W górę i w dół. Co nieco z historii windy Makieta pierwszej Stanisławowskiej windy w ekspozycji Muzeum elektryfikacji. Zdjęcie autora

W górę i w dół. Co nieco z historii windy

Frankiwsk wyrósł i z tym trudno się nie zgodzić. Przy tym wyrósł dosłownie – obecnie mało który nowy dom ma mniej niż dziewięć pięter. Bloki te wyposażone są w windy, co znacznie poprawiło komfort życia ich mieszkańców. Ciekawe, kiedy ten „rodzaj transportu” pojawił się w naszym mieście po raz pierwszy?

Show Eliasza Otisa

Historia windy zaczęła się długo przed powstaniem Stanisławowa. Okazuje się, że urządzenia do podnoszenia i opuszczania ludzi działały już w starożytnym Rzymie. W Coloseum było 12 wind, które wznosiły gladiatorów na arenę, gdzie toczyły się walki. Poruszane były przez liny, które ciągnęło 200 niewolników.

Próba „bezpiecznej” windy Eliasa Otisa w „Cristal Palace” w 1854 r. Źródło: Wikipedia

Pierwsza prywatna winda została skonstruowana w XVIII w. dla króla Francji Ludwika XV, którego męczyło bieganie do kochanki po schodach o piętro wyżej. Poruszana była również „siłą mięśni ludzkich”.

W 1800 r. jeden z właścicieli kopalni węgla w Ameryce postanowił wyposażyć szyb w mechanizm windy, ale działał on dzięki maszynie parowej. Dało to potężny impuls do rozwoju górnictwa, takie parowe windy wykorzystywane były w przemyśle wydobywczym i służyły do transportowania urobku. Ludzie bali się jeździć na tych platformach, bo często zdarzały się przypadki urwania lin.

Kwestią bezpieczeństwa windy zajął się amerykański wynalazca Eliasz Otis. Wynalazł on tzw. „łapacz” – mechanizm, nie pozwalający windzie opaść przy urwaniu się liny. Wynalazek był opłacony wysokim kosztem, bo w czasie prób zginęło dwóch pracowników Otisa. Wynalazek Otisa nie wzbudzał zaufania wśród biznesmenów, którzy nie dawali pieniędzy na jego dopracowanie. Wówczas Otis uciekł się do piaru.

W 1854 r. w nowojorskiej Sali „Cristal Palace” Otis wobec licznie zgromadzonej publiczności zademonstrował działanie „bezpiecznej windy”. Pomiędzy dwunastometrowymi słupami zamontowano platformę, załadowaną ciężkimi pakami. Pomiędzy nimi stanął wynalazca i maszyna parowa uniosła platformę w górę. Stojący powyżej asystent demonstracji ostrym mieczem przeciął linę. Publiczność wstrzymała oddech, gdy platforma, spadając kilka metrów, stanęła w miejscu. Otis zdjął cylinder i ukłonił się publiczności.

Następnego dnia obudził się już jako ktoś niezwykle popularny. Posypały się zamówienia na windy towarowe, a po trzech latach kompania zamontowała pierwszą windę pasażerską w domu towarowym na Broadwayu. Interesujące, że wewnątrz była oświetlana lampami olejnymi.

Niebawem pojawił się konkurent wind parowych – w 1867 r. na ogólnoświatowej wystawie w Paryżu zademonstrowano windę hydrauliczną. Rozwijała niebywałą jak na te czasy szybkość – 3,5 m/s. Niedługo po tym takie windy zamontowano na wieży Eiffla. Kosztowały drogo i nie były tanie w eksploatacji.

A to właśnie elektryczność wyparła wkrótce parę i hydraulikę. Pierwszą windę elektryczną Otis opatentował już w 1861 r. Najbardziej udaną konstrukcją była winda z mechanizmem szynowym, zaprezentowana przez firmę Simens&Halske. Firma ta siedemnaście lat później zelektryfikowała stanisławowski dworzec.

Unikalny eksponat

Jak Państwo myślicie – gdzie można zobaczyć najstarszą windę w naszym mieście? Dobra odpowiedź – przy ul. Industrialnej 34. Mieści się tam Muzeum elektryfikacji TA „Prykarpattiaobłenergo”. Niedawno jego ekspozycja uzupełniona została o interesujący eksponat. Na zamówienie kompanii lwowski mistrz Wołodymyr Bewz opracował i wykonał makietę elektrycznej windy z początków XX w.

Makieta pierwszej Stanisławowskiej windy w ekspozycji Muzeum elektryfikacji. Zdjęcie autora

Ta złożona konstrukcja ma 2,5 m wysokości. Stalowa rama imituje szyb windy, w którym porusza się kabina. Wszystko jest przejrzyste i można dobrze zobaczyć, jak to działa. Każdy zwiedzający może windę wprowadzić w ruch, obracając generator, stojący obok. Mechanizm pomyślany jest tak, że kabinę trudniej jest podnosić w górę niż opuszczać w dół. Aby kabina stanęła na wybranym piętrze, trzeba ją tam dokładnie podprowadzić. Ukazuje to precyzję pracy pierwszych windziarzy.

Wszystko jest bardzo realistyczne. Na dnie ramy windy są zamontowane sprężynowe odbijacze, kabina ma przeciwwagę. Kabina, wisząca na pięciu linach ma zamykane ręcznie drzwi i jest obita wewnątrz drewnem. Jak niegdyś Otis, tak również Bewz zadbał o bezpieczeństwo „pasażerów”. Jeżeli zimitujemy urwanie się liny, przez odłączenie kabiny od lin i upuścimy ją do szybu, to prawie natychmiast zadziałają hamulce i kabina stanie.

Pasażerom nie wolno było wchodzić do windy bez windziarza. Kadr z filmu „Grand Hotel – Budapeszt”

Przed stu laty windy różniły się nieco od współczesnych. Przede wszystkim pasażerowie nie mogli sterować windą samodzielnie. Od tego byli specjalni pracownicy – windziarze. Mieli stosowne mundury, otwierali drzwi klientom i dostarczali ich na wybrane piętro. Do ich funkcji należało też utrzymanie czystości w kabinie windy. Oprócz tego windziarz musiał znać podstawy psychologii, by móc uspokoić pasażera gdyby ten zaczął się denerwować.

Guzików z numerem piętra wówczas jeszcze nie było, windziarz kierował ruchem windy za pomocą opornicy, sterującej silnikiem elektrycznym. Początkujący windziarze długo się męczyli, jeżdżąc windą w górę i w dół, zanim wyćwiczyli zatrzymywanie windy dokładnie przed otworem drzwi na piętrze. Fachowcy zatrzymywali się bezbłędnie, za co dostawali od klienta napiwek. Niezwykłe było również sprowadzenie windy na dół. W przedwojennym Stanisławowie „drapaczem chmur” był czteropiętrowy budynek hotelu „Union”. Pasażer miał nacisnąć dzwonek, który brzmiał w kabinie windziarza. Jeśli był na czwartym piętrze, naciskał cztery razy…

Winda elektryczna Otisa. Rycina ze Słownika Encyklopedycznego Brockhausa i Efrona

Pierwsze windy nie były udogodnieniem tanim, wobec tego na ich instalacje mogły pozwolić sobie jedynie prestiżowe hotele czy kamienice dla elit. Bardziej dostępne stały się one dzięki dwóm wynalazkom. W 1924 r. firma „Otis Elevator” opatentowała system wywoływania windy przez naciskanie przycisku na piętrze. Po dwóch latach inż. Haugton skonstruował automatyczne drzwi do windy. Dało to możliwość stopniowo pożegnać się z windziarzami i przerzucić operowanie windą na samych pasażerów. Dziś dostępne jest to nawet dzieciom.

Hotel „Union” był pierwszym gmachem, wyposażonym w windę. Pocztówka z kolekcji Wołodymyra Szulepina

Wszystko zaczęło się w hotelu „Union”

Prototypem opisanego eksponatu muzeum była najstarsza stanisławowska winda z hotelu „Union” – dzisiejsze centrum biznesowe „Kijów” na Deptaku. Niewiele o nim wiemy. 27 kwietnia 1913 r. „Kurier Stanisławowski” informował, że pod koniec czerwca w kamienicy Chowańców przy ul. Sapieżyńskiej otwarty zostanie nowy „Hotel Union”, którego dyrektorem miał być lwowski biznesman Jan Grainer.

15 marca ta sama gazeta umieściła ogłoszenie reklamowe, że do dyspozycji klientów „Uniona” będą komfortowe pokoje, elektryczne oświetlenie, centralne ogrzewanie, gorąca i zimna woda w każdym pokoju i „osobowa winda elektryczna”. Była to pierwsza wzmianka o windzie w naszym mieście.

Oprócz hotelu „Union” w windę wyposażona była również stojąca naprzeciwko (ob. Niezależności 11). luksusowa kamienica Hauswaldów W okresie międzywojennym do „zwindowanych” kamienic dołączyła czynszowa czteropiętrowa kamienica kupca Mendla na początku ul. Belwederskiej.

Po wojnie miasto zaczęło rosnąć wzwyż. Wraz z blokami do życia mieszkańców Frankiwska masowo weszły windy. Co więcej – zaczęły pojawiać się nawet tam, gdzie ich wcześniej nigdy nie było. Na przykład w latach 90. XX w. windy zainstalowano w hotelu „Roksolana” i nawet w bibliotece obwodowej przy ul. Czornowoła.

Dziś w mieście mamy ponad 1200 wind. Która z nich jest najstarsza? Logicznie – powinna nią być ta w dawnym „Unionie”, ale tak nie jest. Mieszkanka sąsiedniej kamienicy Natalia Kiriuchina opowiada, jak przy dawnym zakładzie Grainera istniał hotel „Kijów”, uważany za najlepszy w mieście. Wysokich gości miasta starano się lokować właśnie w nim. Aż nagle winda się zepsuła – spalił się silnik. Wówczas po prostu zdjęto silnik z sąsiedniej kamienicy Hauswalda i zamontowano w „Kijowie”. Austriacka maszyna działała jeszcze kilka dziesięcioleci, aż w 1980 roku została zastąpiona przez nową. Natomiast w ciemnym szybie kamienicy Hauswalda stara austriacka kabina zamarła. Silnika do tej windy już nigdy nie znaleziono.

Pośród wind, które obsługuje przedsiębiorstwo „Ciepły Dom”, za najstarszą uważana jest ta w budynku przy ul. Bandery 62 – pochodzi z 1974 r. Ale są też starsze. Pracownicy „Prykarpatliftu” twierdzą, że najstarszą windą Frankiwska jest winda towarowa w Domie towarowym „Prykarpattia”. Została wyprodukowana w 1968 r., ale zamontowana później – przed otwarciem Domu w 1971 r.

Kamienica Hauswalda miała swoją windę. Pocztówka z kolekcji autora

Historia miejskich wind obfituje w niebezpieczne epizody. W lipcu 2000 r. przy ul. Chodkiewicza 30 z czwartego piętra urwała się winda z trzema osobami i psem. Na szczęście kabinę w porę zatrzymały hamulce między parterem i pierwszym piętrem. W 2017 r. miastem wstrząsały ataki maniaka, którego nazwano „podpalaczem wind”. Uszkodził około 20 kabin i szybów, a gdy go w końcu pojmano, okazał się… byłym pracownikiem firmy, obsługującej windy.

Zdarzały się również wypadki komiczne. 19 października 2015 r. przed wyborami mera miasta, kandydat partii „Swoboda” Rusłan Marcinkiw wziął udział w poświęceniu nowej windy przy ul. Bandery 62. Wybory wygrał, a po miesiącu… winda się zepsuła.

Iwan Bondarew

Tekst ukazał się w nr 2 (438), 30 stycznia – 15 lutego 2024

X