Światło ich wiary

Światło ich wiary

„Niech inni sy jadą, dzie mogą, dzie chcą, do Widnia, Paryża, Londynu… A ja si zy Lwowa ni ruszym za próg!” – śpiewało wielu, ale tylko nieliczni to zrealizowali. Dni były liche i czasy Kainowe, ale Irena i Jadwiga Zappe zostały we Lwowie. Dziś są to leciwe panie, pogodzone z losem, choć wiele w życiu przeszły. Właśnie tym, którzy cierpieli dla sprawiedliwości, poświęcamy w Roku Wiary nasze wspomnienia.

Pragniemy przypomnieć o ich wierności, wierze oraz wykorzystanej szansie – nauczały religii i przekazywały wiarę w czasach wojującego ateizmu, kiedy karany był każdy, kto przyznawał się do Boga. Pani Wisia, jak ją zdrobniale nazywano, nie była ani nauczycielką, ani katechetką. W czasach trudnych dla Kościoła nauczanie dzieci wiedzy katechizmowej, przy braku katechizmów i literatury religijnej, odbywało się po kryjomu, bez kapłanów – przeważnie podejmowali się tego zadania ludzie świeccy. Tak, można powiedzieć, rozpoczęło się spontanicznie głoszenie Ewangelii wszelkiemu stworzeniu. W 1952 roku sąsiadka zapytała Jadwigę Zappe, czy nie poświęciłaby czasu czworgu dzieciom, półsierotom, które całe dnie spędzają na ulicy, zdarza im się coś ukraść… Wisia wahała się. Na chwilę wyszła do sąsiedniego pokoju. Wisiał tam obraz Najświętszego Serca Pana Jezusa. – Łagodny wzrok Jezusa dodał odwagi – wspomina po latach. Ta scena zrobiła na Wisi szczególne wrażenie i tak się zaczęło. Wkrótce zaczęli się zjawiać inni lwowiacy. „A może weźmie pani mojego synka?”, „a moją córkę?”. Jedni drugim przekazywali adres sióstr Zappe.


Po pracy w Bibliotece Ossolineum Jadwiga chodziła do dzieci – polskich, ukraińskich, żydowskich i rosyjskich, a później to one przychodziły do niej. Uczyła je religii, historii i języka polskiego, pomagała w nauce. Siostry Zappe były bardzo dobrze wykształcone. Wisia studiowała na politechnice, a Irena na uniwersytecie i weterynarii. Zapisywały na naukę tyle dzieci, ile się zgłosiło, a że nikomu nie odmawiały – wkrótce było ich bez liku. Dzieci, które słuchały z szeroko otwartymi oczami i buziami. Siostry uczyły nie tylko religii, ale także etyki, estetyki i w ogóle życia. Część dzieci pochodziła z trudnych środowisk i wychowywała się na ulicy, ale sporo przyprowadzali też rodzice, żeby dowiedziały się czegoś o Bogu i poznały niezakłamaną wersję historii Polski. Co miesiąc siostry uczyły nową grupę, ale były też dzieci, które chodziły do sióstr stale, przez wiele lat. Wiadomość, że siostry Zappe uczą religii, przekazywano sobie w tajemnicy, zwykle krążyła wśród ludzi chodzących do kościoła katolickiego.

„Takie jasełka na post”
Ryzyko, które się z tym wiązało, widać siostrom nie wystarczało, bo już w 1952 roku zaczęły organizować w swoim mieszkaniu jasełka. Dzieci występowały, a dorośli byli widzami. To było już „nielegalne zgromadzenie”. W mieszkaniu bywało 150 osób! W trakcie spektakli okna zasłaniano grubymi kotarami.

 

Siostry Zappe usypiały też czujność niewtajemniczonych sąsiadów metodą „przez zaskoczenie”. Przed przedstawieniem pukały do nich i prosiły: „Proszę nam pożyczyć krzesełka, bo będą goście”. Sąsiedzi dawali krzesła, sądząc, że chodzi o urodziny. Krzesła stały jednak tylko w pierwszym rzędzie. Z tyłu stała dorosła publiczność, szczelnie wypełniając każdy metr przestrzeni. Młodzież stawała na stołach i pod oknami. Któregoś dnia jeden z chłopców zapytał, kiedy będą następne jasełka. „Nie będzie, – tłumaczyła Wisia, – bo idzie Wielki Post”. „Hmm? A nie może pani napisać takie jasełka na Wielki Post?” – rzucił chłopak. Jadwiga zaczęła więc przygotowywać kolejne przedstawienia i coraz poważniejszy repertuar. Podczas wystawienia sztuki „Częstochowa” chłopcy wdrapali się wysoko, schowali się za kurtyną i rozdmuchiwali podarte bibułki. W mdłym świetle nocnej lampki bibułki wyglądały jak prawdziwy śnieg. Powoli opadały na „scenę”, która przypominała mury jasnogórskiego klasztoru. I na ojca Kordeckiego, który chodził po murach i chuchał w dłonie. Pomysły, jak przygotować występ i dekoracje, przychodziły same.

Była też sztuka Artaban – o czwartym mędrcu, który nie zdążył pokłonić się Jezusowi w Betlejem. Pani Wisia cytuje dziś z pamięci jej długie fragmenty: mędrzec Artaban całe życie szuka Jezusa, jednak wciąż się spóźnia na spotkania z Nim. Chciał Mu wręczyć perłę, rubin i szafir, ale ostatecznie płaci nimi, żeby pomóc napotkanym ludziom, którzy znaleźli się w potrzebie. W kulminacyjnym momencie włączano rzutnik i na ciemnej ścianie pojawił się obraz jaśniejącego krzyża. To przedstawienie było zrobione tak dobrze, że wielu widzów nie mogło opanować emocji.

Działalność sióstr zwróciła uwagę ówczesnych władz. Uderzono dopiero w 1976 roku. Tajniacy przeprowadzili rewizję w ich domu, przetrząsnęli wszystkie szuflady. Szukali pieniędzy, sądząc, że siostry brały pieniądze od dzieci, za co musiałyby ponieść odpowiedzialność karną. Komentowali, że działalność sióstr wspiera Watykan i Zachód – siostrom groził wyrok 13 lat więzienia. Przesłuchano dzieci i młodzież związane z siostrami. Dzieci na ogół zgodnie potwierdzały, że „te panie” tylko pomagały im odrabiać lekcje. Była to prawda, choć oczywiście nie cała. Po trzech miesiącach okazało się, że prokuratura jednak nie oskarży sióstr. Zostały przesłuchane w charakterze świadków i nie poniosły konsekwencji. Pytano je, po co przychodzą te dzieci. „Pomagamy im w nauce” – odpowiadały.

Dziś wychowankowie okazują swą wdzięczność Jadwidze i Irenie Zappe. Niektórzy z nich byli wychowywani przez system na ateistów, ale pod wpływem rozmów z Jadwigą o wierze i nauce stawali się praktykującymi katolikami. Siostry doczekały ogłoszonego przez Ojca Świętego Benedykta XVI (dziś papieża-emeryta) Roku Wiary. Nadeszła stosowna chwila, by na „świeczniku postawić to światło ich Wiary” – trzeba wydobyć na światło to, co dla wielu było ukryte – takie postanowienie podjął jeden z wychowanków i uczestnik tamtych wydarzeń, dokładając wszelkich starań, by odtworzyć Artabana według napisanego scenariusza i tym samym podziękować Panu Bogu i wszystkim tym, którzy pomagali trwać i wytrwać w wierze ojców, a wśród nich Jadwidze i Irenie Zappe, Zofii i Krystynie Pankównym, Marii Homme ze Lwowa, Antoninie Mandyczewskiej z Kamionki Strumiłłowej (obecnie Buskiej), Marii Jasińskiej i Genowefie Pszoniak z Mościsk oraz wielu innym zapomnianym i nieznanym wyznawcom wiary katolickiej i apostolskiej.

Ks. Władysław Derunow
Tekst ukazał się w nr 6 (178) 26 marca – 15 kwietnia 2013


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X