Wspólnota wyjątkowych ludzi fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Wspólnota wyjątkowych ludzi

Fundacja „Dajmy nadzieję”, która prowadzi Dziecięce Hospicjum Domowe we Lwowie,już po raz ósmy zorganizowała wyjazd integracyjny dla rodzin, które mają nieuleczalnie chore dzieci.W czasie pobytu podopieczni Fundacji uczestniczyli wraz z rodzinamiw licznych akcjach. Fundacja, wolontariusze i specjaliści współpracujący od lat z hospicjum, jak zawsze stanęli na wysokości zadania. Jak co roku zorganizowanowiele wydarzeń, między innymi różnych warsztatów, spotkań integracyjnych i grup terapeutycznych. Czytając dzienne plany zajęć,byliśmy pełni podziwu, jak w czasach obecnych można realizować tak obszerny i zróżnicowany program. Uczestnicy obozu mogli także liczyć na pełne zaplecze medyczne, które jest niezbędne do bezpiecznego i komfortowego pobytu dzieci i ich opiekunóww Domu Pielgrzyma w Brzuchowicach k. Lwowa.

fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Fundacja „Dajmy Nadzieję” prowadzi działalność pomocową dla osób potrzebujących, chorych i niepełnosprawnych. Jedną z ważniejszych i szczytnych działalności Fundacjijest prowadzenie Domowego Hospicjum dla Dzieci.Obecnie pod opieką hospicjum domowego znajduje się siedemnaścioro pacjentów ze Lwowa i okolic. Organizacja prowadzi także warsztatyterapii zajęciowej dla osób niepełnosprawnych, świetlicę dla dzieci w wieku szkolnym, organizuje wyjazdy dla rodzin z nieuleczalnie chorymi dziećmi, realizuje szkolenia, projekty edukacyjne i społeczne.

Wraz z Aleksandrem Kuśnierzem odwiedziliśmywyjątkowemiejsce, jakim jest Dom Pielgrzyma w Brzuchowicach. Wyjątkowe miejsce, ale i wyjątkowa inicjatywa, o której w licznych rozmowach opowiadali nam organizatorzy i co najważniejsze uczestnicy tegoniesamowitegoturnusu. W tym roku obóz trwałcztery dni, od 1 do 5 sierpnia.

Pani Irena Hałamaj-Zenkner, prezes Fundacji „Dajmy Nadzieję”, jest tą osobą wokółktórej koncentruje się wielowektorowa działalność tej organizacji. Chociaż w tym przypadku bardziej pasuje określenie „wspólnota”, albo słowo, które często pada z ustpracowników Fundacji, wolontariuszy i uczestników wyjazdu – „rodzina”. Podczas rozmowy prezes właśnie takimi określeniami posługiwała się opisując zaangażowania organizacji. Jednocześnie nie dało siępominąć tematu działania Fundacji i jej podopiecznychw tak niepewnych i budzących grozę wojennych czasach. Te oraz inne tematy poruszyła Irena udzielając nam krótkiego wywiadu:

– Jest to już ósmy nasz wyjazd do Brzuchowic. Ma to być odpoczynek i relaksacja dla rodzin, chociaż oczywiście mamy też różne inne aktywności i zajęcia, lekcje, grupy, odwiedzają nas lekarze, ale to wszystko mają dzieci w domu, nam zaś chodziło o to, żeby zapewnić im poczucie wspólnoty, poczucie rodziny. Tu odpoczywają przede wszystkim psychicznie. Wiadomo, że nasze dzieci większość czasu spędzają w domu. Jest to ważne szczególnie teraz, w tak niepewnym czasie wojny, kiedy trudno sobie niektóre rzeczy poukładać, a tutaj wszyscy czują się naprawdę bezpiecznie. Mam nadzieję, że gdy wrócą do domu, będą miały naładowane baterie na cały rok. Mamy  takie,już tradycyjneaktywności, na które nasi podopieczni czekają. Są to spotkania z psycholog, logopedą, masażystą, kosmetologiem, wizażystą, fryzjerem, a przyjeżdżają też różni animatorzy. Jednocześnie staramy się  co roku wprowadzić coś nowego. Na przykład, wtym roku uczestnicy mieli możliwość połączenia zdalnego z członkamiUkraińskiejMisji Antarktycznej zeStacjiim.Wernadskiego. To było bardzo ciekawe doświadczenie – dzieci i ich rodzice mogli rozmawiać z Antarktydą i to było coś nowego.

Mamy pod opieką 16 rodzin, czyli 17 dzieci ciężko chorych. Przyjechało tu z nami 8 rodzin. Niektórzy przebywają teraz w Polsce, ale są też tacy co wrócili, bo ciągnęło ich do domu. Dlategododatkowo, w miarę możliwości podtrzymujemy te rodziny w czasie wojny. Dostaliśmy bardzo dużo pomocy z polskiej strony, więcrozprowadzamy tę pomoc dorodzin. Jesteśmy bardzo wdzięczni Polakom, ale także innym europejskim krajom, które przez Polskę nas tutaj wspierają.

Rozmawialiśmy również z uczestnikami obozu. Ich świadectwa są tym promykiem nadziei, który pozwala dostrzec dobro w otaczających nas ludziach.

Tak opisały swoje przeżycia Iryna i SofijaSul:

– Jesteśmy tu od samego początku, już po raz ósmy. Te wyjazdy dają nam bardzo dużo. Sofija mówi, że są to emocje. Dla naszej rodziny, dla Sofii, dla mnie i męża to jedyna możliwość wypoczynku. Bardzo czekamy na te wyjazdy. Wracamy do domu, a Sofija żyje już następnym obozem i tak przez te osiem lat. Czujemy się tu bardzo komfortowo, ponieważ wszyscy tu mają podobną sytuację. Nikt na nas nie patrzy jak na jakichś „nie takich”. Sofija mówi, że jesteśmy wyjątkowi. Wszyscy jesteśmy wyjątkowi i zarazem zwyczajni. Bo tutaj te różnice nie są tak odczuwalne. Bardzo rzadko wyjeżdżamy, ponieważ potrzebujemy szczególnego zaplecza. Niezbędne są odpowiednie gniazdka, rampy, windy do przemieszczania pomiędzy piętrami. Poruszanie się z takim dzieckiem nie jest łatwe. A tu są takie właśnie warunki. Przyjeżdżamy w bezpieczne miejsce, w którym jesteśmy pod opieką lekarza, wszędzie mamy ułatwiony dostęp i mamy wszystko, czego potrzebujemy, więc przyjeżdżamy, spotykamy się i odpoczywamy w otoczeniu wspaniałej przyrody. Możecie sami zobaczyć jaka wokół jest ładna przyroda i czyste powietrze. Wszystko jest przemyślane w najdrobniejszych szczegółach, z myślą o dzieciach i rodzicach. Dlatego jedziemy tu w pewnym stopniu jak do domu – odpocząć przez ten tydzień. Sofija mówi, że jej się tu podoba, szczególnie ruch, ponieważ w domu ma tylko pokój, łóżko i podwórko. Mieszkamy w domku jednorodzinnym i mamy możliwość wychodzić na podwórze. Zrobiliśmy tam specjalne zadaszenie i łóżko na którym Sofija spędza latem czas, ale niestety to tylko krótki okres w roku. Latem możemy wychodzić na zewnątrz, ale ogólnie ograniczamy się jednym pokojem. Aparat ułatwiający oddychanie powoduje, że zimą zimne powietrze trafia bezpośrednio do płuc i jeśli jest poniżej 15 stopni to jesteśmy uziemieni. Dlatego ten czas tu jest najlepszy dla Sofiji. Ma możliwość kontaktowania się z innymi. Wdomu spotyka siętylko z bliskimi, rzadko z kimś spoza rodziny. Kiedyś jeszcze jak Sofija miała nauczanie domowe, przychodzili nauczyciele, ale z powodulockdownówedukacja jest on-line, więc grono tych, z którymi Sofija ma kontakt, bardzo się zmniejszyło. Wprawdzie dzięki internetowi Sofijautrzymuje kontakt z Bohdaną, przyjaciółką, która także jest podopieczną Fundacji i też jest na tym obozie. Przyjaźnią się, rozmawiają, czasem się posprzeczają, jak to w życiu. Sofija mówi, że grają też w gry on-line i oglądają razem filmy.

Pani Mariana, mama małego Ostapczyka,również wypowiadała sięo działalności Fundacjiw samych superlatywach:

– Jesteśmy tu po raz ósmy. Jest to mega wyjazd. Przepełniają nas emocje i słowa wdzięczności. Nie jesteśmy w stanie opisać wszystkiego, co dla nas robi ta Fundacja już od 8 lat. Jest to dla nas bardzo ważne, szczególnie biorąc pod uwagę sytuację w naszym kraju. Otrzymujemy wsparcie psychologiczne i medyczne, a także wszystkie niezbędne środki potrzebne dla pielęgnacji naszych dzieci. Z nami pracuje cały zespół pełentroski i miłości, której doznajemy. Jesteśmy bardzo wdzięczni za wsparcie tak bardzo ważne dla naszych rodzin – wsparcie, które dodaje nam skrzydeł. Wracamy do domów zodnowionymisiłami. To bardzo pomaga nam w życiu. Pozwala patrzeć w przyszłość i pomagać także innym. Przepełnia mnie wdzięczność za to dobro, tę pomoc dla nas rodziców i naszych dzieci.

Nazywam się Mariana, a to jest Ostapczyk, który w tej grupie jest najmłodszy. W tym roku jest nas mniej, ponieważ z powodu wojny nie wszyscy mogli przyjechać, bo niektórzy wyjechali zagranicę. W imieniu chłopców, dziewczynek i rodziców bardzo dziękujemy. Trudno odpowiedzieć na pytanie czy Ostapczykowi się podoba? Nasze dzieci przeważnie przebywają w warunkach domowego hospicjum i potrzebują dwa trzy dni na aklimatyzację. Ale myślę, że mu się podoba, bo czuje, że jest w kręgu swoich przyjaciół.

fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Fundacja „Dajmy Nadzieję” nie jest typową fundacją. Pracownicy Fundacji, wolontariusze, specjaliści i podopieczni tworzą coś na kształt rodziny. Słyszeliśmy to w ich wypowiedziach, ale to, co zobaczyliśmy było dużo bardziej znaczące niż słowa. Widzieliśmy prawdziwą wspólnotę, która połączyła w jedną rodzinę, tych, co pomagają i tych, co tej pomocy potrzebują.Potwierdza to teżwypowiedźEugeniiArakilian, psychologa klinicznego i ergoterapeuty, która współpracuje z Fundacją od samego początku:

– Jestem dyplomowanym psychologiem klinicznym i ergoterapeutą – rehabilitantem. Jesteśmy razem z Fundacją od 2014 roku. Ten obóz jest prawdziwie rodzinnym obozem i dla mnie to zaszczyt być tu i wspierać rodziców i dzieci. Jako psycholog pomagam rodzicom udzielając wsparcia psychologicznego. Często na spotkania grupy wsparcia rodzice przychodzą razem z dziećmi i wtedy omawiamy tematy dołączając do rozmowy dzieci. Mamy pod opieką także dzieci w starszym wieku, które rozmawiają, więc są aktywnymi uczestnikami takich spotkań. Przed pandemią mieliśmytakie spotkania co miesiąc w siedzibie Fundacji. Dla mnie osobiście były też bardzo ważne grupy tworzone przez nas dla rodziców, którzy stracili dziecko – grupy, które asystowały rodzicom po utracie dziecka. Fundacja opiekuje się rodzicami w bardzo rodzinny sposób, udzielając wsparcia emocjonalnego. Dlatego rodzice nawet przeżywając żałobę po dziecku, mają możliwość oderwania się od tego bolesnego okresu w ich życiu, rozmawiając o stracie i żałobie, a świadomość tego, że są częścią Fundacji bardzo ich podtrzymuje.

fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Czym jeszcze się tutaj zajmujemy? Było bardzo różnie. Robiliśmy np. maski. Naprawdę robimy bardzo różne rzeczy. W tym roku staram się skoncentrować na nadawaniu pomocy indywidualnej, ponieważ w czasach wojny każdy przeżywa ją na swój sposób. Podczas tego obozu nasze spotkaniaw grupach były w większości poświęcone wyborom, które podejmujemy w sytuacjach stresowych i jak sobie ze stresem radzić pomagając swoim dzieciom.

Jest wiele organizacji w obwodzie lwowskim, ale Fundacja „Dajmy nadzieję” pełnifunkcję wyjątkową z którą radzi sobie w mistrzowski sposób i właśnie dlatego jest darzona przez wszystkich szczególną estymą.

Podczas naszej wizyty wszystko było wyjątkowe – wyjątkowi ludzie, wyjątkowe aktywności i dlatego teżMsza święta, w którejuczestniczyliśmy, też była wyjątkowa. Wyjątkowagdyż podczas tej Mszywyjątkowa osoba przyjęła Pierwszą Komunię Świętą. Proboszcz ParafiiNMP Nieustającej Pomocy ze lwowskich Zboisk, o. Mikołaj Lipitak, udzielił Pierwszej Komunii Świętej Bohdanie, podopiecznejFundacji „Dajmy Nadzieję”.Jak mówiła mama Bohdany i proboszcz, samo imię wskazuje na to, że została dana od Boga

Redakcja Kuriera Galicyjskiegożyczy Bohdance i całej wspólnocie zgromadzonej wokół Fundacji, Bożego błogosławieństwa i samych sukcesów w tym ich niełatwym trudzie.

Artur Żak

X