Tajne kody wystawy jednego dzieła
12 lutego br. w Krzemieńcu w obw. tarnopolskim w biurze Krzemieniecko-Poczajowskiego Historyczno-Architektonicznego Rezerwatu otwarto wystawę prac artysty Wasyla Petrowskiego. Wydarzenie to przyciągnęło moją uwagę. Była to ekspozycja jednej pracy – dość rzadkie i nieprzeciętne wydarzenie – bowiem w taki sposób zazwyczaj demonstrują wybitne dzieła. Pierwszym tego rodzaju wydaniem na Ukrainie była demonstracja słynnej „Nocy księżycowej nad Dnieprem” Archipa Kuindży w 1880 r. Obecnie zwiedzającym przedstawiono znaczne (100 x 82 cm i głębokości 5 cm) rzeźbę w drzewie lipowym, zatytułowaną „Przez wieki”.
Wystawa w zupełności zasługuje na miano formatu „wystawy jednego dzieła”. Rzeźba robi wrażenie swoim mistrzostwem i wysokim poziomem artystycznym. Ale najważniejsze, że są w niej ukryte treści z nadzwyczaj ciekawej i burzliwej wielonarodowościowej i wielowyznaniowej historii Wołynia i Ziemi Krzemienieckiej. Kompozycja składa się z harmonijnie połączonych bohaterów z przeszłości – ukraińskich, polskich, a nawet osmańskich postaci, heraldyki, dawnych monet i pieczątek. Przyglądać się temu dziełu i rozwiązywać ukryty w nim rebus można całymi godzinami.
– Idea powstania płaskorzeźby powstała po przeczytaniu książki „Herby miast Ukrainy” – opowiada autor pracy Wasyl Petrowski. – Wspaniałe ilustracje Serhija Jakubowicza (niestety zmarłego) natchnęły mnie na stworzenie czegoś bardziej głębokiego, niż to, co robiłem wcześniej.
Oprócz tego artysta w swoim dziele chciał odzwierciedlić miasto, w którym osiadł niedawno.
– Krzemieniec – kontynuuje Wasyl – jest starym miastem z bogatą historią, którą chciałem przedstawić z własnego punktu widzenia. Przekazać przez własne odczucia przebywanie w tym mieście. Takiego tematu jeszcze nie dotykałem i było to pewnym wyzwaniem dla mnie. Ale od tego praca stała się jeszcze bardziej interesująca. Rzeźna w drzewie jest dla mnie przede wszystkim sposobem przekazania własnych myśli i odczuć, a dopiero potem rzemiosło.
Artysta postawił sobie za cel ukazanie złożoności splotów kultur (ukraińskiej, polskiej, żydowskiej), wydarzeń historycznych, wpływów politycznych, które przez wieki formowały mentalność i samookreślenie mieszkańców Krzemieńca, wspomnianego po raz pierwszy już w 1226 r.
– Pragnąłem przedstawić scenę, gdzie wszystkie postacie historyczne mogą obcować ze sobą, bo są przecież w innej rzeczywistości – ciągnie artysta, wyjaśniając swój zamiar. – Jest to rzeczywistość, gdzie nie ma przeszkód w wyglądzie, nie ma bariery językowej lub rozbieżności narodowych, pozycji społecznej, poglądów politycznych i wrogości. Specjalnie przesyciłem kompozycję postaciami i detalami, by pokazać, że historia Krzemieńca jest nasycona i gęsta, jak barszcz u dobrej gospodyni.
Wasyl rozwija intrygę i przeważnie nie daje komentarza do zaszyfrowanych kodów swej pracy, ale dla dziennikarza „Kuriera Galicyjskiego” zrobił wyjątek.
W centrum kompozycji przedstawiono Kolegium Jezuitów, by pokazać, że Krzemieniec był centrum akademickim. Od tego zakładu zaczęła się oświatowa tradycja tego miasta, zapoczątkowana przez jezuitów. Nie darmo w herbie miasta widzimy symbolikę tego zakonu – trzy gwoździe i litery IHS. Te symbole przedstawione są również na pieczęci magistratu z 1780 r. Obok widzimy srebrniki z przedstawionym tryzubem –herbem Rurykowiczów. Postać woja z monetą w ręku przedstawia potomków Włodzimierza Wielkiego, książąt panujących na Wołyniu i w Krzemieńcu. Byli oni nie tylko mądrymi władcami, ale i bohaterskimi obrońcami. Jest wśród nich wielu świętych, zarówno katolickich, jak i prawosławnych. Stąd obok księcia-woja widzimy symbole Chrystusa – alfę i omegę.
– Najważniejsze, że w ręku księcia nie ma miecza, a jest moneta – symbol uporządkowanego handlu i państwowości – wyjaśnia artysta. – Moneta – to uznanie sąsiednich państw. Moneta – to niekoniecznie coś materialnego. Tutaj jest to raczej symbol nabytego potencjału duchowego, intelektualnego i społecznego.
Obok księcia stoi Zygmunt Stary, który sprezentował Krzemieniec swojej małżonce – Włoszce, Bonie Sforza. Miasto było w jej władaniu w latach 1536-1556. Stosunki pomiędzy małżonkami były napięte przez różnicę wieku i interesów, dlatego królowa stoi obok swego męża, ale rozmawia z inną postacią – Januszem Antonim Wiśniowieckim.
Faktycznie czas życia tych postaci dzieli olbrzymia przepaść – około 200 lat, ale w swoim dziele autor przedstawił przecież mistyczny niebiański Krzemieniec, gdzie możliwe jest wszystko i gdzie czas nie ma znaczenia.
Bona ma ciemne koła pod oczami, możliwe, że przeżywa plotki o niej rozsiewane. Pragnie sprawić na Januszu Wiśniowieckim jak najlepsze wrażenie, trzymając w ręku różaniec. Janusz Wiśniowiecki jest mecenasem i założycielem klasztoru jezuitów w Krzemieńcu – ceni sobie ten gest królowej i uśmiecha się pod wąsem. Obok niego umieszczono rodowy herb, co dodaje mu powagi wobec królowej.
Opis tej sceny nieco mnie rozśmieszył. Bywają takie zbiegi okoliczności! Chodzi o to, że kochankiem królowej był kiedyś… Łukian Poluchowycz, rycerz herbu Nałęcz z Polesia. Dumny jestem, że to mój przodek, bo mieć faworyta królowej w rodzie – rzecz wielce zaszczytna.
Fot. Wołodymyr Krutewycz
Maksym Krywonos nieco z ukosa z ironią spogląda na szlacheckich sąsiadów. Ich wysoka pozycja społeczna nie robi na nim wrażenia. Dobrze pamięta, jak w 1648 r. szablą zdobył zamek Bony i umocnienia wystawione przez Janusza Wiśniowieckiego.
Jaki ma do nich stosunek Daniel Halicki – nie wiadomo. Spoczywa sobie na laurach w otoczeniu amorów i świetności swego tytułu królewskiego. I zupełnie słusznie, bowiem w jego czasach ten zamek nie mogli zdobyć nawet najeźdźcy, którzy w 1240 r. spustoszyli Wołyń. Naprzeciwko Daniela jest kobieca postać, ale nie rozmawiają ze sobą. Ona pragnie wywyższyć się nad innymi, nie zważając, że korona nie trzyma się jej głowy. W jej rysach widać coś imperialnego – to Katarzyna II.
U jej stóp kolejny monarcha – Stanisław August Poniatowski, ostatni król Polski. Ma pewny stosunek do Krzemieńca, a kobieta – do jego wstąpienia na tron Rzeczypospolitej. Poniatowski trzyma w ręku zwój jako symbol swej biblioteki, którą przekazał do Gimnazjum krzemienieckiego.
W prawym górnym rogu widzimy sułtana Mechmeta IV w całej jego pysze – winnego wydarzeń w sąsiednim Poczajowie w 1675 r. Wówczas, dzięki wstawiennictwu i opiece Matki Boskiej udało się obronić klasztor, mimo iż sułtan miał inne zamiary.
W prawym dolnym rogu widzimy Żyda krzemienieckiego. Trzyma się nieco na uboczu i wędruje gdzieś po terenach Ukrainy. Ma własne zamiary, zgodnie ze swoimi, charakterystycznymi dla tego narodu, cechami charakteru.
Wśród obecnych jest również Fortuna – którą zobaczyć może jedynie dociekliwy widz. Widzimy jedynie jej rękę z rogiem obfitości, szczodrze wypełnionym płodami, wypadającymi na ziemie wołyńską – życiodajną, z bogatą przyrodą i wybitnymi osobistościami.
Autor umieścił w kompozycji wiele drobnych detali – elementów architektury i charakterystycznej dla Krzemieńca ornamentyki. Te szczegóły rozpoznać może każdy, kto chociaż raz był w mieście i zna jego historię.
W tym dziele brak jest wielu postaci, które kojarzą się z Krzemieńcem. Te ziemie są ojczyzną geniuszy. Z tych okolic pochodzili poeta Juliusz Słowacki, kompozytor Mychajło Werykiwski, działacz oświatowy Ichak Ber Lewinzon, skrzypek Issak Stern, pisarze Halina Giordasewycz i Jurij Pokalczuk. Tu tworzyli Ułas Samczuk, Honore de Balzac, Hugo Kołłątaj, Mikołaj Przewalski, Maksym Rylski i Taras Szewczenko. Ten ostatni pracował tu nad swoim „Warnakiem”.
–Zdałem się na przypadek, nie chciałem przedstawiać kogoś innego, oprócz znanych postaci – wyjaśnia autor. – Nie starałem się odkrywać nowych postaci – pozwoliłem przypadkowi wybierać za mnie. W moim przeglądzie postaci historycznych, wpisywałem je do swego dziennika, który prowadziłem specjalnie w celu notatek i spostrzeżeń w czasie pracy podczas wyszukiwania materiałów – tłumaczy autor.
Wasyl Petrowski pracował nad tą rzeźbą prawie rok – od września 2021 r. do czerwca 2022 r. Po raz pierwszy mieszkańcy Krzemieńca ujrzeli jego pracę 5 lipca 2022 r. gdy została wystawiona w ogrodzie botanicznym. Jest tu pewien symbolizm. Ogród botaniczny założony został przez jezuitów w celu hodowli ziół. W 1806 r. stał się jednym z największych ogrodów botanicznych w Europie
– Jest to moja pierwsza praca historyczna, wykonana w takim stylu – mówi autor. – Różni się znacznie od moich prac wcześniejszych.
Kolejne dzieło autor zamierza poświęcić Tomaszowi Padurze. Będzie to mural w wewnętrznym dziedzińcu starego gmachu krzemienieckiego Liceum. Wasyl Petrowski zamierza tu przedstawić scenę z pieśni „Hej, Sokoły”, którą uważa się za dzieło Tomasza Padury.
Tomasz Padura jest bardzo ciekawą i jaskrawą postacią, łączącą narody polski i ukraiński. Był absolwentem Liceum krzemienieckiego, polsko-ukraińskim poetą, kompozytorem i torbanistą. W jego twórczości jest wiele pieśni o kozakach. Był potomkiem drobnej szlachty herbu Sas (po kądzieli Zadora). Jako patriota nawoływał do wspólnej walki Polaków i Ukraińców o swoją wolność. Był piewcą kozaczyzny i popularyzował ukraiński folklor i muzykę.
Artysta planuje kontynuować współpracę z ogrodem botanicznym, gdzie zapoczątkował galerię pod otwartym niebem – „Otwarty portal”. Są tu rzeźby z drewna i betonu. W maju ma zostać otwarty kolejny obiekt. Ten projekt narodził się ze współpracy pracowników ogrodu botanicznego z polskimi kolegami.
Po zakończeniu wystawy autor planuje przekazać swe dzieło Krzemienieckiej Akademii Pedagogicznej, mieszczącej się w murach Liceum krzemienieckiego.
Dmytro Poluchowycz
Tekst ukazał się w nr 3-4 (439-440), 29 lutego – 14 marca 2024