Wyrwę ci serce!

Wyrwę ci serce!

„Wyrwę ci serce!” ni to wrzeszczy, ni to warczy siwy osobnik w furażerce. Rzecz jasna, zapis tej wypowiedzi należało zawczasu ocenzurować. Mężczyzna nie zadowala się groźbą i przystępuje do inscenizacji tego, co zamierza z już wyrwanym organem zrobić. Mianowicie, zaczyna udawać, że go zjada wydając z siebie dźwięczne „Aaaaam!”. Jego brodaty towarzysz podnosi raban: „Nie! Nie! Nie! Nie!” i stara się odciągnąć rękę Aleksandra Jabłonowskiego z wyimaginowanym sercem od ust ostatniego polskiego patrioty.

Odpowiedź na pytanie jak wygląda w Polsce prawicowy ekstremizm zależeć będzie od tego komu je zadamy. Jedni przypisaliby mu brodate oblicze posła Grzegorza Brauna, drudzy stawialiby raczej na maszerujących w dzień niepodległości ulicami Warszawy członków Obozu Narodowo-Radykalnego. Mimo to, ponad podziałami światopoglądowymi, funkcjonuje w zbiorowej świadomości obraz nastoletniego skinheada świętującego w leśnej głuszy z grupką kolegów urodziny Hitlera w rytm szlagieru muzyki RAC „Urodzony białym”. Wizerunek zjawiska marginalnego, przez co zdolnego wywoływać co najwyżej rozrzewnienie, sukcesywnie utrwala kultura popularna, ostatnio chociażby w całości poświęcony mu film „Kryptonim Polska”, a wcześniej między innymi kultowe „U Pana Boga za piecem”. Z drugiej strony, w ostatnich latach widoczny jest również zupełnie przeciwny prąd obrazowania zwolenników radykalnej prawicy jako wyalienowanych, brutalnych degeneratów. W „Sali Samobójców. Hejterze” z 2020 roku główny bohater manipuluje zradykalizowanym, samotnym i bitym przez matkę chłopakiem, by ten dokonał ataku terrorystycznego. „Wesele” Smarzowskiego kreśli wizję Polski, w której i wspomniany już Braun uchodziłby za lewicowca, pokazując widzom weselników z wytatuowanymi swastykami, czy młodzież podpalającą mieszkania ukraińskich „najeźdźców”.

Produkcje te łączą się na swój sposób z widocznym w liberalno-lewicowym obiegu medialnym trendem, w myśl którego każdy ultraprawicowy wybryk pokroju przywołanych wcześniej urodzin Hitlera z 2017 roku (niestety nie był to żart) należy opatrzyć alarmistycznym komentarzem. Nierzadko te ostrzeżenia spod znaku „nigdy więcej” utrzymane są w tonie, jak gdyby lada chwila podziemna bojówka neonazistów miała dokonać w Polsce krwawego puczu. Nie ulega wątpliwości, iż incydenty tego typu zasługują na zdecydowane potępienie i z moralnego punktu widzenia są co najmniej wątpliwe, wydawać by się jednak mogło, że przerażenie komentatorów bywa niewspółmierne do realnego zagrożenia. Logika tłamszenia zła w zarodku objawiła się również w przypadku nagonki na dżentelmena, czy raczej kamrata, od którego niniejszy tekst się zaczął – Aleksandra Jabłonowskiego, czy raczej Wojciecha Olszańskiego.

Kim jest ten osobnik i czym zasłużył sobie na uwagę mediów głównego nurtu? Cóż, to zależy od tego, czy mówimy o Jabłonowskim, czy Olszańskim. Ten pierwszy jest, posługując się terminologią internetową, patostreamerem. Człowiekiem, który prowadzi obsceniczne transmisje w czasie rzeczywistym, a za swoje kontrowersyjne zachowania wynagradzany jest przez widownię datkami. Nasz bohater pozuje w swoim internetowym programie na hiperwulgarnego ultranacjonalistę, wygrażającego wszystkim wrogom Wielkiej Polski, nie tylko wyrywaniem serc. Ubrany w mundur wojskowy własnego projektu wrzeszczy, awanturuje się z naigrywającymi się z niego słuchaczami i rozpowiada tezy obliczone na wywołanie maksymalnych kontrowersji. Wojuje z Żydami, szczepionkami, Unią Europejską, klerem, homoseksualistami i Stanami Zjednoczonymi, za to bezgraniczną miłością darzy Rosję w każdym wcieleniu. Broni Związku Radzieckiego (samego siebie kreując na obrońcę PRL-u). Jak na panslawistę przystało, dąży do zacieśniania sojuszu z Rosją wielbionego Putina (upatrując w nim nadziei na ocalenie ojczyzny przed nieuchronną wojną Waszyngtonu z Moskwą). Incydentów w których kogoś bił, gonił, wyzywał, spryskiwał gazem pieprzowym, czy urządzał dziwne mikrodemonstracje zliczyć nie sposób.

Nie jest też tak, że jego działalność pozostaje bezkarna. Konta „Jaszczura” (taki przyległ do niego pseudonim) pousuwano z wszystkich głównonurtowych platform (tak jak i wiele jego niezmiernie popularnych materiałów), spychając Jabłonowskiego do absolutnego podziemia Internetu. Trafił na serwis DLive, popularny wśród wszelakiej maści „odklejeńców”, których już dawno przegnała zewsząd moderacja. Ma również za sobą kilka pobytów w aresztach i więzieniu (nawoływanie do zabicia posłów, palenie statutu kaliskiego). W nagraniach i happeningach (a czasem i w celi) nieodłączny Marcin „Ludwiczek” Osadowski, w tym duecie głos rozsądku i kontrast dla ciskającego gromami Jaszczura. Spokojny okularnik z nieodłączną miną „Co ja tutaj robię?”, który dopiero od niedawna porzucił eleganckie ubrania na rzecz munduru. W 2023 roku zarejestrowali wspólnie partię Rodacy Kamraci cieszącą się poparciem społecznym porównywalnym z pomysłem wprowadzenia w Polsce prawa szariatu.

Niczym doktor Jekyll i pan Hyde, Jabłonowski ma też drugie oblicze. Naprawdę nazywa się Wojciech Olszański i jest wykształconym aktorem. Miłość do munduru wyniósł zapewne z licznych reżyserowanych rekonstrukcji historycznych, a wstrętu do księży musiał nabawić się recytując panegiryki pod adresem Tadeusza Rydzyka na uroczystościach telewizji Trwam. Również w wywiadach, w których nie wciela się w postać Aleksandra mówi składnie, spokojnie i merytorycznie – wystarczy zerknąć na jego rozmowę z Moniką Jaruzelską, by dostrzec w nim stosującego kontrowersje do wzbudzenia zainteresowania swoimi poglądami zwolennika teorii spiskowych, zatroskanego o los kraju. Choć i w tym wypadku należy mieć podejrzenia, czy aby nie gra w zawieszeniu między Olszańskim a Jabłonowskim, w rzeczywistości myśląc co innego. Jakby tego było mało, wchodzących na jego stronę wita reklama albumu „Złoty zegarek” Tomasza Deracha, odpowiedzialnego za oprawę muzyczną widowiska. W rzeczy samej, widowiska, bo oto w zakładce „O nas” czytamy: Stand-UP na siedząco, czyli „Niecodzienny performens humorystyczno-artystyczny”. Poniżej rozpisano role, główni aktorzy przedstawieni są jako artyści. Wśród nich natrafiamy na trzeciego z kamratów (bo tak też sami siebie nazywają), lecz przewijającego się bardziej w tle, gościnnie – Macieja Porębę vel „Dyplomatę Zwiadowcę”. On z kolei, już zupełnie spokojnie tłumaczy swoim jedenastu tysiącom subskrybentów w serwisie YouTube „rosyjski punkt widzenia”, zdawać by się mogło, zupełnie nieironicznie.

Co więc jest prawdą, a co fikcją? Na ile zapewnienia o „performensach” są tylko przygotowaną zawczasu linią obrony? W tym miejscu pozostaje przywołać internetowe porzekadło zwane prawem Poego: czytelnik skrajnych wpisów nie jest w stanie odróżnić ekstremizmu od jego parodii. Co jest jednak pewne to fakt, że dla internautów, zwłaszcza młodszego pokolenia, Olszański-Jabłonowski nie jest siłą polityczną tylko memem, takim samym, jak wielu innych patostreamerów. Wystarczy spojrzeć ile milionów wyświetleń mają przeróbki z jego udziałem.

Mamy też liczne pomniejsze organizacje i persony o zasięgach bliskich zeru. Zaglądając na stronę Narodowego Odrodzenia Polski, chlubiącego się mianem „Najdłużej istniejącej polskiej formacji narodowej okresu powojennego”, odnajdujemy link do profilu organizacji na jakże popularnym w Polsce Telegramie. Oprócz tego garść aktualizacji – „Nacjonalistyczne mikołajki”, wykład o Ulrike Meinhof, raport z postępu „Kampanii przeciw zboczeniem” (autorskiej ofensywy światopoglądowej przeciwko LGBT), poradniki co robić w razie zatrzymania, polityczne felietony i sprawozdania z akcji humanitarnych. Ideowo jest to organizacja stricte neofaszystowska z zabarwieniem katolickim, eurosceptycznym, antyglobalistycznym i antysemickich (choć sama preferuje określenie „antysyjonistycznym”). Podobnie jak w przypadku Jaszczura, i tu poszukiwania wątków rosyjskich nie wymagają szczególnego wysiłku. Jak sami deklarują, ich program to „Nasz nacjonalizm: Ani reżim Putina, ani Zachód i reżim kijowski”. Mamy więc odcięcie się od Moskwy (za którą masy w dzisiejszej Polsce nijak nie pójdą, nie oszukujmy się, a NOP deklaruje przecież chęć wyjścia z politycznego podziemia), jak i powielanie putinowskiej propagandy okraszone podsycaniem izolacjonistycznych konceptów. Aż chciałoby się zapytać, czy formacja ta jest więc w jakikolwiek sposób inspirowana ze wschodu, czy raczej składa się z pożytecznych idiotów? Tym już powinien zająć się kontrwywiad, choć kto wie, czy nie zajął się, lub też właśnie to robi. Opowieść tę można byłoby w tym miejscu skwitować stwierdzeniem, że Kreml nie uderza jedną, skondensowaną myślą, lecz wykorzystuje liczne ruchy, prądy i idee do operowania na drobnych wycinkach atakowanego hybrydowo społeczeństwa. Że podsycając animozje obrzydza sojusz z Ameryką – i w tym momencie wystarczyłoby przywołać pikietę NOP-u przeciwko obecności obcych (czyli amerykańskich) wojsk w Polsce. I o ile faktycznie, w przeciwieństwie do Jaszczura, w Narodowe Odrodzenie Polski mogą wierzyć grupki radykałów, ma ono w sobie o wiele groźniejszy pierwiastek.

Czy, idąc tropem myślowym scenarzystów „Sali Samobójców. Hejtera”, może znaleźć się zagubiony człowiek fanatycznie oddany NOP-owi, a nawet wierzący w słowa Jaszczura, którego życzliwy głos przekona, by wziął sprawy w swoje ręce? Oczywiście. Jednak analogicznie zmanipulować można zaślepionego lewicowca, dewotę, zwykłego mizantropa, antyteistę z urazem do Kościoła, nastoletniego muzułmanina-konwertytę, zagubionego Ukraińca w obcym kraju i wielu, wielu innych ludzi. Jeśli Rosja będzie chciała zafundować Polakom własnego Brevika, zrobi to, o ile polskie służby nie okażą skuteczniejsze. Bardziej wyczuleni obserwatorzy życia politycznego mogliby za to doszukiwać się owego ekstremizmu w skrajnie prawicowej Konfederacji lub nacjonalistycznej Młodzieży Wszechpolskiej. Nie mylmy jednak skrajnej prawicy z prawicowymi ekstremistami. Tak jak i nie dajmy się zwieść grze pozorów podbijanej przez krzyczące nagłówki. Neonaziści od nieszczęsnych urodzin nie wyjdą z lasu i nie zorganizują w Krakowie puczu monachijskiego. Tak jak i autorzy wpisów w mediach społecznościowych o „paleniu Żydów” i „mordowaniu ciapatych” nie deklarują tym samym gotowości do zabijania kogokolwiek. Czternastolatek malujący swastykę na gdańskiej synagodze nie wykazuje gotowości do zakładania obozów koncentracyjnych.

Prawdziwym orężem Rosji przeciwko Europie nie jest Wojciech Olszański, czy Narodowe Odrodzenie Polski, ale Marie Le Pen, Alternatywa dla Niemiec oraz Viktor Orbán, jak i – czego znaczna część środowisk na lewo od centrum nie przyjmuje do wiadomości – ruchy o podłożu lewicowym: pacyfiści żądający rozbrojenia i zaprzestania pomocy Ukrainie, ekolodzy lobbujący za wygaszaniem energetyki jądrowej, czy orędownicy budującej podziały poprawności politycznej doprowadzanej do absurdu. Wszyscy oni – inspirowani, czy nie – osłabiają monolit, jakim jeszcze do niedawna jawił się Zachód. A my, bijąc na alarm na widok kamratów przypominamy chłopca z bajki, który krzyczał „Wilki, wilki!” tak długo, aż nikt nie przyszedł mu na pomoc, gdy pojawiły się prawdziwe.

Zagrożeń szukajmy tam, gdzie dotąd nie zaglądaliśmy, a nie tam, gdzie ich nie ma – choć i w te zakamarki starajmy się spoglądać regularnie. Nie dajmy się jednak odciągnąć głośnymi nagłówkami od prawdziwych problemów.

Maciej Serżysko

Tekst ukazał się w nr 2 (438), 30 stycznia – 15 lutego 2024

X