Wokół obrony Lwowa – 1920 i 1939 fot. Wojciech Jankowski

Wokół obrony Lwowa – 1920 i 1939

Przede wszystkim należy zauważyć, że te dwa wydarzenia, obronę Lwowa w roku 1920 i w roku 1939, oddziela krótka, acz ważna epoka – tzw. „dwudziestolecie międzywojenne”. Przez 19 lat świat się bardzo zmienił. Już chociażby z tego powodu łączenie dwóch „obron” (1920 r. i 1939 r.) w ramach jednego zagadnienia jest sprawą niełatwą.

Właściwie jedynym, bezsprzecznie łączącym je elementem jest to, że odnoszą się one do miasta, które dla państwa polskiego (między innymi dzięki wydarzeniom z lat 1918–1920) stało się szczególnym symbolem – Leopolis Semper Fidelis (Lwów zawsze wierny).

Łączenie tych dwóch wydarzeń jest tym trudniejsze, że miały one różne wymiary i różne znaczenie. Odsiecz Lwowa w 1920 roku była wydarzeniem rangi strategicznej, a nawet geopolitycznej. Wtedy utrzymanie Lwowa było swoistym „być albo nie być” dla odradzającej się Polski. Tymczasem obrony Lwowa w roku 1939 w kontekście wcześniejszych i późniejszych wydarzeń kampanii wrześniowej – z całym szacunkiem dla męstwa polskiej armii – nie sposób ocenić inaczej jak walki o honor Wojska Polskiego, której jedynym realnym efektem było wywalczenie swobody wyboru komu poddać miasto – hitlerowcom czy bolszewikom.

Mówiąc o wydarzeniach roku 1920 trzeba podkreślić, że czerwcowo-sierpniowe walki o Lwów i Galicję Wschodnią należy rozpatrywać jako integralną część kulminacyjnej fazy wojny polsko-bolszewickiej, będącej równocześnie wojną ukraińsko-bolszewicką. Były one najważniejszym (zaraz po Bitwie Warszawskiej), najsłynniejszym i przez całe dwudziestolecie międzywojenne najczęściej wspominanym epizodem, a przy tym jedynym bojem Frontu Południowego, który zyskał taką sławę. Dla zrozumienia wagi (dla całości wojny) wydarzeń na tym froncie warto wspomnieć, że w trakcie zwycięskiego „marszu na zachód” latem 1920 roku w bolszewickim kierownictwie starły się dwie strategie przeniesienia rewolucji z Rosji do Europy zachodniej. Pierwsza z nich, której zwolennikami byli Lenin i Trocki, przewidywała przeprowadzenie głównego natarcia bolszewickich wojsk w centralnej części ówczesnego frontu – przez Warszawę do Berlina. Druga, którą forsował Józef Stalin, przewidywała natarcie Armii Czerwonej na południowym odcinku frontu – przez Galicję na Rumunię, Węgry, południowe Niemcy i północne Włochy, gdzie jeszcze panowały silne prokomunistyczne nastroje i można było się spodziewać, że tamtejszy proletariat wesprze bolszewików.

Z emocjonalnych przyczyn (błyskotliwe i jednoznaczne polsko-ukraińskie zwycięstwo) zajmujący się tamtą wojną historycy, publicyści i twórcy (np. filmowcy) koncentrują swoją uwagę na kierunku „warszawsko-berlińskim”, Bitwie Warszawskiej („Cud nad Wisłą”) i klęsce frontu Tuchaczewskiego. Zapominają, a nawet pomijają fakt istnienia równoległej, drugiej, „południowej” koncepcji strategicznej i, co więcej, przemilczają to, że Stalin (wówczas komisarz Frontu Południowego) zdominował dowodzącego tym frontem Jegorowa i niezależnie od rozkazów Moskwy usiłował swoją koncepcję zrealizować. Dopiero pamięć o tym daje możliwość obiektywnej oceny znaczenia walk na południowym odcinku frontu polsko i ukraińsko-bolszewickiego dla końcowego rezultatu wojny 1920 roku. I właśnie w tym kontekście można, a nawet trzeba mówić o wkładzie Armii Czynnej Ukraińskiej Republiki Ludowej we wspólne zwycięstwo nad bolszewikami, nie zawężając historii tej wojny do „Cudu nad Wisłą”. Oczywistym przecież jest, że bez wydarzeń na froncie południowym skutki zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej nie byłyby tak jednoznaczne i ostateczne. Jest też wielce prawdopodobne, że nawet poniósłszy klęskę pod Warszawą, a nie spotkawszy oporu na południu, bolszewicy spróbowaliby zrealizować drugą, „stalinowską” strategię przeniesienia „płomienia światowej rewolucji” na Zachód.

Zrozumienie tego pomaga w nakreśleniu bardziej obiektywnego obrazu wojny Polski i Ukrainy z bolszewikami w 1920 roku, w tym nie pozwala sprowadzać wkładu ukraińskich wojsk we wspólne zwycięstwo jedynie do epizodu pod Zamościem i umiejętnego dowodzenia obroną miasta przez pułkownika Marka Bezruczkę. Z analizy dokumentów i wydarzeń wynika jednoznacznie, że los Polski i Europy w 1920 roku decydował się w równej mierze zarówno na „warszawskim”, jak i na „galicyjskim” odcinku frontu. Nie jest to prawda powszechnie znana, a bohaterstwo wojsk ukraińskich broniących terenów galicyjskich na pozycjach wzdłuż rzeki Dniestr – od Halicza do Chocimia – zasługuję na większą, niż dotychczas, uwagę i szacunek. W broniącym flanki wojsk walczących pod Warszawą Froncie Południowym oddziały ukraińskie, którymi dowodził generał M. Omelianowicz-Pawlenko, stanowiły około 50% sił sojuszniczych. Tym samym losy kampanii 1920 r. w znacznym stopniu zależały od postawy i działań Głównego Atamana Symona Petlury oraz dowództwa i żołnierzy Armii Czynnej URL, która (jak się później okazało) walczyła wtedy jedynie o honor swojego oręża.

Waga i wkład ukraińskich żołnierzy został zauważony i doceniony przez ówczesnych polskich dyplomatów. W jednym z listów pracownika polskiego MSZ Kajetana Morawskiego (do Erazma Piltza – posła RP w Pradze), datowanym 16 lipca 1920 r., czytamy: „O ścisłe wiadomości z frontu dość trudno. Zdaje się jednak, że na południu Rydz Śmigły opanował sytuację i utrzyma linię Zbrucza. Duża w tym zasługa oddziałów ukraińskich, które nawet w czasie odwrotu nie utraciły zimnej krwi i przewyższając dyscypliną znacznie nasze wojska biją się po bohatersku. W najkrytyczniejszej chwili powstrzymała pochód Czerwonych Gwardii na Galicję ukraińska legia oficerska, opłacając to stratą 350 oficerów zabitych lub ciężko rannych. Co za ironia dziejów!” (J. Tomaszewski, Rzeczpospolita wielu narodów, Warszawa 1985, s. 75). Należy także podkreślić postawę Symona Petlury, który słowa danego Piłsudskiemu w najgroźniejszych dla Polski chwilach wiernie dotrzymał. Chodzi o sytuację z początku września 1920 r., kiedy to Ataman Naczelny jednoznacznie odrzucił propozycję szeregu wpływowych osób (ze środowiska wojskowego) by wycofać Armię URL z frontu nad Dniestrem i schronić ją w Karpatach, tak, by nie bronić Galicji dla Polski, ale otworzyć Armii Czerwonej bramę przez Rumunię i Węgry na zachód i w ten sposób sprowokować nową wojnę Ententy z bolszewikami. Wtedy, zdaniem owych wyższych oficerów ukraińskich, kraje zachodnie byłyby zmuszone nie tylko wziąć pod uwagę ważne strategiczne znaczenie Armii URL, a poddałyby również rewizji Traktat Wersalski z uwzględnieniem interesów Ukrainy. Jednak Petlura nie przyjął tej propozycji, nie chciał, jak jednoznacznie stwierdził, dopuścić się „zdrady sojusznika” (J. Konowałeć, Pryczynky do istoriji Ukrajinśkoji Rewoluciji, [w:] Korpus Siczowych Strilciw. Wojenno-istorycznyj narys, Chicago 1969, s. 446).

W wojnie 1920 roku, w bojach na Froncie Południowym szczególne znaczenie (tak strategiczne, jak i propagandowe) miała obrona Lwowa. Istotny w niej udział wzięli polscy mieszkańcy miasta, ochotnicy (około 20 tys. osób), a symbolem ich bohaterstwa stała się heroiczna obrona (dowódca kpt. Zajączkowski) stacji kolejowej w Zadwórzu (przedpole obrony Lwowa). Ukraińcy przyrównują ją często do wchodzącej do „panteonu chwały” ukraińskiego oręża bitwy stoczonej pod Krutami. O ile polscy mieszkańcy Lwowa w 1920 roku ruszyli tłumnie do obrony miasta, o tyle o znaczącym uczestnictwie lwowskich Ukraińców w walce z bolszewikami mówić trudno, gdyż ich liczebność w szeregach obrońców była minimalna. Nie należy się w tym dopatrywać niczego dziwnego – regularnych wojsk Armii Czynnej URL we Lwowie nie było (broniły innych odcinków Frontu Południowego), zaś miejscowi Ukraińcy, mieszkańcy Lwowa, niedawno przegrali z Polakami wojnę o to miasto. Co gorsza – o czym świadczą wspomnienia świadków tych czasów – porażka ta miała poważny, demoralizujący wpływ na ukraińskie środowisko galicyjskie; starsze pokolenie stało się prorosyjskie, a młodsze zrobiło się podatne na ideologie bolszewicką. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można więc stwierdzić, że znacznie więcej Ukraińców – naddnieprzańskich, kubańskich, dońskich – szturmowało Lwów w szeregach Armii Czerwonej. Np. zgodnie z danymi z 1920 roku żołnierze narodowości ukraińskiej stanowili niemal sześć procent (5,87%) „bojców” Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej (podczas gdy Polaków było w niej mniej niż 1 procent (0,78%) (Itogi perepisi Krasnoj Armii i Fłota, 28 awgusta 1920 goda, [w:] Trudy CSU, t. XIII, wyp. 2, s. 52–53, 60).

Rogatka Gródecka. Polscy i niemieccy parlamentarzyści we wrześniu 1939 roku (NAC)

Natomiast obrona Lwowa w roku 1939, w odróżnieniu od roku 1920, nie miała już żadnego znaczenia strategicznego. Była to raczej sprawa honoru garnizonu miasta i jego polskich mieszkańców – sytuacja militarna Polski była bowiem wtedy (zwłaszcza po 17 września) już beznadziejna. Ludność ukraińska – przeważnie inteligencja – w obliczu zbliżającej się katastrofy II Rzeczypospolitej zachowywała się biernie. O nastrojach panujących wówczas wśród wykształconych środowisk galicyjskich Ukraińców świadczą m.in. wspomnienia znanego działacza społecznego i politycznego Osypa Nazaruka. Pisał on, że 22 września 1939 r., będąc w gronie innych działaczy ukraińskich, przyglądał się anarchii, która ogarnęła wojsko polskie oraz społeczeństwo Lwowa. Któryś z jego towarzyszy „głośno i z ulgą odetchnął, mówiąc: „Niech już będzie, co będzie, dobrze jednak, że skończyło się polskie uciemiężenie!”. Jednak pełnej radości z tego faktu nie było widać: odczuwalny był jakiś niepokój. Jednym słowem, uczucia były podzielone” (O. Nazaruk, Zi Lwowa do Warszawy, Lwów 1995, s. 14). Co prawda, inne świadectwa inaczej mówią o postawie Ukraińców. Tak na przykład ówczesny wojewoda lwowski Alfred Biłyk na posiedzeniu Wojewódzkiego Komitetu Pomocy i Opieki Społecznej, dnia 5 września 1939 r., mówiąc o wynikającym z agresji niemieckiej wspólnym dla Polaków i Ukraińców niebezpieczeństwie, stwierdził m.in., że ze strony wielu Ukraińców da się zauważyć przejawy gorącego patriotyzmu. Konkludował, iż dla wszystkich mieszkańców Lwowa sprawa jest jasna – „bądź zwyciężymy, bądź nie będziemy istnieć” (W. Hołubko, Lwiw i lwiwjany w 1939 roci: perszi wojenni budni, [w:] Ukrajina. Kulturna spadszczyna, nacionalna swidomist’, derżawnist’. SCRIPTA MANET. Juwilejnyj zbirnyk na poszanu Bohdana Jakymowycza, Lwów 2012, s. 234). Pierwsza sowiecka okupacja w pełni potwierdziła te słowa.

Dziś w społeczeństwie ukraińskim wiedza o obronach Lwowa przed bolszewikami i hitlerowcami w roku 1920 i 1939 jest nikła, mówiąc wprost – żadna. Historycy powinni więc coś zrobić, by zmienić tę sytuację. Nie ulega bowiem wątpliwości, że ewentualne zajęcie Lwowa w roku 1920 przez bolszewików miałoby katastrofalne skutki nie tylko dla Polaków, ale także i dla Ukraińców. Potwierdzają to wydarzenia lat 1939–1941. Jak się wtedy okazało, „panśka Polszcza” choć i nie bez racji była uważana przez większość swych ukraińskich obywateli za „macochę”, jednak traktowała ich w sposób znacznie bardziej tolerancyjny i lojalny, niż „wielki brat” ze Wschodu. O tym należy pamiętać!

prof. Bohdan Hud’
Tekst ukazał się w nr 25 (365), numer specjalny

Całą dyskusję można obejrzeć tu:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X