Wędrowny bohater

Kampania pamięci przed Pałacem Prezydenta RP nabiera temperatury.

Jednak perypetie wielu polskich pomników dowodzą, że współczesne spory nie są ani nowe, ani nadzwyczajne. Pomnik księcia Poniatowskiego doskonale je symbolizuje.

Utrwalony w stołecznym pejzażu posąg Poniatowskiego zdaje się dziś z kamiennym spokojem wznosić nad pomnikową wrzawą u jego stóp. Jednak dawniejsze perypetie czynią zeń klasyczny symbol zawiłości losu, tak w życiu, jak na cokole.

Książę Józef Poniatowski, postrzelony podczas przeprawy, utonął w Elsterze 19 października 1813 roku, w ostatnim dniu bitwy pod Lipskiem. Była to ofiara symboliczna, z polskiego punktu widzenia zamykała epokę napoleońską i ostatecznie grzebała nadzieje na niepodległość wiązane z cesarzem Francuzów. „Wszystko zdaje się razem zginęło – komentował książę Adam Czartoryski – patrząc na klęski ludzi, narodów, ludzkości, niczego się już nie chce”. Przez polskie miasta przetoczyła się fala manifestacji żałobnych. Rozpoczęto także starania o sprowadzenie ciała do Polski, co nie było łatwe, bo rosyjskie władze nie miały powodu by temu sprzyjać. W imperium rządził Aleksander I, czczony jako pogromca Napoleona, który pamiętał Poniatowskiemu odrzucenie propozycji współpracy z antyfrancuską koalicją, jaką złożył mu kilka miesięcy wcześniej. Na domiar złego trzy dni przed śmiercią cesarz mianował Józefa marszałkiem Francji. W końcu jednak, po półrocznych zabiegach, w lipcu 1814 roku ciało poległego księcia, ekshumowane z pierwszego grobu w Lipsku, rozpoczęło wędrówkę do Polski. Trwało to dwa miesiące, znów, przy okazji uroczystości związanych z pochówkiem, wywołując pasmo manifestacji patriotycznych. Trumnę złożono w podziemiach kościoła Św. Krzyża w Warszawie 10 października 1814 roku. Po trzech latach przeniesiono ją do Grobów Królewskich na Wawelu.

Nie opadł jeszcze kurz bitewny pod Lipskiem, gdy uznano, że wzniesienie pomnika bohatera to narodowa powinność. Pierwszy monument stanął już w grudniu 1813 roku nad brzegiem Elstery, kilka miesięcy później ufundowano pamiątkowy obelisk w Lipsku. Jednak w kraju błyskawicznie zrodził się kult księcia – pisano niezliczone wiersze, komponowano pieśni, malowano obrazy. W tej atmosferze głosy o potrzebie uczczenia bohatera pomnikiem w Warszawie były tyleż powszechne, co, z punktu widzenia rządzących Rosjan, wywrotowe. Spodziewając się niechęci władz, Adam Czartoryski w styczniu 1814 zwrócił się do generała Stanisława Mokronowskiego, towarzysza broni i krewnego księcia Poniatowskiego, z propozycją patronowania budowie pomnika. Czartoryski zakładał, że łatwiej będzie uzyskać carskie przyzwolenie przedstawiając inicjatywę jako przedsięwzięcie rodzinne. I rzeczywiście, po niemal dwóch latach starań zgodę cara uzyskała spokrewniona z Poniatowskimi hrabianka Anna Potocka. Jesienią 1815 roku powstał oficjalny komitet, który w marcu 1816 zwrócił się z odezwą do narodu. Choć odzew był entuzjastyczny, nie obyło się bez problemów, deklarowano bowiem pokaźne sumy, ale tylko niewielka część spływała na czas do szkatuły komitetu. Z wpłatą zapowiedzianych donacji długo zwlekała książęca rodzina, część składek sprzeniewierzył nieuczciwy kasjer, pewne kwoty lokowano na procent z różnym skutkiem – summa summarum zbiórka trwała 18 lat.

Jednak nie pieniądze były powodem największych utrapień. Równolegle do kwesty toczyły się spory jak pomnik ma wyglądać i gdzie powinien stanąć. Już 20 sierpnia 1815 złożył swój projekt Piotr Aigner, wzięty wówczas architekt warszawski. W ślad za nim koncepcje przedstawili wybitni konkurenci Jakub Kubicki i Zygmunt Vogel. Żaden nie przekonał komitetu. Impas trwał do roku 1817, kiedy stwierdzono, że najlepszym wzorem będzie posąg konny Marka Aureliusza. Miał go wykonać niemiecki rzeźbiarz Christian Rauch. Rozmawiano też z Karolem Schinklem i Antoniem Canovą, słynnym, ale już sędziwym artystą, który wkrótce umarł. Każda z tych postaci budziła jednak kontrowersje wśród decydentów, szukając więc kompromisu zwrócono się do rozchwytywanego wówczas Duńczyka, wiernego klasycystycznym kanonom, Bertela Thorvaldsena.

Wciąż nie było zgody co do lokalizacji pomnika. Padały dziesiątki propozycji. Księcia widziano w miejscu dzisiejszego Pałacu Staszica, na placu Saskim, za Żelazną Bramą, na placu Trzech Krzyży, w rejonie obecnego placu Teatralnego czy w Ogrodzie Saskim. W końcu wskazano plac Krasińskich. Miejsce zatwierdził Aleksander I, ale dyskusje nie umilkły, plac nie spodobał się bowiem Thorvaldsenowi, który chciał wznieść pomnik na Krakowskim Przedmieściu, nieopodal kolumny Zygmunta. Ponieważ nie należało się spodziewać rychłej zmiany cesarskiej decyzji, sprawa wyglądała beznadziejnie. Warszawską ulicę obiegła anonimowa fraszka:

Poniatowski Józefie!
– Co za wielka szkoda
Że Cię przed lat tysiącem nie
zabrała woda:
Płakalibyśmy dłużej, lecz już dotąd pono
Przynajmniej by Twój pomnik
stawić dokończono.

Mimo kłopotów z lokalizacją zdecydowano, że Thorvaldsen zacznie pracę. Model był gotowy w 1826 roku, jednak dopiero po trzech latach przewieziono go do Warszawy i wystawiono na widok publiczny, co przyniosło kolejne kłopoty. Kwestionowano jego artystyczną wartość, krytykowano strój księcia, brak podków u konia, brak siodła, niewłaściwą fryzurę i zarost, niektóre damy gorszył zbyt kusy strój bohatera, co narażało je na widok nagich męskich kolan. Ta wymiana poglądów potrwała trzy lata. Aleksander I w tym czasie umarł, a jego brat, Mikołaj I, latem 1829 roku polecił ustawić pomnik na dziedzińcu pałacu Namiestnikowskiego, dokładnie pomiędzy kratą a łańcuchem dzielącym plac od ulicy. Po roku, w sierpniu 1830, rozpoczęto odlewanie pomnika w brązie, wkrótce jednak wybuchło powstanie listopadowe i prace ukończono dopiero w sierpniu 1832 roku. Wtedy władze nie zgodziły się na jego ustawienie w Warszawie. Po kolejnych dwóch latach, jesienią 1834 car nakazał przewieźć niewygodny odlew do twierdzy modlińskiej i przerobić na świętego Jerzego. Dla ułatwienia transportu pocięto go na 10 części i w styczniu 1836 roku monument znalazł się w Modlinie, ale złożono go dopiero przed carską inspekcją w 1840 roku. Tym razem Mikołaj kazał wyrzucić rzeźbę na złom, na co Iwan Paskiewicz, owiany złą sławą carski namiestnik, okrutny pogromca powstania listopadowego poprosił, by mu ją podarowano. Car zgodził się i po kolejnych dwóch latach, w 1842, umieszczono Poniatowskiego w paskiewiczowskiej rezydencji w Homlu. Jak na ironię, to właśnie pomnik znienawidzonego Paskiewicza odsłaniał 28 lat później kolejny car, Aleksander II, przed Pałacem Namiestnikowskim, w miejscu wyznaczonym wcześniej dla Poniatowskiego.

Próby odzyskania dzieła Thorvaldsena trwały równo osiemdziesiąt lat. Pomnik wrócił do Polski 17 marca 1922 na mocy traktatu ryskiego. Tymczasowo umieszczono go na dziedzińcu Zamku Królewskiego i zawiązano stosowny komitet, który wszczął dyskusje, gdzie trwale umieścić monument. Jedni widzieli go na miejscu usuniętego już Paskiewicza. Inni chcieli zamknąć rzeźbę w muzeum, bowiem książę wydawał im się niestosowny w swej rzymskiej charakteryzacji. Jeszcze inni proponowali plac u wlotu na most Poniatowskiego, Park Łazienkowski, skwer w Alejach Ujazdowskich po wyburzeniu cerkwi, kościół Wizytek i wreszcie plac Saski. Pomysł by umieścić pomnik na tle klasycystycznej kolumnady pałacu saskiego zwyciężył. Nastąpiło entuzjastyczne odsłonięcie, uświetnione defiladą przyjmowaną przez marszałka Piłsudskiego. Spory historyczno-estetyczne nie milkły przez całe dwudziestolecie, aż do 1939 roku, kiedy okazało się, że rzymski kamuflaż uchronił pomnik przed zniszczeniem już w pierwszych dniach niemieckiej okupacji. Istotną rolę odegrał również fakt, że wyszedł spod dłuta duńskiego artysty. W każdym razie w październiku 1939 nie przeszkadzał Hitlerowi, który w jego towarzystwie pozdrawiał nazistowską defiladę zwycięstwa. Niemiecka administracja rozważała przeniesienie pomnika z placu nazwanego wkrótce imieniem führera, jednak tak długo zastanawiano się nad nowym miejscem, że Poniatowski przetrwał nietknięty aż do upadku powstania. Dopiero późną jesienią 1944 roku oddziały dopalające Warszawę wysadziły go w powietrze. Po wojnie odnaleziono nieliczne fragmenty, ale w muzeum Thorvaldsena zachował się pierwotny model z gipsu. Duński rząd zdecydował odlać go w brązie i podarować Polsce w 1951 roku. Nie były to czasy najłatwiejsze dla książąt. Ówczesne władze Warszawy postanowiły, że kłopotliwy dar zostanie odsłonięty w niewielkiej przestrzeni przed Pomarańczarnią w Parku Łazienkowskim. W lutym 1952 roku, gdy pogoda bynajmniej nie zachęcała do spacerów, przy udziale urzędników niższego szczebla obu państw książę Józef Poniatowski oficjalnie stanął w Warszawie.

Trzynaście lat jakie musiały jeszcze upłynąć, nim pomnik stanął na Krakowskim Przedmieściu, wydają się już błahostką. W 1965 roku, nie urządzając żadnych uroczystości, przeniesiono go przed obecny Pałac Prezydencki, wówczas nazywany Pałacem Rady Ministrów, jeszcze wcześniej Namiestnikowskim. Zatem pół wieku, które minęło od tej chwili, to ledwie czwarta część jego burzliwej historii.

Sławomir Gowin
Tekst ukazał się w nr 6 (250) 31 marca – 14 kwietnia 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X