Warszawskie Towarzystwo Miłośników Lwowa

Z Markiem Makuchem, prezesem Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich Oddział Stołeczny, rozmawiała Anna Gordijewska.

Czy tegoroczne obchody Dni Lwowa w Warszawie są szczególne?
Tak, ponieważ są związane ze stuleciem niepodległości Polski – kluczowym świętem dla wszystkich Polaków na terenie naszego państwa, a także poza granicami obecnej Polski. W tym roku przypada również 30-lecie Towarzystwa, które będziemy obchodzili. Dni Lwowa, jako cykliczna impreza, odbywają się już po raz dwudziesty szósty. Wydarzeń było dużo, a taka ważna data jak 100 – lecie uzyskania przez Polskę niepodległości determinuje nas do dalszych działań.

Jakie były działania w tym roku?
Był to turniej Orląt Lwowskich, a z naszej strony Polonia Warszawa. Ze Lwowa była Pogoń. Gościliśmy również Wilno i Zaolzie.

W tym roku Dni Lwowa są wspólnie zorganizowane przez Towarzystwo Miłośników Lwowa oraz Fundację Dziedzictwo Kresowe.
My jakby monitorujemy to, jak organizacje polskie we Lwowie rozwijają się i kibicujemy im. Cieszymy się, że mogliśmy obejrzeć przedstawienie w wykonaniu Polskiego Teatru Ludowego ze Lwowa, który obchodził w tym roku swój piękny jubileusz 60-lecia.

Jak Pan odebrał sztukę Hertza Czupurek?
Bardzo ciekawe. Można było więcej młodzieży zaprosić. Oczywiście, że to „bajka dla dorosłych”, ale z takimi elementami, że dzieciaki miałyby z tego zabawę również. Myślę, że wiele postaci wywołało tutaj żywe reakcje publiczności, co było słychać. Mam nadzieję, że będę mógł zobaczyć grę aktorów w innych inscenizacjach.

Czy często przyjeżdżacie do Lwowa?
Tak, dosyć często. W tym roku przedstawiciele naszego Zarządu byli na 30-leciu Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej. W naszym towarzystwie są rodowite lwowianki, które mają swoje rodziny we Lwowie, więc przyjeżdżają, by je odwiedzić. Z okazji świąt Wielkanocnych czy Bożego Narodzenia przekazujemy pomoc charytatywną dla potrzebujących. Robiliśmy też renowacje pomnika w Lipnikach powstańca styczniowego. Ubolewam, że częściej chciałbym być we Lwowie, ale obowiązki zawodowe powodują, że, niestety, czas trzeba dzielić na różne aktywności.

Dlaczego w Pana życiu jest tak ważny Lwów?
Moja rodzina w części pochodziła z Wołynia, więc element kresowy był, a z drugiej strony z Zaolzia. Wyszło takie ciekawe połączenie. Temat Kresów czy to wschodnich czy południowych w rodzinie zawsze przewijał się. Od dziecka słyszałem jak mówiono o mitycznych naszych miastach – Lwowie i Wilnie. A Lwów to tak naprawdę dzięki Jerzemu Michotkowi. Przed pierwszym moim wyjazdem na początku studiów przeczytałem jego książkę o Lwowie i to był… koniec. Zakochałem się w tym mieście. Odszukałem w Warszawie Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo – Wschodnich z którym jestem związany od 2002 roku. Miałem przyjemność dotknąć prawdziwego przedwojennego Lwowa, poznać wiele zacnych postaci, których, niestety już z nami nie ma.

Czy Pan jest czytelnikiem Kuriera Galicyjskiego?
O tak! Dostajemy gazetę i czytamy świeże materiały z wielkim zainteresowaniem.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Anna Gordijewska
Tekst ukazał się w nr 22 (314) 30 listopada – 17 grudnia 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X