niemcami. W razie kontaktu Ostarbeitera z Niemką mężczyźnie groziła śmierć, a kobietę wysyłano do obozu.

Dziewczyna podczas pracy w Niemczech, z oznaką ostarbeitera

Wkrótce po wyzwoleniu, w celu zliczenia ofiar niemieckich i strat materialnych utworzono nadzwyczajne komisje. Udało się zebrać wielką ilość świadectw, co pozwoliło ocenić skalę przestępstwa. Silną stroną tych prac jest to, że cyfry zebrane zostały od razu po wojnie. Nie zapominajmy jednak, że historię wojny pisze zwycięzca, a takim był Związek Sowiecki. Pozwoliło to na utworzenie własnej wersji historii.

Jesienią 1944 roku w Stanisławie (tak władze sowieckie nazywały Stanisławów w okresie od 1939 do 1962 roku, w okresie okupacji niemieckiej miasto nosiło nazwę Stanislau) utworzono „Stanisławską Komisję obwodową z badania zbrodni niemieckich faszystów i ich współpracowników”. Na jej czele stanął I sekretarz partii M. Słon, jego zastępcą został M. Kozenko, zaś Komisję państwową reprezentował M. Samus. Członkami komisji byli m.in. pułkownik bezpieki Michajłow i biskup greckokatolicki Iwan Latyszewski, którego rola w pracach komisji sprowadzała się do nadania jej wiarygodności w oczach miejscowej ludności.

Prace komisji trwały do jesieni 1946 roku. Jej skład zmieniał się zależnie od okoliczności. Na przykład 12 kwietnia 1945 roku został aresztowany bp Latyszewski. Zbiegło się to z aresztowaniami kleru greckokatolickiego (w tym okresie aresztowano metropolitę Slipyja i bp. Budkę, Czerneckiego i Chomyszyna).

Jednocześnie z komisją obwodową powstały komisje rejonowe w odpowiednich składach. Ich prace ostatecznie skoncentrowano na dwóch kierunkach: straty ludności (zabici lub wywiezieni na roboty przymusowe) i straty materialne (państwowe i prywatne). Komisje te działały do jesieni 1946 roku.

W zbiorach Archiwum Państwowego obwodu iwanofrankiwskiego zachował się Akt nr 2 prac Komisji Stanisławskiej z dnia 27 stycznia 1945 roku, gdzie wskazano liczbę przymusowo wywiezionych do pracy w Rzeszy ze Stanisławowa. Zachowały się również dwa protokoły przesłuchań pracowników okupacyjnego wydziału zatrudnienia.

Lejtnant Skrypnyk przesłuchiwał Józefa Bloka, 1890 r. ur., Polaka, pracującego w Arbeitsamtcie przy kartotece. Oto fragment tego dokumentu:

„Sam tryb skierowania do pracy w Niemczech przedstawiał ponury obraz. Gestapo wraz z policją i żandarmerią robiło częste obławy… Ponieważ ludzie nie chcieli jechać, więc zatrzymywano ich w kinach, na dworcach, chodzono po mieszkaniach i zabierano ludzi. Najpierw ich więziono, a gdy nabrała się odpowiednia liczba, autami ciężarowymi wywożono ich na stację kolejową, wsadzano do wagonów i wieziono do Niemiec.

Gestapo i policja robiły różnego rodzaju obławy. Ludziom mówiono, że podejrzewa się ich o ukrywanie dywersantów lub sowieckich spadochroniarzy. W Stanisławowie utworzono specjalny obóz przy ul. Chopina, gdzie Arbeitsamt zbierał ludzi ze wszystkich zakątków województwa. Obóz miał swoją ochronę, ale kto w niej służył, nie wiem, nazwisk nie pamiętam. Zdarzały się przypadki, że ludzie wyskakiwali z okien budynku obozowego i uciekali”.

Kolejną osobą, z którą rozmawiał Skrypnyk, była Janina Huczek, 1918 r. ur. Pracowała w Arbeitsamtcie jako tłumacz. Oto fragment jej zeznań:

„W okresie okupacji w Stanisławowie w sierpniu 1941 roku zostałam wezwana do Arbeitsamtu – do wydziału zatrudnienia, którego kierownikiem był Niemiec Bizing. Zaproponowano mi pracę w wydziale rejestracji na posadzie tłumacza. Moim bezpośrednim kierownikiem była Niemka Ramish Jojna.

Dzięki pracy na tej posadzie wiadomo mi, że kierownictwo Arbeitsamtu od pierwszych dni swej działalności ustaliło dobrowolny tryb kierowania do prac katorżniczych ochotników, werbowanych przez specjalnych pracowników. Obywatele sowieccy, którzy wyjechali do pracy w Niemczech, doświadczywszy ciężaru pracy w warunkach nie do wytrzymania, pisali o tym rodzinom. Ludzie, dowiedziawszy się o tym, zaczęli chować się, gdzie tylko się dało, przed mobilizacją i wysyłką do pracy w Niemczech.

Gdy o tych wiadomościach stało się głośno, kierownictwo wydziału miało już słabe wyniki kompletowania pracowników. Wówczas Gestapo i policja robiły obławy na ludzi, zarówno w samym Stanisławowie, jak i w innych rejonach, aby jak najszybciej wysłać ich do pracy w Niemczech.

W tym celu kierownik Arbeitsamtu Bizing zorganizował obóz na ul. Chopina, dom nr 1, dokąd Gestapo i policja zwoziły ludzi, zatrzymanych podczas obław w mieście. Obóz był ogrodzony. Stanisława Rasewycz i Zofia Machnicka – mieszkanki Stanisławowa, przebywające w obozie – opowiadały, jak obchodzono się tam z ludźmi: zamykano ich w osobnych pomieszczeniach do czasu, gdy zebrano odpowiednią liczbę, następnie odsyłano do Niemiec”.

Na pytanie śledczego, czy wie ile ludzi zostało wysłanych do pracy przymusowej w Niemczech, odpowiedziała:

„Wydział, w którym pracowałam, nie zajmował się doborem i wysyłaniem ludzi do Niemiec. Kompletowaliśmy zespoły pracowników i urzędników na przedsiębiorstwa w Stanisławowie. Ile ogółem ludzi wysłano do Niemiec, nie wiem. Z rozmów pracowników Arbeitsamtu mogę powiedzieć, że z miasta należało wysłać do Niemiec 13 tys. ludzi. Lecz gdy mieszkańcy zaczęli się chować, policja nie tylko robiła obławy, ale zaczęła stosować metody, których świadkiem byłam osobiście, gdy Niemiec, idąc ulicą zatrzymywał każdego przechodnia i kazał iść ze sobą do obozu przy ul. Chopina”.

Z danych archiwalnych wynika, że w okresie od lipca 1941 r. do 27 lipca 1944 roku do prac przymusowych w Niemczech wywieziono ze Stanisławowa 17,625 tys. osób. Wywózki odbywały się w trzech etapach: pierwszy w 1941 roku – 600 osób, drugi – od 15 maja 1942 do 1 stycznia 1943 – 7 tys. osób i trzeci – od 1 stycznia 1943 do 27 lipca 1944 – 9,925 tys. osób.

O organizację wywózek oskarżono komendanta policji Shtrege i jego zastępcę Grina, szefa ukraińskiej policji pomocniczej płk. Banacha, komendanta miasta Bonn, okręgowego starostę dr. Albrechta i członków zarządu miasta. Rodzi się uzasadnione pytanie – skąd zostały wzięte te liczby? Na to pytanie odpowiedzi nie znaleźliśmy. Błędy w sowieckiej statystyce znane są każdemu. Obecnie, wobec braku odpowiednich dokumentów, trudno jest poznać całą prawdę. Podana przez Komisję cyfra 17, 625 tys. osób powstała na podstawie aktów (tak podaje Komisja). Tymczasem zachowane w archiwum dokumenty podają jedynie 136 osób.

Wkrótce po zakończeniu II wojny światowej na terenach ZSRR pojawiła się nowa kategoria obywateli – dawni przymusowi robotnicy Trzeciej Rzeszy. Nie byli uznawani za uczestników wojny. Traktowano ich jako swego rodzaju „osoby niepewne” lub nawet jako „zdrajców Ojczyzny”. Potępiono ich jako tych, którzy nie przeciwdziałali niemieckiemu okupantowi, dlatego pracowały na korzyść Niemiec Adolfa Hitlera.

Petro Hawryłyszyn

Tekst ukazał się w nr 13-14 (401-402), 29 lipca – 15 sierpnia 2022

X