Tablica we Lwowie ku czci Polki i Żyda fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Tablica we Lwowie ku czci Polki i Żyda

20 lutego na elewacji budynku  nr 8 przy ul. Konyśkiego we Lwowie została otwarta tablica pamiątkowa ku czci powiązanych z tym domem polskiej zakonnicy bł. S. Marii Antoniny Kratochwil (1881–1942) i mikrobiologa, również autora prac filozoficznych Ludwika Flecka (1896–1961). Inicjatywa upamiętnienia tych dwóch wybitnych postaci powstała w środowisku pedagogicznym Liceum nr 21, które posiada pomieszczenia dawnego Zakładu Naukowo-Wychowawczego Sióstr Szkolnych de Notre Dame. Według decyzji Rady Miasta Lwowa tablica jest w dwóch językach – po ukraińsku i po angielsku.

Uroczystość rozpoczęto od występu uczniów, którzy przybliżyli sylwetki bł. S. Marii Antoniny Kratochwil i Ludwika Flecka. Odsłonięcia tablicy dokonali: Walentyna Zwieżyńska, dyrektor liceum nr 21, Bartosz Szeliga, wicekonsul Konsulatu Generalnego RP we Lwowie, arcybiskup Mieczysław Mokrzycki, metropolita lwowski, który wraz z księdzem greckokatolickim o.Stepanem Kaszczukiem poświęcili ten znak informacyjny.

– Cieszę się bardzo, że dyrektor liceum zaprosiła nas na uroczystość otwarcia i poświęcenia tablicy dwóch wielkich postaci – powiedział dziennikarzowi Kuriera arcybiskup Mieczysław Mokrzycki. – To jest ważne, że szkoła chce nawiązywać do historii, powracać do korzeni. W tym budynku, w którym kiedyś pracowały siostry, które założyły tę szkołę, nadal uczą się dzieci. Te mury są uświęcone również życiem błogosławionej siostry Marii Antoniny Kratochwil i z pewnością będzie ona ich orędowniczką i przewodniczka na ich drodze życia, zdobywania wiedzy, kształtowania osobowości. A jednocześnie jest to także upamiętnienie historii Polski.

Jest to pierwsza tablica pamiątkowa na murach Lwowa, upamiętniająca razem Polkę i Żyda.

– To bardzo pozytywne wydarzenie dla naszego miasta – stwierdził obecny na uroczystości Aleksander Nazar, prezes Lwowskiego Towarzystwa Kultury Żydowskiej im. Szolema Alejchema. – Osoby upamiętnione na tablicy to przede wszystkim mieszkańcy Lwowa, którzy mogą być przykładem dla młodzieży szkolnej, która chce też chce zdobyć uznanie i być może też mieć zainstalowaną tu tablicę. To bardzo ważne, że pamięć o tych postaciach, przez pewien czas zapomnianych, jest przywracana i należnie uszanowana.

Dyrektor liceum nr 21 Walentyna Zwieżyńska, która zorganizowała spotkanie nauczycieli z gośćmi wyjaśniła, że po II wojnie światowej w tym gmachu była szkoła rosyjska, teraz nauczanie jest w języku ukraińskim. Była też możliwość, by zwiedzić aulę w dawnej kaplicy.

Pomysłodawczynią tablicy pamiątkowej jest Anżeła Terlecka, nauczycielka sztuk pięknych.

– Uczyłam się w tej szkole, ale wtedy nikt nic nie mówił o tym, co kiedyś było w tym domu – powiedziała Anżeła Terlecka. – Dopiero po ukończeniu Politechniki Lwowskiej, już jako architekt, odkryłam dla siebie na nowo piękno tego secesyjnego gmachu oraz dowiedziałam się o jego dziejach i losach powiązanych z nim ludzi. W ciągu kilku lat prowadziliśmy poszukiwania w archiwum i przez korespondencję odnalazłam wspomnienia dawnych wychowanek zakładu, które po II wojnie światowej zamieszkały w Polsce. Zgromadziłam sporo materiałów. W kaplicy, która w czasach sowieckich została przystosowana jako aula, zachowały się jeszcze oryginalne sklepienia, podłoga, chóry, okna, drzwi i fragmenty gipsowych fresków.

Zdaniem Alisy Wasiljewej, konsultantki pedagogów z krajoznawstwa, we Lwowie zachowało się sporo dawnych pomieszczeń szkolnych.

– Tworzenie takich tablic i umieszczanie ich na zabytkowych budynkach pomaga w poznawaniu historii naszego miasta – zaznaczyła. – Widząc zdjęcie i nazwisko osoby, przeczyta się też opis. Takich tablic musimy mieć we Lwowie jak najwięcej. Natomiast kaplicę trzeba odrestaurować jako miejsce modlitwy.

fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

W folderze z okazji otwarcia tablicy pamiątkowej na budynku liceum nr 21 został również umieszczony odnaleziony tekst hymnu dawnej polskiej szkoły z roku 1929, kiedy obchodzono jubileusz 25-lecia jej działalności.

Sprężaj skrzydła!
Sprężaj skrzydła, orle biały!
Na swobodny górny lot!
Dzwon zwycięskie gra hejnały,
Jutrzni złoty błyszczy grot!
Z tła sztandaru Maria święta
Promienistą chyli twarz
Każda Polka niech pamięta –
Trzymać pod nim wierną straż!
Sprężaj skrzydła, orle biały!
Wskaż źrenicom jasny cel.
Drogę żmudną, na szczyt chwały,
Niechaj znaczy twoja biel.
Niech cię strzeże Maria święta,
Na Ojczyzny naszej cześć!
Każda Polka niech pamięta –
Standar ten wysoko nieść!
Sprężaj skrzydła, orle biały!
W wyż słoneczny wiedź nas – wiedź!
Na lot górny – a wytrwały –
Bo nie starczy tylko chcieć…
O Patronko nasza święta –
Pobłogosław sztandar nasz!
Każda Polka niech pamięta –
Trzymać pod nim wierną straż!

Pani Anżeła Terlecka udostępniła Kurierowi Galicyjskiemu bardziej szczegółowe biogramy osób upamiętnionych na tablicy.

Bł. s. Maria Antonina Kratochwil

26 sierpnia 1904 roku do Lwowa na zaproszenie arcybiskupa Józefa Bilczewskiego z Wrocławia przybyło sześć zakonnic ze zgromadzenia Sióstr Szkolnych De Notre Dame. Początkowo wynajmowano lokale przy ul. Jagiellońskiej (obecnie Hnatiuka), za Muzeum Etnograficznym i Rzemiosła Artystycznego. Ich zadaniem było wychowanie młodych ludzi w duchu patriotycznym, dostarczenie im niezbędnej wiedzy i szerzenie kultu Matki Bożej. Później siostry przeniosły się na ulicę Ochronek (teraz Konyśkiego), gdzie w lipcu 1905 roku otwarte zostały komfortowo wyposażone 9-klasowe gimnazjum i szkoła zawodowa. Na początku uczyło się tam 57 córek oficerów wojskowych. W następnym roku ich liczba się potroiła, a dwa lata później zapisanych już było 212 dziewcząt. Do 1918 roku głównym językiem wykładowym był niemiecki. Później został zastąpiony polskim. Ukończono budowę kolejnego domu. W 1929 roku gimnazjum otrzymało prawa publiczne. Nauczały zarówno zakonnice, jak i świeccy nauczyciele. Siostry mieszkały w odosobnionym skrzydle.

Przyszła błogosławiona urodziła się 21.08.1881 roku w Witkowicach koło Ostrawy na Morawach, dokąd jej rodzice przenieśli się w 1879 roku z Węgierskiej Górki koło Żywca w poszukiwaniu pracy. W 1855 powrócili z dziećmi do rodzinnych stron matki – Węgierskiej Górki, następnie osiedlili się w Bielsku. Maria Anna Kratochwil do Zgromadzenia Sióstr Szkolnych de Notre Dame wstąpiła w 1901 roku i przyjęła imię Antonina. Będąc kandydatką, a później już siostrą pracowała jako nauczycielka w szkołach zgromadzenia w Karwinie (1906–1909, 1910–1917), a następnie we Lwowie (1917–1925), jako przełożona, kierowniczka internatu i prefekta kandydatek w Tłumaczu (1925–1932) koło Stanisławowa. Później ponownie została posłana do Lwowa (1932–1939), gdzie pełniła funkcję dyrektorki szkoły i prefekty kandydatek.

Z dokładnego życiorysu bł. s. Marii Antoniny Kratochwil, który napisała i w 2001 roku wydała we Włocławku s. M. Amata (Elżbieta) Kupka SSND, dowiadujemy się też, że wybitną cechą siostry Antoniny była wrażliwość na potrzeby ubogich. W związku z tym każdego roku z okazji święta św. Mikołaja, Świąt Bożego Narodzenia i innych uroczystości na terenie szkoły urządzano akcje charytatywne. Siostra Antonina potrafiła do tych akcji motywować nie tylko siostry i uczennice, ale także rodziców dzieci i przyjaciół. Zebrane wówczas w wielkiej ilości odzież, obuwie, zabawki oraz słodycze rozdzielano między ochronki, osoby chore, ociemniałe, ubogie rodziny itp. Ponadto z mąki ofiarowanej przez uczennice, w kuchni szkolnej przygotowywano pieczywo świąteczne dla ubogich.

– Dewizą jej życia było czynić wszystko raczej ze zbytnią dobrocią, niż okazywać jej brak – podkreśla autorka życiorysu błogosławionej. Przytoczyła też fakt z jednego ze świadectw, że nawet Żydzi przychodzili do s. Antoniny z życzeniami imieninowymi mówiąc: „To bardzo dobra siostra i dla nas, Żydów”.

Po wkroczeniu Armii Czerwonej do Lwowa we wrześniu 1939 roku i zajęciu szkoły przez władze sowieckie siostry zostały stamtąd usunięte. Siostra Antonina otrzymała od przełożonych zakonnych nominację na stanowisko przełożonej wspólnoty sióstr w Mikuliczynie nad Prutem. Przybyła tam w styczniu 1940 roku, kiedy radziecka administracja już upaństwowiła dom, pozostawiając siostrom jeden pokój. Już w marcu usunięto siostry nawet z tego jednego pokoju. Znalazły schronienie u sióstr ukraińskich obrządku greckokatolickiego. Chociaż siostry w Mikuliczynie same cierpiały niedostatek, to jednak siostra przełożona M. Antonina razem z siostrami organizowała paczki żywnościowe i odzieżowe dla ludzi wywiezionych na Sybir. Latem siostry zbierały w lesie jagody, maliny, które wymieniały na inny towar albo otrzymywały za nie materiał, z którego szyły sukienki, fartuszki itp. dla sybiraków. Suszyły także chleb na sucharki i przygotowywały kaszę do wysyłki na Sybir.

We wspomnianym życiorysie odnotowano też dzieje s. Antoniny w okresie okupacji niemieckiej. Wczesną wiosną 1942 r. w Mikuliczynie zatrzymał się transport Żydów węgierskich skazanych na zagładę. Zgłodniałym i zziębniętym siostry odstąpiły skromny posiłek: zupę i chleb, a dzieciom także mleko i herbatę. Straż czuwała na zewnątrz, więc nie przeszkadzała siostrom w podawaniu posiłków. Szczególnie matki-Żydówki serdecznie dziękowały za pomoc okazaną dzieciom. 9 lipca 1942 roku wszystkie siostry zostały aresztowane. Samochodem ciężarowym przewieziono je do więzienia śledczo-politycznego w Stanisławowie. Jako oficjalny powód aresztowania gestapowcy podali: rzekomy kontakt z podziemiem.

Przed wejściem do celi musiały wszystko oddać, jednak dzięki swemu sprytowi ocaliły dwa różańce. Następnie siostrom zabroniono rozmawiać z więźniarkami i wspólnie się modlić. Wepchnięto je do celi, w której było przeszło 20 kobiet różnego wieku o różnym poziomie duchowym i intelektualnym. Przyjęto siostry w milczeniu. Siostry uklękły do modlitwy wieczornej. W intencji Ojczyzny modliły się z rozkrzyżowanymi ramionami. To zrobiło wrażenie na świeckich więźniarkach. Od razu podzieliły się kocami, a siostrze Antoninie odstąpiły żelazne łóżko bez materaców. Według wspomnień ocalałych zakonnic, obecność sióstr w celi więziennej wpływała pozytywnie na świeckie towarzyszki niedoli. Siostra Antonina odnosiła się do nich bardzo życzliwie, z wyczuciem i miłością. Była dla nich promykiem nadziei. Sama promieniowała pogodą ducha i innych podnosiła na duchu. Więźniarki z każdym dniem coraz bardziej zbliżały się do sióstr, dzieliły się przeżyciami. Osoby skazane na śmierć przez rozstrzelanie zwracały się do siostry Antoniny w sprawach sumienia, jakby odbywały spowiedź, gdyż kapłana nie było. Wywołane na rozstrzelanie prosiły ją o błogosławieństwo i modlitwę. Siostra Lidia dzieląca los więzienny siostry Antoniny relacjonowała: „Przypominam sobie 18-letnią, inteligentną panienkę Łucję Szamocką. Kiedy usłyszała swoje nazwisko, wstała z godnością, spojrzała po wszystkich spokojnym wzrokiem, przeprosiła towarzyszki niedoli, następnie podeszła do siostry przełożonej Antoniny, ucałowała jej rękę, mocno przytuliła się do niej i poprosiła o modlitwę. Wszystko to działo się na oczach gestapowców, lecz zachowali spokój. Łucja z godnością opuściła celę…”.

I jeszcze jedno świadectwo z tej książki o bł. s Antoninie: „Któregoś dnia do celi, w której więziono siostry, przywieziono hrabinę Grabowską z czworgiem dzieci w wieku 5, 7, 9 i 12 lat. Matkę skazano na rozstrzelanie. Dzieci zapytane o swoją przyszłość, chciały podzielić los matki. Ona rozpoczęła przygotowywać siebie i dzieci na śmierć. Modliła się przed ryngrafem Matki Bożej. Siostrę Antoninę, z którą spędzała wiele godzin na rozmowie, poprosiła o przygotowanie na śmierć dwoje starszych dzieci: Andrzeja i Izabelę. Sama zajęła się dwoma małymi chłopcami: Markiem i Hieronimem. Rozmowy z siostrą Antoniną, jej głęboki wewnętrzny spokój, współczucie, a równocześnie wiara w Opatrzność Bożą, którą potrafiła przepoić cierpiącą do granic wytrzymałości matkę, dopomogły tej ostatniej do przetrwania tragicznych chwil”.

Pewnego razu miało miejsce zdarzenie, które siostry tak opisały: „W naszej celi były także dwie Żydówki z Tłumacza rodzone siostry. Siostra Antonina była bardzo serdeczna dla wszystkich, także dla tych Żydówek. Jedną z nich zatrudniono do pisania na maszynie w dawnym biurze. Pracowała od rana do godz. 19:00. Te właśnie Żydówki miały swych rodziców na podwórzu, gdzie z wszystkimi innymi Żydami musieli całymi dniami stać w skwarze słonecznym i niepogodzie   w dzień i w noc. W dniach egzekucji brano ich do lasu, gdzie byli rozstrzeliwani. Gdy nadszedł dzień wywozu, wywołano Żydówkę z celi. Wróciwszy z biura jej rodzona siostra szukała jej wśród więźniarek, a nie znalazłszy wybuchła rozpaczliwym płaczem. Biegała po celi jak nieprzytomna wołając: gdzie moi rodzice, gdzie moja siostrzyczka! Towarzyszki niedoli pocieszały ją jak mogły. Siostra przełożona nie mogąc nic dla niej uczynić starała się przynajmniej złagodzić tę straszną rzeczywistość. Dziewczyna żydowska poprosiła siostrę Antoninę, by zapytała strażnika o los jej siostry. Wtem wszedł jeden ze strażników i huknął: co się tu dzieje? Dobroduszna siostra Antonina powiedziała do niego: „Prawda, że jej siostrzyczka została przeprowadzona tylko do innej celi”. Strażnik nic nie odpowiadając wyszedł, a po chwili wrócił z drugim. Wywołał z celi siostrę Antoninę, siłą szarpnął ją za rękę i wyrzucił na korytarz tak nieszczęśliwie, że uderzyła głową o kant żelaznych drzwi rozbijając sobie czoło. Dopiero na korytarzu bił ją okrutnie drewnianym drągiem. Krew lała się z czoła i stłuczonej do kości ręki. Może po dziesięciu minutach otwarły się drzwi celi więziennej, do której wróciła drżąca, chwiejąca się. Była strasznie zmaltretowana. Wszystkie były przerażone jej widokiem. Cała była zbroczona krwią. Lecz twarz miała jasną, spokojną, była opanowana, zrównoważona”.

Gdy 26 września 1942 roku siostry zostały zwolnione z więzienia, siostra Antonina była prawie nieprzytomna. Nie mogąc utrzymać się na nogach, upadła w pył uliczny. Siostry odwiozły siostrę Antoninę do Polskiego Komitetu Pomocy Więźniom Politycznym, a następnie do Sióstr Służebniczek Dębickich. Sprowadziły kapłana i lekarza. Lekarz skierował siostrę Antoninę do szpitala zakaźnego. Tam na pytanie o imię ojca, odpowiedziała: „Ojciec, mój ojciec… Ojcze nasz, któryś jest w niebie”. Były to jej ostatnie słowa. 2 października 1942 roku, w pięć dni po uwolnieniu zmarła na skutek tortur i choroby na tyfus. Została pochowana w grobowcu sióstr zakonnych na Cmentarzu Sapieżyńskim w Stanisławowie. Relikwie bł. Marii Antoniny zaginęły po dewastacji tej nekropolii.

13 czerwca 1999 roku w Warszawie papież Jan Paweł II w grupie 108 polskich męczenników II wojny światowej beatyfikował Marię Antoninę Kratochwil, siostrę szkolną de Notre Dame, która oddała życie z miłości do Boga i drugiego człowieka.

Ludwik Fleck

Urodził się w 11 lipca 1896 roku we Lwowie w rodzinie żydowskiej. Po ukończeniu studiów na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Jana Kazimierza pracował w laboratorium badań nad durem plamistym profesora Rudolfa Weigla w Przemyślu. Po powrocie profesora do Lwowa został jego asystentem w Katedrze Biologii Ogólnej. W maju 1922 roku uzyskał dyplom doktora wszechnauk lekarskich.

Po odejściu z pracowni prowadzonej przez profesora Weigla, w połowie 1923 roku rozpoczął pracę jako kierownik pracowni bakteriologicznych Państwowego Szpitala Powszechnego. W r. 1927 wyjechał do Wiednia by odbyć staż w Instytucie Seroterapeutycznym i ukończyć rozpoczętą specjalizację z mikrobiologii. W latach 1928-1935 był kierownikiem laboratorium mikrobiologicznego Ubezpieczalni Społecznej. Dalej założył laboratorium prywatne, również poświęcił się filozofii. W 1935 roku ukazała się jego książka „Powstanie i rozwój faktu naukowego. Wprowadzenie do nauki o stylu myślowym i kolektywie myślowym”. Opublikował w „Przeglądzie Filozoficznym” dwa artykuły opublikowane „O obserwacji naukowej i postrzeganiu w ogóle” (1935) i „Zagadnienie teorii poznawania” (1936).

W 1939 roku, po zajęciu Lwowa przez sowietów Ludwik Fleck został docentem Lwowskiego Instytutu Medycznego i doradcą w Wojskowym Laboratorium Bakteriologicznym. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w 1941 roku Fleck wraz z rodziną zmuszony był przeprowadzić się do utworzonej dzielnicy żydowskiej, późniejszego getta. Tam też został kierownikiem laboratorium bakteriologicznego w Szpitalu Żydowskim na ulicy Kuszewicza.

W dokładnym badaniu wojennego okresu w życiu prof. Flecka, który przeprowadziła historyk polskiej medycyny dr Maria Cisielska zaznaczono, że w tym szpitalu pracował on z wybitnymi specjalistami w dziedzinie mikrobiologii: doktorem Anhaltem, doktor Olgą Elster oraz doktorem Bernardem Umschweifem. Dzięki ich pomocy oraz wsparciu dyrektora szpitala doktora Izydora Kurzrocka udało się utworzyć sprawnie działająca pracownię, w której nie tylko prowadzono rutynowe badania, ale i kontynuowano wcześniejsze prace badawcze. Jednym z odkryć zespołu doktora Flecka był fakt pojawiania się swoistej substancji antygenowej w moczu osób chorych na dur plamisty. Opracowano serologiczną metodę jej wykrywania oraz podjęto próbę stworzenia szczepionki przeciwtyfusowej. Po pierwszych udanych próbach jej zastosowania u królików i świnek morskich, w dniu 28 sierpnia 1942 roku, Fleck zaszczepił siebie szczepionką własnego pomysłu. Ponieważ nie zaobserwowano działań ubocznych, zdecydowano o szczepieniu kolejnych pracowników, ich rodzin oraz około 500 mieszkańców getta i więźniów obozu przy ulicy Janowskiej. Antygen do produkcji szczepionki pozyskiwano z moczu chorych i ozdrowieńców – pacjentów szpitala żydowskiego. Profesor Fleck wspominał po wojnie: „Często mnie pytano, czy można by w ten sposób szczepić Niemców? Odpowiadałem, że wątpię w to, ponieważ należą oni do odrębnej rasy, a szczepionkę uzyskano z moczu chorych Żydów”.

Równocześnie z prowadzonymi w getcie badaniami Fleck odwiedzał Instytut Weigla. Jego nazwisko można bowiem odnaleźć na liście pracowników z adnotacją „karmiciel zdrowych wszy”.

W lutym 1943 roku Ludwik Fleck został aresztowany i wywieziony do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, a po roku przeniesiony do obozu w Buchenwaldzie. Wtedy przy pomocy gestapo ściągano tam też najlepszych specjalistów pracowni uniwersyteckich w dziedzinie m.in. higieny, mikrobiologii i histopatologii. Według dr Marii Ciesielskiej, w okresie uwięzienia Fleck wykonywał w obozach koncentracyjnych zwykłe rutynowe badania serologiczne w poszczególnych laboratoriach.

Po wyzwoleniu obozu powrócił do Lublina, gdzie objął katedrę Mikrobiologii na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. W 1948 roku brał udział jako biegły w trakcie procesu hitlerowskich lekarzy przed Międzynarodowym Trybunałem w Norymberdze. W 1952 roku przeniósł się do Warszawy aby objąć funkcję kierownika Zakładu Bakteriologii i Immunologii Instytutu Matki i Dziecka. W 1954 został członkiem Polskiej Akademii Nauk. W 1957 roku wyjechał do Izraela, gdzie został dyrektorem Pracowni Patologii Eksperymentalnej w Izraelskim Instytucie Badań Biologicznych w Nes Cijjona oraz profesorem mikrobiologii na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie.

Pozostawił dorobek naukowy, pochodzący z dziedziny bakteriologii, immunologii, diagnostyki chorób zakaźnych, serologii. Jego prace były omawiane za granicą, np. w Stanach Zjednoczonych, zaś sam autor cieszył się dużym uznaniem środowiska lekarskiego, biorąc udział w wielu sympozjach i kongresach na całym świecie.

Ludwik Fleck zmarł 5 czerwca 1961 roku w Nes Cijjona, w Izraelu.

Konstanty Czawaga

Przez całe życie pracuje jako reporter, jest podróżnikiem i poszukiwaczem ciekawych osobowości do reportaży i wywiadów. Skupiony głównie na tematach związanych z relacjami polsko-ukraińskimi i życiem religijnym. Zamiłowany w Huculszczyźnie i Bukowinie, gdzie ładuje swoje akumulatory.

X