Warsztaty pojednania polsko-ukraińskiego w Zamłyniu na Wołyniu fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

Warsztaty pojednania polsko-ukraińskiego w Zamłyniu na Wołyniu

W 80. rocznicę rzezi wołyńskiej, pomimo oficjalnych obchodów żałobnych z udziałem najwyższych władz państwowych Polski i Ukrainy oraz hierarchów Kościołów po obie strony granicy, odbyły się konferencje naukowe i „okrągłe stoły”. Szereg przedsięwzięć zorganizowane zostały przez działaczy społecznych. W Centrum Integracyjnym w Zamłyniu na Wołyniu w ciągu tygodnia przebiegały Warsztaty Pojednania dla Polaków i Ukraińców. Projekt został zrealizowany przez Stowarzyszenie Pojednanie Polsko-Ukraińskie we współpracy z Centrum Integracji Zamłynie, Ochotniczymi Hufcami Pracy (OHP) w Lublinie oraz z Towarzystwem Przyjaciół Krzemieńca i Ziemi Wołyńsko-Podolskiej.

Karolina Romanowska i Julia Kowalczuk, fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

Pomysłodawczynią jest Karolina Romanowska, która mieszka w Londynie. W 1943 roku 18 członków jej rodziny w okrutny sposób zginęło w miejscowości Ugły niedaleko Sarn. W 2021 roku młoda Polka podjęła decyzję, aby przejść przez Wołyń pieszo, co stało się tematem polsko-ukraińskiego filmu dokumentalnego zatytułowanego „Sad dziadka”.

– Pomysł zrodził się dość spontanicznie po mojej podróży na Wołyń, w czasie zdjęć do filmu „Sad dziadka”, którego jestem bohaterką i w którym odkrywam historię swojej rodziny – powiedziała dziennikarzowi Kuriera Karolina Romanowska. Szłam do miejsca, które kiedyś było koszmarem z mojego dzieciństwa i bardzo źle mi się kojarzyło. Ale postanowiłam zmierzyć się z tą traumą. Idąc przez Wołyń poznałam wielu ludzi, wielu nowych przyjaciół. Odtąd wiedziałam, że muszę tutaj wrócić i że będę tutaj wracać, że to jest miejsce, które mnie po prostu przyciąga. Zaczęłam myśleć, co możemy zrobić, żeby te relacje polsko-ukraińskie poprawić? I powstał pomysł, by założyć Stowarzyszenie Pojednania Polsko-Ukraińskiego. Zaczęłam rozmawiać z ludźmi, których tutaj poznałam, ale też w Polsce, Polaków i Ukraińców i mówić, że mam silną potrzebę, żeby coś zrobić. I okazało się, że nie tylko ja, że są też ludzie z Ukrainy, stąd, ale także Ukraińcy, którzy wyjechali w czasie wojny do Polski i że podobnie jak ja myślą i po prostu mają taką potrzebę, żeby o Wołyniu, o rzezi wołyńskiej, o ludobójstwie, o tym, co tu się wydarzyło w naszej wspólnej historii, po prostu rozmawiać. I otworzyliśmy się. W naszym Stowarzyszeniu w tym momencie po prostu nie jest to temat tabu. Nie jest to też temat do sporów. Staramy się po prostu odnosić z szacunkiem do drugiej osoby, z empatią do siebie, starać się zrozumieć. I rozmawiamy. Rozmawiamy każdego dnia o naszej trudnej historii. Oczywiście te rozmowy nie są łatwe, ale jesteśmy przekonani, że są bardzo potrzebne.

Czy można powiedzieć, że brak jest wiedzy?

– Tak, zdecydowanie – stwierdziła Karolina Romanoiwska. – Największym problemem i do tego razem doszliśmy, że przede wszystkim jest brak wiedzy. Co możemy zrobić teraz, żeby ten problem rozwiązywać? Jednym z celów naszego Stowarzyszenia, i z tym pomysłem wyszła Julia Kowalczuk, moja współzałożycielka, która powiedziała: Musimy tłumaczyć książki z języka polskiego na ukraiński, ale być może też z ukraińskiego na polski. I musimy sprawić, ażeby te książki były dostępne. Musimy rozmawiać o tym z młodzieżą. Nie zmuszać, a zachęcać młodzież do tego, żeby chcieli poznać historię. Nie tylko historię Wołynia, ale w ogóle historię relacji polsko-ukraińskich. To jest niezwykle ważne.

Jaki „klucz” do tego znalazłaś? – zapytałem.

– Nie wiem, czy znalazłam, natomiast robimy tutaj na warsztatach różne rzeczy – mówiła dalej. – Oprócz rozmów, projekcji filmów, dyskusji (mamy ludzi w różnym wieku) są też zajęcia terapeutyczne. Jedno z takich prowadzi Grzegorz Krowicki bardzo ciekawą metodą, która zresztą po wielu-wielu latach powróciła na Wołyń. Twórca tej metody jest wołyniakiem. To są pierwsze takie warsztaty. My tak naprawdę uczymy się siebie i jesteśmy otwarci. Jesteśmy otwarci na prawdę. Prawdę historyczną, jakakolwiek ta prawda jest. Nawet jeżeli jest trudna, musimy ją po prostu zaakceptować. Nie możemy jej przecież zmienić. Więc akceptujemy prawdę i staramy się po prostu z tą prawdą historyczną żyć. Żyć w zgodzie. Zwłaszcza teraz. Ukraina jest w stanie wojny i sercem jestem za Ukrainą. Prezydent Zełenski jest moim bohaterem. W tym momencie jest bohaterem całego świata. Wierzę w to bardzo i uważam, że nie ma innej opcji. Musimy być razem. Musimy w tym momencie trzymać za rękę Ukrainę i wspierać w tej bardzo ciężkiej sytuacji, w której każdego dnia giną niewinni ludzie. Giną dzieci. Mnie to też bardzo boli, że dzieje się to w dzisiejszych czasach, tak blisko, tylko za naszą granicą i nie rozumiem, jak moglibyśmy nie być razem, zachować się inaczej. Musimy być z wami. Musimy was wspierać.

Gdy skończą się te warsztaty pojednania, chcemy wspierać dzieci dotknięte przez wojnę. Wydaje mi się, że to w tym momencie najważniejsze. Będziemy wciąż prowadzić rozmowy z Polakami, z Ukraińcami o pojednaniu, które jest naszym wspólnym celem.

Współzałożycielką Stowarzyszenia Pojednania Polsko-Ukraińskiego jest Julia Kowalczuk, Ukrainka z Wołynia.

– Ja niestety o tych przykrych wydarzeniach, które miały miejsce na Wołyniu, dowiedziałam się już mieszkając w Polsce – wyjaśniła Julia. –Kiedy przyjechałam na studia, wiele osób pytało skąd jestem. Mówiłam, że z Wołynia. I pierwsze pytanie, które padało zawsze: „A co myślisz o tych wydarzeniach? Co myślisz o Wołyniu?” Ja mówię: „No, taki biedny region, ale piękna przyroda…” i tak dalej. Nie wiedziałam, o co chodzi i dlaczego jestem pytana, co o tym sądzę. Ale potem zaczęłam czytać książki i już wiedziałam, że miały miejsce te bolesne wydarzenia, że miała miejsce rzeź. Zaczęłam czytać, zaczęłam się edukować i tak dowiedziałam się o tym dopiero mieszkając w Polsce.

fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

Po zakończeniu warsztatów Pojednania Polsko-Ukraińskiego Julia Kowalczuk podsumowała:

– Bardzo pozytywnie oceniam te warsztaty. Jest to nam bardzo potrzebne, żeby być razem, żeby rozmawiać o tej trudnej historii. Robimy to w ramach naszych warsztatów, bo często jest tak, że również jak ja nie wiedziałam, tak też wielu Ukraińców też niestety nie wie. Szczególnie po 24 lutym 2022 roku, gdy wielu Polaków przyjęło pod swój dach Ukraińców. Często też w polskim społeczeństwie zastanawiano się, jak rozmawiać z Ukraińcami o Wołyniu? Ja twierdzę: normalnie. Po prostu mówić, że takie wydarzenia miały miejsce wiele lat temu. Warto o tym pamiętać, warto czcić pamięć ofiar i normalnie rozmawiać. Bo często Ukraińcy po prostu nie wiedzą. Wspólnie z Karoliną Romanowską jesteśmy założycielkami Stowarzyszenia Pojednania Polsko-Ukraińskiego, w ramach którego dążymy do pojednania opartego na prawdzie, opartego na szacunku i na pamięci historycznej o wydarzeniach.

Historię rzezi Polaków na Wołyniu uczestnikom warsztatów przybliżył dr Leon Popek z oddziału lubelskiego Instytutu Pamięci Narodowej, który jest jednym z potomków polskich mieszkańców zmasakrowanej wsi Ostrówki.

– Mamy prawo do swojej pamięci – zaznaczył dr Leon Popek. – I chcemy, żeby Ukraińcy też zrozumieli naszą pamięć, nasz ból. To, że po osiemdziesięciu latach w dalszym ciągu większość zamordowanych Polaków, 95 procent leży w dołach śmierci, gdzieś w lasach, na łąkach.

– Jestem tu jakoś tak pozytywnie podbudowany – stwierdził. – Po pierwsze jest młodzież polsko-ukraińska. Bardzo szybko się tutaj dogadują. To też jest fenomen, że dorośli, starsi, politycy potrzebują dużo czasu. Ci młodzi błyskawicznie nadają na jednakowych falach. Oni się świetnie rozumieją, chociaż nie do końca wszyscy znają język ukraiński czy język polski. Druga rzecz, spotkania zaczynamy od modlitwy. Zaczynamy od Mszy świętej. Są inne jeszcze relacje. Są filmy, są spotkania, są wspólne posiłki, są wspólne zabawy. I w ramach tych warsztatów jeździmy też na cmentarze i porządkujemy je. I jest taki moment, gdy przedstawiamy historię tej miejscowości, cmentarza, kwatery. Dlaczego w Zasmykach kwatera żołnierzy? Dlaczego w Lubomlu cmentarz bardzo stary, różne groby różnych osób i kwatera żołnierzy z 1939 roku i upamiętnienie z 1943 roku w miejscowości Kąty? I dzisiaj Ostrówki. Było to dla mnie bardzo ważne, że już po kolejnym dniu, gdy już troszeczkę się znamy, ci ludzie z radością (to było widać, nie było jakiegoś narzekania, jakiegoś unikania) porządkują ten cmentarz. Widzę ten ich wkład. Są Ukraińcy, są Polacy i razem pracujemy. Oni zadają pytania: tutaj była wieś, gdzie ta wieś? A dlaczego tu nic nie ma? I tak się zaczyna. Zaczynam opowieść o Polakach, którzy mieszkali od czterystu lat wspólnie. Były wspólne małżeństwa mieszane. Chodzili razem do szkoły, do lasu. Paśli razem krowy, spotykali się. I nagle jest 1943 rok, jest tragedia, giną Polacy… Ale mówię też o tym, że dzisiaj w Lubomlu przy pomniku poświęconym UPA są wymienieni z imienia i nazwiska mieszkańcy, którzy należeli do UPA i gdy przyjechali Polacy urodzeni w Ostrówkach, Woli Ostrowieckiej, mówią: „Ja z nim chodziłam do szkoły. A z tym pasłam krowy. Z tą dziewczyną chodziliśmy do lasu na jagody”. Poznają się i nagle w pewnym momencie następuję rozdźwięk. Są dwie pamięci – pamięć ukraińska i pamięć polska. I trzeba o tym mówić, że te pamięci są różne.

Dr Leon Popek ciągle powtarza, że Ukraińcy mają prawo do swojej pamięci, a Polacy mają prawo do swojej pamięci. Jego boli, że gdzieś w lasach i na łąkach są do dziś nie odnalezione i nie pochowane szczątki zamordowanych Polaków.

– Dzisiaj też pokazywałem takie miejsca – powiedział Leon Popek. – Ostrówki mają szczęście o tyle, że udało się odnaleźć w ciągu trzech ekshumacji 680 osób. Jest to więc możliwe. Odnaleźć i po katolicku pochować na cmentarzu szczątki zamordowanych. I gdybyśmy ten okres trzydziestu lat Ukrainy i Polski wykorzystali na wspólne poszukiwania, wspólne ekshumacje, wspólne pochówki, to dzisiaj bylibyśmy w zupełnie innym miejscu i wiele tych nabrzmiałych problemów po prostu by nie istniało. A my w dalszym ciągu zmierzamy się z tym bardzo trudnym problemem. Wszyscy dziennikarze, politycy, duchowni mówią o tym najtrudniejszym problemie w relacjach polsko-ukraińskich, którym są nie pochowane szczątki naszych rodaków. Wszyscy mówią że najwyższy czas. Przedstawiciele duchowieństwa grekokatolickiego, rzymskokatolickiego, Cerkwi Prawosławnej Ukraińskiej, politycy. Najwyższy czas. Bo jak do tego doszło, że przez 80 lat nie mogliśmy nawiązać wspólnych relacji i uszanować jeden drugiego, pochować ofiary? Przecież to jest takie naturalne. Dlaczego w dalszym ciągu są rodziny w Polsce, które przekazują traumy, przekazują ból, cierpienie, złość, że nie można ofiar pochować? I to jest cudowne, że ci młodzi Ukraińcy mówią: nie potrafię tego zrozumieć, Nas tego nie uczyli w szkołach. My o tym nie wiemy. Powiedzcie, pokażcie. Ale też chcemy pokazać wam naszą historię. Też nie łatwą. To jest to zderzenie – pamięć ukraińska, pamięć polska i przed nami obchody 80. rocznicy. To nie jest łatwy problem. Pytanie – czy damy radę z tym się zmierzyć? Czy chcemy z tym się zmierzyć? Ja myślę, że to jest olbrzymia szansa, że obserwujemy takie oddolne akcje. Podobne jak w tamtym roku porządkowanie cmentarzy polskich przez mieszkańców, miejscowych Ukraińców, którzy mówią: Polacy nie mogą przyjechać, to my możemy chociaż w taki sposób im podziękować. Porządkujemy ich cmentarze. Jutro jedziemy do Kisielina i tam grupa miejscowych Ukraińców chce razem z nami porządkować cmentarz.

Podczas warsztatów młodzi i starsi szukali odpowiedzi na trudne pytania o tragicznych wydarzeniach na Wołyniu.

– To już się dokonało – powiedziała Olga Hołowij, dyrektor szkoły w Zabłotcach na Wołyniu. – Nie możemy tego zmienić, to już historia. Ale musimy o tym pamiętać. Zarówno strona polska, jak i ukraińska. Nie jesteśmy winni ani przyczyną tego, co się stało, ale musimy zachować pamięć i sobie z nią poradzić. Aby nie stało się to przeszkodą dla naszych krajów. Musimy wyjaśnić tę sytuację, aby ta historia się nie powtórzyła.

Podczas warsztatów obejrzano i omówiono też etiudę teatralną „Romeo i Julia. XXI PL–UA”, której autorem jest Jacek Bury. Reżyserem był Ryszard Stępień, aktorami – młodzież z OHP. Spektakl opowiada o miłości młodej Ukrainki, uchodźczyni z wojny rosyjsko-ukraińskiej i Polaka. Ich związek zderza się z przeszłością – jej dziadek był w Ukraińskiej Powstańczej Armii, a jego – w Armii Krajowej.

Kolejnym filmem był „(nie) Ocaleni”, zadedykowany Polakom, którzy zginęli, ale których pamięć ocalają współcześni Polacy i Ukraińcy. Jednego z wieczorów do uczestników warsztatów zagościło trio z Domu Kultury wsi Melnyky pod przewodnictwem Fedora Girycza.

Całodobowo wybijano na bębnach symboliczne rytmy pojednania.

Grzegorz Krowicki zapoznał wszystkich z ciekawym i użytecznym systemem terapii ruchem, stworzonym przez Moshe Pinhasa Feldenkraisa z Wołynia.

Ks. Jan Buras, dyrektor Centrum Integracji w Zamłyniu w naszej rozmowie podkreślił, że to właśnie dla młodych Polaków i młodych Ukraińców zorganizowano te warsztaty.

– Grupa młodzieży i dorośli, Polacy i Ukraińcy spotkaliśmy się w tym Centrum Integracji i szukamy odpowiedzi na wiele trudnych pytań – powiedział ks. Jan Buras. – Staramy się rozmawiać bez emocji, chociaż trudno na ten temat mówić bez emocji. Emocje są. Widzę to, ale wszyscy są świadomi jednego, że przyjaźń, dialog pomiędzy naszymi narodami muszą być budowane na prawdzie. Wówczas będą trwałe, jeżeli nie będzie żadnych niedomówień. I widzę te wieczorne długie spotkania, a później wspólne śpiewanie, kiedy są razem. Widzę, że dla niektórych te tematy są bardzo trudne, bardzo bolesne. Są i łzy, i są wzruszenia, ale to jest potrzebne. Na pewno jest potrzebne i daje nadzieję. Właśnie oni, młodzi, nie politycy, nie historycy dają mi jako starszemu (jestem reprezentantem starszego pokolenia) nadzieję. Chociaż tamci też powinni ten temat przepracować. To jest konieczne. Ale że młodzież jest gotowa, to daje nam ogromną nadzieję. To jest ogromna szansa. Tak myślę”.

Stowarzyszenie Pojednanie Polsko-Ukraińskie, wciąż prowadząc rozmowy z Polakami i Ukraińcami o pojednaniu, które jest naszym wspólnym celem, chce też wspierać dzieci dotknięte przez wojnę na Ukrainie.

Konstanty Czawaga

Tekst ukazał się w nr 13-14 (425-426), 31 lipca – 14 sierpnia 2023

Przez całe życie pracuje jako reporter, jest podróżnikiem i poszukiwaczem ciekawych osobowości do reportaży i wywiadów. Skupiony głównie na tematach związanych z relacjami polsko-ukraińskimi i życiem religijnym. Zamiłowany w Huculszczyźnie i Bukowinie, gdzie ładuje swoje akumulatory.

X