Gdy trzeba odnaleźć zaginioną osobę, żyjącą lub martwą, bliscy zwracają się do Pawłogradzkiego kynologicznego oddziału poszukiwawczego ANTARES w obw. dniepropietrowskim. Ośrodek opracował unikalną metodę poszukiwania, która okazała się nadzwyczaj skuteczna i sprawdziła się w praktyce setki razy. Trudną codzienność oddziału w czasie wojny i pomoc organizacji zza granicy przedstawię dziś Czytelnikom „Kuriera Galicyjskiego”.
Mróz, zamieć, silny wiatr, zwalający z nóg. Łapy psów krwawią, ludzie i zwierzęta przemarzli przy pokonywaniu zwałów oblodzonych cegieł, ułamków muru i ostrego zbrojenia betonu wśród rozbitych domów. W takich niezwykle trudnych warunkach tej zimy pracują członkowie Pawłogradzkiego kynologicznego oddziału poszukiwawczego ANTARES. Tak było na początku stycznia, gdy wspólnie z ratownikami i policją wyjechali na tereny rejonu pokrowskiego obw. donieckiego, by zidentyfikować ofiary rosyjskiego ostrzału rakietowego, który miał miejsce 6 stycznia br.
![](https://kuriergalicyjski.com/wp-content/uploads/2024/02/Antares-4-of-5.jpg)
Wynik – zginęło 11 cywilów
– Mechanizm naszych prac poszukiwawczych wygląda mniej-więcej tak: gdy psy ANTARESA lub ratownicy odnajdują ciało ofiary, dołączają się śledczy i kryminolodzy z policji – wyjaśnia Aleksandra Hawryłenko, kierownik wydziału prasowego policji donieckiego obwodu. – Prowadzone są oględziny szczątków, pobierany jest materiał biologiczny, by później przy pomocy analizatora genetycznego ANDE 6C zidentyfikować ofiary.
Akcja poszukiwawcza w rej. pokrowskim trwała trzy doby. Żywych ofiar ostrzału nie odnaleziono. W ruinach odszukano ponad setkę fragmentów ludzkich szczątków. Wszystkie zostały zidentyfikowane. Ostrzał rakietowy zabrał życie 11 osób, w tym 5 dzieci. Najmłodsza ofiara miała dopiero trzy latka.
Jak twierdzi kierownik Oddziału poszukiwawczego Łarysa Borysenko, takie wyjazdy w poszukiwaniu żywych lub zmarłych zdarzają się stale. W ubiegłym roku wolontariusze ANTARESA ze swymi pomocnikami przebywali prawie 150 dni w akcjach na terenach całej Ukrainy.
Ratują żyjących, odnajdują zmarłych
Opracowana przed dziesięciu laty przez kynologów oddziału metoda została wielokrotnie sprawdzona w praktyce. Okazała się nadzwyczaj skuteczna. Często wolontariusze z ANTARESA są ostatnią nadzieją, ich zwierzęta są wytresowane na poszukiwanie zarówno ludzi żyjących jak i zmarłych. Potrafią odszukać szczątki dowolnego terminu zalegania.
– Nasz Pawłogradzki kynologiczny oddział poszukiwawczy jest organizacją społeczną, działającą na zasadach wolontariatu – opowiada Łarysa Borysenko, kynolog z 40-letnim stażem. – Założyliśmy go w 2008 r. w celu poszukiwania ludzi, którzy ucierpieli wskutek katastrof środowiska naturalnego. Często trafiały się przypadki, gdy zapraszano nas już za późno i odnajdywaliśmy jedynie nieżyjące ofiary. Wówczas zrozumieliśmy, że nasze psy musimy szkolić bardziej uniwersalnie – tak, by potrafiły odszukać żywych, zmarłych i fragmenty ciał. Każda ofiara powinna zostać odnaleziona i godnie pochowana – to jest szacunek dla zmarłych.
Według Łarysy metodę poszukiwania i wzorce „zapachów śmierci” do tresury psów wolontariusze ANTARESA opracowali sami. Wyniki tresury przewyższyły oczekiwania – kudłaci poszukiwacze nauczyli się odnajdywać zmarłych i fragmenty ciał zalegających nawet przez sto lat. Zdarzały się przypadki, że mądre pieski odnajdywały ludzkie szczątki na głębokości 1,5-2 m. Najlepszy okazał się w tym belgijski owczarek Sparki, którego właścicielką jest Łarysa. Ma na swoim koncie odnalezione 3 osoby żyjące, 150 martwych i fragmentów ciał.
![](https://kuriergalicyjski.com/wp-content/uploads/2024/02/Antares-2-of-5.jpg)
Po komie i operacji – do pracy
Pawłogradzcy kynolodzy współpracują nie tylko z policją i służbami ratunkowymi. ANTARES jest jedyną w kraju organizacją kynologiczną, która we współpracy ze Sztabem Generalnym ZSU bierze udział w projekcie poszukiwania szczątków ciał poległych żołnierzy. Ekspedycje przebiegają często na terenach ostrzeliwanych przez wroga lub tam gdzie mają miejsce działania bojowe. Są one niebezpieczne i związane z ryzykiem dla życia wolontariuszy i ich futrzastych pomocników.
Podobny przypadek miała sama Łarysa Borysenko. Cudem uszła z życiem po ciężkim zranieniu, przeżytej komie i licznych operacjach. Pokonując ból, rozpacz i depresję po rehabilitacji, ta mężna kobieta odnalazła w sobie siły, by powrócić do ulubionych czynności.
– Było to 26 marca ubiegłego roku, przed 10 miesiącami – wspomina Łarysa. –Nasza grupa poszukiwała w obw. charkowskim ciał poległych, trafiliśmy w pułapkę – granat zdetonował, raniąc trzy osoby i psa Beszę. Byłam najciężej ranna. Gdy oprzytomniałam, nawet nie zdawałam sobie sprawy w jakim jestem stanie, ale przyrzekłam sobie, że powrócę do pracy. Nie przesadzając – było to dzieło mojego życia. To mnie motywowało. Dziś jestem inwalidą 2 grupy. Nadal przechodzę rehabilitację. Jest to bardzo trudne i bolesne, ale już jeżdżę na misje poszukiwawcze.
![](https://kuriergalicyjski.com/wp-content/uploads/2024/02/Antares-5-of-5.jpg)
Pieski, podnoszące nastrój
Oprócz działań poszukiwawczych, innym rodzajem działalności oddziału ANTARES jest kynoterapia lub wizyterstwo. Pawłogradzcy kynolodzy ze swymi futrzastymi pomocnikami od 2009 roku działają w centrach rehabilitacji, domach dziecka, szkołach dla dzieci specjalnej troski. Od niedawna są bardzo oczekiwani na oddziale fizycznej i rehabilitacyjnej medycyny szpitala nr 4 w mieście Dnipro. Specjaliści zakładu pomogli Łarysie w jej szybkim powrocie do normalnego życia. Kudłaci asystenci poprawiają nastrój pacjentom oddziału.
– Pieski podobają się, emocje są olbrzymie – dzieli się wrażeniami Wiktoria Parchomenko, pacjentka oddziału. – Darzą nas swą pozytywną energią! Tego właśnie potrzebują pacjenci szpitala – tacy jak my. Ich obecność sprzyja zdrowieniu! Te miłe stworzenia robią wielką sprawę.
Łarysa opowiada jak już od chwili wybuchu wojny ANTARES wsparli przyjaciele zza granicy. Z Niemiec przysłano śpiwory, karimaty i profesjonalny sprzęt poszukiwawczy, obuwie dla piesków przekazano z USA i Słowacji. Nie zapomnieli o nich również przyjaciele z Polski.
– W rozwiązaniu wielu problemów pomogli nam koledzy z Polski – mówi Łarysa Borysenko. – Przekazali nam odzież, obuwie i termobieliznę dla kynologów. Jest to ważne, bo pracujemy w każdych warunkach. Nasze psy otrzymały karmę i sprzęt. Dziękujemy Polakom, że nie pozostawili nas samych w tych trudnych chwilach.
Obecnie oddział poszukiwawczy posiada 10 uniwersalnie wytresowanych psów. Są zdolne do poszukiwania żywych ofiar i ciał zmarłych czy ich fragmentów. Kolejne 5 piesków przechodzi intensywne szkolenia, a 4 są tresowane w poszukiwaniu osób żyjących. Do wizyterstwa przygotowujemy też 10 piesków. Jest to bardzo ważna działalność, więc dalszy rozwój naszego kynologicznego oddziału w Pawłogradzie wciąż trwa.
Ludmiła Pryjmaczuk
Tekst ukazał się w nr 2 (438), 30 stycznia – 15 lutego 2024