„Wampir” Hieronim Cybulski

Jak każde wielkie miasto, Lwów ma „wielką”, oficjalną historię, w której są nazwiska królów, wojewodów, bohaterów narodowych.

Ma też opowieści, a nawet piosenki uliczne niezwiązane z polityką czy rozwojem przemysłu, ale mocno zakotwiczone w pamięci mieszkańców, dzięki czemu takie nazwiska czy wydarzenia lokalne tworzą atmosferę miasta, pokazują w mikroskali jego życie wewnętrzne, jak również sprawy niezbyt ważne, lecz interesujące, charakterystyczne dla ówczesnej rzeczywistości. Niektóre z nazwisk lub wydarzeń odbiły się swego czasu szerokim echem wśród mieszkańców miasta i były przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Jednak wojenne i powojenne kataklizmy doprowadziły do zatarcia w pamięci współczesnych lwowian nawet najbardziej sensacyjnych wydarzeń z lat 20-30. XX wieku. Wśród takich – sprawa Rity Gorgonowej, „wampira” Hieronima Cybulskiego, czy występ we Lwowie słynnego „człowieka-muchy”. Każda z tych historii zasługuje na osobne omówienie. Zaczniemy wszak od mrocznej historii ponurego mordercy Hieronima Cybulskiego, którego czyny w lutym 1934 roku zszokowały całe miasto.

Otóż, na skrzyżowaniu ulic św. Zofii, Dwernickiego, Parkowej i Poniatowskiego stał w latach 30. mały pawilon (niektóre gazety nazywają go kioskiem), który należał do Hieronima Cybulskiego, inwalidy, obrońcy Lwowa. Jak donosiła ówczesna prasa, 5 lutego 1934 roku w Parku Kilińskiego (tak w owych czasach nazywano Park Stryjski) znaleziono poćwiartowane i nadpalone zwłoki kobiety bez głowy i kończyn. Po południu i w ciągu następnych dni w okolicy cegielni Nachta przy ulicy Tarnowskiego, na placu Targów Wschodnich oraz w parku na Żelaznej Wodzie znaleziono kolejne części ciała. Wieczorem schwytano sprawcę mordu Hieronima Cybulskiego, właściciela kiosku z gazetami koło parku Kilińskiego, który w nocy z 3 na 4 lutego zamordował prostytutkę Emilię Scheffówną, a 4 lutego poćwiartował i rozrzucił po mieście jej zwłoki.

Sprawę prowadzili kierownik wydziału śledczego policji lwowskiej komisarz Mika, prokurator Mostowski i sędzia śledczy Kapuściński, a także policyjni wywiadowcy z psem. Właśnie ten pies przyprowadził policję do kiosku Cybulskiego. Już 9 lutego policja aresztowała inwalidę. Rewizja przeprowadzona w jego kiosku dała wprost sensacyjne wyniki. Pod ladą owinięte w papier znajdowały się krwawe szczątki kobiety. Cała podłoga w kiosku była zaśmiecona, w kątach znaleziono skrwawione szmaty i strzępy ubioru damskiego. Wśród rupieci na podłodze znaleziono kilka palców rąk ofiary. Na półce w teczce znajdowała się głowa zmasakrowana tak, że żadnych rysów twarzy nie można było rozpoznać. Na stole leżały narzędzia mordu, mianowicie siekiera, nóż i ręczna piłka. Cybulski na widok policji zbladł i powiedział: „Panowie do mnie… Ja przecież nic nie zrobiłem… To była prostytutka”.

9 lutego policja przeprowadziła wizję lokalną obok kiosku Hieronima Cybulskiego. Gromadzące się tłumy, grożące zlinczowaniem mordercy, zmusiły władze do ustawienia kordonu policyjnego w promieniu 200 metrów od miejsca zbrodni. Podczas wizji znaleziono kolejne dwa fragmenty zwłok. Ogółem odnaleziono 44 kawałki ciała.

Cybulskiego oddano pod obserwację psychiatryczną. Sprawca kilkakrotnie zmieniał swoje zeznania. Twierdził również, że nie zna nazwiska ofiary, którą przypadkowo spotkał na ulicy Halickiej i zaprosił do swojego kiosku. Przyniósł butelkę wódki i przekąski. Najpierw morderca twierdził, że dziewczyna chciała pozbawić siebie życia i wypiła jakąś truciznę. Po wypiciu trucizny ciężko zachorowała i leżała w budce przez sobotę, a w niedzielę zmarła. Później zmienił swoje zeznania i twierdził, że to on otruł dziewczynę, a potem w szale pijackim udusił. Tłumaczył czyn swój stanem niepoczytalności wskutek zamroczenia alkoholowego. Ponadto ma dwie rany na głowie od szrapnela z czasów wojny światowej i syfilis w trzecim stadium. Jednak w zwłokach ofiary ekspertyza sądowo-lekarska nie znalazła trucizny. Wina Cybulskiego była udowodniona, ale okoliczności morderstwa nie były do końca jasne.

Kim był ten „wampir” Cybulski? Prasa podawała, że Hieronim Cybulski liczył lat 44, był mężczyzną niskim o strzyżonym wąsie, rudych łysiejących włosach, szczupły na twarzy. Był znany w całej dzielnicy jako nałogowy alkoholik i awanturnik. Przed dziesięciu laty jako inwalida austriacki otrzymał koncesję na kiosk i ożenił się z niejaką Zofią Górką. Urodził się im syn mający obecnie lat 9. Cybulski nieźle zarabiał na sprzedaży gazet i papierosów, ale wydawał pieniądze na kobiety i pijatyki, a żona jego – na przyjaciół i wyścigi konne. Przed trzema laty to niedobrane małżeństwo się rozeszło. Żona wyjechała do Złoczowa, dziecko oddano na wychowanie. Od tej pory Cybulski jeszcze więcej hulał, sprowadzał do kiosku rozmaite prostytutki i urządzał orgie i libacje. Obracał się wśród ludzi zdegenerowanych.

Policja ustaliła, że ofiarą mordu była 41-letnia prostytutka Emilia Scheffówna, zamieszkała na Zamarstynowie, urodzona w Warszawie. Należała do najgorszego typu dziewcząt ulicznych. Trudniła się też kradzieżą, należała do szajki paserów. Za ukrywanie skradzionych rzeczy była skazana na półtora roku więzienia. Po odbyciu kary przyjechała do Lwowa.

12 lutego odbył się pogrzeb Emilii Scheffówny. W celu uniknięcia licznego udziału prostytutek (jak widać, kobiet tego zawodu we Lwowie owych czasów nie brakowało) władze dopiero w ostatniej chwili ujawniły godzinę pogrzebu. Pochowano nieszczęsną na Cmentarzu Janowskim.

Prasa podawała, że Cybulski z wiekiem nabył jeszcze jedną cechę, mianowicie widok krwi wprowadzał go w dziwny stan. Objawy takich krwiożerczych instynktów nikt nie mógł zrozumieć. Były znane wypadki, kiedy zabijał psy, żeby rozkoszować widokiem krwi. Właśnie dlatego nazwano go wampirem. Nie wykluczano też, że zabił Scheffównę właśnie dla widoku krwi. Prasa również podawała, że „lwowska policja, a szczególnie kierownictwo i funkcjonariusze wydziału śledczego zdali w tej sprawie niezwykle dobrze egzamin sprawności i energii. W ciągu prawie jednej doby „ujęto zbrodniarza””. Już w dniach 26-27 lutego 1934 roku odbyła się rozprawa sądowa. Prokurator wymagał kary śmierci, ale morderca został uznany przez psychiatrów za niepoczytalnego i skazano go na dożywotnie więzienie. Proces odbył się przy drzwiach zamkniętych. Utajenia jego przebiegu domagał się kurator szkolny Jerzy Gadomski, który uważał, ze „…należy dążyć do uniknięcia propagandy zbrodni”. Wsparł go profesor prawa karnego Juliusz Makarewicz, który powiedział w wywiadzie dla prasy: „Minęły czasy publicznego wykonania śmierci, minąć powinny zwyczaje doszczętnego wypełnienia wielkich sal sądowych ludźmi mającymi wiele wolnego czasu”.

Pozostało jednak kilka pytań, na które trudno znaleźć odpowiedź. Jedno z nich: dlaczego lwowski Instytut Medycyny Sądowej zatrzymał u siebie tak strasznie zmasakrowaną głowę Emilii Scheffówny i komu miała ona być demonstrowana? Może studentom? Drugie pytanie dotyczy dalszych losów Cybulskiego. Syfilis i dwa szrapnele w głowie uratowały go przed wyrokiem śmierci. Na procesie zachowywał się spokojnie i cynicznie. Nikt z sędziów oczywiście nie mógł przypuszczać, że za pięć lat, we wrześniu 1939 roku zostanie wypuszczony z więzienia wraz z innymi więźniami kryminalnymi i politycznymi wskutek wrześniowej klęski i okupacji terenów RP przez hitlerowców i sowietów. Jakim był dalszy los Hieronima Cybulskiego, mordercy i wampira, nikt nie wie.

Jurij Smirnow
Tekst ukazał się w nr 8 (300) 25 kwietnia – 14 maja 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X