„Przekrój” przed 50 laty Astronauci Lovell, Swigert i Haise przed startem na wyprawę Apollo 13 (ilustracja z czasopisma „Przekrój”)

„Przekrój” przed 50 laty

W czasie kwarantanny dostęp do zasobów bibliotecznych niestety jest niemożliwy. Wobec tego proponuję naszym Czytelnikom przejrzeć karty tak popularnego w ZSRR pisma, jakim był krakowski „Przekrój”. Jak by nie było, Kraków to też dawna Galicja. Na szczęście znalazłem rocznik 1970 u siebie w piwnicy i z niego czerpałem artykuły.

W numerze z 19 kwietnia, z okazji zbliżającej się 100 rocznicy urodzin wodza światowego proletariatu Włodzimierza Iljicza Lenina, wiele miejsca poświęcono tej tematyce. Przedstawiono zakłady produkcyjne w Polsce noszące imię wielkiego Lenina – stoczni w Gdańsku, huty w Nowej Hucie i kopalni na Śląsku. Przedstawiono projekty pomnika Lenina, przygotowane na konkurs, mającego stanąć w Nowej Hucie. Z okazji tego jubileuszu podczas wielkiej fety w Moskwie pierwszy sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Władysław Gomułka został nagrodzony Orderem Lenina (właśnie obchodził swoje 65-lecie).

Jednak najważniejszą wiadomością, przykuwająca uwagę milionów mieszkańców Ziemi, była tragedia załogi lotu na księżyc Apollo 13.

Już po zamknięciu numeru, w ostatniej chwili przychodzi nam zmieniać nieoczekiwanie tekst informacji o trzeciej amerykańskiej wyprawie księżycowej. Poważna awaria na pokładzie statku Apollo 13 zmusiła do zawrócenia go z powrotem ku Ziemi.

Kiedy piszemy te słowa cały świat głęboko przeżywa dramatyczne wydarzenia, które rozgrywają się w odległości 300 tysięcy kilometrów od naszej planety. Trwają wysiłki by przy użyciu silnika i urządzeń kabiny księżycowej LM zapewnić powrót kosmonautów na Ziemię. Szanse takiego powrotu w momencie oddawania numeru do druku zdaniem specjalistów istnieją, ale sytuacja jest bardzo poważna.

Myśli milionów ludzi zwróciły się ku trzem odważnym kosmonautom, którzy, jak wielu przed nimi (i jak to uczyni wielu po nich) podjęli ryzyko nieodłącznie związane z postępami człowieka w opanowywaniu otaczającej go przestrzeni. Pomyślny przebieg poprzednich lotów sprawił, że o tym ryzyku zaczęliśmy zapominać. Ale ono istnieje…

W następnym numerze – już 26 kwietnia – zamieszczono więcej informacji:

Odyseja 1970
Odkrywcy i podróżnicy dawnych lat byli samotni. O ich trudach i cierpieniach, zwątpieniach i lękach dowiadywali się ludzie dopiero po miesiącach i latach. A czasem nie dowiadywał się nikt – przepadali na zawsze bez śladu na morzach, bezludnych pustyniach, pochłaniała ich dżungla.

Odyseję Lovella, Haisego i Swigerta śledziły z zapartym tchem miliony ludzi, setki milionów. Można było słyszeć ich głosy, przekazywać im rozkazy i wskazówki.

Tak to przeżywaliśmy na Ziemi my, kiedy trzej kosmonauci, pozbawieni nawet ciężaru własnego ciała, pędzili poprzez kosmiczną pustkę. A oni? Kiedy Oglądaliśmy ich na ekranach telewizorów jak wydobywają się z otwartego luku kabiny, jak wędrują w górę na helikopter, uwieszeni w koszu na linie, a potem jak schodzą po kolei z helikoptera na pokład lotniskowca – wyglądali zwyczajnie.

Dla pamięci odnotujmy:
Statek Apollo 13, który wystartował do trzeciej z kolei amerykańskiej wyprawy kosmicznej odbywał lot planowo, aż do momentu, kiedy w odległości 324 tysiące kilometrów od Ziemi coś się na jego pokładzie wydarzyło. Co – tego ciągle dokładnie nie wiemy, może uderzył weń meteoryt? W każdym razie nastąpiło rozerwanie zbiornika z tlenem i w rezultacie zaczęły zawodzić rozmaite urządzenia o życiowym znaczeniu, zasilane ze źródeł prądu, które przestały teraz działać. Ale na szczęście działały urządzenia członu LM, który miał lądować na Księżycu. Dzięki temu możliwe stało się skierowanie Apolla 13 na nowy tor w stronę Ziemi i przeżycie trzech kosmonautów – choć w zimnie, ciemności i ciasnocie – do momentu osiągnięcia Ziemi. 17 kwietnia o godz. 19.09 naszego czasu kabina z trójką kosmonautów wodowała pomyślnie na Oceanie Spokojnym.

Oprócz wielu interesujących materiałów udzielano też miejsce najnowszym osiągnięciom nauki.

Spadkobiercy Geista
W laboratoriach radzieckich i amerykańskich trwają prace które mogą doprowadzić do wytworzenia metalicznego wodoru! Badania te opierają się na myśli podobnej do tej, jaką wykładał Wokulskiemu w Paryżu tajemniczy uczony, dr Geist. Jak każdy czytelnik „Lalki” pamięta, zmieniał on strukturę ciał, m.in. przez poddawanie ich niezwykłym ciśnieniom. Marzeniem Geista – i Wokulskiego – było stworzenie metalu lżejszego od powietrza.

Fizyka wysokich ciśnień poczyniła ostatnio wielkie postępy. W laboratoriach uzyskuje się olbrzymie ciśnienia zbliżające się już do tych, jakie panują we wnętrzu ciał niebieskich. W jądrze naszej Ziemi np. panuje ciśnienie ok. 3 milionów atmosfer. W takich warunkach ulega mało jeszcze zbadanym zmianom wewnętrzna struktura pierwiastków chemicznych i przybierają one postać i własności inne niż w warunkach normalnego ciśnienia atmosferycznego.

Uzyskiwanie superwysokich ciśnień w laboratoriach nastręcza wielkie trudności. Materiały, z których wykonuje się „pompy” czy „prasy” wytwarzające takie ciśnienia muszą posiadać niezwykłą odporność. Dziś jednak istnieją już urządzenia, z pomocą których produkuje się np. z grafitu – diamenty na skalę techniczną.

Marzeniem fizyków zajmujących się problematyką zagęszczania ciał „metodą Geista” jest uzyskanie metalicznego wodoru. Sądzą oni, że do uzyskania go potrzebne byłoby ciśnienie rzędu 800 000 do 2,5 miliona atmosfer. Metaliczny wodór byłby materiałem o niezwykle cennych własnościach. Uczeni sądzą, że miałby on twardość stali, ale byłby od niej 8 razy lżejszy. Metaliczny wodór wykazywałby także właściwość nadprzewodnictwa elektrycznego (tzn. nie stawiałby żadnego oporu elektrycznego) w temperaturze pokojowej, a nie tylko w temperaturze bliskiej zera bezwzględnego (minus 273°C), w jakiej właściwość ta jest obserwowana w laboratoriach niskich temperatur.

Myśli się także o zastosowaniu metalicznego wodoru jako paliwa dla rakiet kosmicznych, zamiast wodoru ciekłego. którego utrzymywanie w niskiej temperaturze stwarza trudne problemy techniczne.

Fizycy nie są jednak w stanie odpowiedzieć z całą pewnością na zasadnicze pytanie: jak zachowałby się uzyskany drogą ciśnieniową metaliczny wodór po przeniesieniu go w normalne warunki? Czy pozostałby metalem, czy też po prostu by – wyparował…

W rubryce „Demokratyczny Savoir – Vivre” jej autor Jan Kamyczek dawał porady jak zachować się w różnych sytuacjach życiowych:

G. S. „Czy w samochodzie własnym, na miejscu przy kierowcy-mężu powinna siedzieć żona, czy gość. Założyliśmy się. Bo mąż, jeśli zabiera kogoś z gości, każe mi siadać z tyłu. Czy to jest właściwe?”

– Nie da się jednym zdaniem tej kwestii rozstrzygnąć. Generalnie są dwie szkoły. Jedna hołduje pani poglądom, druga poglądom męża. Ja zaliczam się w zasadzie do tej drugiej szkoły. Ale ba, są goście i goście. Np. gość młodzieżowy z reguły siada z tyłu. Gość kobieta z przodu. Gość mężczyzna równolatek raczej z tyłu. Starsza persona też raczej z tyłu, z tym że okaże jej uszanowanie żona siadając z tyłu obok niej. Są więc różne możliwe kombinacje, nie sposób wszystkich zanalizować.

Męża należy zrozumieć – najniebezpieczniejsze miejsce w aucie jest koło kierowcy.

W każdym numerze była rubryka „Listy o filmie”, gdzie zamieszczano recenzje na najnowsze filmy. Ta jest o wspaniałej trzyczęściowej komedii „Jak rozpętałem II wojnę światową”:

Moi Drodzy!
Dobrą komedię nakręcić jest trudno. Dobrą komedię wojenną chyba jeszcze trudniej, a pomyślnie zrealizować komedię wojenną u nas – gdzie stale jeszcze żywe są tragiczne przeżycia niemal każdej z rodzin — wydaje się prawie niepodobieństwem. Tu trzeba przecież nie tylko poczucia humoru, lecz przede wszystkim ogromnego taktu, kultury dowcipu…

Tadeusz Chmielewski raz już dokazał takiej sztuki, filmem „Gdzie jest generał”. Obecnie powtarza swój zamysł, tyle, że z większym rozmachem (szeroki ekran, trzy serie!), lecz za to – chyba z nieco mniejszym ładunkiem dowcipu. Wprawdzie gagów wcale nie jest mniej, zabawnych spięć nawet na pewno więcej, ale – rozrzucone na blisko 6,5 tysiącach metrów taśmy, gubią się trochę w mniej zabawnym, lub mniej wybrednym filmowym cieście.

Trzy serie („Ucieczka”, „Za bronią”, „Wśród swoich”) wyświetlane są zasadniczo na dwu seansach. Ich temat, to wojenne dzieje warszawskiego spryciarza (lecz i pechowca zarazem), Franka Dolasa, który — wskutek przypadkowego zbiegu okoliczności przekonany, iż on właśnie rozpętał II wojnę światową – wędruje przez pół świata po to. aby zmierzyć się wreszcie z bronią w ręku ze swymi niemieckimi prześladowcami… Na wojnie, zdawałoby się, okazji do boju nie brak. dziwnym jednak zrządzeniem losu brakuje ich dla Franka. Uderzyć z bronią na Niemców udaje mu się dopiero pod koniec III serii i — wtedy film się kończy. Chmielewskiego nie interesuje Dolas jako żołnierz, lecz tylko jako pechowiec — z każdej sytuacji sprytem się wyłuskujący.

Wojenna odyseja Franka prowadzi go najpierw do… niewoli, a potem – po wielu ucieczkach – do Jugosławii, na Cypr, do Syrii (gdzie zostaje wcielony do Legii Cudzoziemskiej), do Włoch, wreszcie…ale proszę to obejrzeć.

Do redakcji Przekroju nadszedł interesujący list z dalekich (wówczas) Czerkas…

Czy herb Szymanowskich?
W archiwum obwodowym przeglądnąłem dużą ilość dokumentów, pochodzących z majątku braci Dawydowych w Kamionce na ziemi czerkaskiej. Bywał tutaj poeta Aleksander Puszkin. W odległości 7–8 kilometrów od Kamionki leży wieś Tymoszówka, w której urodził się i mieszkał Karol Szymanowski.

Wiele dokumentów dawydowskich napisano w języku polskim. Oto fragment jednego z nich z datą 5 października 1828 roku:

– Ja, Ferdynand Grzybowski, zdrowy będąc na ciele, umyśle, a pod niniejszy zapis ustępczy wraz z sukcesją jawnie czynię ustnie i dobrowolnie zeznanie, iż ja za świadectwem skryptu przez JW Katarzynę General-Majorowę i syna jej byłego pułkownika Wasyla Dawydowych.

I byłbym na tym poprzestał gdyby nie dostrzeżony nagle wiersz: „Za świadka podpisuję się Zygmunt Szymanowski” (obok jego pieczęć lakowa).

Czyżby to jakiś przodek Karola Szymanowskiego? W charakterze świadka wystąpić bowiem musiał ktoś z sąsiadującej z Kamionką wsi. A jeśli tak, to czy herbem tym pieczętowali się przodkowie Szymanowskiego?

Przemalowałem go szkolnym sposobem: nakryłem papierkiem i szybko potarłem ołówkiem. Dokładna kopia!

Lew Chmielkowski, dziennikarz z Czerkas

P.S. We wspomnianym archiwum widziałem dokumenty warszawskiego gimnazjum żeńskiego (1866–1914). Listy hrabiego Filipa Platera i Czackiego (1809–1811) i inne pamiątki polskie. Przypominam, że są to także strony rodzinne Ludwika Waryńskiego.

Wiele uśmiechu wywoływały dowcipne treści ze szkolnych wypracowań w rubryce „Humor zeszytów”.

– Od tego miejsca koryto Niemena stawało się coraz szersze.
– Mickiewicz swoje wiersze pisał również prozą.
– Anatomia obejmuje ciała ludzkie, a astronomia ciała niebieskie.
– Stolnik Horeszko staropolskim zwyczajem odmówił Jackowi ręki Ewy.
– Gerwazy rozciął niedźwiedziowi tylną część ciała i wyjął z mózgu kulę.
– W ferie zimowe byliśmy z mamusią w domu, a tatuś hulał po Tatrach.

Zamieszczano też ciekawe wiadomości z dawnych lat w rubryce „Wiadomości z myszką”.

Mieszkańcy Warszawy, pragnący udać się na letnie mieszkanie w okolice miasta, znajdujące się za rogatkami, muszą zgodnie z nowym rozporządzeniem Warszawskiego Oberpolicmajstra zaopatrywać się w bilety, wydawane w kancelarii oberpolicmajstra i poświadczone przez komisarza policji właściwego cyrkułu.

Chociaż nie było kwarantanny, to na przemieszczanie się też potrzebne było pozwolenie policji.

Cóż to byłby za numer bez wiadomości o modzie na nadchodzący sezon…

Szmizjerki
Sukienki letnie zaczynamy od szmizjerek. Nasze ukochane szmizjerki są nadal modne. Długość dowolna, z tych modnych długości, ale raczej jest to fason najpopularniejszy wśród sukienek krótkich.

Są zwykle nie przecięte w pasie, leciutko rozszerzone dołem. Zapięcie polo albo listwa przedłużona poniżej talii. Rękawy długie, oczywiście koszulowe, ale też bardzo często są krótkie z mankietem. Właściwie to wszystko już wiemy. I to że może być mała kieszonka i to, że z przodu może być fałd zaprasowany, puszczony od bioder.

Czy jest więc coś nowego w tym sezonie? Naprawdę to chyba tylko dwie rzeczy. Po pierwsze: długość. Jak widzicie na naszych zdjęciach niektóre szmizjerki krótkie są rzeczywiście krótkie. Po drugie: pasek. Otóż jest to zwykle pasek przewiązany albo cienki rzemyczek, a nawet kilka (na rzemyku mogą być węzełki), albo sznurek, albo pasek płaski przewiązany. Może być z zamszu, nawet bardzo długi, albo z tego samego materiału co sukienka zakończony nawet bardzo długimi frędzlami. Jeśli pasek jest z klamrą, to obecnie cienki i dość luźno zapięty.

Rubryka „Pogoda pod psem” podawała prognozy pogody na najbliższy okres. Nie zawsze wprawdzie się sprawdzały…

Maj jak to maj – zapowiada się zmienny, jednak z przewagą okresów ciepłych.
Wspaniale! Po nieskończenie długiej zimie i chłodnym przedwiośniu, może przyjdzie wreszcie czas ciepła.

Znane jest powiedzenie, że po ostrej zimie przychodzi upalne lato. Sprawdziło się to rok temu. Przedwiośnie (kwiecień) w takich wypadkach bywa chłodne, z właściwą wiosną (maj) różnie bywa. Jeśli mimo to przewidujemy ciepły maj, to opieramy się na kształtowaniu się układów atmosferycznych w kwietniu, zwłaszcza w drugiej połowie miesiąca. Po długim trwaniu wyżów skandynawskich ciężar wyżowy przeniósł się na południe Europy, a wyże południowe sprowadzają nad Polskę fale ciepłego powietrza. Odczuwamy to już w trzeciej dekadzie kwietnia, odczujemy chyba także w maju.

A co nowego w motoryzacji? Oto najnowsze trendy…

Następca Pininfariny lansuje nową linię
Za następcę Pininfariny, zmarłego przed czterema laty słynnego włoskiego projektanta karoserii samochodowych uchodzi Nuccio Bertone. Pininfarina, konstruktor i artysta nazywany „Michałem Aniołem samochodu: ze względu na wręcz rzeźbiarskie walory swych karoserii, wylansował w połowie lat 50-tych „linię trapezu”. Można Ją odnaleźć dziś u przeważającej liczby modeli standardowych samochodów różnych marek (oczywiście nie u wszystkich). Tak bowiem jak Paryż jest stolicą mody kobiecej, tak Turyn i jego karoseryjne kreacje wywierają wpływ na modę samochodową w Europie i poza Europą. Modę – ponieważ przy projektowaniu karoserii samochodowych poza względami natury funkcjonalnej projektanci w sposób mniej lub więcej świadomy kierują się zawsze także dominującymi tendencjami, podpatrzonymi w tych konstrukcjach, które w danym okresie uchodzą za szczególnie wybitne i które po prostu się podobają współczesnym.

Bertone jest zdania, że w nadchodzących latach linię trapezu zastąpi lansowana przez niego „linia klina”. Samochody utrzymane w tym stylu odznaczają się dobrymi walorami aerodynamicznymi. Klinowa linia naśladuje bowiem samochody sportowe o centralnie umieszczonym silniku, w których została ona zastosowana właśnie ze względu na konieczność uzyskania jak najlepszego spływu powietrza przy wielkich szybkościach.

W pakownych samochodach standardowych „familijnego” typu nowa linia będzie występować w formie bardziej umiarkowanej. Już obecnie szereg nowych modeli znanych europejskich firm samochodowych wykazuje mniej lub więcej wyraźną „linię klina”, z podwyższonym tyłem samochodu.

„Jedno Danie” Jana Kalkowskiego podaje przepisy na wiosenne „TWAROŻKI na cześć wiosny”:

Bo twarożek na stole, do śniadania lub kolacji, jest typowo wiosennym akcentem w naszym menu. Komu nie chce się rozcierać sera na twarożek – może kupić gotowe białe serki homogenizowane.

Oprócz wartości odżywczych – twarożki mają tę zaletę, że dzięki różnym przyprawom i dodatkom mogą być bardzo urozmaicone smakowo. Z przypraw mogą być np. mielona papryka, kminek, suszona mięta. Z dodatków – pokrojona rzodkiewka, szczypiorek lub zielona cebula, siekana cebula, itd.

Opracował Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 7-8 (347-348), 27 kwietnia – 14 maja 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X