Wielkanoc, 12 kwietnia Rodzinne śniadanie świąteczne /NAC/

Wielkanoc, 12 kwietnia

Tradycyjnie analizujemy daty świąt wielkanocnych w XX wieku. Daty te powtarzają się regularnie co 11 lat i w minionym stuleciu wypadały w latach 1914, 1925 i 1936. Jedyną gazetą, która ukazywała się regularnie w tych latach, była Gazeta Lwowska. Jednak świąteczne materiały różniły się w tych latach.

W 1914 roku Gazeta Lwowska zamieszczała więcej informacji rządowej. Znalazło się miejsce na powieść w odcinkach, kursy giełdy i ogłoszenia władz miejskich. O świętach przypominają bardziej niż skromne życzenia redakcji w rubryce Kalendarz.

Niedziela,12 kwietnia, Wielkanoc – Juliusza – Lubosława – Joana.
Wschód słońca o godzinie 4’41 rano, zachód słońca o godzinie 6’09 po południu.
Temperatura o godzinie 12 w południe + 16Cel.

Tradycyjnym zwyczajem przesyłamy Czytelnikom i Przyjaciołom naszego pisma serdeczne życzenia „Wesołych Świąt”.

Rodzinne śniadanie świąteczne /NAC/

Informacje świąteczne w 1925 roku różniły się już zasadniczo. Na pierwszej stronie umieszczono wiersz Henryka Zbierzchowskiego

Resurrexit!

Uderzył dzwon! uderzył dzwon!
I płynie wieść skrzydlata:
Zwyciężył śmierć i grób i zgon
Chrystus, Zbawiciel świata.

Zwyciężył grzech i piekieł mrok,
Co przybił Go na krzyku
I chociaż Go nie widzi wzrok
Jest przy nas, jest w pobliżu.

W wiosennem rozmodleniu łąk,
Co w złotem słońca drzemią,
Błogosławieństwo Jego rąk
Unosi się nad ziemią.

Umają trawą mury twierdź
I ciemne armat paszcze.
Dotyka grzesznych ludzkich serc.
Ucisza je i głaszcze.

Więc niech się skończy wreszcie złość
Nienawiść, waśń i zdrada.
Nie bijmy się jak psy o kość,
Gdy z nieba manna pada.

Niech każdy brata widzi w nas
Ten z bliska i z daleka.
Popatrzmy sobie w oczy raz
Jak człowiek na człowieka.

Zamieszczono też artykuł redakcyjny Wesoły dzień dziś nam nastał!

Załamuje się w sobie nastrój Wielkiego Tygodnia, pełen żałosnych i bolesnych akcentów. Już za nami mroki mogilne, władztwo cierpień, panowanie śmierci – wesoły nam dziś dzień nastał! Wszystkie myśli i uczucia, niby to ptak, co z klatki oswobodzony, rozpostarł skrzydła, kąpie się w kryształowem przestworzu, a wkoło siebie widzą całe stado cichych, serdecznych wzruszeń, rwących się ku słońcu.

U nas, w Polsce, przywiązanie do religii tak ściśle związało się z poczuciem narodowem, iż żadne zakusy wrogich nam żywiołów, nie zdołają związku tego rozluźnić. Wiemy, co zawdzięczamy wierze świętej – jak ona per aspera powiodła nas ad astra. Wiemy, ile z tej posilnej krynicy zaczerpnęliśmy podniet uszlachetniających. Jej zawdzięcza charakter narodowy polski swą dostojność, ona pasowała nas na rycerzy świata i kultury. A w długich latach niewoli czyż byłby ostał się nasz naród, gdyby głęboka wiara nie uodporniła go przeciw destrukcyjnym wpływom, gdyby nie wzniecała w nim ciągle na nowo nadziei, nie zahartowała go przeciwko zwątpieniu?

Kieruje też nami do pewnego stopnia instynkt wdzięczności, gdy wierni tradycjom, tak gorąco i z takiem oddaniem święcimy ustanowione przez Kościół pamiątki, odnawiając niejako niemi śluby wierności wobec tej wielkiej macierzy ludzi, ludów, serc i sumień.

Wielkanoc tegoroczna jawi się jakby nagie zabłyśnięcie światła w mroku. Zastała nas w szarzyźnie „ciężkich czasów”. Trosk co niemiara ugniata Polskę. Właśnie w tych czasach wypadło jej rozprawiać się na terenie międzynarodowym z dążeniem wrogów do podkopania bytu młodej Rzplitej, do okrojenia tego, co już posiadła i zagrodzenie dróg rozwoju na przyszłość. Wewnątrz zaś Państwa niepomyślne położenie finansowe i ekonomiczne bazuje ludność całą na ciężkie walki z trudnościami, w których kruszy się uciecha życia i radosne poczucie wolności.

Dzień zmartwychwstania królewskim płaszczem jasności pokryje to tłumowisko przygnębiających myśli i dokuczliwej szarpaniny z losem. A jeśli z pogodnem czołem obchodziliśmy Wielkanoc nawet w czasach najcięższej niedoli, kiedy to obcym trzeba było wysługiwać się panom – o ileż radośniej powitamy ją obecni w kojącem poczuciu niepodległości wskrzeszonej tak cudownie, że niemal chciałoby się widzieć w tem potwierdzenie przepowiedni mesjanistów naszych, o i Chrystusie wcielonym w Polskę.

Prawdziwie wesoły nam dzień dziś nastał! Żadnym zgrzytem nie wolno go zamącić, żadnym odruchem depresji. Odtrącać od siebie daleko, usunąć z pola widzenia wszystko, co z nastrojem jego uroczystym w niezgodzie!

Dość chyba każdy z nas ma ciągłego nurzania się w kurzu codzienności. Dzień święty daje nam możność potoczenia wzrokiem dokoła sub specie aeternitatis. Niezłomne i odwieczne prawa, wiekuistość żywota jawią się w olśniewającej krasie wiosny. Wyciągnijmy ramiona ku tej wiośnie, która jest zmartwychwstaniem, ku tej, która z Chrystusa w świat idzie, aby poprzez czarną otchłań zła, fałszu i krzywdy wieść ludzkość ku świetlanym rozłogom dobra, prawdy, sprawiedliwości.

A ktoś, podpisujący się inicjałami ST. R., przedstawia budząca się do życia wiosenną przyrodę w notatce Dzwony Wielkanocne.

Tegoroczne święta Wielkanocne przypadły w najodpowiedniejszej porze. Już bowiem ostatnie wysiłki zimy za nami, a jeszcze wiosna lękliwie wyziera na świat. Właśnie też na owej wąziuchnej granicy pomiędzy „już” a „jeszcze nie” stawiają Wielkanocne tkwiące w niej symbole.

Ze zmartwychwstaniem Zbawiciela święcić mamy rezurekcje jego królestwa w przyrodzie. Natura powstała ze snu zimowego, który miał pozory śmierci. Przez łąki i gaje stąpa wiosna, niepewnym jeszcze krokiem, jak dziecię, które dopiero uczy się chodzić. Śladem jej stóp pokrywają się przestworza lekkim nalotem zieleni. Pęcze na drzewach i krzewach, choć nabrzmiały, jeszcze nie wyłoniły z siebie liści. Sady owocowe stoją przygotowane, by na dany przez słońce sygnał okryć się białemi welonami kwiatów.

Na skraju lasów, pod krzakami, wdzięczą się pierwsze kwiaty wiosny: sasanki, trojanki, anemony leśne – tu i ówdzie już różowy, a nawet pierwiosnek w złocistym bereciku wdzięczy się do słońca. Od czasu do czasu złoży im wizytę motyl wcześnie z poczwarki wykłuty: cytrynówka lub pokrzywnik; niekiedy znów dobierać się poczyna do maluczkich kielichów z nektarem po pierwszy posiłek gromadka pszczół, długą bezczynnością udręczona, stęskniona do pracy.

Wszystko to akcesoria Wielkanocy, jeśli ona, jak w tym roku, wypadnie we właściwej porze, za rękę wiodąc cudną, nieśmiałą dzieweczkę, której na imię Primavera.

Rok 1936 zasadniczo wzbogacił szatę graficzną wydania świątecznego. Zamieszczono autorską ilustrację. A niejaki Alf. Lan zamieścił artykuł Święto Zmartwychwstania.

Żadne niemal z świąt naszych nie łączy tak doskonale uroczystego i potężnego uniesienia religijnego z głęboko odczutą radością, jak właśnie Święto Zmartwychwstania Pańskiego. Dwie na to składają się przyczyny. Oto poprzedzone są te święta długim okresem wielkopostnego smutku i wstrząsających wielkotygodniowych rozmyślań, spowitych żałobą i żywem odczuciem Męki Chrystusa. A bezpośrednio po nich przychodzi rozpraszająca wszelki smutek i łagodząca wszelki ból pewność odkupienia. Po dniach męki zwycięski Chrystus staje przed nami. Czyż więc niesłuszną jest rzeczą, że radością biją nam serca w dzień Wielkiejnocy, że z weselnem przejęciem witamy święto Zmartwychwstania Chrystusa?

Drugą przyczyną – to pora roku, w której to święto obchodzimy. Budzi się przecież w tym czasie cała natura do życia. Stajemy się świadkami corocznego, ale zawsze na nowo weselnie przeżywanego powrotu wiosny. I niemal zawsze stają przed nami Święta Wielkanocne, skąpane promiennemi falami słońca, tonące w świeżej, soczystej zieleni, przepojone wonią pierwszych kwiatów. Cóż więc dziwnego, że radość nasza towarzyszy im stale?

Do najdawniejszych wierzeń wszystkich ludów świata należy przede wszystkiem wiara w Zmartwychwstanie. Już człowiek pierwotny wierzył w zmartwychwstanie słońca po długiej nocy zimowej, wierzył także w zmartwychwstanie wiosny, która zamarłą naturę budzi do nowego, promiennego życia.

Biją dziś dzwony, głoszące Zmartwychwstanie. Niech ziści się zmartwychwstanie ducha polskiego. Niech duch ten wyzwoli się z tego, co go jeszcze przygniata do ziemi. Niech sobie ludzie uprzytomnią, jakie z boskiego nakazu płyną wytyczne dla zmartwychwstałej Polski. Niechże wiedzą, że w tej nowej i przełomowej dobie dla Polski winna przetworzyć się i odrodzić dusza Narodu. Zapanować musi nie tylko na ustach, ale w sercach i czynach Narodu ta miłość wszystkich, która stać się może największym czynnikiem twórczym w budowie potęgi Państwa. Niechże w zmartwychwstałej Polsce zatryumfują słowa Zmartwychwstałego Chrystusa: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się społem miłowali”.

W te obecne dni jakaś zmora zdaje się wisieć nad światem. Zewsząd wyziera groza wojny straszliwej i napawa niepokojem wszystkich. Mimo wszystko z tajemnicy Zmartwychwstania, którego święto uroczyście obchodzimy promieniuje wielka na świat nadzieja. Jakżeż tragiczną i beznadziejną była sprawa Chrystusa! Sponiewierany, umęczony, ukrzyżowany, pogrzebany – wszystko stracone! A jednak Chrystus zmartwychwstaje i zwycięskie Alleluja rozbrzmiewa na cały Świat.

W drodze do kościoła na święcenie koszyków /głosszczeciński.pl/

A I.L. przedstawił Obrzędy i zwyczaje ludowe

Palmy wileńskie
Jedną z osobliwości folkloru wileńskiego jest wytwarzanie specjalnego gatunku „palm” na niedzielę palmową. Wytwarzaniem zajmują się wyłącznie kobiety wiejskie z okolic miasta i na przedmieściach, przyczem wykazują one dużą inwencję artystyczną. W tym celu już latem i jesienią poprzedniego roku zbierają specjalne trawy mietlicy, nieśmiertelniki i inne rośliny i kwiaty. Część tych traw jest farbowana w specjalnych barwikach, często własnej produkcji, a następnie obwiązywana w specjalny sposób naokoło witki wierzbowej.

Palmy takie radują oko różnobarwnością, zwykle są jednak stonowane w doborze kolorów. Są one masami sprzedawane przed kościołami w dni niedzieli palmowej. Ludność wileńska jak i przyjezdni z różnych stron Polski i świata, chętnie nabywają te ciekawe okazy sztuki ludowej.

W roku obecnym, jak i w poprzednich, cały zapas palm wileńskich, który się znalazł na ulicy, został dosłownie rozchwytany po cenach zresztą bardzo niskich, przeważnie po 10 do 15 gr. za palmę, wyjątkowo piękne okazy do 20 gr., a seryjne po 15 gr. za parę.

Jajko Wielkanocne
Święta Wielkanocne, jak i Święta Bożego Narodzenia, bogate są w starodawne obyczaje, w których motywy religji chrześcijańskiej splotły się z odwieczną tradycją, przechowaną przez lud od przedhistorycznych jeszcze czasów.

W wielkanocnej tradycji pierwsze I miejsce zajmuje niewątpliwie jajko.

Tradycja ta pochodzi ze Wschodu, z jego głębokiej starożytności. Według wierzeń hinduskich stworzył Bóg najpierw wodę, która przybrała kształt jaja. W jaju tem, połyskującem złotem i srebrem, a podzielonem na czternaście sfer, przeleżał Brahma cały wiek ludzki. Wówczas dopiero rozwarło się jajo wszechświata a ze złotej jego połowy powstało siedm stref nieba, a ze srebrnej siedm stref ziemi. Dotychczas istnieje na Wschodzie zwyczaj rozdawania jajek jako symbolu rodzącego się życia w dzień Nowego Roku.

W Rzymie podawano jajko przy rozpoczęciu uczty. Stąd rzymskie przysłowie „ab ovo usque ad mala”( „od jajka do jabłek”). Złym było prognostykiem, jeżeli jajo spadło i stłukło się. Również u dawnych Germanów jajko było symbolem życia.

Pisanki albo kraszanki to jaja malowane na Wielkanoc. Obyczaj malowania jaj jest bardzo stary, skoro spotykamy o nim wzmianki w dziełach starożytnych autorów jak Owidjusza, Plinjusza i Juwenala. Zwyczaj ten do Polski przeniknął prawdopodobnie wraz z chrystjanizmem. Biskup krakowski i kronikarz, Wincenty Kadłubek, w kronice swej, pisanej w XII. wieku, mówi: „Polacy z dawien dawna byli zawistni i niestali, bawili się z panami swymi jak z malowanemi jajkami (pictis ovis). Wzmianka ta dowodzi, że zwyczaj ten już w XII. stuleciu był u nas rozpowszechniony.

Król francuski, Ludwik XV. przed Wielkanocą, miał zawsze w swoim gabinecie piramidę złoconych, malowanych lub pokrytych rysunkami jaj, które rozdzielał pomiędzy swych dworzan po wielkiej Mszy wielkanocnej. Nawet wielcy malarze, jak Boucher zdobili jaja malowidłami lub rysunkami, przedstawiającemi pejzaże, scenki rodzajowe a nawet epizody historyczne. Kilka egzemplarzy tych swego rodzaju dzieł sztuki zachowało się do dzisiaj.

W wielu okolicach Polski wyrabiają niezwykle piękne pisanki. W naszych stronach za najpiękniejsze uchodzą pisanki huculskie, utrzymane zazwyczaj w kilku kolorach i posiadające bardzo oryginalne, przeważnie geometryczne motywy, choć napotyka się też motywy roślinne i zwierzęce, a wykonane często z takim talentem, o jaki trudno nieraz podejrzywać spracowane dłonie Hucułów. Styl ornamentu pisanek oparty jest na dawnych tradycjach, a rozwinąć się musiał w jakimś wysoce artystycznym ośrodku. Często używanym motywem są listki dębu. Ze zwierzęcych motywów napotykamy często kurę lub koguta, ulubionym motywem jest też koń. Bardzo często piszą pisanki także kurze, gęsie i wronie łapki, motylki, pająki itp.

Lany poniedziałek /dzieje.pl/

Lany poniedziałek
Z drugim dniem świąt wielkanocnych wiąże się stary zwyczaj, znany w całej Polsce, wzajemnego oblewania się wodą. Tak zwany „lany poniedziałek” różnie się nazywa: śmigus, śmigust, śmigurst, dyngus albo śmigus dyngus. Początek tego zwyczaju sięga w czasy bardzo odległe; spotykamy go zarówno w Azji, jak i nad Wisłą.

W niektórych dzielnicach Polski, w zwyczaju śmigusowym przechowały się jeszcze wyraźnie ślady pierwotnego obmywania. Tak jest w Wielkopolsce. Parobek wychodzi na dach karczmy i trzymając miednicę w ręku, pobrzękuje w nią, wywołując równocześnie te dziewczyny, które nazajutrz będą oblewane. Zapowiada przytem, ile to trzeba będzie fur piasku potrzebnego do szorowania, ile perzu na wiechcie, ile grac do zeskrobania brudu, ile kubłów wody i mydła.

Powszechnie znany jest zwyczaj na wsi w całej niemal Polsce, że w „lany poniedziałek” parobcy łapią dziewczyny, ciągnąc je pod studnie, gdzie sprawiają im rzetelny śmigus. Tak samo i dziewczyny, zmówiwszy się, napadają na parobków.

Nazwy śmigus i dyngus — to zapożyczenia niemieckie. Dyngus oznacza polewkę wodnistą, wreszcie chlust wody na kogoś wylany. Dyngusem nazywano także owsiankę (zupę owsianą postną), której resztki wylewano z garnków w wielkim poście na Wielkanoc. Dyngus i śmigus, to także i podarunek, darowany małym chłopcom, którzy w drugi dzień Wielkiejnocy chodzą po dyngusie, śpiewając piosenki dyngusowe z powinszowaniem świąt i prosząc o poczęstunek. Podarunek ten stał się z czasem zwyczajem dość powszechnym, a bywały nim zazwyczaj kwiaty. Jak powiada Jakób Haur: „Damom po kolędzie, po śmiguście, różą kawaler przysłużyć się może”.

Gaik
Z Wielkanocą łączy się też gaik – obchód ludu polskiego, witający wiosnę, czyli nowe lato. Zwyczaj ten znany jest pod nazwami: gaj, gaik, maj, maik, nowe lato, nowe latko, turzyce, na Polesiu – kust, na Ukrainie – haiwki, u Białorusinów – zielone wino, na Podlasiu – „chodzenie z królewną”.

Obchód polega na tem, że dziewczęta albo chłopcy otaczają zieloną gałąź sosnową, lub całą choinkę we wstążki, j kwiaty, świecidła, dzwonki, czasem przywiązują na wierzchu lalkę, mającą oznaczać królowe wiosny i obnoszą po wsiach i dworach, śpiewając i winszując „nowego latka”.

W niektórych okolicach obnoszono dokoła granic wsi strojnie przybraną, niedorosłą dziewczynę, jako „królewnę”. Mawiając przy tem: „Marzena – bogini zimy ze wsi, a lateczko do wsi”.

Tak wita wiosnę i powrót natury do bujnego życia piękna tradycja słowiańska.

Została zachowana oryginalna pisownia

Opracował Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 6 (346), 31 marca – 27 kwietnia 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X