Lwów majowy

Lwów majowy

Weekend majowy to okazja do odwiedzenia naszego wspaniałego miasta, jego atrakcji i do poznania jego wielowiekowej kultury.

Tak głoszą reklamy chyba wszystkich polskich biur podróży. Tymczasem… swoje wrażenia o wyjeździe na tegoroczny majowy weekend do Lwowa opisała Katarzyna Kazanecka na łamach podkarpackiego wydania Gazety Wyborczej w artykule „Lwów na majówkę, czyli atrakcje za grosze”.

To był rekordowy weekend na granicy
Podróżni szturmowali przejście graniczne w Medyce na Podkarpaciu. „Ludzie stoją już od pięciu godzin, powoli tracą nerwy” – relacjonował na Facebooku sobotni wieczór na granicy Viktor z Ukrainy. – To był tegoroczny rekord. Odprawionych zostało łącznie ok. 93 tys. Podróżnych – informuje Agnieszka Siwy, zastępca rzecznika prasowego Izby Administracji Skarbowej w Rzeszowie.

W ostatnią sobotę i niedzielę piesze przejście w Medyce–Szeginie przeżywało prawdziwe oblężenie turystów. Setki osób w kolejce próbowało dostać się do kontroli paszportowej. Przed granicą rosły też kolejki aut i autokarów. Taka sama sytuacja była po stronie ukraińskiej. „Ludzie nie wytrzymują nerwowo, dochodzi do bójek, ktoś rzucił kamieniem, ktoś inny złamał ogrodzenie” – opisywał sobotnią sytuację na przejściu granicznym na swoim Facebooku Viktor z Ukrainy. Zamieścił filmik, na którym widać niekończącą się kolejkę do przejścia granicznego.

Sytuację na granicy potwierdza Agnieszka Siwy, zastępca rzecznika prasowego Izby Administracji Skarbowej w Rzeszowie. – W ostatnią sobotę oraz niedzielę strażnicy graniczni odprawili rekordową liczbę pasażerów. Łącznie w obu kierunkach było to ponad 93 tys. osób oraz około 19 tys. pojazdów – mówi rzeczniczka.

fot. Maria Basza

Do Lwowa na długi weekend
Lwów, podobnie jak niegdyś Kraków dla turystów z Wielkiej Brytanii, stał się dla wielu Polaków wymarzonym miejscem na krótki wypad. W internecie roi się od propozycji weekendowych wycieczek do Lwowa za mniej niż 200 zł. „Do Lwowa na długi weekend lub po prostu spontanicznie bez okazji” – zachęcają oferty. Z Rzeszowa do Lwowa można pojechać pociągiem PKP Intercity. Niektórzy, chcąc ułatwić sobie podróż, najpierw dojeżdżają autem do przejścia polsko-ukraińskiego (zostawienie auta na parkingu strzeżonym w Medyce to koszt ok. 6 zł za dobę), następnie pieszo przekraczają granicę i wsiadają do busa dowożącego ich na miejsce (koszt ok. 6-8 zł) lub korzystają z pociągu albo taksówki (ok. 90 zł). Popularnością cieszą się też jednodniowe wyjazdy, szczególnie dla tych, którzy mają mniej czasu. W takiej ofercie za ok. 130 zł jest m.in. zwiedzanie dawnego Uniwersytetu Jana Kazimierza, biblioteki dawnego Ossolineum, Cmentarza Łyczakowskiego i Orląt Lwowskich oraz spacer po starówce z uwzględnieniem m.in. Baszty Prochowej, rynku z Czarną Kamienicą i Kamienicą Sobieskich, Katedrą Ormiańską, Katedrą Łacińską oraz pomnikiem Adama Mickiewicza.

fot. Maria Basza

Lwów jest tani
Najtańsze hostele we Lwowie, oddalone nieco od centrum miasta, oferują swoje usługi już od 9 zł od osoby za dobę. Za miejsca zlokalizowane bliżej trzeba zapłacić około 30 zł. Jedzenie również należy do najtańszych. Za trzy posiłki „na mieście” zapłacimy ok. 20 zł.

Asia i Karolina z Rzeszowa razem z chłopakami wybierają się właśnie na trzy dni do Lwowa. Wrócą w sobotę. – Trzy dni to wystarczający czas, żeby tam wypocząć, pozwiedzać. Akurat spędzimy majówkę. W planie mamy rynek, Cmentarz Łyczakowski, Wzgórze Zamkowe, knajpki. Chcieliśmy koniecznie być też w operze, ale od dwóch miesięcy nie było już biletów – mówi Asia. W planie mają też wycieczkę „po dachach Lwowa”. Można też wybrać opcję po podziemiach, oczywiście z przewodnikiem. Jest w czym wybierać.

Dziewczyny od znajomych wiedzą, że Lwów jest bardzo tani. Wiedzą też, że jest przepięknym miastem. – Nocleg w mieszkaniu kosztuje 65 zł od osoby. Obiad w restauracji to ok. 20.

Ekipa z Rzeszowa do Lwowa jedzie pociągiem. Ale najpierw jadą „normalnym” do Przemyśla, a dopiero w Przemyślu przesiadają się do tego, który jedzie do Lwowa. – To dlatego, że podróż pociągiem „lwowskim” z Rzeszowa trwa siedem godzin. A z Przemyśla tylko 2,5 godziny. Kupiliśmy bilety tydzień temu, nie było problemu – mówi Karolina.

Do Lwowa bilet kosztuje 25 złotych, do Przemyśla z Rzeszowa niecałe 11. Bilet tramwajowy we Lwowie to koszt… 17 groszy. Alicja była we Lwowie zimą. Wybrała się tam z wycieczką, autokarem. Gwoździem programu była opera. – Podróż, opera plus obiad kosztowały mnie w sumie 120 złotych – wspomina.

fot. Maria Basza

Tak to wygląda ze strony tych, co do Lwowa przyjeżdżają. A jak z naszej, lwowskiej?
Miałem okazję trochę pospacerować po Lwowie w ten majowy (choć czasami deszczowy) dzień. Co się rzucało w oczy – to tłumy. Nie były to, bynajmniej, jedynie wycieczki z Polski. Dużo słyszało się ludzi mówiących po rosyjsku i wiele było autokarów z rejestracją białoruską. Dla nich Lwów to też atrakcja. W centrum snuli się też indywidualnie, w grupach lub w towarzystwie „pięknych” lwowianek ciemnoskórzy Turcy. Nie jest to tajemnicą, że odkąd wprowadzone zostało połączenie lotnicze Lwów-Ankara wielu ognistych południowców przylatuje na weekendy po zupełnie innego rodzaju wrażenia.

Na parkingu i na okolicznych uliczkach przy Cmentarzu Łyczakowskim autokarów multum. Przeważnie wycieczki zajeżdżają najpierw tu. Piloci, zmęczeni przekraczaniem granicy, siedzą i spokojnie sączą piwko w knajpie. Wycieczkę nareszcie oddali w ręce przewodnika – Uff, jest godzinka wytchnienia.

Gorzej mają kierowcy, bo ci nie mogą ruszyć się z autobusu, a i piwka się napić. Sączą więc własną kawę z ekspresu i parzą się w rozgrzanym autokarze. A potem przed nimi jeszcze przepychanie się po lwowskich zatłoczonych uliczkach i poszukiwanie parkingu – tam gdzie go nie ma. Zazwyczaj pod Kurią. Ale niestety i tu miejsca nie dużo – co bardziej obrotni piloci „zaklepują” sobie miejsca już na kilka dni naprzód.

W centrum wycieczka popycha wycieczkę. Trasa też standardowa dla wszystkich: Rynek, katedra, kościół ormiański, Opera (jak uda się wejść, to od środka, a jak nie – to od zewnątrz). Obowiązkowo musi być czas wolny. O niego wycieczka upomina się już od początku zwiedzania. Przewodnicy wydzierają się, przekrzykując jeden drugiego. Dobrze mają jedynie ci, którzy szczęśliwie posiedli urządzenie radiowe. Ci idą sobie spacerkiem mówiąc coś cicho do mikrofonu i zupełnie nie zwracają uwagi na tych kto idzie za nimi. Kto chce – niech słucha i pilnuje się sam. Jak się zgubi – to miejsce postoju autokaru jest znane, a że wszyscy mają telefony z GPS-em, wiec jakoś trafią. W różnych językach ci „aniołowie stróże” wycieczek gadają dużo, nie zawsze prawdę, ale zawsze tak jak chce wycieczka. Cytują całe fragmenty przewodników, wyuczone podczas szkoleń. A gdy jakiś dociekliwy wycieczkowicz o coś się zapyta – to już czasem mogą być problemy.

Takich, co to się „gubią” specjalnie, też jest wielu. Na wycieczkę do Lwowa jadą już nie pierwszy raz. Wobec tego po co znów łazić po Cmentarzu Łyczakowskim, snuć się w tłoku i upale po kościołach. O wiele przyjemniej jest posiedzieć gdzieś na piwku, kupić jakiegoś „suvenira” (przeważnie rolkę papieru toaletowego z podobizną Putina) i tanio (patrz wyżej) zjeść coś smacznego. A przy okazji kupić na komunię złoty łańcuszek, krzyżyk, czy kolczyki. Też taniej.

Po całym dniu takiego kołowrotka i kręcenia głową na prawo i lewo, miesza się renesans z barokiem, ormianka z jezuitami, czanachy z czeburekami, a tak w ogóle – Lwów z Wilnem. Wycieczka dopełza do autokaru, usadawia się w nagrzanym na słońcu pudle i wymienia wrażenia – przeważnie o tym, gdzie kupili coś taniej, lub gdzie dobrze zjedli. Rzadko dzielą się wrażeniami o tym, co we Lwowie obejrzeli, co im się spodobało, o historii miasta. Nareszcie wyruszają w drogę powrotną (w najlepszym razie do hotelu na kolację z muzyką lwowską „do kotleta”). Przewodnicy marzą o kąpieli, bo nazajutrz znów od rana praca, a piloci z radością żegnają kolejny dzień wyjazdu.

Niech żyje majowy weekend!

Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 9 (301) 15-28 maja 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X