Teatralna pogawędka

Z dyrektorem Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie Zbigniewem Chrzanowskim rozmawiała Anna Gordijewska.

Jakim był rok 2014 dla teatru?
Wyjątkowo pracowitym. Zazwyczaj udawało się nam wystawić maksymalnie dwie pozycje. W tym roku aż trzy premiery: w marcu „Na pełnym morzu” Sławomira Mrożka, we wrześniu „Rekonstrukcja poety” Zbigniewa Herberta, a w listopadzie „Trzy po trzy” Aleksandra Fredry. W tym sezonie teatralnym mieliśmy również dużo ciekawych wyjazdów. Po raz drugi byliśmy w Budapeszcie na zaproszenie Stowarzyszenia „Polonia Nova”, braliśmy udział w festiwalu „MONO-Wschód” w Wilnie, wystąpiliśmy u naszych przyjaciół w Wędryni w Czechach, a także po raz pierwszy podczas festiwalu teatralnego „Jesień Zakarpacia” w Mukaczewie.

Ten rok obfitował w bardzo ciekawe kontakty, które teatr nawiązał z twórcami. Są to Bogusław Kierc – wybitny pedagog, reżyser, aktor oraz Andrzej Seweryn również wybitny aktor, dyrektor Teatru Polskiego im. Arnolda Szyfmana w Warszawie, który przygotowuje z nami program złożony z cyklu wierszy Zbigniewa Herberta Pan Cogito. Premiera ma odbyć się w lutym br. Nasza współpraca z Teatrem Polskim w Warszawie zaowocuje też warsztatami teatralnymi w tym roku. Udział wezmą w nich teatry polskie działające za granicą: teatr z Wędryni z Zaolzia, jeden z teatrów wileńskich oraz my.

Na czym będą polegać te warsztaty teatralne?
Będziemy grali swoje przedstawienia, a później w gronie specjalistów, krytyków, historyków teatru odbędą się rzetelne omówienia, sugestie, rady. Zaprezentujemy „Na pełnym morzu” Sławomira Mrożka.

Proszę opowiedzieć o współpracy z reżyserem Bogusławem Kiercem.
To nie było przypadkowe spotkanie, które ogranicza się do realizacji jednej sztuki, później twórcy uścisną sobie ręce, powiedzą – Jak dobrze było… – i zapomną o sobie. Współpraca z Bogusławem Kiercem na pewno zaowocuje nam w przyszłości. Związki artystyczne są związkami emocjonalnymi. Jeżeli zaproszony reżyser lub aktor zobaczy w teatrze coś, co obudzi w nim fantazję, to pozytywne emocje pozwalają myśleć o perspektywie połączenia się w pracy z tym teatrem. Tak też się stało. Bogusław Kierc, mówiąc po prostu nas pokochał. I jest to miłość odwzajemniona przez wszystkich aktorów grających w „Rekonstrukcji poety”. Mamy tu do czynienia z wysokiej klasy specjalistą, doświadczonym w pracy z młodymi ludźmi. Jest profesorem Wyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu i ma doświadczenie swoistego „klucza pedagogicznego”. Bogusław Kierc to również bardzo oryginalny poeta – filozof, czuły na zjawiska artystyczne. W ubiegłym roku pozyskaliśmy jeszcze jedną osobę, a mianowicie żonę Bogusława Kierca – Danutę, która była przypadkowo obecna na warsztatach teatralnych w Bolestraszycach koło Przemyśla. Jak się okazało, jest scenografem i nasza przyszła pozycja to będzie wspólne dzieło Danuty i Bogusława Kierców.

A czy Andrzej Seweryn również zakochał się w lwowskim teatrze?
Andrzej Seweryn, mówiąc żartem, ma mniej możliwości do „zakochania się”, ze względu na obowiązki dyrektorskie i aktorskie. Jest otwarty na każdą naszą propozycję. Podczas ubiegłorocznych warsztatów w Warszawie pracowaliśmy z Andrzejem Sewerynem właściwie cały dzień, od dziewiątej do czternastej, z krótką przerwą i od piętnastej do dwudziestej pierwszej. Tak się pracuje z ludźmi, którzy nie mają dużo wolnego czasu. Z drugiej strony nasi aktorzy również, aby brać udział w warsztatach muszą korzystać z urlopów. Nie mamy czasu na jakieś debaty filozoficzne, trzeba pracować szybko, konkretnie i z pełnym oddaniem. Podczas warsztatów spotkałem się z taką gotowością naszych aktorów. Można mówić tu o pełnym poświęceniu i pełnej mobilizacji i to jest bardzo ważne.

Jak ocenia Pan publiczność?
Kiedy przyjeżdżamy gdziekolwiek, spotykamy się z pełną widownią.

Teatr bez widza – to nie teatr. Nie uprawiamy sztuki dla sztuki, musimy pokazać nasze spektakle komuś. Nie możemy łudzić się myślą, że nam się wszystko udaje. Oczekujemy też pewnego osądu. Aktor musi mieć w sali bystre oko i czujne ucho, życzliwe czy też krytyczne. Każdy twórca chce się dzielić tym, co mu w duszy gra. Autor nie chce pisać do szuflady, aktor nie chce grać przed pustą salą.

Niepokoi mnie sytuacja lwowskiej publiczności. Informacja o przedstawieniach nie dociera i nie wiem, jaki znaleźć sposób, jak zawiadamiać naszych potencjalnych widzów na bieżąco. Są ogłoszenia tak zwane parafialne, jest strona internetowa, strona teatru na Facebooku, istnieje „poczta pantoflowo-telefoniczna”, ale nie zawsze spełnia to pożądane oczekiwania.

Być może problem tkwi w tym, że kalendarz występów teatru nie jest stały?
Niestety, nie możemy sobie pozwolić na stały kalendarz. Nasz zespół nie może precyzyjnie i z dużym wyprzedzeniem określić, kiedy będzie mógł zagrać. To jest związane z tym, że aktorzy na co dzień mają pracę i inne obowiązki. Ten rok był szczególnie niefortunny z powodu bardzo długo trwającego remontu sali widowiskowej. W ciągu roku szukaliśmy miejsca gdzie zagrać i kiedy, godziliśmy się nawet grać w warunkach bardzo siermiężnych bez prądu i ogrzewania.

Proszę opowiedzieć o ostatniej premierze. Dlaczego postanowił Pan wystawić „Trzy po trzy” A. Fredry?
To było podyktowane zamówieniem organizatorów festiwalu mono spektakli w Wilnie. Poszukując tematu, miałem zawsze w głowie ten tekst fredrowski, do którego z śp. Walerym Bortiakowym przymierzaliśmy się od niepamiętnych czasów. Fragment „Trzy po trzy” znalazł się nawet w naszym przedstawieniu „Fredro i Fredrusie”. Pomysł wrócił do mnie, kiedy pojawiło się konkretne zamówienie. Ogarnięcie w przedstawieniu teatralnym całego tego tekstu jest to nie do pomyślenia. Na podstawie pamiętników trzeba było stworzyć scenariusz, wybrać fragmenty o takim ładunku teatralnym, które można nie tylko opowiadać, ale i zagrać. Ważne było również to, że wreszcie w teatrze znalazł się aktor, który mógł podołać temu przedsięwzięciu. Wiedziałem, że Wiktor Lafarowicz da sobie radę, ale chodziło mi też o to, żeby on sam zaakceptował ten pomysł i żeby rozniecił w sobie fantazję. I tak się stało. Co jest ważne w teatrze, to symbioza: autor – aktor – reżyser – publiczność, wtedy mamy szansę mówić o powodzeniu takiego spektaklu.

A co nowego zobaczymy w tym sezonie?
Spotkaliśmy się jeszcze z jednym zamówieniem, zupełnie dla mnie nieoczekiwanym, które spłynęło od dyrektora Filharmonii Lubelskiej Janusza Sęka. Syn wybitnego i znanego przed wojną pisarza Antoniego Cwojdzińskiego długi czas był dyrektorem filharmonii w Lublinie. Obecny dyrektor chce uhonorować rocznicę urodzin ojca swojego poprzednika i zaproponował, abyśmy wzięli udział w jej obchodach. Wybrałem sztukę „Hipnoza” jego autorstwa, w której gra para aktorów – Jadwiga Pechaty i Wiktor Lafarowicz. Premiera odbędzie się w maju w Lublinie, a następnie we Lwowie.

W tym roku pragniemy również upamiętnić 100 rocznicę śmierci Tadeusza Pawlikowskiego – wybitnego reżysera i działacza teatralnego, który w 1901 roku objął dyrekcję nowo wybudowanego Teatru Miejskiego we Lwowie i dźwignął zespół artystyczny do poziomu europejskiego teatru, prezentując dorobek lwowskiej sceny w Paryżu, Wiedniu i Kijowie. Przez sześć lat scena lwowska pod jego dyrekcją była prawdziwą akademią teatralną pod względem repertuaru i poziomu gry aktorskiej. Pragniemy swoim skromnym udziałem przyczynić się do obchodów tej znaczącej rocznicy, tym bardziej że Sejm RP ogłosił rok 2015 Rokiem Polskiego Teatru Publicznego w związku z 250. rocznicą powstania Teatru Narodowego w Warszawie, a tym samym – ustanowienia w Polsce instytucji teatru publicznego. Mam nadzieję, że Lwów godnie uczci pamięć Tadeusza Pawlikowskiego. Tak się składa, że podczas inauguracji otwarcia teatru została wystawiona wśród innych pozycji sztuka A. Fredry „Odludki i poeta”, którą mieliśmy w swoim repertuarze. Pragnę wrócić do tego spektaklu w nowej obsadzie. Myślę, że zespół obecnej Opery Lwowskiej, w której foyer znajduje się medalion z podobizną Tadeusza Pawlikowskiego, również uczci pamięć pierwszego dyrektora teatru – gmachu, który jest jedną z architektonicznych wizytówek naszego miasta i nie tylko – jest przecież jednym z najpiękniejszych zabytków Europy.

Dziękuję za pogawędkę.

Rozmawiała Anna Gordijewska
Tekst ukazał się w nr 1 (221) za 16-29 stycznia 2015

25 stycznia o godz. 16:00 Polski Teatr Ludowy we Lwowie zaprasza na komedię Pierre Chesnot`a „Czarujący łajdak”, sala widowiskowa Domu Nauczyciela przy ul. Kopernika 42.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X