Tak walczy lwowska jednostka artystyczna fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Tak walczy lwowska jednostka artystyczna

Występ kabaretu „Czwarta Rano” 17 września w kawiarni „Gałka” we Lwowie poruszył temat 83. rocznicy sowieckiej agresji na Polskę oraz zaświadczył, jak się bronić piosenką podczas dzisiejszej wojny na Ukrainie.

– 17 września to jest data szczególna, ale też nie należy jej się bać – wyjaśnił dla Kuriera Galicyjskiego Sławomir Gowin, założyciel i reżyser kabaretu artystycznego „Czwarta Rano”. – To nie jest dla nas święto. To jest pewien znak. Tym bardziej powinniśmy być sobą, tym bardziej powinniśmy się trzymać swoich wartości. Te wartości prezentować. Mówić swoje głośno, wyraźnie. I stąd ten pomysł, że kabaret, który jest trochę kabaretem, trochę teatrem musi to robić, jeśli może. Akurat tak się złożyło, że wszyscy mogliśmy się zebrać tego dnia, właśnie tego dnia we Lwowie pokazać, że jesteśmy tutaj u siebie, że jesteśmy tutaj ze swoimi przyjaciółmi, w swoim mieście. W mieście Polaków i Ukraińców. Jeśli mamy jakieś sprawy między sobą to i między sobą będziemy je załatwiać. A póki żyjemy, będziemy śpiewać, będziemy to akcentować i nikt nas nie przestraszy. Nikt nam tej energii i radości nie odbierze. Dlatego w taki sposób postanowiliśmy nie tyle czcić ten dzień, co o nim powiedzieć.

fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

I słusznie. Przed występem kabaretu „Czwarta Rano” i po koncercie pytałem obecnych na sali co wiedzą o 17 wrześniu 1939 roku. Okazało się, że prawie nic. A byli to ludzie przeważnie w wieku średnim.

Ulica ta w różne czasy miała nazwy: 3 Maja, 17 września, Strzelców Siczowych, fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

– Urodziłam się we Lwowie, ale moi rodzice pochodzą ze Wschodniej Ukrainy – powiedziała Ukrainka Halina Potapenko, redaktor z wykształcenia. – Pamiętam, że na lwowskiej Operze kiedyś była tablica z taką datą, a w centrum miasta jedna z ulic nazywała się „17 września”. A jeszcze za czasów sowieckich 17 września we Lwowie obchodzono Dzień miasta i dużo mówiło się o „złotym wrześniu”, że Armia czerwona wyzwoliła Zachodnią Ukrainę. Prawdę o tej dacie i tym wydarzeniu po raz pierwszy dowiedziałam się na kursie przewodników turystycznych. To był juz okres wymazywania sowieckiej historii i sowieckich nazw oraz wstawiania ukraińskich.

– Pamiętam tę nazwę od dziecka, bo mieszkałem przy ulicy 17 września, ale oczywiście nie wiedziałem co ta data znaczyła – nie ukrywał Polak Wiktor Lafarowicz, aktor Kabaretu „Czwarta Rano”. – Wiedziałem, że jest to coś z czasów sowieckich. Ale dziś dużo dowiedziałem się od Sławka, był to bardzo historyczny wykład.

Wśród gości spotkaliśmy też Andrzeja Kudlickiego z Tomaszowa Lubelskiego.

– Przyjechałem może nie specjalnie na występ Kabaretu, połączyłem swój wyjazd z dostarczeniem do Lwowa pomocy humanitarnej – powiedział. – Pomocy dla żołnierzy, którzy walczą tam na wschodzie Ukrainy. Ten dzień 17 września akurat smutny. Za czasów PRL-u w szkołach nam o tym dniu nie mówiono. Gdzieś tam po cichu od starszych osób się słyszało. Później czytano gdzieś tam w tajnej prasie czy innymi kanałami te wiadomości się rozchodziły. Siedemnastego, wrzesień, kilka dni później, dwudziestego, nie pamiętam którego września wojska sowieckie dotarły również do Tomaszowa Lubelskiego. Zachowały się zdjęcia z tymi wielbłądami, z tymi pepeszami na sznurkach. Ludzie opowiadali różne rzeczy. Ten dzień można różnie obchodzić. Kabaret wprowadza nas w zadumę, ale też i podnosi na duchu. To co złe – to minie, dobre wróci i zapanuje na zawsze.

Program występu został zatytułowany: „Stare numery”.

– Jest to data ponura, jak wszyscy wiemy, i zastanawialiśmy się jakim repertuarem tutaj się posłużyć – mówił Sławomir Gowin. – Doszliśmy do wniosku, że zagramy troszeczkę na przekór. Na przekór wszystkiemu co się działo, na przekór wszystkiemu co się dzieje. Jesteśmy w mieście humoru, piosenki radości, choć i dramatu temu miastu nie brakowało. Ale będziemy szli niejako pod prąd. Pokażemy, że potrafimy się bawić, potrafimy również humorem się bronić. I piosenką. Zdrową, silną, wesołą. Na przekór złym nastrojom. Będziemy robili swoje, będziemy grali swoje i żyli po swojemu.

fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

W ten wieczór, który na szczęście wydał się bez alarmów powietrznych, aktorom kabaretu „Czwarta Rano” pomagał przede wszystkim duch Mariana Hemara oraz innych słynnych twórców i wykonawców piosenek rodem ze Lwowa. Była to też prelekcja Sławomira Gowina nasycona wątkami jego bogatej wiedzy, którą on jak zawsze się dzielił w sposób bardzo ciekawy i wszystkim dostępny.

– Nieszczęściem, dramatem była pierwsza okupacja sowiecka, a jednak pozostały anegdoty i dowcipy z tego okresu – powiedział Gowin.

Jeden z ówczesnych żartów:

Nauczyciel pyta dzieci wysłanych do radzieckiej szkoły:

– Za co kochamy ludzi radzieckich?

– Za to, że nas wyzwolili.

– A dlaczego nie lubimy ludzi amerykańskich?

– Bo nas nie wyzwolili.

Sławomir Gowin sypał anegdotami oraz zachęcał obecnych na sali kawiarni dzielić się dowcipami przekazanymi przez dziadków-pradziadków. Przytoczył też wspomnienie Renaty Bogdańskiej o tym, jak przyjmowano ją do Związku Artystów Radzieckich, poza którym artysta nie mógł uprawiać swego zawodu. Sowieci spędzili artystów – Polaków, Ukraińców i Żydów do ogromnej sali, gdzie ci musieli legitymować się i wypowiadać przed dwoma wypasionymi żłobami, od których zależało ich życie.

– Ojciec kim pracuje – zapytali Renatę (wtedy Irenę Jarosiewicz).

– Kapelanem.

– A, diriżior?

I w ten sposób pozostała pracownikiem sztuki i uniknęła wywózki, jej rodzice też. A jej ojciec był księdzem greckokatolickim, kapelanem w szpitalu na Kulparkowie we Lwowie.

Brzmiały melodie ze starych zaułków, ale i utwory ze współczesnym nerwem wojennym.

– Kabaret to nie oddział artylerii, w związku z tym walczyć możemy tylko mówiąc lub śpiewając – stwierdził Sławomir Gowin. – Ale chcemy mówić i uświadamiać, że to wszystko co się dzieje złego wokół nas dzieje się również przeciwko naszemu życiu, przeciwko temu co robimy. Przeciwko takim właśnie wieczorom, które z czyjegoś punktu widzenia mogą być wręcz zbrodnicze. Ludzie spotykają się po to, żeby spędzić ze sobą dobrze czas. Mówić to co chcą, to co myślą, to co czują. Nie jesteśmy jednostką wojskową, ale też pamiętajmy, że za wielką Armią Andersa podróżowała wielka armia artystów. Jesteśmy w takim mieście, z którego ta armia artystów ruszyła, za późniejszą Armią Andersa. Więc piosenka, więc siła, humor, literatura, energia, teatr mają też wiele do zrobienia i chcemy w tym uczestniczyć. To znaczy, że istniejemy, że śpiewamy, że gramy, że pracujemy nie tylko dla turystów w czasach pokoju. Nie tylko dla zabawy, ale też w trudniejszych czasach, kiedy trzeba powiedzieć coś inaczej, mocniej, głębiej i więcej do ludzi nie zawsze roześmianych. Nie zawsze szczęśliwych, ale których chcemy jakoś pokrzepić, którym chcemy też powiedzieć i dać jakąś nadzieję i przekonanie, że jakkolwiek jest, to będzie dobrze i wróci ten czas, jak śpiewamy w jednej z piosenek. Każdy dobry czas wróci, tylko brońmy go.

fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Pomimo różnych okoliczności zespół kabaretu artystycznego „Czwarta Rano” zebrał się prawie w pełnym pięknym składzie: soliści Natalia Kuchar, Tatiana Dżumak, Oksana Szulba, muzyk i kompozytor Grisza Skałozubow.

Wiktor Lafarowicz dodał, że jeszcze nie tak dawno śpiewał z nimi w kabarecie Dmytro Karszniewicz.

– To jest aktor Teatru Narodowego im. Marii Zańkowieckiej we Lwowie – wyjaśnił Łafarowicz. – Kolegujemy z nim od 2015 roku. On od początku wojny służy w Narodowej Gwardii Ukrainy i walczy na Wschodzie. Właśnie dzięki niemu my też tu jesteśmy. Zwyciężaj i wracaj, chłopaku, do rodziny, do Lwowa, na scenę.

Konstanty Czawaga

Przez całe życie pracuje jako reporter, jest podróżnikiem i poszukiwaczem ciekawych osobowości do reportaży i wywiadów. Skupiony głównie na tematach związanych z relacjami polsko-ukraińskimi i życiem religijnym. Zamiłowany w Huculszczyźnie i Bukowinie, gdzie ładuje swoje akumulatory.

X