Strach przed odpowiedzią Fot. Radovan Stoklasa / / Forum

Strach przed odpowiedzią

Jeszcze do niedawna mianem najbardziej prorosyjskiego polityka w Unii Europejskiej wiele osób określało prezydenta Węgier Viktora Orbana, ale od pewnego czasu wyrasta mu silny konkurent. Coraz częściej to z ust premiera Słowacji Roberta Fico padają słowa, z których mogą cieszyć się Rosjanie. Choćby te, że warunki zakończenia wojny w Ukrainie podyktuje Moskwa, a nie Bruksela.

Fico powiedział też, że jakkolwiek członkostwo Słowacji w UE niesie ze sobą wiele korzyści, to nie sposób nie zauważyć minusów, wśród których jest blokowanie swobodnej dyskusji o tym, co dzieje się w Ukrainie. Ze jego słów można wywnioskować, że panuje swoista zmowa milczenia i choć z jednej strony politycy są świadomi realiów, to ucinają wszelkie debaty na ten temat. Zasugerował tym samym, że Bruksela robi dobrą minę do złej gry i zdaje sobie sprawę z tego, że Zachodowi nie udało się pokonać Rosji rękoma Ukraińców, z wykorzystaniem broni i środków finansowych wysyłanych do Kijowa. Dlatego też słowacki rząd, powołany 25 października 2023 roku, zadeklarował, że jedyną pomocą, jaką jest gotów zaoferować Ukrainie, jest wsparcie humanitarne. W ten sposób Bratysława nie będzie przyczyniać się do przedłużania konfliktu zbrojnego, a jak twierdzą rosyjskie media, Fico chce, aby Słowianie przestali się zabijać ze względów geopolitycznych.

W wywiadzie udzielonym „Prawdzie” słowacki premier dodawał, że już w 2022 roku Zachód „co najmniej dwukrotnie” nie pozwolił Ukraińcom na zawarcie rozejmu pragnąc, by „ukraiński żołnierz przyniósł mu głowę rosyjskiego niedźwiedzia na tacy”. Taka wypowiedź doskonale wpisuje się w kremlowską narrację, przedstawiającą Ukrainę jako państwo wykonujące polecenia zachodnich sojuszników, de facto wykorzystywane przez Unię Europejską i NATO. Ma ona być kozłem ofiarnym, bezwolnym i nieświadomym tego, że za cenę życia Ukraińców Zachód chce zniszczyć Rosję militarnie i gospodarczo, doprowadzić do jej izolacji na arenie międzynarodowej, a następnie rozbić. Jako preludium do tych działań wskazywany jest Euromajdan, do którego zapewne nie doszłoby, gdyby nie polityka Kijowa wobec społeczności rosyjskiej nad Dnieprem i wpływ Stanów Zjednoczonych.

Tymczasem Moskwa przeciwstawiła się tym zakusom, choć zdaniem Fico jej błędem było rozpoczęcie pełnoskalowej wojny bez mandatu międzynarodowego. Nie zmienia to faktu, że Rosja nie jest tak słaba, by przegrać, a Ukraina nie jest w stanie przeprowadzić skutecznej kontrofensywy. Mało tego, w opinii słowackiego polityka Zachód przyczynił się wręcz do osłabienia Kijowa, za sprawą pomocy, od której stał on się całkowicie zależny.

Z kolei Rosja pod ciężarem sankcji zaczęła poszukiwać dróg do usamodzielnienia się, znalazła nowych sojuszników, dostawców i odbiorców. Dzięki temu jej gospodarka dostosowała się do nowych warunków, a kurs rubla, choć nie jest najlepszy, już w kwietniu 2022 roku wrócił do stanu sprzed wybuchu wojny. Dwa miesiące później był najmocniejszy od siedmiu lat. Podwyżka stóp procentowych, po osłabieniu waluty jesienią 2023 roku sprawiła, że kurs rosyjskiej waluty ponownie udało się uratować.

Czy w takim razie Robert Fico może mieć rację, że jedynym sposobem, aby ocalić życie tysięcy Ukraińców, ale i unijne fundusze, jest jak najszybsze podjęcie rozmów z Kremlem (który nawiasem mówiąc ma dziś mocniejszą pozycję negocjacyjną) i zakończenie wojny? W jego ocenie „antyrosyjska demagogia” jest nierozsądna i przynosi jedynie kolejne tragedie i problemy.

Fico, podobnie jak Orban, sprzeciwia się zbliżeniu Ukrainy z NATO, co z łatwością może tłumaczyć obawą przed eskalacją konfliktu, a jednocześnie tym, że Kijów i tak stoi na straconej pozycji. W tym kontekście zablokowanie wsparcia państw zachodnich jawi się niemal jak wybawienie przed wyniszczającą wojną. Taką, w którą uparcie wpychają Ukrainę „sojusznicy”, nawet, jeśli niektórzy z nich, jak minister spraw zagranicznych Łotwy Kriszjanis Karinsz zaczynają już zauważać, że nawet, gdyby Rosja przegrała, to wciąż będzie zagrażać Europie. Czy w tej sytuacji warto więc walczyć? Czy nie lepiej się dogadać?

W październiku 2023 roku 70% Słowaków sprzeciwiało się udzielaniu przez ich kraj pomocy militarnej Ukrainie. We wrześniu ponad połowa chciała widzieć triumf Rosji nad Ukrainą. Tylko 1/3 pytanych pragnęła zwycięstwa drugiej strony, z czego większość takich odpowiedzi padła w Bratysławie. Wcześniej, w lutym 2022 roku, odpowiedzialnością za napięcie na granicy Ukrainy z Rosją 44% Słowaków obarczało NATO i USA. Jedynie 33% widziało w tym winę Moskwy. I, co istotne, w październiku ubiegłego roku 70% badanych wyrażało przekonanie, że słowacki rząd lepiej traktuje uchodźców z Ukrainy, niż własnych obywateli.

Takie poglądy niewątpliwie zbieżne są z rosyjską narracją, co nie dziwi w kraju, w którym latem 2021 roku 55% mieszkańców wyrażało się przychylnie o Putinie. Więcej zwolenników miał on tylko w Bułgarii, 75%. Dla porównania, z Zełenskim sympatyzuje obecnie tylko 31% Słowaków. Skłania to do postawienia pytania, na ile skuteczna jest rosyjska propaganda właśnie na Słowacji i dlaczego ten kraj tak łatwo jej ulega. A ponadto – czy na pewno tylko tam Rosjanie zaszczepili wygodne dla nich poglądy? Zmęczenie wojną, coraz silniejsze przekonanie, że z Rosją nie sposób wygrać, brak świadomości, że klęska Kijowa wpłynie na sytuację na całym kontynencie są dziś charakterystyczne dla wielu państw. Przy tym z pozoru paradoksalne wydaje się, że kraje, które doświadczyły komunizmu, są dziś tak mało odporne na rosyjski przekaz. Być może po prostu Rosjanie doskonale znają mentalność ich obywateli i dlatego ich indoktrynacja jest tak skuteczna.

W tej sytuacji głosy, że rosyjskie wojska działają dziś na oślep, że popełniają całą serię istotnych błędów, a konieczność zakupu broni za granicą najlepiej dowodzi kryzysu, stają się mało wiarygodne. Zasiano w nas ziarno niepewności i dlatego nie może dziwić, że coraz częściej pojawiać się będą argumenty przemawiające za tym, by wojnę zakończyć, również dla dobra samych Ukraińców. Skoro i tak są skazani na klęskę, to po co odwlekać nieuniknione, za cenę ludzkiego życia i ogromnych zniszczeń?

*

W grudniu 2023 roku podczas telewizyjnej konferencji Władimir Putin stwierdził, że Robert Fico i Viktor Orban „nie są politykami prorosyjskimi, ale pronarodowymi”. Z wyjątkiem ich dwóch wszyscy inni są uzależnieni od Stanów Zjednoczonych. Słowa słowackiego polityka, który twierdzi, że stoi „po stronie Słowacji, zdrowego rozsądku i prawdy”, zdawały się potwierdzać słuszność oceny Rosjanina.

Czy jednak na pewno Fico nie jest prorosyjski? 10 stycznia bieżącego roku oświadczył, że jest zwolennikiem normalizacji stosunków z Rosją. Wcześniej przekonywał, że prezydent Zuzana Čaputová jest amerykańską agentką i porównał wojska NATO stacjonujące w jego ojczyźnie do Wehrmachtu, a o Zełenskim mówił, że jest kłamcą i „szkodzi interesom Słowacji”. Należy też dodać, że Fico jest premierem kraju zależnego od rosyjskiego gazu (60% dostaw) i ropy naftowej (95%), a Słowacja „szczyci się” największą w całej Unii Europejskiej liczbą prorosyjskich mediów i stron na Facebooku. Czy istnieje związek pomiędzy tymi faktami a postawą Słowaków wobec Rosji? Trudno założyć, że go nie ma.

Czy z Rosją należy też wiązać zakup mieszkania, na które słowackiego premiera teoretycznie nie stać? Apartament w Bratysławie wyceniany jest na milion dolarów, podczas gdy Fico zarobił w ciągu ostatnich pięciu lat 272 000 euro. Wcześniej, jak podają media, jego roczne dochody sięgały 40 000 euro. Wątpliwości budzą także zasoby jego partnerki oraz powiązania z ludźmi oskarżanymi o nieuczciwe praktyki finansowe.

Tymczasem rosyjscy dziennikarze donoszą, że mieszkanie warte było tylko 509 000 euro, a polityk połowę kosztów pokrył z odszkodowań wypłaconych mu po wygraniu sporów z mediami w sądzie. Sam zainteresowany raczej podsyca, niż tonuje wątpliwości tak, jakby chciał przetestować swój elektorat i pokazać przeciwnikom, że nie będą w stanie mu zaszkodzić. Niewykluczone przy tym, że ma rację. Nie byłby to jedyny przypadek w byłym bloku wschodnim, gdy obywatele bronią polityka skorumpowanego, łamiącego prawo, czy okazującego jawną sympatię Putinowi. Nawet, jeśli wciąż nam trudno w to uwierzyć, dezinformacja i fałszywy przekaz okazują się być najlepszą bronią w walce ze zdrowym rozsądkiem, samodzielnym myśleniem, ale i demokracją. Populiści, „narodowcy”, ugrupowania skrajne cieszą się coraz większą sympatią wyborców, którzy za nic mają to, że są oszukiwani, a ich liderzy dbają przede wszystkim o własny interes.

Jak wielka w tym rola Rosji? To pytanie stawiać będziemy pewnie niejednokrotnie, zarazem coraz bardziej obawiając się odpowiedzi.

Agnieszka Sawicz

Tekst ukazał się w nr 2 (438), 30 stycznia – 15 lutego 2024

Prof. dr hab. Agnieszka Sawicz pracuje na Wydziale Historycznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, a z Kurierem Galicyjskim współpracuje od 2009 r. Zajmuje się historią współczesnej Ukrainy, polityką rosyjską i z pasją śledzi wszelkie fałszywe informacje. Lubi irlandzką muzykę, gorzką czekoladę i górskie wyprawy. Od 2013 r. jest też etatową wiedźmą, autorką ukazujących się w wirtualnej przestrzeni „Zapisków Wiedźmy”.

X