Ukraiński kryzys, polska pomoc i polskie szanse Przemawia Oleg Dubisz (Fot. Jacek Borzęcki)

Ukraiński kryzys, polska pomoc i polskie szanse

Konferencja „Granica Polsko-Ukraińska, szansa czy bariera rozwoju społeczno-gospodarczego” odbyła się w Krasiczynie w dniach 26-27 marca 2015 r.

Piąta konferencja z tego cyklu potwierdziła (po raz kolejny) przekonanie jej polskich i ukraińskich uczestników, że Ukraina powinna skorzystać z doświadczeń Polski w przeprowadzaniu reform systemowych na drodze do członkostwa w Unii Europejskiej. I w tym sensie nie była niczym nowym. Jeśli mimo to można mówić o jej większym znaczeniu w porównaniu do poprzednich spotkań, to chyba głównie z powodu dramatycznie pogorszonej sytuacji geopolitycznej i ekonomicznej Ukrainy. W obliczu bankructwa grożącego gospodarce ukraińskiej, po prostu nie ma alternatywy dla reform systemowych. W najbliższym czasie Ukraina musi przejść od mówienia o reformach, do ich faktycznego i konsekwentnego przeprowadzenia, bo jest to „być albo nie być” ukraińskiej gospodarki, a nawet i ukraińskiego państwa.

Konferencję otworzył prezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej Jacek Piechota, który przywitał przedstawicieli obu państw, także dyplomatów (Artura Michalskiego – ambasadora RP w Mołdawii, Jarosława Drozda – konsula generalnego RP we Lwowie, Małgorzatę Gawin – I sekretarz Ambasady RP w Kijowie, p.o. kierownika Wydziału Handlu i Inwestycji Ambasady, Rusłana Peruna – I sekretarza i radcę handlowego Ambasady Ukrainy w Warszawie), reprezentacje władz samorządowych Biłgoraja, Złoczowa i Tarnopola, wicegubernatora obwodu iwanofrankiwskiego oraz przedstawicieli Straży Granicznych i Urzędów Celnych z obu stron granicy, jak również przedsiębiorców z Polski i Ukrainy.

Pomocne doświadczenia z Polski
Oleg Dubisz – wiceprezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej (reprezentujący zarazem centralne władze Ukrainy jako przewodniczący Rady Ukraińskiej Agencji Inwestycji i Projektów Narodowych) , dziękował stronie polskiej za kolejną konferencję przedstawiającą polskie doświadczenia oraz wskazującą instrumenty, które będą sprzyjały implementacji proeuropejskich reform w Ukrainie. Zarazem wyraził wdzięczność polskiemu narodowi i polskiemu państwu za przyjście Ukrainie z pomocą w tym trudnym czasie, kiedy państwo ukraińskie stało się obiektem agresji Federacji Rosyjskiej, co spowodowało dramatyczne skutki ekonomiczne i geopolityczne. Oprócz wyzwania militarnego w wojnie przeciwko separatystom i Federacji Rosyjskiej, drugim frontem ukraińskiego państwa jest konieczność przeprowadzenia reform. I tutaj wiceprezes Dubisz podkreślił, że bez uwzględnienia polskiego doświadczenia oraz bez pomocy polskiego państwa i polskich ekspertów, byłoby Ukraińcom bardzo ciężko osiągnąć sukces we wprowadzeniu reform. Przyznał, że Ukraina spodziewa się w tym roku „dołka” gospodarczego, z którego zacznie stopniowo wychodzić dopiero w roku przyszłym. Mówił też m.in. o szczególnym zaciekawieniu ukraińskiego biznesu współpracą z polskim biznesem oraz inwestowaniem w działalność gospodarczą na terytorium Polski.

100 milionów polskiego kredytu
W imieniu wiceministra gospodarki RP, Elżbieta Bodio (wicedyrektor Departamentu Międzynarodowej Współpracy Dwustronnej) wspomniała, że podczas gdy w roku ubiegłym nie udało się Polsce przywrócić dialogu z Ukrainą, to po niedawnej wizycie premier Ewy Kopacz w Kijowie i po jej rozmowach z premierem Jaceniukiem „wznawiamy dialog we wszystkich obszarach gospodarczych i politycznych”. Przypomniała o wydzieleniu przez Polskę 100 mln euro kredytu dla Ukrainy, i zresztą tyleż samo dla Mołdawii. Na sygnalizowaną ze strony słuchaczy dysproporcję wysokości kredytów w stosunku do wielkości tych dwóch krajów, Elżbieta Bodio zareagowała zapewnieniem, że chodzi tu o wstępne zachęcenie strony ukraińskiej do korzystania z takiego kredytu, zresztą „wiązanego”, czyli zakładającego współpracę w postaci sprowadzania polskich produktów i zaangażowania polskich firm-wykonawców na Ukrainie. O ile ten kredyt zostanie w pełni wykorzystany, to może zostać przyznany kolejny.

To będzie ciężki rok
Małgorzata Gawin z Ambasady RP w Kijowie zaprezentowała dość pesymistyczne dane dotyczące gospodarki Ukrainy, której poziom wiarygodności został przez wszystkie międzynarodowe agencje ratingowe obniżony do ccc lub niżej. W najbliższych dwóch latach prognozowane jest obniżenie jakości aktywów ukraińskich banków, które zmuszone będą zwiększyć wydatki na tworzenie rezerw bankowych. Aktualnie znajdują się one w grupie banków o największym ryzyku.

Według prognoz Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego, spadek PKB w 2015 roku wyniesie 5% (według ukraińskiego rządu – 7%), inflacja wyniesie 27% (według źródeł ukraińskich – około 30%). Pierwsze oznaki poprawy nastąpią w 2016 roku, ale pod warunkiem przeprowadzenia reform. Zatrważająco niski jest poziom wolności gospodarczej na Ukrainie, która pod tym względem zajmuje daleką 162 pozycję wśród 178 krajów (Polska ma 42 miejsce). Brak równowagi finansów publicznych powodowany jest przez wysoki poziom wydatków publicznych – w ub. roku 53% PKB, w bieżącym według prognozy – 60%. Oczekiwany jest wzrost deficytu budżetu do 20%, a możliwy wzrost zadłużenia państwowego do 100% PKB.

Prawie wszystkie branże gospodarki ukraińskiej zanotowały spadki w granicach od 15 do 22%. Jedynie rolnictwo odnotowało 3-procentowy wzrost, przy czym duże inwestycje w ukraińskie rolnictwo i produkcję rolną pozwalają spodziewać się wzrostu eksportu towarów w tym sektorze. Ubiegłoroczny eksport ukraiński zmniejszył się ogółem o 11%, jednakże do Unii Europejskiej – dzięki jednostronnemu zniesieniu ceł przez UE – wzrósł o 5%, a do Polski ponad 3%. Spadek eksportu ukraińskich wyrobów do Rosji wyniósł 31%. Ukraiński import zmniejszył się o ponad 27 procent, przy czym spadek importu z krajów UE wyniósł 21,3%, w tym z Polski ponad 26%, a import z Rosji spadł o 45%. Wobec drastycznego spadku importu z Rosji (w tym towarów pierwszego użytku: spożywczych, kosmetyków), polskie firmy mają możliwość wejścia w luki powstające po rosyjskich towarach.

Co do kosztów pracy, to Ukraina jest obecnie tańsza niż Indie, Chiny, czy Rosja. Nominalna płaca to 293 dolary w 2014 roku. W tej sytuacji opłacalne byłoby dla polskich firm przeniesienie produkcji na Ukrainę, ale z nastawieniem na eksportowanie swoich wyrobów do krajów Unii Europejskiej.

Bardziej optymistycznie zabrzmiało wystąpienie Rusłana Peruna, I sekretarza Ambasady Ukrainy w Warszawie, który mówił o licznych reformach „przeprowadzanych w Ukrainie”. Problem w tym, że – jak się wydaje – reformy, tak naprawdę, wciąż znajdują się na etapie planowania i przygotowywania, a nie faktycznej realizacji.

Jacek Borzęcki

Z Dmytro Aftanasem, współprzewodniczącym (ze strony ukraińskiej) Rady Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej, i zarazem prezesem Lwowskiej Izby Handlu i Przemysłu rozmawiał Jacek Borzęcki.

Czy kryzys ekonomiczny na Ukrainie sprawia, iż ukraińscy przedsiębiorcy chcą inwestować i lokować swoje kapitały w Polsce?
Na pewno kryzys sprzyja zaciekawieniu Polską. Polska zresztą zawsze była strategicznym partnerem dla Ukrainy. Jeszcze większe znaczenie ma fakt, że Ukraina podpisała Umowę o Stowarzyszeniu z Unią Europejską. I przykład Polski, tej drogi, jaką Polska przeszła od stowarzyszenia do członkostwa w UE, jest dobrym przykładem dla Ukrainy. Polacy mogą nam pokazać, jak dociągnąć do europejskich standardów jakości i bezpieczeństwa w biznesie. I to może bardziej zachęca ukraińskich przedsiębiorców do zakładania działalności gospodarczej w Polsce, aby poprzez Polskę współpracować z innymi krajami UE. Myślę, że tu jest podwójny efekt.

A czy to zainteresowanie ukraińskich przedsiębiorców Polską da się określić jakoś liczbowo, czy procentowo?
Nie orientuję się, jak wygląda ta sytuacja w innych częściach Ukrainy. Jestem ze Lwowa i mogę wypowiedzieć się tylko co do regionu lwowskiego. Otóż u nas te kontakty z Polską zawsze były bardzo bliskie, jednakże obecnie ta współpraca zwiększyła się o jakieś 20-25 procent. Tak sądzę, ponieważ w Lwowskiej Izbie Handlowo-Przemysłowej funkcjonuje przedstawicielstwo Małopolskiej Agencji Rozwoju z Krakowa, i przez tę agencję przyjmujemy oferty biznesowej współpracy z polskimi przedsiębiorstwami. Te kontakty nawiązywane są zresztą nie tylko z terenu regionu lwowskiego, ale i z innych regionów Ukrainy, w tym także przedsiębiorstwa, które przybyły z Ukrainy wschodniej i chciałyby współpracować z polskimi przedsiębiorstwami.

Rozmowa z dr. hab. Janem Bestrym przewodniczącym (ze strony polskiej) Rady Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej i zarazem prezesem Krajowej Izby Gospodarczej Taksówkarzy „TAXI”

Czy polscy przedsiębiorcy są aktualnie zainteresowani inwestowaniem na Ukrainie, czy też może pod wpływem panującego tam kryzysu raczej uciekają z Ukrainy?
Bezwzględnie są zainteresowani, bo to jest dla nas rynek wielkiej szansy. Niemniej jednak pewne bariery istnieją, ale musimy je przełamywać. Choćby taki przykład: porozumienie naszej Izby ze Złoczowem. Mała miejscowość, 60 km od Lwowa. Otóż okazało się, że mer Złoczowa bardzo chętnie przełamuje wszystkie bariery i stereotypy. Pomimo, że dostaje jakieś wytyczne ze Lwowa, to jednak podchodzi do tej sprawy zupełnie inaczej. On otwiera się na nasze inwestycje, organizując coś w rodzaju naszej „strefy specjalnej”. Jest tam wiele rozpoczętych, ale nieudanych inwestycji, więc on zachęca: „róbcie coś, może pociągniecie je dalej”. To jest dla nas szansa, bo inna jest tam siła nabywcza pieniądza. Nasz kapitał ma tam zdecydowanie większą siłę. Kurs 6 i pół do jednego (hrywny do złotego) pokazuje tę relację. Dodatkowym plusem dla nas jest tania siła robocza. Dzisiaj mówimy, że dobra płaca na Ukrainie, to jest 4 tysiące hrywien, podczas gdy w Polsce pracownik nie za dużo zarabiający otrzymuje miesięcznie 2 tysiące zł. Na Ukrainie to byłoby 13 tysięcy hrywien. Czyli możemy fabrykę spokojnie przenieść z Polski na Ukrainę, zacząć tam produkować, i ten towar – taki sam, jak wyprodukowany w Polsce, ale dużo taniej tam wytworzony – przewozimy do Polski przy aktualnie jednostronnie otwartej granicy unijnej (bezcłowej dla Ukrainy). Ten sam towar, ale dużo tańszy tylko dlatego, że przenieśliśmy tam fabrykę. Dla Polski jest to szansa, żebyśmy zaczęli dla naszych potrzeb produkować to samo, tylko taniej, bo my nie jesteśmy jeszcze krajem krezusów. To nie jest tak, że my chcemy tylko i wyłącznie pomóc Ukrainie – my chcemy też działać na własny zysk. W istocie ta współpraca polsko-ukraińska tworzy dobro dla obu stron i obie strony są tym zainteresowane. My i Ukraińcy jesteśmy skazani na wspólne działanie, bo w przeciwnym razie stworzy się tam jakby taka dziura, którą zapełnią Rosjanie. Oni tam chętnie zainwestują, dla nich to nie jest jakiś problem.

A czy ta ogromna korupcja na Ukrainie nie przeszkadza polskim przedsiębiorcom?
Ona przeszkadza przede wszystkim samej Ukrainie, bo żadna gospodarka objęta tak wysoką korupcją nie ma szans rozwoju. Wie pan, jeśli spojrzeć na to tak realnie, to jeżeli ja muszę komuś dać łapówkę, bo inaczej nie załatwię sprawy, to z punktu widzenia pojedynczego biznesmena nie jest to jeszcze taką tragedią. Bo dzięki temu on np. przeszmugluje towar przez granicę, dostanie zezwolenie czy jakieś niezbędne zaświadczenie. Tak, jak to było kiedyś u nas. Jest to jednak dramatem dla kraju, dla ogółu społeczeństwa, które nie uczestniczy w tej pojedynczej transakcji korupcyjnej.

Bo te pieniądze trafiają do prywatnej kieszeni, a nie do budżetu państwa…
Tak, ale to jeszcze nie wszystko. To jest pieniądz „wstydliwy”, który tak naprawdę nic nie buduje, bo nie można go włożyć w legalną inwestycję. Można go tylko przejeść. Korupcja zbija więc gospodarkę do dołu.

W bardzo kryzysowym 2014 roku ukraińscy przedsiębiorcy z obwodu lwowskiego zwiększyli swoje zainteresowanie inwestycjami w Polsce o 20-25 procent. Czy to jest jakaś konkurencja dla przedsiębiorców w Polsce?
Ależ nie! My przecież potrzebujemy w Polsce kapitału. Dla Polski jest to oczywiście dobrze, a dla Ukrainy mniej, bo jest to kapitał, który stamtąd wypływa. To tak jak było u nas: oddaliśmy cały majątek polski w ręce obce – i co dzisiaj z tego zostało? Ostatnio został powołany Polsko-Ukraiński Fundusz Spójności, który jest nastawiony na to, żeby przyjąć biznesmena ukraińskiego do Polski z jego pieniędzmi i ułatwić mu w Polsce inwestowanie. Ten fundusz działa oczywiście i w drugą stronę, pomagając polskim przedsiębiorcom inwestować na Ukrainie. I jeśli np. mamy umowę ze Złoczowem, to będziemy chcieli przekazać ją Funduszowi, żeby pomagał szukać polskich przemysłowców gotowych przenieść swoje fabryki do Złoczowa. Jako jednak przyjaciel Ukraińców przestrzegam ich dzisiaj mówiąc: moim interesem jest, żebyśmy u was jak najwięcej zainwestowali, ale razem, żebyście za 10 czy 20 lat nie powiedzieli, że znowu jesteście poddanymi Polski; że my mamy cały kapitał, a wy nic. My chcemy na was zarobić, ale jednocześnie chcemy, żebyście i wy zarabiali coraz więcej. Przypuśćmy, że stawiam na Ukrainie fabrykę i produkuję np. prostą rzecz, płyn do mycia naczyń. Wszyscy go potrzebują. No i wyprodukowałem go nawet tanio i jest bardzo dobry, ale ludzie nie mają pieniędzy. Powinienem wiec już dzisiaj myśleć o tym, gdy stawiam fabrykę, i tak ją ustawić, żeby miała duże zatrudnienie, żeby dała ludziom pracę i żeby oni mieli pieniądze, za które będą mogli kupić ten płyn. To jest taka filozofia, która u nas w Polsce nie do końca się udała. I przestrzegam ukraińskich przyjaciół, żeby oni nie popełnili tego błędu. Dając mi miejsce na budowę fabryki, powinni zastrzec w kontrakcie, abym zatrudniał pracowników tylko z tego regionu, a nie z innych regionów, i nie z zagranicy (chyba, że potrzebny jest specjalista, którego nie ma na miejscu). I w efekcie budujemy na Ukrainie polskie fabryki, które stają się faktycznie ukraińskimi, a tylko właściciel jest Polakiem. Ponadto, inwestując na Ukrainie, my Polacy musimy być bardzo delikatni ze względu na naszą trudną historię. Ja obecnie mam ukraińską żonę z tej strony granicy i to pozwala mi głębiej zrozumieć, co myślą ci ludzie o czasach sprzed 1939 roku i z okresu wojny.

No właśnie, czy rozwijający się w zachodniej części Ukrainy skrajny nacjonalizm nie przeszkadza polskim inwestorom?
Niestety, on przeszkadza, przede wszystkim mentalnie. Przy czym nakręcany jest głównie przez wypowiedzi różnych polityków w mediach, zresztą po obu stronach granicy. Natomiast w relacjach interpersonalnych to jest mniej ważne, jakby nieistotne. Bo jeżeli jakiś ukraiński przedsiębiorca jest skrajnym nacjonalistą, to on po prostu do pana nie podejdzie i nie będzie chciał z panem robić biznesu. On nie chce stabilizacji i dobrych relacji, chce konfliktu i będzie w tym kierunku podjudzać. Historycy mieliby o czym z nim rozmawiać, ale on z nimi nie chce rozmawiać, chce tu i teraz rozrabiać. Niestety, rządy ukraińskie trochę się poddają tym nastrojom, bo te siły nacjonalistyczne jednak zdobywają głosy w parlamencie i mają pewien wpływ na politykę bieżącą.

No i te uzbrojone nacjonalistyczne bataliony ochotnicze, które mogą być nieprzewidywalne…
Ta uzbrojona samoobrona jeszcze dzisiaj próbuje decydować o tym, kto ma być na urzędzie, i próbuje sprawdzać czyjś światopogląd. Biznes powinien się jednak od tego odcinać. Jeżeli ktoś chce łączyć biznes z ideologią i polityką, to jest to bardzo ryzykowne, bo to jakby bomba z opóźnionym zapłonem, która w końcu gdzieś wybuchnie. Jako człowiek, który był w polityce, i który zawsze był biznesmenem, jestem za tym, żeby totalnie rozdzielać biznes od ideologii i polityki.

Wyczuwam w pana wypowiedziach przeświadczenie, że kryzys na Ukrainie zostanie wcześniej czy później opanowany i sytuacja znormalizuje się…
Bardzo dobrze pan to zauważył. Obecna sytuacja w tym kraju jest jakby chora, ale z czasem musi nastąpić normalizacja. To jest tak jak z ludzkim organizmem, który w chorobie nie może trwać w nieskończoność, bo w końcu zemrze. Trzeba go więc wyleczyć. I ja zakładam, że ten organizm zostanie wyleczony – lepiej lub gorzej, może nawet z „obciętą nogą”, bo Krym już pewno nie wróci, ale będzie zdrowym, normalnie funkcjonującym organizmem. I myślę, że my pomagając dzisiaj Ukraińcom, robimy dobrze także i dla siebie, bo oni docelowo to docenią i nasza przyjaźń jeszcze bardziej się wzmocni. Zresztą sama idea Izby Gospodarczej Polsko-Ukraińskiej mówi sama za siebie, bo chce, żebyśmy coś razem robili dla wspólnego dobra. No i to jest właściwie najważniejsze.

Z Olehem Dubiszem wiceprezesem Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej rozmawiał Jacek Borzęcki

Już od roku Ukraina ma proeuropejski rząd, a korupcja w tym kraju nie tylko nie maleje, ale – jak wynikałoby z relacji prasowych i wypowiedzi mieszkańców – wręcz rośnie. Jak to wytłumaczyć?
Niestety, ma pan pełną rację. I to nie jest opinia tylko pana, ale wielu obserwatorów i obywateli Ukrainy. Z czym to jest powiązane? Ja zawsze odpowiadam na takie pytania, że jest to kwestia mentalności naszych elit, a szerzej biorąc – mentalności społeczeństwa, bo tak naprawdę korupcja zaczyna się nie od prezydenta i premiera, ale od przedszkola i od podstawowych ludzkich działań. Dopóki nie będzie zerowej tolerancji wobec tego, że za dostanie się dziecka do przedszkola, czy pacjenta do lekarza trzeba dać łapówkę; że egzaminy na studiach można nie zdawać, ale kupować, dopóty nie będzie sukcesu w walce z korupcją. Bardziej ważne na tym etapie jest ustawienie elit w takim kierunku, że wybranie do parlamentu czy do rządu nie jest sposobem na prywatną karierę i wzbogacenie się; że państwowa służba nie jest najbardziej rentownym źródłem dochodów, lecz służbą ludziom. Ten proces jest bardzo bolesny i nie wszyscy ci, którzy trafili do parlamentu i na wysokie stanowiska, mają takie podejście. I tu jest duży problem. Ale cierpienia narodu ukraińskiego, ta wojna, to tak jak dane przez Pana Boga cierpienia, żeby zrozumieć: co jest ważne, a co nie. I jestem przekonany, że wpływ Zachodu, jako kredytora, i opinia ludzi, którzy walczą o wolność, uczyni walkę z korupcją szczerą i prawdziwą. Już są pewne kroki w tym kierunku, ale niestety, ta krytyczna masa zerowej tolerancji dla korupcji jeszcze nie powstała.

Czy te ochotnicze bataliony walczące we wschodniej Ukrainie mogą tutaj mieć jakiś decydujący pozytywny wpływ na walkę z korupcją?
Ja mówiłem nie tyle o wpływie ochotniczych batalionów, bo to temat odrębny. Tak naprawdę podstawowe zwycięstwa w walce Ukraina uzyskała dzięki wojsku ukraińskiemu, i niestety, z takim potężnym przeciwnikiem jak Rosja nie da się walczyć bałaganiarsko, z takim przeciwnikiem powinno walczyć skonsolidowane, ujednolicone i prawidłowo kierowane wojsko ukraińskie. A więc nie tylko ochotnicze bataliony, ale ludzie, którzy walczą, którzy codziennie ryzykują życie w obronie Ukrainy i tracą zdrowie, wcześniej czy później zadadzą sobie pytanie: za co, w imię czego? Jeśli taki człowiek wraca z wojny do domu i widzi, że jego kolega, który wykupił się łapówką od mobilizacji i w tym czasie uzyskał o wiele lepszą sytuację życiową, to ten żołnierz zada sobie właśnie takie pytania. Ludzie, którzy patrzyli w oczy śmierci i przezwyciężyli egzystencjalny strach, po prostu nie będą tolerować takich sytuacji. Jest oczywiście drugi problem związany z adaptacją tych ludzi do normalnego życia, żeby nie było tak, że np. zatrzymany przez policjanta za przekroczenie szybkości bierze karabin i strzela, bo jest w takich stanie emocjonalnym.

Z tego co czytałem w prasie ukraińskiej, to Narodowe Biuro Antykorupcyjne będzie podlegało (także w zakresie odwoływania szefa tegoż Biura) Radzie Narodowego Bezpieczeństwa i Obrony Ukrainy, która jest ciałem politycznym. Czy to nie grozi, że Biuro Antykorupcyjne będzie zależne od interesów polityków kontrolujących RNBiO?
Nie orientuję się dokładnie w tej konstrukcji wykreowanej w odniesieniu do Biura Antykorupcyjnego, ale mam tylko jedno zastrzeżenie: Biuro Antykorupcyjne nie może być elementem wpływów politycznych, walki politycznej i walenia tylko w przeciwników politycznych partii rządzącej. W kontekście tego co się robi na wschodzie Ukrainy, i tego co nas oczekuje w najbliższym czasie, uważam, że Biuro Antykorupcyjne musi być uniezależnione od subiektywnych decyzji politycznych, a więc tylko przeźroczystość i niezależność oraz gwarancja długiego terminu dla jego szefa, którego postawa moralna powinna być odpowiednia dla tego stanowiska. Mam nadzieję, elity polityczne w Ukrainie dojdą do zrozumienia tego.

Rozmawiał Jacek Borzęcki
Tekst ukazał się w nr 8 (228) za 30 kwietnia – 14 maja 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X