Wołyń 1943 – co dalej?

Wołyń 1943 – co dalej?

Zbliża się tragiczna 70. rocznica polsko-ukraińskiego konfliktu etnicznego na Wołyniu w 1943 roku. Wciąż pozostaje wiele pytań. I jeszcze więcej niewypowiedzianych słów. Dziesięć lat temu, przed 60. Rocznicą, grupa polskich i ukraińskich intelektualistów miała siłę i odwagę, by wypowiedzieć pierwsze słowa. Wypowiedzenie ich było najtrudniejsze.

Wydaliśmy wówczas numer specjalny czasopisma „Ji”. Zatytułowaliśmy go „Wołyń 1943 – walka o ziemię”. Po raz pierwszy umieściliśmy materiały o tragedii obu narodów. Teksty nie straciły aktualności, choć pojawiły się nowe opracowania. Ówcześni prezydenci Leonid Kuczma i Aleksander Kwaśniewski poparli inicjatywę intelektualistów. Podczas uroczystości odsłonięcia pomnika w Pawłówce/Porycku na Wołyniu prezydent Kuczma używał sformułowań, które zostały wypowiedziane przez polskich i ukraińskich intelektualistów.

Minęło 10 lat. Coraz mniej jest świadków tej tragedii, a coraz więcej osób spekulujących tamtymi wydarzeniami. Może się mylę, ale jednak wydaje mi się, że proces pojednania nie odbył się. W czasach prezydentury Juszczenki miało miejsce kilka symbolicznych gestów na poziomie prezydentów, ale z czasem wszystko się jakoś sformalizowało.

W społeczeństwach – i polskim i ukraińskim – wzrosły nastroje patriotyczne, zaczęły ukierunkowywać wektor rozważań o tragedii w inną stronę. Tak się dzieje w sytuacjach kryzysowych i czasach niepewnych. Ukraińska postpomarańczowa katastrofa, kryzys w Unii Europejskiej, światowy kryzys ekonomiczny. Coraz więcej jest zwolenników pokazania prawdy, która nie wygląda tak, jak chciały by to widzieć „siły patriotyczne” w obu krajach. Zaczęto ją nawet wypychać z debaty publicznej. Bicie się w piersi patriotycznym kopytem (które pochodzi od diabła) i wbijanie klina pomiędzy Polskę i Ukrainę – stało się znakiem firmowym wielu polityków, działaczy społecznych, cerkiewnych, a nawet całych kręgów politycznych. Nałożyło się na to naturalne zmęczenie Ukrainą i brakiem jej stanowiska w tej kwestii i w wielu innych sprawach. Ludzie przyjaźnie nastawieni wobec Ukrainy i sami Ukraińcy są zmęczeni. To właśnie wtedy nadchodzi czas bestii, która tylko czeka na rozszarpanie lub przynajmniej urwanie swego kawałka. Są tacy, którzy nie wiedzą co czynią, ale inni wiedzą doskonale, bo są na służbie.

Zmęczyli się też ci, którzy mieszkając poza Ukrainą i nie będąc Ukraińcami, próbowali ją ratować. Po raz kolejny podejmują za nas pracę; trud, który powinniśmy wykonać my sami. Tylko my możemy pokonać trudną drogę przyznania się do winy i wyrażenia żalu za popełnione występki. Problem Wołynia 1943 roku nie jest kwestią naszych stosunków z Polakami. Jest to kwestia naszego sumienia – jeżeli przyznajemy się do przynależności do narodu ukraińskiego i do ciągłości jego historii.

Ktoś drobiazgowy będzie się czepiać: niech „oni”, jacyś „oni”, żałują pierwsi, a potem dopiero my. Lub „…był to odwet za to, że…”. Że ktoś w średniowieczu nadszczerbił miecz o nasze Złote Wrota, czy pierwszy rozpoczął czystki etniczne na Ziemi Chełmskiej. Może być też odwrotnie – to oni rozpoczęli od aktów terrorystycznych, od zabójstw ministrów – to strona polska.

Ktoś sprowadza walkę z dziećmi i kobietami do regularnej wojny. Ale, moi drodzy bracia i siostry – i jedni, i drudzy – nie walczy się z kobietami i starcami. To nie jest wojna. To – rzeź. Ktoś powie, że stało się tak samo przez się – nikt nie wydawał rozkazów, bo nie znaleziono papierów. Przynieście papiery, a wtedy przeprosimy (dodajmy, że przez zaciśnięte zęby). Ale czy jest w tym szczery żal? A przecież On widzi to wszystko. Jest jeszcze cały szereg pytań, na które bez żalu za grzechy nie będzie logicznych odpowiedzi. Bo jak to się stało, że wszystko rozpoczęło się jednego dnia, niby na znak niewidzialnego dyrygenta? I nikt nie zatrzymywał przerażających młynów śmierci. Dlatego jest to naszą, Ukraińców, rzeczą: pokonanie tej drogi. A Polacy niech idą swoją, to kwestia ich sumienia i ich rozliczeń z Najwyższym. Nie mówię o politykach, lecz o ludziach.

Rzeź według oznak etnicznych – obojętne, czy była odpowiedzią na zbrodnie, czy nie – trzeba nazwać po imieniu. A w przypadku Wołynia w 1943 roku tak właśnie było. Jeśli nawet była to prowokacja nazistów, czy prowokacja sowietów lub jednych i drugich pospołu; jeśli był to odwet za rzezie na Ziemi Chełmskiej, czy też odpowiedź dla emigracyjnego rządu polskiego, który widział Polskę w granicach 1939 roku; jeśli była to pomyłka ukraińskich sił politycznych – była to rzeź. Nie wchodzę tu w prawne lub polityczne oceny (ludobójstwo czy też nie, wzajemna rzeź etniczna czy rzeź jednostronna), pozostawiam je fachowcom – nie jestem sędzią ani specjalistą od kwestii ludobójstwa – ale z całą pewnością była to rzeź. I my, Ukraińcy, którzy uważamy, że obecna Ukraina powstała dzięki walkom wyzwoleńczym w latach 1940-1950, musimy to wyraźnie powiedzieć. Dlatego mówię dziś – na Wołyniu w 1943 roku, my Ukraińcy, uczyniliśmy ludobójstwo i rzezie. Kontynuacją była rzeź w Galicji.

Rozumiem, że to stwierdzenie będą wyrywać z kontekstu i ukraińscy, i polscy „patrioci”. Będą udawali, że nie rozumieją o co chodzi. A przecież to zdanie w domyśle będzie mówiło i o rzeczy innej – o tym, że ktoś z Polaków ma powiedzieć to samo – na Ziemi Chełmskiej i na samym Wołyniu, my Polacy, dokonaliśmy rzezi obojętnie czy była odpowiedzią czy też nie. Jest jeszcze Galicja, a po wojnie Nadsanie, Łemkowszczyzna, znów Chełmszczyzna, „Akcja Wisła”. Nie ważne czyja rzeź była większa lub mniejsza. Tylko łajdak może się pogodzić z hektolitrami przelanej krwi.

Najbardziej porażającą była prawie „radosna” relacja abp Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie Mieczysława Mokrzyckiego o tym, że nie będzie wspólnego oświadczenia ukraińskich katolików z kościoła rzymskokatolickiego i cerkwi greckokatolickiej. Bo zbyt różnią się ich stanowiska. Jakie stanowiska – polityczne czy historyczne? Kościoły nie są powołane do dawania ocen politycznych, ich zadaniem jest nawoływanie do miłości, przy tym nie tylko pomiędzy katolikami. Nie jest dobrze, że wiernych pozostawiono samym sobie. W 1943 roku tak było. Wydaje mi się, że jest to brak odpowiedzialności – pasterze nie porzucają swych trzód, kiedy dokoła straszą wilki, w skórze specjalistów od politycznych spekulacji i prowokacji. Jestem przekonany, że z takim „patriotyzmem” kościołowi nie jest do twarzy.

Sytuację trochę rozładowało „Słowo synodu biskupów Episkopatu Kijowsko-Halickiego Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej do wiernych i ludzi dobrej woli z powodu 70. rocznicy tragedii wołyńskiej”, które w niedzielę 17 marca ogłoszono we wszystkich grecko-katolickich świątyniach na świecie: „Stojąc na progu obchodów 70. rocznicy ukraińsko-polskiego konfliktu na Wołyniu, my, biskupi Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej, pragniemy dzisiejszym orędziem wyrazić nasze stanowisko w sprawie tych tragicznych wydarzeń. Wymaga tego od nas nie tylko chęć uczczenia niewinnych ofiar oraz solidarności w bólu z ich bliskimi, ale także troska o to, że manipulowanie okolicznościami tych wydarzeń na zamówienie polityczne i zacięte nieprzejednanie ludzkich serc pojedynczych osób albo grup mogą tylko rozdmuchać przygasły ogień narodowej wrogości (…)

Bratobójstwo lat 1942-43 na Wołyniu wymaga przede wszystkim oceny chrześcijańskiej, bo tylko ona może dać odpowiedź na dylematy moralne dotyczące tego konfliktu i uzdrowić pamięć. Bóg stworzył nas różnymi, więc nic dziwnego, że polski i ukraiński naród będą miały inną pamięć zbiorową o tych wydarzeniach. Będą miały także różną ocenę ich kontekstu historycznego oraz będą nadawały im różne nazwy” – czytamy w Słowie.

Myślę, że słowo pasterskie powinna też powiedzieć Ukraińska Cerkiew Prawosławna, bo rzecz dotyczy Wołynia. Tak więc nie wszystko wygląda tak źle. Przed rokiem, kiedy we Lwowie odsłaniano tablicę pamiątkową ku czci Jacka Kuronia – wybitnego polskiego inicjatora pojednania polsko-ukraińskiego – na Ukraińskim Katolickim Uniwersytecie odbyła się konferencja, w trakcie której ukraińska i polska inteligencja podpisała wspólną deklarację: „Na początku 2003 roku Jacek Kuroń napisał w liście do Myrosława Marynowicza: „…my i wy wyznajemy Ewangelię, w której Jezus zwraca się, jak wierzę, do każdego z nas: nie szukaj źdźbła w oku bliźniego, lecz belki w oku swoim. Zaś pomysł, że nakazy Ewangelii nie dotyczą stosunków między wspólnotami narodowymi, jest niechrześcijański i sprzeczny z duchem Ewangelii. Z tych powodów mówię do Was, jestem przekonany, nie tylko w swoim imieniu – wybaczcie nam”. Myrosław Marynowycz odpowiedział: „Przyjaciele-Polacy! Bracia w niełatwej drodze wytyczonej przez Bożą Opatrzność! Przebaczcie nam tak, jak potrafią przebaczać chrześcijanie: z najdalszych głębin serca, bez względu na okoliczności, nie mierząc porcji przebaczenia – przebaczcie z niezachwianą wiarą, że Bóg jest z tymi, kto potrafi przebaczać”. Te słowa zostały wypowiedziane w przededniu 60. rocznicy antypolskiej akcji Ukraińskiej Powstańczej Armii na Wołyniu…

Zbliżająca się 70 rocznica antypolskiej czystki na Wołyniu powinna służyć pojednaniu, a nie pogłębianiu niechęci pomiędzy naszymi narodami. Bądźmy świadomi odpowiedzialności spoczywającej na naszych barkach i szansy, która jest przed nami…

Taras Wozniak
14 marca 2013 roku, Lwów (tekst w wersji polskiej zamieszczamy bez skrótów i komentarzy)
Tekst ukazał się w nr 7 (179) 16 – 25 kwietnia 2013

Info:
Taras Wozniak – ukraiński publicysta, redaktor naczelny niezależnego kwartalnika „Ji” („Ї”).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X