Wierzę w Ukrainę

Kolejny już raz świętuję Dzień Niepodległości Ukrainy. Tak, ja, Polak, obywatel Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, rzymski katolik i, śmiem twierdzić, polski patriota, w pełni świadomie świętuję ukraińskie święto.

Wbrew ostatnio szerzącym się opiniom, na przekór awanturom, prowokacjom i medialnym akcjom uważam, że bez wolnej Ukrainy polska wolność znajdzie się w opałach. Dlatego nie tylko świętuję ukraińskie święto, ale podobnie jak Ukraińcy, którzy niegdyś z Polakami ramię w ramię walczyli o wolność Polski, wierzę, że wspierając Ukrainę, bronię polskiej sprawy. I nie tylko ja tak uważam.

Nie chcę zagłębiać się w historyczne rozważania i zanudzać czytelników. Nie chcę po raz kolejny udowadniać, że za każdym razem, gdy Polska i Ukraina zaczynały ze sobą wojować – źle się to dla obu krajów kończyło. Wiem to nie z komiksów, nie z propagandowych haseł, nie z wystąpień polityków i nie z internetowych „postów”. Dlatego postanowiłem podzielić się z czytelnikami tylko tym, co jest tej mojej polsko-ukraińskiej wiedzy kwintesencją – „Kijów – Warszawa, wspólna sprawa”!. Tylko tyle! I apeluję do wszystkich, by o tym nie zapominali!

Nadal istnieją dziesiątki polsko-ukraińskich problemów. Nadal wiele z nich bardzo boli – zarówno Polaków, jak Ukraińców. Historyczne spory, dzisiejsze problemy, inne wizje przyszłości. Tak, to wszystko prawda. Wiele z tych problemów jest nierozwiązywalnych – przynajmniej tak uważam. Uważam jednocześnie, że jak pociąg jadący po szynach musi w miejscu rozjazdu bezbłędnie skręcić we właściwą stronę, tak i my na naszych polsko-ukraińskich „rozjazdach” nie możemy popełnić błędu. Po pierwsze – cofnąć się już nie sposób. Po drugie – zależnie od tego, w którą stronę skręcimy TERAZ, czeka nas albo katastrofa, albo bezpieczna stacja. Tego właśnie nauczyła mnie historia. I dzisiaj, gdy Ukraina i Polska do takiego historycznego rozjazdu dotarły – uważam, nie mamy prawa się pomylić!

Powinniśmy zrobić wszystko, co możliwe (ale nie za wszelką cenę), by „skręcić” w jedną stronę. Wiele z tego, co było i co jest, temu sprzyja. Powinniśmy szukać tego, co nas łączy, pozytywów, wspólnych spraw. Chcemy tego czy nie chcemy – od wieków jesteśmy sobie bliscy. Nasze narody się „przenikają” w życiu rodzinnym, historii, kulturze. Mieszkamy obok siebie, a często (szczególnie ostatnimi czasy) nawet wspólnie. Rozumiemy się – i nie tylko o język chodzi. Czy to mało?

Tak, tak, wiem, że nie tylko to istnieje. W historii polsko-ukraińskiej były czasy krwi, okrucieństwa, ucisku i niesprawiedliwości. Także zdrady. Wiem, nie sposób o nich zapomnieć. Co więcej! Zdradą byłoby zapomnienie! Jednak szukanie tego, co łączy, szukanie dobra i nadziei wcale nie oznacza konieczności zapominania o tym, co było. Nie! Warto jednak nie dać się zwariować i zachować odpowiednie proporcje. Trzeba, by pamięć o złu nie przesłoniła nam marzeń o dobru. Potrzeba, by szacunek do ofiar i rachunek krzywd był dla nas nauką na przyszłość, a nie źródłem zaślepiającej nienawiści. Dlatego, mimo, że wiele mych ocen nie mieści się w ocenach moich ukraińskich przyjaciół, a i ja wiele z tego, w co oni wierzą, za słuszne nie uważam – SĄ ONI MYMI PRZYJACIÓŁMI i nie uważam, że podobnie nie może być z Polską i Ukrainą.

Żyjemy w ciekawych czasach – nikt chyba temu nie zaprzeczy. Agresje, wojny, uchodźcy, propaganda, zamachy, relatywizm wartości… Bardzo ciekawe czasy! Jeszcze kilka lat temu zdawać by się mogło, że świat zdąża ku świetlanej przyszłości. A tu proszę – ogólna destabilizacja, chaos i bezlitosna walka o wpływy i pieniądze! Ale, jak historia nas uczy, przynajmniej tych, którzy są w stanie taką naukę pojąć, z czasem z chaosu wyłania się nowa rzeczywistość. Mniej lub bardziej stabilna i uporządkowana, ale jednak się wyłania. Tak też zapewne będzie teraz. Wierzę, że z chaosu dzisiejszych wojen (tych realnych, gdzie strzelają działa i giną ludzie, i tych politycznych), wędrówek ludów, zamachów, walk o wpływy – wyłoni się nowa Europa. A może nawet nowy świat. I to, jaki on będzie, i czym lub kim w tym świecie będziemy – od nas zależy. Od tego co uczynimy, jakich sobie wybierzemy przyjaciół, jakie marzenia zechcemy z nimi dzielić. Tylko wizja narodzin nowego jest dla mnie źródłem nadziei w tym chaosie, który zrujnował to, co jeszcze wczoraj było stabilne i spokojne.

Ja, Polak „z krwi i kości”, i nie tylko ja, wierzę, że w interesie Polski leży, by wyszła z tego chaosu wspólnie z przyjazną jej, stabilną i europejska Ukrainą. Wspomnijmy tylko o powszechnie znanej koncepcji „Międzymorza”. Może nie wszystko rozumiem, ale w tym planie na nową Europę, na nowy świat – Polska i Ukraina kroczą ramię w ramię. Międzymorze, według mnie, nie ma sensu, jeśli zabraknie w nim Polski lub Ukrainy. Nie tylko Międzymorze. Również przyszłe europejskie bezpieczeństwo nie jest niemożliwe, jeśli zabraknie Ukrainy. Jest NATO, jest Unia Europejska, jest ONZ, jest OBWE – ale dzisiaj to Ukraina przyjmuje na siebie ciosy agresora i to ona, za cenę życia ukraińskich żołnierzy, wstrzymuje rozlanie się wojny.

Wreszcie, w większości polskich przedsiębiorstw pracują również ukraińscy pracownicy. Pracują też w polskich domach, studiują na polskich uczelniach, chodzą do polskich szkół. Czy to źle dla Polski? Nie jestem ekonomistą, ale na tyle się w sprawach gospodarki orientuję, by nisko się ukłonić naszym ukraińskim przyjaciołom pracującym w Polsce. Oni ciężko pracują na każdy grosz! Pamiętajcie o tym proszę, bo w zestawieniu z wieloma tak popularnymi ostatnio historiami o migrantach, otrzymujących zasiłki socjalne w Europie – postawa Ukraińców godna jest szacunku.

Zdecydowana większość Ukraińców też lubi Polskę i nas, Polaków. Mieszkam na Ukrainie czternaście lat i niemal codziennie spotykam się z przejawami tej sympatii. Wszędzie – w sklepie, w pociągu, w kawiarni i (!) w różnych urzędach. Tak, nie zawsze i nie wszędzie, ale gdybym miał procentowo szacować ilość tych, którzy wyrażają do Polski sympatię i innych, to przedstawiłbym to tak: – 60 – Polskę lubią, 3 – mają wszystko w nosie, 10 – ma do Polski stosunek negatywny. Jest to moja opinia osobista. Tak czy inaczej – chyba niezły to wynik. Pracują na niego tysiące ludzi, pokazując Ukraińcom i Ukrainie przyjazną twarz Polski.

Polska jako pierwsza uznała niepodległość Ukrainy. My, Polacy, byliśmy na obu Majdanach. Polskie organizacje pozarządowe i „samotne wilki” (ludzie tacy jak ja, często działający samotnie) pomagali i pomagają Ukrainie od lat, realizując różne projekty, organizując transporty pomocy humanitarnej, pomagając chorym i rannym. Internet aż „kipi” od opisów podobnych akcji. Ukraińcy to zauważają, cenią i pamiętają, chociaż propaganda ich wrogów (także w Polsce) stara się wywołać wrażenie przeciwne. Od listopada 2013 roku, od początku „Euromajdanu”, poprzez trzy lata wojny z Rosją, na Ukrainie udało się zgromadzić wielki kapitał życzliwości do Polski. Uważam, że nie mamy prawa tego zmarnować!

Dlatego właśnie w imię przyszłości, w imię dobra Polski, w imię stabilnej Europy – wierzę w Ukrainę! Wierzę, że żyjemy w czasach, które dały nam „złoty róg” i od nas zależy co z nim zrobimy. Czy zgubimy go, szukając czapki, czy obudzimy się i zaczniemy razem budować stabilność. Wspólnie – Polscy i Ukraińcy. Dlatego w Dniu Niepodległości Polski i w Dniu Niepodległości Ukrainy w moim drohobyckim domu stoją obok siebie dwie flagi – biało-czerwona i synio-żowta. I mam nadzieję, że nie nadaremnie.

Artur Deska
Tekst ukazał się w nr 16 (284) 31 sierpnia – 11 września 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X