Józef Wittlin

Józef Wittlin

Utracony raj Józefa Wittlina

W numerze 21 (193) 2013 przybliżyłem szanownym czytelnikom „Kuriera Galicyjskiego” zapomnianego we Lwowie Józefa Rotha, austriackiego pisarza żydowskiego pochodzenia. Kontynuując cykl sylwetek znakomitych synów galicyjskiej ziemi zapraszam do lektury mojego artykułu o innym twórcy, też o żydowskich korzeniach, Józefie Wittlinie.

Roth i Wittlin byli przyjaciółmi, a różnica pomiędzy nimi jest taka, że ten pierwszy pisał po niemiecku, drugi zaś w języku polskim.

Pochylając się nad cudzą śmiercią (anonimowych żołnierzy i przyjaciół – pisarzy), bacznie obserwując to, co się wokół niego dzieje (Karol Szymanowski i jego śmierć), czyniąc z niej drożdże, na których wyrasta twórczość, Józef Wittlin zżymał się ze śmiercią i w tej ciągłej świadomości pisania „in articulo mortis” tworzył swoje wielkie, godne postawienia obok „czarnych kwiatów” Norwida, „pisma pośmiertne”.
Jan Zieliński, wstęp do: „Pisma pośmiertne i inne eseje” Józefa Wittlina, Warszawa 1991.

Rodzice Wittlina, Karol i Elżbieta z Rosenfeldów, dzierżawili w Galicji niewielki majątek Dmytrów (ukr. Дмитрів) koło Radziechowa. Dziś jest to dość duża wieś w obwodzie lwowskim, licząca około 1500 mieszkańców. W niej dnia 17 sierpnia 1896 roku przyszedł na świat Józef Wittlin. Choroba Elżbiety spowodowała rychłą przeprowadzkę rodziny do Lwowa, gdzie młody Józef uczęszczał do słynnego VII Gimnazjum Klasycznego. Literacko zadebiutował w roku 1912 w gazetce młodzieżowej „Wici” wierszem Prolog ku czci Zygmunta Krasińskiego.

Józef Wittlin (Fot. wikipedia.com)Ze względu na profil szkoły zainteresował się literaturą antyczną, zwłaszcza grecką, i rozpoczął wieloletnią pracę nad tłumaczeniem Odysei Homera. Po wybuchu wielkiej wojny wstąpił do tworzonej przy armii austriackiej ochotniczej formacji Legion Polski. Oddział ten został jednak wkrótce rozwiązany, gdyż młodzi legioniści odmówili złożenia przysięgi na wierność monarchii.

Na początku 1915 roku wyjechał Wittlin do Wiednia, gdzie uzyskał maturę i rozpoczął studia filozoficzne. Brał też czynny udział w bogatym życiu kulturalnym naddunajskiej metropolii. To właśnie w stolicy cesarstwa poznał Rilkego, Krausa i Rotha, z którym postanowił wstąpić do armii austriackiej. Chociaż obaj mieli nastawienie do wojny raczej pacyfistyczne, to, jak później wspominał, wstyd im było, studiować spokojnie z dziewczętami, podczas gdy ich koledzy ginęli w okopach na froncie wschodnim.

Po krótkim przeszkoleniu w elitarnym 21 batalionie strzelców został Wittlin za ciągłe rozmawianie na służbie po polsku, karnie przeniesiony do tzw. etapu w Kraśniku. Jego oddział miał wkrótce wyruszyć na front włoski, ale nie dane było Wittlinowi ani bić się, ani zginąć na froncie. Ciężko zachorował i trafił do lazaretu. By uciec myślami od potworności wojny, wrócił do greki. W wywiadzie dla „Wiadomości Literackich” (12/1924) wspominał: „w szpitalu polowym, podczas rekonwalescencji po szkarlatynie, poczułem gorącą tęsknotę za Homerem, a dzieje żołnierza tułającego się na wojnie i tęskniącego do ojczyzny, do spokoju i do cichego życia rodzinnego, stały się dla mnie identyczne z dziejami tułacza Odyssa”.

Potem odbywał służbę na ogół poza frontem, m.in. jako tłumacz w obozie włoskich jeńców, pracując cały czas nad tłumaczeniem Odysei.

Po demobilizacji wrócił Wittlin do Lwowa. Niestety w listopadzie 1918 roku wybuchła nowa wojna, polsko-ukraińska o Galicję Wschodnią. Doświadczenie bratniej przemocy dogłębnie wstrząsnęło poetą. W czasie wędrówek po ogarniętym walkami mieście tworzył i recytował swe spontanicznie tworzone strofy, które złożyły się potem na jego słynne Hymny. Po latach wyznał, że wiersze te były jedyną ucieczką przed okropnością tej wojny. To pozwoliło mu zachować psychiczną równowagę. Hymny były twórczym protestem na lwowskie wydarzenia, a ich celem było wołanie o życie, apel o pokój i wyrzeczenie się przemocy:

„Jeszcze mi czarny dzień, jak czarna zmora
Leży na piersiach, – a już wieczność głoszę:
Dzisiaj jest czyściec, – piekło było wczoraj,
O posłuchanie was proszę”.
(Przedśpiew do Hymnów)

Hymny pisane były wierszem wolnym, pełnym hiperboli, wykrzykników i personifikacji. Był to debiutancki tom poetycki Wittlina wydany w roku 1920 w Poznaniu.

Po zakończeniu walk kontynuował twórca we Lwowie studia filozoficzne rozpoczynając jednocześnie polonistykę. Podjął również pracę w miejscowych gimnazjach i wrócił do przerwanego tłumaczenia Homera.

W roku 1922 objął Wittlin posadę kierownika artystycznego Teatru Miejskiego w Łodzi. Dwa lata później ożenił się z Haliną Hendelsman, która po kilku latach urodziła mu córkę Elżbietę.

W tym czasie udało mu się dokończyć i wydać tłumaczenie Odysei, za którą dostał prestiżową nagrodę Polskiego PEN Clubu. W połowie lat dwudziestych odbył liczne podróże po Europie, a w roku 1927 osiadł w Warszawie i związał się ze środowiskiem skamandrytów. Ważną pozycją jego twórczości, powstałą w tym czasie, jest esej Orfeusz w piekle XX wieku, który powstał jako wstęp do radiowej transmisji koncertu Jana Kiepury.

Na początku lat trzydziestych przebywał we Francji, gdzie zbierał materiały do swojej sztandarowej powieści Sól ziemi, którą ktoś nazwał później najbardziej zapomnianą polską powieścią XX wieku. Jej bohaterem jest prosty Hucuł z Galicji, grekokatolik i analfabeta, Piotr Niewiadomski. Najpierw zwykły tragarz, potem z powodu wybuchu wielkiej wojny, dróżnik na stacji c.k. kolei żelaznej. Nie rozumiejąc wypadków dziejowych staje się on groteskową ofiarą tej wojny. To on sam jest tytułową „solą ziemi” zaczerpniętą z biblijnego wersetu. Akcja powieści rozgrywa się w powiecie śniatyńskim, na granicy Galicji i Bukowiny, oraz na Węgrzech, lecz główne miejscowości – Topory i Andrasfalva – są wymyślone przez autora.

W powieści widać fascynację autora Huculszczyzną: „spokojna była w owych dniach huculska wieś mimo wojny, która coraz bliżej podchodziła ku tej ziemi… Starzy Huculi nie kwapili się do pługa, mieli pilniejsze sprawy na głowie: siano. Spokojnie wyruszali o świcie na łąki, w południe przynosiły im baby mleko i kartofle, albo nawet kluski – w glinianych dwojakach. W milczeniu spożywali strawę i do zmroku kosili. Czasem jednak przerywali robotę, wyjmowali z ust dymiące fajki i zamyślali się o śmierci, co w dalekiej Serbii ostrzyła kosę na ich synów”.

W roku 1937 Sól ziemi została uznana przez „Wiadomości Literackie” za najlepszą powieść roku, a w następnym otrzymała Złoty Wawrzyn Polskiej Akademii Literatury. Tuż przed wojną przedstawiono ją oficjalnie do literackiej nagrody Nobla.

Dzieło miało być trylogią. Dwie następne części, które nie powstały, miały nosić tytuły Zdrowa śmierć i Dziura w niebie. Cała trylogia miała zakończyć się tym, że Piotr Niewiadomski jako austriacki żołnierz ginie we włoskim mundurze i zostaje pochowany we włoskim Grobie Nieznanego Żołnierza. Mimo tego jest Sól ziemi jedną z najgłośniejszych powieści pacyfistycznych w literaturze polskiej.

W chwili wybuchu II wojny światowej Wittlin przebywał we Francji, dokąd wkrótce sprowadził żonę i córkę. Po napaści Hitlera na Francję Wittlinowie wyjechali przez Portugalię do USA i zamieszkali w Nowym Jorku. W roku 1943 otrzymał pisarz nagrodę American Academy of Arts and Letters. Wiele tłumaczył, zwłaszcza z hiszpańskiego, angielskiego (szczególnie poezję amerykańską) oraz niemieckiego. W tym czasie przebywali w Stanach także Lechoń, Tuwim i Wierzyński. Wittlin organizował z nimi w polskim konsulacie tzw. wieczory literackie, które cieszyły się wśród Polonii dużym powodzeniem.

Po wojnie nie widział Wittlin sensu powrotu do komunistycznego kraju i został na obczyźnie. Władcy PRL nie mogli mu darować współpracy z Radiem Wolna Europa, dlatego jego twórczość skazali na zapomnienie. Skutki tych działań odczuwamy do dziś.

Na szczęście nie zapomniał Wittlin o Galicji. Wystawił jej wspaniały pomnik esejem Mój Lwów. Utwór ukazał się w roku 1946, gdy miasto ostatecznie zostało zagarnięte przez ZSRR. Autor mówi w nim, wracając do czasów młodości, uniwersalne prawdy o przemijaniu, lecz jednocześnie o potrzebie zachowania pamięci o minionych czasach.

Galicja okazała się utraconym rajem pisarza, wszak we Lwowie spędził aż 18 lat życia. Wittlin precyzyjnie przypomina dawną topografię miasta i historyczne nazwy jego wzgórz. Wspomina lwowskie kawiarnie: „Europejską”, „Sztukę”, „Romę” i Renaissance”. – „Po całym świecie prześladują mnie też zapachy lwowskich cukierni, owocarni, handlów kolonialnych, sklepów z herbatą i kawą”– pisze autor w eseju.

Siłą Lwowa byli przede wszystkim ludzie: „Grecy, Ormianie, Włosi, Saraceni, Niemcy lwowieją przy tubylcach polskich, ruskich, żydowskich, a lwowieją na fest”. W utworze ożywają postaci pisarzy, poetów, aktorów i dziennikarzy – Kasprowicza, Grelli, Rogowskiego, Ortwina, Obsta, Irzykowskiego, Przysieckiego, Makuszyńskiego, Zahradnika i wielu innych zacnych obywateli Lwowa.

Miał też pisarz niespełnione marzenia: – „Ze wszystkich sztuk najbardziej oddziaływa na mnie muzyka: Bach, Beethoven, Brahms i stara muzyka kościelna. W ogóle żałuję bardzo, że nie zostałem sam muzykiem” – zwierzał się jeszcze przed wojną „Wiadomościom Literackim”.

Józef Wittlin zmarł w Nowym Jorku 28 lutego 1976 roku, lecz Galicji nie zdradził do końca życia. W jego nowojorskim mieszkaniu cały czas wisiał na ścianie „Huculski pejzaż”, taka żywa „Sól ziemi”, Zygmunta Menkesa, malarza ze Lwowa, który też mieszkał w Nowym Jorku.

Córka pisarza, Elżbieta Wittlin-Lipton, wydała 3 lata temu książkę From one day to another. Jest to opowieść o ojcu, rodzinie i jej wojennych losach, także o środowisku literackim przedwojennej Polski i amerykańskiej emigracji. Polecam ją czytelnikom „Kuriera Galicyjskiego”, którzy zainteresowani życiem i twórczością Wittlina, chcą jego pamięć ocalić od zapomnienia.

Andrzej Sznajder
Tekst ukazał się w nr 2 (198) za 31 stycznia – 13 lutego 2014

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X