Tajemnice i legendy Cmentarza Łyczakowskiego. Część 6 Cmentarz Łyczakowski nocą

Tajemnice i legendy Cmentarza Łyczakowskiego. Część 6

Po latach wojny światowej, walk polsko-ukraińskich i odsieczy wojskom bolszewickim w 1920 roku Lwów miał wygląd miasta zaniedbanego, z nieremontowanymi ulicami i zniszczonymi fasadami kamienic. Kupy śmieci na podwórkach nie były wcale obrazkiem rzadkim dla lwowskiej rzeczywistości owego czasu. Co w takiej sytuacji można powiedzieć o stanie cmentarzy lwowskich? Prasa alarmowała o przypadkach po prostu krytycznych, lecz magistrat z trudem znajdował pieniądze na remont choćby ratusza czy dworca głównego, który bardzo ucierpiał m.in. podczas walk listopadowych polsko-ukraińskich. Na uporządkowanie cmentarzy „ojców miasta” po prostu nie było stać.

Oto relacja „Słowa Polskiego” z dnia 6 lipca 1921 roku: „W czasie wojny Cmentarz Łyczakowski prawie zupełnie został pozbawiony ogrodzenia, z czego korzystają złodzieje i bezustannie kradną z grobów, pomników i grobowców co tylko przedstawia jakąkolwiek wartość i da się oderwać lub odśrubować. Giną więc przede wszystkim przedmioty żelazne i metalowe w ogóle, a więc sztachety, furtki z ogrodzenia, krzyże żelazne, klamki itp.”.

Prasa pisała w rubryce „Kronika miejska” również o konkretnych wypadkach. Na przykład w październiku 1921 roku „Wiek Nowy” donosił o kradzieży siedmiu krzyży metalowych i takich wypadków było więcej. Alarmowało również żydowskie czasopismo „Chwila” w sprawie kradzieży na cmentarzu żydowskim. Jesienią 1921 roku czasopismo pisało, że „Niewyśledzeni dotąd sprawcy zakradli się w nocy z soboty na niedzielę na Cmentarz Żydowski i skradli wszystkie brązowe ozdoby z nagrobków wartości około 750 000 mkp.”.

Fragment Cmentarza Żydowskiego

W listopadzie 1921 roku „Gazeta Lwowska” również alarmowała o kradzieżach metali kolorowych, tym razem na cmentarzu Janowskim: „Nieznani sprawcy skradli z grobowców na cmentarzu Janowskim 49 metalowych pierścieni, ważących około 100 kilogramów”.

Jeszcze gorzej wyglądała sytuacja na zaniedbanym cmentarzu Stryjskim, którego teren od dawna już budził wstręt nie tylko mieszkańców najbliższej okolicy, lecz całego miasta. W tymże 1921 roku „Słowo Polskie” donosiło, że „magistrat pozwolił instytucjom miejskim na wypas bydła na cmentarzu Stryjskim. Otóż pasące się tam krowy zanieczyszczają cały cmentarz, a puszczane bez nadzoru między groby i grobowce, skrobią się o krzyże i nagrobki, przewracając je. Dalej grobowce są tam porozwalane do tego stopnia, iż koście zmarłych sterczą na zewnątrz, a woń trupia zatruwa powietrze, co jest szczególnie niemiłe ze względu na sąsiedztwo szkoły podchorążych, zakładu sierot i parku Kilińskiego (Stryjskiego). Nadto grobowce te służą za schronienie dla bandytów, którzy napadają na jadących gościńcem stryjskim”. Nie zważając na tak fatalne warunki, przedstawiciele tzw. „złotej młodzieży” również prostytutki upatrzyli sobie teren cmentarzy na miejsce „romantycznych randek” i nawet uprawianie seksu. W ich ślady również samobójcy uważali cmentarze za odpowiednie miejsce na ostateczny porachunek z życiem. Wprawdzie każdy rodzaj tych „gości” wybierał swoją porę na wizytę w upatrzonym miejscu. Zakochane pary i prostytutki z klientami przychodziły raczej wieczorem, zaś złodzieje i „cmentarne szakale” działały o 3–4 godzinach w nocy. Samobójcy często składali wizyty na cmentarz nawet w biały dzień.

Brama wejściowa na Wojskowy Cmentarz Austriacki

1 listopada każdego roku lwowianie tradycyjnie masowo odwiedzali groby bliskich i obrońców Lwowa. W Dniu Wszystkich Świętych w 1923 roku wielu z nich odniosło bardzo niemiłe wrażenie z sytuacji, która nadal panowała na Cmentarzu Łyczakowskim. O tym pisała m. in. 5 listopada „Gazeta Lwowska”: „Jak u nas dba się o cmentarze? Kto chce się przekonać, niech popatrzy na nową część Cmentarza Łyczakowskiego. Część ta ciągnie się od starego cmentarza ku Pohulance, na spadzistym zboczu terenu. Zaraz na górze zbocza piętrzy się piramida śmiecia złożona ze starych wieńców, szarf i kwiatów papierowych. A wszak groby tam położone, chociaż najbiedniejsze, kryją w sobie często niejednego wielkiego lub zasłużonego człowieka. Na małej łące, nie zajętej jeszcze chwilowo przez groby, pasie się stado krów i kóz, które raz po raz wspinają się na groby, by zadrzeć z krzyża skromny wieniec lub wiązankę polnych kwiatów. Sam to widziałem pełen zgrozy i oburzenia. Teraz druga rzecz: odgraniczone tylko miedzą i dziurami od wyrwanego parkanu, aż po ulice Pohulanki rozciąga się boisko sportowe footbalowe jakiegoś klubu. Krzyk, wrzawa, przekleństwa, wrzaski radości lub rozpaczy dźwięczą od świtu do wieczora na tym nigdy nie rozegranym „matchu”. Raz po raz piłka, zatoczywszy łuk, pięknym golem spada często na mogiły gniotąc biedne wieńce, tłukąc małe lampki, które nabyć przychodzi z taką trudnością. Wszystkiemu temu przypatrują się tłumy rozwydrzonych apaszów, którzy każdy taki „rzut” witają piekielnym wyciem. Pojmuję, że miasto nie może temu zaradzić, mając głowę zajętą ciągłymi podwyżkami za wodę, ogień, a wkrótce pewnie i powietrze! Trzecią plagą są niezliczone zakochane pary i wystrojone ordynarnie prostytutki i ich kawalerowie, z którymi bawią się na grobach w łapankę”. Wtórzył „Gazecie Lwowskiej” i „Wiek Nowy” ,który też nie zostawił bez uwagi tak skomplikowanej sytuacji na cmentarzach lwowskich. W artykule pt. „Cmentarz Łyczakowski pastwiskiem dla kóz” dziennik opublikował list do redakcji pewnego mieszkańca (lub mieszkańców) ulicy Pijarów: „Od jednej z osób zainteresowanych otrzymujemy następujące pismo: „Od pewnego czasu mieszkańcy ulicy Pijarów wypasają kozy na Cmentarzu tzw. austriackim i na przylegającym doń cmentarzu Łyczakowskim, gdzie poniszczyły groby prywatne. Pomimo kilkukrotnego upomnienia zainteresowanych stron, dalej kozy te się wypasają i niszczą groby, których utrzymanie dziś kosztuje tysiące. Na przykład na pewnym grobie zjadły wieniec, wazon kwiatów i bukiet, a grób zupełnie stratowany – wyrządzając tym szkodę przeszło 10 000 Mkp. Wiele innych grobów też bardzo uszkodziły, a utrzymują je ludzie pracy, którzy nieraz ostatni grosz wydają na upiększenie grobu swych najdroższych. I cały ich wysiłek za kilka godzin zupełnie niszczą kozy pana Bojanowskiego i Dyniszyna, woźnego magistratu i innych. Przeto upraszamy tą drogą tak właścicieli kóz, jako też i zarząd cmentarza, ażeby położyli kres temu stanowi rzeczy – w przeciwnym razie osoby poszkodowane musiałyby się udać na drogę sądową”.

Policja miała jakoś reagować na zaistniałą sytuację i na początku grudnia tegoż roku ogłosiła o rozbiciu dwóch groźnych szajek złodziei, „okradających groby na cmentarzach lwowskich”. „Gazeta lwowska” tryumfalnie pisała, że „w ciągu dwu ostatnich dni funkcjonariusze Ekspozytury policyjno-śledczej aresztowali dwie szajki szakali cmentarnych, które od dłuższego czasu grasowały na cmentarzach lwowskich, niszcząc w wandalski sposób grobowce, pomniki i ogrodzenia. Jedna szajka grasowała na cmentarzach Łyczakowskim i Janowskim, a druga na Żydowskim. Szkody wyrządzone przez te hieny cmentarne wynoszą dziesiątki miliardów Mkp”. Efekt był jednak mizerny – po prostu nic nie zmieniło się w stosunkach na terenie cmentarzy, wandalizm i kradzieże kwitły nadal. Prawdopodobnie złodziejów było znacznie więcej i problem przerósł możliwości policji lwowskiej.

Jurij Smirnow

Tekst ukazał się w nr 8 (420), 28 kwietnia – 15 maja 2023

X