Witkacy

Czy był „muszkieterem polskiej awangardy”?

Czy raczej pornografem, wizjonerem – katastrofistą, czy narkomanem i alkoholikiem, wspaniałym taternikiem i narciarzem czy tylko zwykłym skandalistą i dziwakiem? Chyba nie da się udzielić jednoznacznych odpowiedzi na tak kategorycznie postawione pytania, bo wszelkie skróty myślowe będą nieprawdziwe i dla niego krzywdzące. Z pewnością był nieprzeciętnym dramaturgiem, pisarzem, malarzem, filozofem, krytykiem i fotografem. Był twórcą, którego każde następne pokolenie odkrywać będzie na nowo, a na jego dorobku jeszcze bardzo długo będzie zbijać kasę wielu literaturoznawców, filozofów, krytyków sztuki i dziennikarzy. Odsłońmy zatem kilka barwnych kart z bujnego i namiętnościami targanego życia Witkacego.

Był synem Stanisława Witkiewicza, o którym też można napisać taki sam albo jeszcze dłuższy esej, i Marii z domu Pietrzkiewicz. Jego ojciec to znany malarz, pisarz i architekt – twórca tzw. stylu zakopiańskiego w góralskim budownictwie. Charakterystycznymi obiektami tego stylu są dziś w Zakopanem willa „Koliba”, „Dom pod Jedlami” i kaplica w Jaszczurówce. Matka po Konserwatorium Warszawskim była specjalistką od muzyki.

Dwuimienny Stanisław Ignacy przyszedł na świat 24 lutego 1885 roku w Warszawie, lecz ze względu na chorobę ojca, rodzina po kilku latach przeniosła się do modnego wtedy wśród elit Zakopanego i zamieszkała tymczasowo w domu u Jędrzeja Ślimaka przy dzisiejszej ulicy Witkiewicza. Tam 6-letni Staś został ochrzczony, a nowymi jego rodzicami zostali Helena Modrzejewska i Jan Sabała-Krzeptowski.

Pod wpływem ojca wcześnie zainteresował się przyszły artysta sztuką, szybko też zaczął pisać. Pierwsze jego rysunki pojawiły się w „Przeglądzie Zakopiańskim”, gdy miał 15 lat. Witkiewicz-senior pozwalał rozwijać synowi wszelkie zainteresowania i pasje, dając jednocześnie krótki i jasny przekaz własnych względem syna oczekiwań: „Trzeba stawiać sobie cele poza rogatkami życia. W koncepcjach umysłowych sięgać w nieskończoność, w pojęciach społecznych iść do ostatnich krańców wszechmiłości (…) Być przede wszystkim absolutnie dobrym człowiekiem, a potem cokolwiek dobrego robić – malować cudowne obrazy czy rozwozić bułki po Zakopanem albo gnój odkidować, byleby mieć wzniosłą duszę – to wszystko, co stanowi istotną mądrość życia” (St. Witkiewicz, Listy do syna).

W latach 1900–1904 Staś spędzał wakacje na Litwie u swojej ciotki Anieli z Witkiewiczów Jałowieckiej w Syłgudyszkach niedaleko Uciany. Aniela, najmłodsza siostra Witkiewicza, była żoną generała Bolesława Jałowieckiego. Tam nasz młody artysta namalował kilka pięknych litewskich pejzaży, które zaprezentował potem na wystawie w Zakopanem. Syłgudyszki są dziś niewielkim miasteczkiem. Niedaleko od niego był nieistniejący już dziś drewniany zakopiański budynek stacji kolei wąskotorowej, zaprojektowany w prezencie dla siostry przez Witkiewicza.

Maturę zdał Stanisław Ignacy w 1903 r. we Lwowie, po czym wybrał się w artystyczną podróż po Europie. Zwiedził Włochy, Austrię i Niemcy. Za granicą związał się na kilka lat ze znaną polską aktorką Ireną Solską. O tym związku napisał potem powieść 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta. Dwa lata później, choć ojciec był temu przeciwny, rozpoczął studia na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w pracowni Józefa Mehoffera i Jana Stanisławskiego.

Po studiach wrócił Witkiewicz do Zakopanego i zajął się malowaniem, fotografowaniem, taternictwem i narciarstwem. Przyjął wtedy przydomek artystyczny „Witkacy”. W stolicy Tatr poznał przyjeżdżającą tam na kurację Jadwigę Janczewską, córkę znanego mińskiego adwokata. Choć stali się parą, to podobno ona, jak większość kuracjuszek, podkochiwała się w znanym i przystojnym Karolu Szymanowskim, co często wzbudzało zazdrość Witkacego. Po jednej z awantur Janczewska wyszła w góry i odebrała sobie życie pod Skałą Pisaną w Dolinie Kościeliskiej. Miejscowa plotka głosiła wtedy, że była z Witkacym w ciąży, a ten bardzo bał się tego, że zostanie ojcem. Ta tragedia, która miała miejsce 21 lutego 1914 roku, bardzo artystą wstrząsnęła.

Na odreagowanie po takim nieszczęściu kolega Witkacego, słynny antropolog Bronisław Malinowski zaproponował mu udział w wyprawie naukowej na Nową Gwineę. Kilkumiesięczna ekspedycja nie poprawiła jednak jego stanu psychicznego. Będąc w Australii, postanowił Witkacy odłączyć się od towarzyszy i wrócił do Europy, gdzie zaczynała się właśnie I wojna światowa. Wbrew woli ojca, zwolennika Piłsudskiego, zaciągnął się do armii rosyjskiej i bił się na froncie wschodnim w Pawłowskim Pułku Lejbgwardii. W lipcu 1916 roku walczył nad Stochodem, mając przeciwko sobie polskie legiony. Tam został ranny. Ewakuowany z pola walki, trafił aż do Petersburga. Gdy wrócił do zdrowia, został zwolniony z wojska.

Niektórzy literaturoznawcy są zdania, że Witkiewicz brał także udział w rewolucji bolszewickiej, lecz do dziś brak na to przekonywujących dowodów. Podczas tej zawieruchy udało mu się wyjechać z Rosji i wrócić do Zakopanego. Dowiedział się wtedy o śmierci ojca, który zmarł w 1915 roku w Lovranie (dziś Chorwacja). Mimo działań wojennych, udało się wtedy trumnę ze zwłokami Witkiewicza przewieźć bezpiecznie do Zakopanego i pochować go na Pękowym Brzyzku.

W 1919 roku dostał Witkacy przydział do 5 pułku Strzelców Podhalańskich w Przemyślu, a po wojnie bolszewickiej został przeniesiony do rezerwy. Matka Witkacego, która wcześniej nauczała muzyki w kuźnickiej szkole Jadwigi Zamoyskiej, zajęła się po wojnie prowadzeniem pensjonatu, w którym zamieszkał także jej syn.

W Zakopanem rozwinął Witkacy na szeroką skalę pisarstwo i malarstwo. Napisał nawet pracę teoretyczną Nowe formy w malarstwie i wynikające z nich nieporozumienia. Miał wtedy pierwsze ważne wystawy swoich dzieł w Krakowie i Warszawie.

30 kwietnia 1923 roku zawarł związek małżeński z wnuczką Juliusza Kossaka, Jadwigą Unrug. Choć małżeństwo okazało się niezbyt udane, to ich przyjacielskie relacje przetrwały próbę czasu. Zachowało się wiele listów Witkacego do żony, które pisał niemal codziennie. Część z nich udostępniona jest dziś dla badaczy w zbiorach Ossolineum.

W 1925 roku powstała w Zakopanem słynna „Firma Portretowa S. I. Witkiewicz”, stanowiąca główne źródło dochodów artysty. Przez kilkanaście lat jej istnienia wykonał Witkacy parę tysięcy portretów, zarówno sławnych ludzi, jak i prostych górali. Na niektórych klientów pisał przy okazji satyryczne wiersze:

Dziś albo jutro
Na bordo papierze
Muszę się uporać
Z twą mordą frajerze.

Dwa lata później powstała jego pierwsza powieść Pożegnanie jesieni. Wspomnieć też należy, że pod wpływem Witkacego wykorzystywano później tzw. „teorię czystej formy” także w teatrach, czego przykładem jest działalność Tadeusza Kantora. Żyjąc w separacji z żoną, związał się Witkacy w 1929 roku z Czesławą Oknińską. Dwa lata później, gdy zmarła mu matka, przeniósł się do tzw. „Witkiewiczówki” na Antałówce. Często widywano go w Zakopanem dziwacznie ubranego, co wywoływało podziw i jednocześnie lęk przechodniów.

Dużo publikował w podhalańskich gazetach i czasopismach. Charakterystyczny jest jego artykuł Demonizm Zakopanego, przyrównujący to miasto do wyrostka robaczkowego, produkującego wszelkiej maści psychopatów.

W twórczości, szczególnie w malarstwie, uwielbiał Witkacy doświadczenia z używkami, głównie z narkotykami. Malując obrazy, oznaczał je często, pod wpływem czego powstały; np. „pyfko” czy „cof”. Narodziła się z tego czarna legenda jego narkomanii. Ciekawą, choć kontrowersyjną jego pracą są Narkotyki, we wstępie do których napisał tak: „Będą tam rzeczy, które mi wcale zaszczytu nie przyniosą, a głównym celem jej jest uchronienie przyszłych pokoleń od dwóch najpotworniejszych „ogłupjansów” (stupéfiants): tytoniu i alkoholu, tym groźniejszych, że są one dozwolone, a szkodliwość ich niedostatecznie jest uświadomiona”.

W literaturze polskiej najbardziej znanym utworem Witkacego jest dramat Szewcy, który doczekał się dziesiątków wystawień. Pisał go autor przez siedem lat, a ma podtytuł Naukowa sztuka ze śpiewkami w trzech aktach. Utwór ten dedykował pisarz Stefanowi Szumanowi, wybitnemu filozofowi i psychologowi. Jest to groteskowy modernistyczny utwór wydany pośmiertnie w roku 1948, ukazujący katastroficzny obraz społeczeństwa i upadek cywilizacji. Inne sztuki Witkacego to: W małym dworku, Mątwa oraz Kurka Wodna. Niektóre z nich doczekały się w Polsce ekranizacji. O samym Witkacym i jego twórczości nakręcono też wiele filmów dokumentalnych. Z niektórych jego dramatów, jak np. Tak zwana ludzkość trwa w obłędzie, ocalały tylko nieliczne fragmenty.

W 1935 roku otrzymał Witkacy ważne odznaczenie – Złoty Wawrzyn Akademicki Polskiej Akademii Literatury. W latach 30. poświęcił się także publicystyce filozoficznej, a swój kontrowersyjny system naukowy przedstawił w pracy Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie istnienia. Zajmował się również krytyką literacką, pisząc recenzje prac m.in.: Zofii Nałkowskiej, Witolda Gombrowicza czy Brunona Schulza.

Wybuch II wojny światowej zastał Witkacego razem z jego przyjaciółką w Warszawie. Ewakuowani stamtąd wraz z innymi na wschód, dotarli do posiadłości Ziemlańskich w Jeziorach na Polesiu. Tam 18 września, gdy Witkacy dowiedział się o najechaniu Polski przez sowiety, popełnił samobójstwo, podcinając sobie żyły. Zażył też, podobnie jak Oknińska, dużą dawkę luminalu. Ją jednak udało się uratować, Witkacego nie. Pochowany został następnego dnia na miejscowym cmentarzu.

Z biegiem lat jego śmierć obrosła legendą. Pojawiła się nawet wersja, że Witkacy sfingował swoją śmierć, a faktycznie udało mu się wrócić do Polski i nawet widziano go w Łodzi. Głównym dowodem poszlakowym w tej sprawie był fakt, że do tej pory nie zidentyfikowano szczątków artysty.

Dziś w Zakopanem przy Chramcówkach działa Teatr im. St. I. Witkiewicza, a Muzeum Tatrzańskie szczyci się posiadaniem w swoich zbiorach 67 portretów i 3 obrazów Witkacego. Natomiast jedną z największych kolekcji jego dzieł ma muzeum w Słupsku.

Zakończmy te rozważania o Witkacym przewrotnym credo twórcy:

Nie zabrną me stwory popod żadne strzechy,
Bo wtedy, na szczęście, żadnych strzech nie będzie.
W ogóle z tego żadnej nie będzie pociechy,
I tylko świństwo równomiernie rozpełznie się wszędzie.

Andrzej Sznajder
Tekst ukazał się w nr 14-15 (234-235) 14–27 sierpnia 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X