Wojna trwa

To nie będzie tekst świąteczny. Przepraszam, ale nie! Przyczyn tego, że nie „dopasuję się” do świątecznej atmosfery, jest wiele.

Najważniejszą z nich jest ta, że trwa wojna i niestety, Święta Bożego Narodzenia, nawet najpiękniejsze, nawet najcieplejsze, nawet jeśli będą pełne miłości i radości – jej nie zatrzymają. Chciałbym by zatrzymały, ale nie – to tylko moje (i zapewne wielu) pragnienia. Wojna trwa i, obawiam się, trwać będzie jeszcze długo.

Zapewne już wszyscy zauważyli – piszę „trwa wojna”, a nie „trwa wojna w Ukrainie”. Mam ku temu powody. Tym razem piszę o wszechogarniającej wojnie informacyjnej. Wojnie, która toczy się w intrenecie, radiu, telewizji, gazetach, rozmowach i myślach naszych. Wojnie, w której kłamstwo, pomówienie, manipulacja, nienawiść i głupota są tak samo śmiertelne jak kule i granaty. Wojnie, której tamta wojna w okopach, na wschodzie Ukrainy, jest (poniekąd) dzieckiem. Wojnie, która zagraża wszystkim, nawet tym którzy od ukraińskiego pola boju żyją daleko.

Jestem Polakiem, mieszkam na Ukrainie. Kocham obie. Cóż, nic na to nie poradzę – tak jest i tyle. Obie są w sercu moim. Gdy o Nich opowiadam, gdy wyjaśniam jak to możliwe kochać obie jednocześnie, mówię: Polska to Matka, Ukraina to Żona. Prawdziwy mężczyzna potrafi kochać obie i się tego nie wstydzi. Ze mną tak jest właśnie. Jest więc chyba naturalnym, że tak jak w rodzinie, pragnę by obie (Polska i Ukraina) żyły w zgodzie, pragnę by się wspierały, pragnę by się rozumiały, były sobie życzliwe. I nie są to naiwne, dziecięce pragnienia. Wiem, że to możliwe. Wiem co dla tego potrzebne. Walczę o to od lat. Wiem też, że nie jestem sam – wiem, że wielu „polskich Ukraińców” i „ukraińskich Polaków” myśli, czuje, pragnie podobnie. Wiem, że wielu Polaków i Ukraińców także.

Nie jest więc chyba dziwne, skoro „dwie miłości” mieszkają w sercu moim, że w wojnie o której piszę, najbardziej mnie bolą, męczą, irytują, w rozpacz i depresję wpędzają chwile, w których animatorzy tej wojny Polskę i Ukrainę ze sobą zderzają. Ja wiem i rozumiem, że w polsko-ukraińskiej historii, w dniu naszym dzisiejszym, a także w przyszłości i w marzeniach naszych jest wiele co nas różni i różnić może. Są sprawy, są problemy ostre, bolesne, niezagojone. To wszystko jest. I wcale nie chodzi mi o to by tego nie zauważać, nie pamiętać, nie przewidywać, nie oceniać. Można, trzeba, należy! Problem w tym jak to się robi!

Ci, którzy polsko-ukraińską wojnę prowokują, którzy szukają w niej korzyści, pokazują nam obraz polsko-ukraińskiego świata nie tylko czarno-biały, ale jeszcze i nieprawdziwy. W tym świecie nie ma dobra – jest tylko zło, w tym świecie nie może być miłości – najważniejsza jest nienawiść, w tym świecie nie ma delikatności i współczucia – panoszy się arogancja i chamstwo. I – co ciekawe i znamienne – są dwa świata tego obrazy. Jeden demonstrowany jest Ukraińcom. Na tym obrazie to Polska i Polacy są źli i podstępni. To my jesteśmy źródłem wszelkiego zła i nieszczęść. To my jesteśmy zadufani, chciwi, pełni kompleksów, mściwi, pełni nienawiści. Drugi obraz, dokładną kalkę tego pierwszego, tylko z Ukrainą i Ukraińcami w roli głównej „serwowany” jest Polakom. Niestety, jakoś tak się dzieje, że te obrazy „wychodzą” w stosunkach polsko-ukraińskich na pierwszy plan.

Nie jest ważne, że Polska pierwsza uznała niezależność Ukrainy, nie jest ważne, że tysiące studentów, bez znaczenia wsparcie obydwu Majdanów, pomoc humanitarna, leczenie rannych (i nie tylko), finasowanie organizacji Ukraińców, gazet, odnawianie cmentarzy… Nic z tego! W tej wojnie ważne jest, że głupi celnik mandat za tryzub na karoserii wystawił, że jakaś grupka obraźliwe hasła wykrzykiwała, że ktoś flagę spalił, inny grób zniszczył. To na pierwszych stronach gazet, to w serwisach internetowych. Ja rozumiem, to wszystko miało, ma miejsce – nie można zaprzeczyć. Pytanie tylko – czy tylko to się dzieje? I jeśli się dzieje, to czy jest zachowaniem właściwym wszystkim Polakom? Czy to jest powszechnie wspierane i chwalone? Nie? No właśnie o tym, że tak nie jest – w tej wojnie cisza kompletna.

Obraz drugi. Zero pozytywu. Wołyń, Wołyń, Wołyń. Czerwono-czarne flagi, pomniki Bandery i Klaczkiwskiego, święcenie siekier… Ani słowa o listach biskupów, kilkakrotnych przeprosinach, dosyć powszechnej do Polski i Polaków sympatii. Tak, są tacy, co nas nie lubią, co nas nawet nienawidzą – ale są to wyjątki (mieszkam tutaj, wśród Ukraińców i wiem). A pamiętać warto jaka jest wyjątku natura – nie jest on powszechny, a wyjątkowy, czyli nieliczny właśnie. Dalej – o rezygnacji z umieszczenia tablicy pamiątkowej ku czci dwóch Cichociemnych – larum i afera. O tym, że od tego czasu na Ukrainie zawisło kilkanaście innych tablic zawieszonych ku czci i pamięci Polaków – martwa cisza.

Profesor Przemysław Żurawski vel Grajewski w niedawno udzielonym wywiadzie słusznie zauważył, że animatorzy polsko-ukraińskiej wojny (rosyjska propaganda) nie tworzą wydarzeń. Oni świetnie wykorzystują to, co robimy my sami. Profesor ma rację! Ta propaganda rozdmuchuje nieistotne, rozpala wygasłe, zapełnia nasze dusze negatywnymi uczuciami. Tak, by Polacy i Ukraińcy reagowali na siebie alergicznie, z nienawiścią, z chęcią zadania bólu. I za każdym razem, gdy sobą powodować pozwalamy, gdy wpuszczamy do naszych serc zło – my tę wojnę przegrywamy. Przegrywa ją Polska, przegrywa Ukraina. W perspektywie – przegrywa Europa. Żeby być mniej teoretycznym w tych moich wywodach opiszę sytuacji parę.

„Wołyń”. Film, kontrowersje, dyskusja, uwielbienie, dzieło, oburzenie, krytyka… Jednym słowem niebywałe zamieszanie. I zamiast, niezależnie od oceny samego filmu, atmosferę uspokajać, dyskusję w stronę rzeczowości, wyników badań kierować – polska gazeta decyduje się wziąć na temat Wołynia wywiad z panem Jurijem Szuchewyczem. To świadome rozpalanie wojny! Zapewniam bowiem wszystkich, że każdy, kto nieco w polsko-ukraińskich sprawach się orientuje, wie, co o Wołyniu powie pan Szuchewycz. I wie, że nie będą to słowa wyważone i budujące. I nic nowego, oprócz obraźliwych insynuacji i rozpalenia kolejnego ogniska w pożarze i tak już buszującej wojny, od pana Szuchewycza się nie uzyska. Tymczasem – wywiad. Jedna z najpoczytniejszych w Polsce gazet, tygodnie przedruków i cytatów w internecie.

Po co to? Moim zdaniem, to część WEWNĘTRZNEJ, polskiej walki. Mało mam tutaj miejsca, by mą analizę dokładnie opisać, ale tak najkrócej – zapewne chodziło o wywołanie wrażenia, że przed waszymi rządami (nowych władz w Polsce) czegoś takiego nie było – teraz jest. Jesteście brzydcy, powinniście odejść!

Inne, choć podobne – ten sam tytuł i wywiad z prof. Hrycakiem. Tytuł „Takiej Polski już nam nie trzeba”. Hm… Ciekawe, ciekawe… Tyle, że wywiad o polityce został zrobiony z historykiem. Historyk z prof. Hrycaka jest super – wielokrotnie to udowodnił. Politolog z niego… no, taki sobie – co też wielokrotnie udowodnił. No i jego politologiczne mniemania wykorzystywane są jako pośredni argument w wewnętrznej, politycznej w Polsce walce. Mało tego! Po kilku dniach w Internecie pojawia się komentarz prof. Hrycaka do jego WŁASNEGO wywiadu, w którym skarży się, że polska prasa wykorzystała go do wewnętrznej, polskiej walki i tłumaczy, co tak właściwie prof. Hrycak powiedział, a czego nie powiedział.

Po co o tym piszę? Wcale nie o obu wywiadach chcę pisać! Bóg z nimi! Chcę zwrócić uwagę na mechanizm, w którym w imię taktycznych interesów (w polskiej polityce) poświęcane są polsko-ukraińskie interesy strategiczne. Bowiem, z różnych przyczyn i w sposób różny, obie publikacje może i służą zlekceważeniu tej czy innej polskiej ekipy politycznej, ale jednocześnie polsko-ukraińskiej przyszłości szkodzą jednoznacznie i naprawienie szkód przez nie wyrządzonych łatwe nie będzie. Oczywiście, nie sugeruję wcale, że inicjatorami przeprowadzenia obu wywiadów byli jacyś tam „rosyjscy propagandyści”, ale jestem przekonany, że wywiady te, a raczej ich echa w Polsce, są wykorzystywane do zaogniania polsko-ukraińskich konfliktów i tym samym zniechęcania Polski i Polaków do wspierania Ukrainy. No to ja się grzecznie pytam: Cui bono? I podobnych artykułów, rekonstrukcji, manifestacji – jest więcej.

Niezwykle podobne „akcje” mają miejsce również po ukraińskiej stronie granicy. Wspomnę tylko pewne seminarium we Lwowie, podczas którego występujący plótł takie głupoty obrażające Polskę i Polaków, że nawet ci słuchacze, którzy niezbyt przyjaźnie na nasz kraj spoglądają, słuchać podobnego nie byli w stanie. No i? Ano, już dzień później, w Internecie można było przeczytać o ukraińskiej do Polski nienawiści. Przeczytać po rosyjsku. Ciekawe?

Jakiś czas temu, pomnikowi św. Jana Pawła II w Drohobyczu ktoś odpiłował dłoń. Nocą i w deszczu. Akcja była zorganizowana – bo i samochód potrzebny, i drabina, piła, i minimum dwie osoby. W ciągu kilku dni, przy pomocy miejscowych, władz ukraińskich, pomnik wyremontowano. I jak myślicie – kto o wandalizmie napisał pierwszy i w jakim języku? Brawo! Prawidłowa odpowiedź – centralne rosyjskie portale napisały w kilkanaście godzin po zdarzeniu, o maleńkim prowincjalnym, ukraińskim Drohobyczu. O faszystach, anty-Polakach, nienawistnikach oczywiście. I polskie portale, nazwijmy je skrajnymi, wszystko to „linijka w linijkę” przedrukowały – już po polsku. O remoncie nikt nie wspomniał. No i ja się znowu pytam: Cui bono?

Grupka skrajnych, radykalnych, omamionych, zniszczyła ukraińskie groby. I jak myślicie? W ukraińskich relacjach ktoś powiedział, napisał, grupka? Nieliczna? Zapewne inspirowana z poza Polski? Ktoś napisał, że Polacy nie pochwalili tego? Nie! Pisano „w Polsce”, „Polacy” itd. Jakby to niemal oficjalna akcja była. Cui bono? A jednocześnie o ponad 30 latach pracy remontującego cmentarze pogranicza (w większości Łemkowskie) Stowarzyszenia „Magurycz” (Szacunek i pozdrowienia Szymonie!) ani słowa! Setki cmentarzy, tysiące grobów, kapliczki, publikacje – jakby tego nie było! Cui bono?

Wojna trwa. I niestety mam wrażenie, że w niej, jeśli nie przegrywamy, to co najmniej jesteśmy w odwrocie. Jak zwać ten stan, tak zwać – jednym słowem jest źle. Pora ruszyć do ataku. Nie, w żadnym wypadku nie idzie o zamilczanie negatywnych zdarzeń! Ok! Piszmy i mówmy i o nich, ale NIE TYLKO O NICH! Może warto zacząć pozytywnie mówić o Ukraińcach pracujących w Polsce? Znamienita większość z nich pracuje ciężko i uczciwie na każdą zarobioną złotówkę. I płaci podatki. Polskie podatki. Może warto pisać o ukraińskich studentach, którzy nie tylko studiują w naszym kraju, ale także uczą się Polski. Takiej prawdziwej, a nie z książek. Wierzę, że w przyszłości będą naszymi przyjaciółmi. Może warto pisać o tym, że w wielu cerkwiach i kościołach Ukrainy duchowni zapraszają się wzajemnie na świąteczne msze, że są przyjaciółmi. Pisać o tym, jak Polska i Polacy, w ciężki dla Ukrainy czas, wspierają ją czym i jak mogą. Może powinniśmy powiedzieć Ukraińcom, że prawda, są między nami problemy, ALE MY WAS LUBIMY I CENIMY. Może dobrze by było usłyszeć od nich rzeczy podobne.

Mógłbym jeszcze dużo napisać. I o tej wojnie w ogóle, i o jej poszczególnych starciach. Także o tym, jak i kto pierwszy uderzył, czy to zacietrzewienie, zaślepienie, głupota, czy jawne zaprzaństwo było. Co się działo później, jak małe rozdęto do wielkiego, a jak ważne za błahe wydano. Komu to i do czego posłużyło, i jak w efekcie – Polakom Ukrainę, a Ukraińcom Polskę zohydzić miało. Mógłbym…

W miejsce tego wolę jednak napisać o miłości. O tym, jak ważna jest dla nas – chrześcijan. O tym, że za każdym razem gdy pozwalamy nienawiści i złości wejść do naszych serc – przegrywamy. Że gdy nie pamiętamy, iż przebaczać i miłować powinniśmy – to nasze chrześcijaństwo jest tylko deklaratywnym. Dlatego proszę, w przededniu Świąt Bożego Narodzenia, nie poddajmy się wrażej ofensywie! Kochajmy, przebaczajmy, rozmawiajmy, słuchajmy, bądźmy cierpliwi! Tylko tak w tej wojnie zwyciężymy!

Artur Deska
Tekst ukazał się w nr 23-24 (267-268) 16 grudnia – 16 stycznia 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X