Świat na opak we Lwowie

Świat na opak we Lwowie

Dawno temu naukowcy dopatrzyli się źródeł karnawału w kulturze ludowej. W ciągu kilku tygodni od święta Trzech Króli do Środy Popielcowej urządzano nie tylko zabawy taneczne i bale maskowe.

Był to okres, kiedy królował czas odwrócenia: sługa i pan wymieniali się rolami społecznymi. Poza tym prawa i zakazy ulegały zawieszeniu, rzeczy błahe stawały się ważne, a ważne podlegały ośmieszeniu. W zabawie wszystko było dozwolone. We Lwowie – skłonnym do radości bez dodatkowych podniet – karnawał dostarczał okazji do najznakomitszych zabaw.

Pisał o karnawale Michaił Bachtin, że to okres, kiedy świat funkcjonuje na opak. Dostosowując się do demokratycznych karnawałowych zasad Lwów przeżywał ten czas barwnie i w uniesieniu. Z okolicznych majątków przyjeżdżały licznie reprezentowane rodziny i bawiły w mieście tak długo, na ile pozwalały zgromadzone na wsi pieniądze. Zacni ziemianie liczyli na dobrze skojarzone małżeństwa, a awanturnicy wszelkiej maści na posagi przygotowane przez łatwowiernych tatusiów.

Moda, obowiązująca w karnawale z 1861 roku (Foto archiwalne)W karnawale 1861 roku można było jak zwykle założyć na bal modne stroje zamówione u najlepszych fachowców. Lwowski krawiec Tomasz Kulczycki i jego koledzy po fachu mieli pełne ręce roboty. Lwów bawił się hucznie. Tamtej zimy „noszono kwiaty” – panie, jak podawały gazety, suknie balowe dekorować winne były „koło bufów, koło piersi i ramion różami tiulowymi albo z gazy świeżej barwy”; panowie zakładali kamizelki „z wyrabianemi blademi kwiatkami”, które należały do najgustowniejszego stroju balowego. Do czarnych fraków guziki zdobiono jedwabiem w aksamitne kwiaty średniej wielkości. Do fraków innego koloru kwiatów nie zalecano.

Wspominano też „dawne dzieje” i słynne bale karnawałowe. Jedną z najbardziej okazałych uroczystości karnawałowych, którą przeżywał Lwów przed wiekami były kilkudniowe bale z okazji zaślubin hetmanówny koronnej Zofii Sieniawskiej z hetmanem wielkim litewskim Stanisławem Denhoffem w 1724 roku. W salach nieistniejącego dziś Zamku Niskiego bawiono się do upadłego, tańczono dniem i nocą. Poloneza (czy jak wówczas mówiono taniec polski) pan młody tańczył z teściową.

Jak się bawić
Na przełomie XIX i XX wieku najbardziej uroczysty lwowski bal karnawałowy organizowały małżonki namiestników w salonach pałacu namiestnikowskiego. Był też oczywiście bal marszałkowski w Sejmie, odbywały się bale publiczne w salach lwowskiego Kasyna Miejskiego, które gromadziły zamożne mieszczaństwo. W wieku XX karnawałowe życie toczyło się z nieco innym rozmachem, ale nadal bawiono się na Strzelnicy, w kasynach i restauracjach. Bawili się drukarze, piekarze, literaci i automobiliści. W 1922 roku Henryk Zbierzchowski donosił z karnawału we Lwowie:

Jak karnawał to karnawał!
Jak się bawić to się bawić!
Czapkę sprzedać,
płaszcz zastawić,
wykosztować życia kawał.
W symbolicznym karnawale
kto mądrzejszy, jak myślicie?
Jeden tańczy całe życie
– drugi śpiewa gorzkie żale.
Hej! Upijmy się zabawą!
Pędźmy z domów troski-wiedźmy.
Roztańczony krąg zawiedźmy,
byle hucznie byle żwawo…

Ogłoszenie karnawałowe w prasie lwowskiej (Foto archiwalne)Trzy lata później – w 1925 – głowy lwowskich felietonistów zaprzątał fakt, że kult nagości opanował już cały świat i „dociera nawet do nas”. Zastanawiano się nad zagadnieniami mody: „Nikt nie wątpi, że w tegorocznym okresie karnawałowym najbardziej piekącym tematem dyskusji balowych jest ustalenie granicy między tą partią ciała, która ma być ubrana a tą, która ma być wystawiona na pożądliwe spojrzenia mężczyzn”. Jak pisał Stanisław Wasylewski – życie karnawałowe miało swoje prawa. „Pięć i więcej nocy przetańczyło się pod rząd. Bywało, że wprost z objęć ostatniego białego mazura kończącego zabawę u Gubrynowiczów czy u L. Baczewskiego na Zniesieniu szło się pod Kopułę Ossolineum i zmieniwszy frak na przygotowane ubranie codzienne zasiadało przy biurku. Ostatnie nad nim „dolce far niente” i staje nade mną uśmiechnięty pobłażliwie dyrektor Kętrzyński, który od wieków nigdzie nie bywał”. Niewielu było we Lwowie takich jak srogi dyrektor książnicy. Lwów bawił się, tańczył i popijał Baczewskiego…

Kiedy człowiekiem rozrywkowym się jest
Stary Jacek Fredro, chcąc przyzwyczaić syna, przyszłego komediopisarza, do gospodarowania oddał mu w zarząd nieduży folwark. Poważnym zmartwieniem Aleksandra było zdobycie dodatkowych pieniędzy na karnawałowe rozrywki we Lwowie. Opowiadał po latach jak to jesienią polował na lisy i sprzedawał następnie ich skórki. Od tego zależało jak uda się karnawał – bowiem Fredro bawił we Lwowie tak długo, na ile pozwalały uciułane w folwarku fundusze.

W karnawale 1815 roku pisze do przyjaciela Józefa Grabowskiego:
„U nas tu, we Lwowie bardzo dużo tego roku było młodzieży, z których najwięcej byłych wojskowych; byłem jak w dobrym garnizonie. Dzień w dzień w karnawał tańcowano i ja także musiałem zapiąwszy się w atłasowe portki skakać jak opętany.

Za tę nieprzyjemność nagradzałem sobie przy wieczerzy, gdzie dobroczynna kometa [tj. trunek], snując się po gardziołku, z wolna rozgrzewała i wzmacniała krew, biwakami wystygłą. O! truneczku, tobie ludzie ołtarze stawić powinni, na twym łonie zapomina się o troskach życia naszego! Niech ta eksklamacja, kochany Józefie, przemówi do Twego serca i przeczytawszy łyknij węgrzyna z pół garnca”.

Ogłoszenie karnawałowe w prasie lwowskiej (Foto archiwalne)Ani kropli wzmocnienia
Karnawał w 1907 roku oficjalnie zakończył się balem prasy, który w sobotę 9 lutego, zgromadził w sali Filharmonii cały Lwów tańczący „podziwiający, pijący, piszący, czytający, prenumerujący i karnawałujący. Jeden z reporterów, który usiłował spisać nazwiska tylko najpiękniejszych kobiet na balu prasy, stanął w połowie roboty wyczerpany tak kompletnie, że musiano go wozem stacji ratunkowej zawieść do najbliższej restauracji na piwo. Bo w bufecie p. Podhalicza nie było już ani kropli wzmocnienia. Pewną niespodzianką balu było, że nie wniesiono ani jednej trumny na salę, jak to miało miejsce przed dwoma laty”. Bal udał się znakomicie.

Zdecydowanie gorzej wypadł bal u hrabiego Badeniego, na którym ostentacyjnie nie zjawili się Podolacy, skupiający się wokół Gazety Narodowej, a nie zjawili się, aby w ten sposób wyrazić niechęć Badeniemu za to, że w Izbie Panów agitował za reformą wyborczą. „Hr. Badeni ze zmartwienia przez cały wieczór nie tańczył, nie jadł, nie pił, nie kłócił się i tylko robił sobie wyrzuty, że wtrącał się niepotrzebnie w sprawy, które irytują byłego namiestnika hrabiego Leona Pinińskiego. Ten ostatni bowiem posądza hr. Badeniego, że jest cichym współpracownikiem socjalistycznego „Głosu”, a udając się na spoczynek nuci pod nosem „Czerwony Sztandar”. Oczywiście, że do tak czerwonego hrabiego nie mogli Podolacy pójść na bal. Za to poszli na bal do namiestnika, gdzie jedli jak najwięcej, żeby mu w ten prosty a przekonywujący sposób dać dowód swojej niezachwianej sympatii. Na tych wielkich balach skończył się wielki karnawał tegoroczny. We środę posypaliśmy łysiny popiołem i weszliśmy w siebie”.

Zanim to nastąpi i minie karnawał jak sen złoty – bawmy się, Drodzy Czytelnicy, najlepiej jak potrafimy! Wesołych Świąt!

Beata Kost
Tekst ukazał się w nr 23–24 (195–196) za 20 grudnia 2013–16 stycznia 2014

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X