Tu mówi Berdyczów Jerzy Sokalski (Fot. Wojciech Jankowski)

Tu mówi Berdyczów

Z Jerzym Sokalskim, redaktorem „Polskiego Radia Berdyczów”, rozmawiał Wojciech Jankowski

 Proszę opowiedzieć o sobie.

Urodziłem się w Berdyczowie, w obw. żytomierskim na Ukrainie. Moja rodzina też pochodzi z Berdyczowa. Przed rewolucją 1917 roku babcia była właścicielką przysiółka Cyplajewo pod Berdyczowem. Po rewolucji został rodzinie odebrany. Babcia pochodziła z wielodzietnej rodziny. Jeden z jej braci był dobrym lekarzem. Studia ukończył z trudem przez swoje pochodzenie. Przez całe życie pracował w klinice w Kijowie, był ginekologiem. Gdy przyjeżdżał w odwiedziny do Berdyczowa dużo kobiet przychodziło do niego na konsultacje, ponieważ opracował nowatorskie, na tamte czasy, metody leczenia niepłodności.

Natomiast mój dziadek pochodził z Gródka na Podolu. Z powodu polskiego pochodzenia jego rodzinę też dotknęły represje – zostali przesiedleni do Kazachstanu. Rodzice zmarli, a on opiekował się młodszym rodzeństwem. Jednak udało mu się jakoś przyjechać do Berdyczowa i tam ożenił się z moja babcią i osiadł w tym mieście. Pracował przez całe życie jako księgowy na fabryce obrabiarek.

Więź z polskością w naszej rodzinie była od zawsze. Gdy była taka możliwość dziadek prenumerował „Życie Warszawy”, słuchał Polskiego Radia, Radia Watykan. Babcia czytała „Kobietę i Życie”, „Przyjaciółkę”, śpiewała polskie piosenki te patriotyczne i te ludowe. Tę miłość do polskiego, do Polski zaszczepili swoim dzieciom, a później i nam, wnukom.
Dziadek przeżył bardzo ciekawe życie. Można powiedzieć, że ocalał cudem: w latach 30. był więziony, zachorował ciężko, myślano, że zmarł. Niesiono go do wspólnej mogiły, ale jeden z niosących potknął się i trumna spadła. Dziadek poruszył się i ludzie zobaczyli, że żyje. Gdyby nie ten przypadek, nie byłoby go na świecie.

Czy represje dotknęły jeszcze kogoś z pana rodziny?
Represje dotknęły rodzinę dziadka, a babcia straciła majątek po rewolucji.

Czy pamięta pan moment, gdy polskie gazety przestały docierać? Było to chyba w latach 80.?
Do chwili słynnej „pierestrojki” z ZSRR prasa polska była dostępna. Chociaż ta prasa była też cenzurowana, ale jednak można było z niej dowiedzieć się o wiele więcej niż z gazet sowieckich. Np. z Polskiego Radia dziadek dowiedział się o katastrofie w Czarnobylu, bo sowieckie media milczały na ten temat.

Czy ludzie uwierzyli w tę wiadomość?
Uwierzyli, bo w powietrzu był jakiś taki inny posmak, taki nienaturalny, specyficzny zapach. Potem zaczęli przyjeżdżać z Kijowa ludzie i mówić o katastrofie, o ewakuacji dzieci z miasta, ale jednak demonstracja pierwszomajowa odbyła się. Dziadek zmarł w 1987 roku. Przez całe życie chodzili z babcią do rzymskokatolickiej kaplicy w Berdyczowie. Mieliśmy u nas dwóch legendarnych księży Mickiewiczów – ks. Ambrożego i ks. Bernarda. Wywodzili się z rodu poety. Dziadkowie nie bali się chodzić do kaplicy. Dziadek nie wstąpił do partii komunistycznej, chociaż był głównym księgowym na fabryce, a było to dość wysokie stanowisko.

Jak wyglądał pana kontakt z polskością i językiem polskim?
Dzięki dziadkom miałem polski na stale w domu. Później, po uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę powstało u nas Polskie Zrzeszenie Kulturowo-Oświatowe. Stałem się członkiem rady Stowarzyszenia. Zaczęliśmy działać w kierunku krzewienia kultury i języka polskiego. Jeździłem na różne fora mediów, uczestniczyłem w spotkaniach mediów polonijnych w Tarnowie.

Dlaczego postanowił pan robić audycje radiowe?
Powstała taka inicjatywa, którą poparł Rafał Dzięciołowski. To dzięki niemu powstał projekt „Polskiego Radia – Berdyczów” i już od czterech lat na falach stacji Life.FM mamy audycje w języku polskim. W okolicach Berdyczowa i w samym mieście mieszka około 10 tys. Polaków. Ponieważ mamy sanktuarium karmelitańskie, to co roku w lipcu mamy odpust i wtedy wielu ludzi zjeżdża się do Berdyczowa. Obecnie coraz więcej ludzi przyznaje się do swych polskich korzeni, bo chce otrzymać Kartę Polaka. Młodzież marzy o studiach w Polsce. Nawet wielu Ukraińców chce jechać na płatne studia za granicę, bo uważają Polskę za państwo stabilne, demokratyczne i z nim wiążą swoje plany na przyszłość.

Dlaczego postanowił pan związać swoje życie z radiem, a nie np. z gazetą?
Jestem zawodowym dziennikarzem. Ukończyłem studia dziennikarskie i pracowałem jako redaktor naczelny tygodnika „Berdyczów”, pisałem do prasy regionalnej w Żytomierzu, działałem w regionalnej telewizji kablowej. Radio odpowiada mi się najbardziej i to jest mój zawód.

Czemu poświęcone są audycje „Radia Berdyczów”?
Przedstawiamy materiały wydarzeń z winnickiego okręgu konsularnego, w obw. Żytomierskim, w Berdyczowie. Mamy relacje z polskich świąt narodowych, wywiady z interesującymi ludźmi. Innymi słowami – polskie życie na naszych terenach.

Tworzy pan audycje sam?
Mam kilku wolontariuszy, którzy pomagają mi w gromadzeniu materiałów. Mam montażystę, pracownika radia, z którym montujemy audycje. Kolega prowadzi stałą rubrykę. Tak powstaje to radio i tworzone są kolejne audycje.

Czy jak proszą pana o adres, to mówi pan: „Pisz na Berdyczów”?
Tak. Mówię to tradycyjne powiedzenie i cieszę się, że jest znane i popularne. Powiedzenie to świadczy o tym, że Berdyczów kiedyś był znanym miastem. Odbywały się tu jarmarki. Na przełomie XIX-XX wieków mieszkało tu około 100 tys. ludzi.

A więc historia okrutnie potraktowała Berdyczów, jeżeli obecnie stracił na znaczeniu?
Szkoda, ale obecnie miasto jest podupadłe. Boli mnie to. Byłem trzykrotnie radnym miasta, poruszałem wiele aktualnych problemów, ale niestety na szczeblu lokalnym małe miasta upadają. Rozwija się Kijów, duże miasta przemysłowe, stolice obwodów, a cała reszta potrzebuje wsparcia. Wiele nadziei wiążemy z wejściem do UE. Jedynie to może dać impuls do rozwoju. Sytuacja jest trudna: przedsiębiorstwa pozamykane, duże bezrobocie.

Berdyczów leży trochę niefortunnie – jakby na uboczu?
Niektórzy twierdzą, że miasto ma dobrą lokalizację, bo do Kijowa mamy tylko 180 km, do Żytomierza – 40. Kiedyś pociąg Kijów-Warszawa jeździł przez Berdyczów. Teraz ma zmieniona trasę. Kiedyś było wiele zakładów przemysłowych, a obecnie potrzebujemy inwestycji. Chociaż ostatnio w Berdyczowie powstało przedsiębiorstwo wyrobów mięsnych we współpracy z Polakami. Jest to bardzo nowoczesna fabryka.

Może warto do nich zwrócić się o sponsoring?
Dopiero startują z produkcją i nie wiem czy mają fundusze na sponsorowanie. Produkują naprawdę dobre wędliny według polskich technologii.

Czy polskie wędliny znane są na Ukrainie?
Nie mamy ich na Ukrainie, ale może dzięki fabryce pojawią się w sklepach. Rozmawiam ze swymi przyjaciółmi z Polski, to mówią, że na Ukrainie nie ma dobrych wyrobów mięsnych. A dodać trzeba, że ceny produktów spożywczych na Ukrainie są wyższe niż w Polsce.

Przyjechał pan do Warszawy w związku z powołaniem Federacji Polskich Mediów na Wschodzie?
Uważam to powołanie za bardzo dobrą i korzystną inicjatywę, ponieważ łączy ona wszystkie media na Wschodzie. Dzięki temu możemy mówić wspólnym głosem, żeby nasze postulaty dotarły do różnych urzędów. Chcę tu podziękować Fundacji Wolność i Demokracja, za wsparcie tej inicjatywy i wspieranie mediów na Ukrainie na najwyższym poziomie. Dzięki tej inicjatywie będziemy rozwijać media polskie i krzewić słowo polskie na Kresach.

Jakie ma pan plany na przyszłość?
Rozszerzenie zasięgu sygnału naszej rozgłośni, zwiększenie przez to naszego audytorium i nowe ciekawe projekty. Ale o tym później – żeby nie zapeszyć. Chcę tu też podziękować Radiu Wnet za interesujące audycje i reportaże z Kresów, które dzięki internetowi słuchamy.

Jak może pan zachęcić turystów do zwiedzenia Berdyczowa?
Berdyczów jest bardzo interesującym miastem. Mamy tu sanktuarium p.w. Matki Boskiej Berdyczowskiej, mamy kościół św. Barbary, gdzie brał ślub z panią Hańską Honoriusz Balzac. Obecnie otwieramy muzeum Józefa Konrada Korzeniowskiego, pisarza, który urodził się w Berdyczowie. Ekspozycja muzeum, opracowana dzięki Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego, jest już gotowa i czekamy tylko na oficjalne otwarcie. Berdyczów jest wielkim polskim ośrodkiem. Kiedyś bardzo liczna była w mieście gmina żydowska i przyjeżdża do nas wieli pielgrzymów z Izraela, bo mieliśmy dwóch wybitnych, o międzynarodowej sławie. rabinów: Elizer Liber przeżył 104 lata; drugi – cadyk Lewi-Icchak, słynął też z mądrych rad, ale i dyskusji, a nawet sporów, jakie prowadził z Jahwe. Obaj mają tu swoje groby – cel pielgrzymek chasydów z całego świata.

Co ciekawego jeszcze jest w Berdyczowie?
Mamy stary cmentarz, główną jego częścią jest polski cmentarz, są tam bardzo stare pochówki. Niektóre liczą sobie ok. 200 lat. Cmentarz potrzebuje renowacji, bo jest bardzo zaniedbany. W zeszłym roku mieliśmy grupę młodzieży z naszego miasta partnerskiego, Jawora. Oczyścili część terenu, zrobili dokumentację polskich nagrobków. Mieli również przyjechać i w tym roku, ale z powodu obecnej sytuacji na Ukrainie, chyba ten wyjazd nie dojdzie do skutku.

Czy odczuwacie to, że Polacy boją się w tym roku jeździć na Ukrainę?
Tak, odczuwamy. W Berdyczowie sytuacja jest spokojna, ale ciągle przeżywamy brak stabilizacji, szczególnie na wschodzie Ukrainy. Wiele ludzi jest w stresie, obawiają się o swoją przyszłość, o to, co czeka ten kraj.

Wspomniał pan o kawiarni w Berdyczowie, w której można znaleźć polskie akcenty?
Prowadzi ją pani Irena, która dobrze mówi po polsku. Nazwa kawiarni – „Karta Polaka”. Właścicielka była na stażu w Polsce i stara się zaproponować atmosferę typowej polskiej kawiarni w naszym mieście. Potrzebujemy tej kultury, tych polskich smaków – polskiej kuchni.

Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 11 (207) za 17-30 czerwca 2014

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X