Szkoła pod trójkątem. Część II. Pod sowieckim zarządem Baj Paeci dzieciom

Szkoła pod trójkątem. Część II. Pod sowieckim zarządem

200 lat polskiej szkoły średniej im. św. Marii Magdaleny we Lwowie

Po wkroczeniu Armii Czerwonej do Lwowa przeprowadzone zostały wybory do lokalnych „zgromadzeń przedstawicielskich”, które z kolei wyraziły zgodę na przyłączenie wschodnich ziem II Rzeczypospolitej do ZSRS. Mieszkańcom Lwowa zostało narzucone obywatelstwo sowieckie. Rozpoczęła się pacyfikacja obywateli, skierowana przede wszystkim przeciwko działaczom politycznym, ziemianom, urzędnikom państwowym, duchowieństwu. Internowano tysiące polskich żołnierzy i oficerów września, policjantów i członków KOP, wywożąc ich do Kozielska, Starobielska, Ostaszkowa, Katynia. Lwowskie „Brygidki”, wypełnione po brzegi, stały się miejscem męczeńskiej śmierci tysięcy Polaków. Nie bacząc na atmosferę strachu, przemocy i terroru, Szkoła im. św. Marii Magdaleny funkcjonowała.

W latach 1939-1941 część uczniów uczyła się w IV Gimnazjum im. Jana Długosza przy ul. Nikorowicza, a następnie kontynuowała naukę przy szkole nr 17 przy ul. Szymonowiczów.

W ostatnich latach wojny w budynku szkolnym rozlokowano szpital. W latach 1944-46 szkoła funkcjonowała przy szkole Nr 17 na rogu ul. Szymonowiczów i Zadwórzańskiej jako szkoła żeńska nr 10, zajmując parter i II piętro. W korytarzach szkoły na wszystkich piętrach nie było nawet szyb, w klasach tylko pojedyncze. Zimą temperatura nie przekraczała +4˚ C. Brak odzieży i obuwia powodował, że frekwencja uczennic była bardzo znikoma. Nie wszystkie rodziny otrzymywały kartki na chleb.

Komitet rodzicielski czynił wszelkie starania, aby dopomóc dzieciom. Organizowano zbiórkę odzieży, obuwia, dzięki ogromnemu wysiłkowi rodziców wyposażono jadalnię, z której korzystali uczniowie szkól nr 17, 47, 55. Nie było światła. Dla uczniów, którzy chodzili na II zmianę wprowadzono skrócone lekcje. Brak było podręczników, zeszytów, obsadek do piór, atramentu, ołówków. W szkole pracowało 40 nauczycieli. Ich zaangażowanie, poświęcenie, męstwo trudno przecenić. Podobnie trudno przecenić poświęcenie rodziców.

W tak trudnym okresie nauczyciele wraz z dziećmi przygotowywali płatne wieczory, które w minimalnym stopniu ratowały budżet i były pomocą w dokarmianiu dzieci.

Komitet rodzicielski nawiązał kontakt z dyrekcją Teatru i Filharmonii, i dziatwa za symboliczną opłatą mogła oglądać przedstawienia teatralne, poznawać nowe kierunki sztuki i słuchać słowa polskiego płynącego ze sceny. W sali koncertowej młodzież poznawała piękno muzyki polskiej pod czarodziejską batutą Adama Sołtysa, czerpiąc wiarę w lepsze jutro i zapominając o okrutnej rzeczywistości.

Zorganizowany został chór, pracowały kółka: matematyczno-fizyczne, historyczne, geograficzne, biologiczno-chemiczne.

W roku szkolnym 1946-47 nastąpił powrót do rodzinnego budynku szkoły. Dokonywano prac porządkowych po zlikwidowaniu szpitala. Nastąpił nowy okres funkcjonowania szkoły w niesamowicie trudnych warunkach materialnych, a także moralnych – jako koedukacyjnej szkoły radzieckiej z polskim językiem nauczania. Zasadniczo stara kadra nauczycieli wykazała wręcz niesłychane męstwo i odporność psychiczną. Początkowo klasy były bardzo liczne (około 50 osób), a wiek uczniów w klasach zróżnicowany. Najbliższe dziesięć lat – to okres aresztów, wywózek, repatriacji nauczycieli, uczniów i grona pedagogicznego. Szkoła posiadająca po kilka równoległych klas przeistoczyła się w niewielką szkołę mającą po jednym oddziale. Dzieci były niedożywione. Głodne i zmarznięte. Komitet rodzicielski podjął starania w sprawie żywienia dzieci, zbiórki odzieży i obuwia. W okresie kilkunastu lat na pierwszej przerwie w pokoju obok sali gimnastycznej dzieci biedne, sieroty otrzymywały szklankę herbaty (czasem mleka) i kromkę chleba z marmoladą.

Komitet rodzicielski wraz z nauczycielami organizował płatne koncerty i wieczory tematyczne. Dochód był przeznaczony na dożywianie młodzieży, kolonie letnie w górach oraz stypendia dla uczniów klas starszych, którzy odznaczali się pilnością w nauce, udzielali się społecznie, a nie byli w stanie wnieść opłaty za naukę.

Do pierwszej generacji powojennej inteligencji polskiej, która zasiliła szeregi pedagogów szkoły należą: Maria Miller-Iwanowa, Kornelia Łaptaszyńska-Bujnowska, Czesław Migdal, Jadwiga Migdal, Marta Głybin-Markunina, Bogusława Zaziemska-Smirnowa, Elżbieta Żak-Osadcza.

Nie zważając na brak podręczników i presję ideologiczną, nauczyciele potrafili zachować odpowiedni duch patriotyczny i polską mentalność w sercach swych wychowanków, przekazując im naprawdę głęboką wiedzę. Przeważająca część absolwentów dostawała się na wyższe studia. Ogromną rolę odgrywała też praca pozalekcyjna. Młodzież, zgrupowana w kółkach zainteresowań, oprócz wiadomości czerpała i utrwalała wartości moralne i patriotyczne, przekazywane konspiracyjnie, często z narażeniem może nawet życia. Kółko miłośników literatury polskiej i teatr szkolny, prowadzony przez polonistkę Marię Jaworską, a później przez p. Tadeusza Garlińskiego i Marię Miller, odegrały kluczową rolę.

Zgodnie z wymogami ówczesnych sowieckich władz powstała organizacja pionierska, komsomolska, a wśród nauczycieli – organizacja partyjna, członkami której byli głównie nauczyciele – Rosjanie. Młodzież, wychowana w duchu religijnym, tradycjach polskości, bardzo niechętnie wstępowała do tych organizacji. Kuratorium, komitety komsomołu i partii, które były faktycznymi wyrazicielami władzy, wymagały od dyrekcji szkoły istnienia i rozwoju tych organizacji. Szkoły polskie znajdowały się pod specjalnym nadzorem. Uczniowie, którzy chodzili do kościoła, nie wstępowali do organizacji, byli szykanowani. Przy składaniu dokumentów na wyższe uczelnie, w ankiecie była rubryka – „przynależność do komsomołu”.

Programy nauczania przedmiotów były jednakowe w całym ZSRS. Program nauczania języka polskiego był zbudowany na wzór programu języka ukraińskiego i rosyjskiego. Program z literatury polskiej zawierał propozycje opracowań bardzo niewielu tematów klasyki polskiej, do programu literatury współczesnej weszli pisarze „nieskażeni” patriotyzmem, religijnością, lojalni wobec władzy radzieckiej. Jedną trzecią programu zajmowała literatura ukraińska wykładana po polsku.

W związku z likwidacjami szkół z polskim językiem nauczania, przybywała do szkoły młodzież z różnych dzielnic miasta i okolic – Zimnej Wody, Lewandówki, Zamarstynowa, Kleparowa, Zubrzy, Gliniańskiego Traktu itd. Byli też tacy, którzy na furmankach dowozili dzieci do szkoły, którzy za ostatnie grosze umieszczali dzieci na stancji, aby tylko dzieci mogły się uczyć w polskiej szkole.

Władze oświatowe przeprowadzały tzw. „rejonizację”, przerzucając uczniów z jednej szkoły do drugiej (Rozporządzenie nr 689 z dn. 5.X.1956 r.), co było absurdem. Dziś trudno ocenić czy przypadkowym, czy też zamierzonym.

Dopóki w szkole pracowali nauczyciele starszej generacji, wszystkie przedmioty wykładane były po polsku. Odejście na emeryturę, śmierć nauczycieli w dalszym ciągu zmniejszały potencjał naukowy szkoły. Brak specjalistów wśród Polaków powodował, że nową generację nauczycieli, która przychodziła do szkoły, stanowili przeważnie przedstawiciele innych narodowości, nie władający językiem polskim. Wykłady z poszczególnych dyscyplin zaczęto prowadzić w języku rosyjskim.

Baj Paeci dzieciom

Na podstawie rozporządzenia Kuratorium we Lwowie w 1961 roku zlikwidowano w szkole klasy maturalne. Ostatnia matura odbyła się w roku 1962. W tym okresie jedynie konsul PRL w Kijowie p. Michalewska raz w roku, incognito w okresie świąt Bożego Narodzenia, przyjeżdżała do Lwowa, odwiedzała Szkołę, przywoziła słodycze dla dzieci, bombki na drzewko, zeszyty, ołówki, okładki. Organizowała pierwszy transport literatury polskiej. Okazywała serce i poparcie dla tych, którzy tego tak bardzo pragnęli i potrzebowali. Nie zważając na brak klas maturalnych, ilość uczniów utrzymywała się, mniej więcej, na tym samym poziomie. Zasługa w tym komitetu rodzicielskiego i rodziców szkoły. Tylko sobie znanym sposobem zdobywali informacje i co roku od stycznia przeprowadzana była praca skierowana na utrzymanie jak największej ilości uczniów. Była to praca wyczerpująca, nie zawsze należycie rozumiana, zresztą przeprowadzana dyskretnie, z ogromnym wyczuciem i delikatnością. Wyniki nie zawsze były zadowalające. Niestety, często członkowie komitetu rodzicielskiego wychodzili z niektórych domów z uczuciem zawodu i goryczy. Cóż, okres rusyfikacji dawał swoje żniwo. Nie zrażali się jednak. Z nadzieją pukali do kolejnych drzwi. Miłość do szkoły, poczucie patriotyzmu kierowało rodzicami. Była ich cała plejada. Praca każdego z nich na każdym etapie była na wagę złota. „Za wszelką cenę utrzymać szkołę” – dewiza ta dodawała sił i mocy w kierunku wysiłków wytrwania i przetrwania.

Nie bacząc na trudności wypływające z braku znajomości terminologii rosyjskiej, gdy chodziło o dyscypliny ścisłe, uczniowie szkoły dostawali się na studia wyższe. Jeśli w latach powojennych młodzież, idąc na studia wyższe zasadniczo wybierała studia techniczne, to obecne pokolenie posiada upodobania humanistyczne.

Do roku 1962 szkoła była średnią – absolwenci otrzymywali świadectwa maturalne. Od roku 1962 przekształcono ją na ośmioletnią. Absolwenci kontynuowali naukę w szkole nr 24. W latach 1964-1990 komitet rodzicielski wielokrotnie czynił starania o ponowne nadanie szkole statusu szkoły średniej. Władze oświatowe wielokrotnie czyniły próby zamknięcia szkoły pod przeróżnymi pretekstami.

Na początku lat 70. zaproponowano połączenie obydwu szkół (nr 10 i nr 24, bowiem szkoła nr 30 została rozwiązana w 1962 roku). Żadna ze szkół tego nie pragnęła, a ponieważ nasza szkoła była niepełnośrednią, właśnie jej groziła likwidacja. Przedstawiciele komitetu rodzicielskiego Maria Teleszowa, Aleksander Marynkiewicz, Józef Bernad, Adam Węgier, Zabłocka wielokrotnie jeździli do Kijowa, dwukrotnie do Moskwy. Mądrość, odwaga rodziców powodowały, że za każdym razem szkoła była obroniona. Równocześnie rodzice systematycznie ponawiali prośbę o odzyskanie klas maturalnych. W lutym 1979 r. komitet rodzicielski dowiedział się, że jest planowane „tymczasowe” połączenie szkół z planowanym remontem kapitalnym szkoły nr 10. W ciągu dwóch miesięcy zostały zebrane odpowiednie materiały, plansze, gabloty i 20 kwietnia nastąpiło otwarcie muzeum Feliksa Dzierżyńskiego, na które przybył konsul generalny PRL z Kijowa Kazimierz Grynis. Obecność tak dostojnego gościa miała swą wymowę. Szkoła posiadająca takie muzeum, zresztą jedyne na Ukrainie, nie mogła przestać istnieć. W powstaniu muzeum dużo pracy i wysiłku włożyła pani Krystyna Serwas, członek komitetu rodzicielskiego, aktywna jego działaczka na przestrzeni wielu lat. W marcu tego roku pp. Czesława Miszków i Józef Bernad jako przedstawiciele komitetu rodzicielskiego pojechali do Moskwy w sprawie niedopuszczenia do kapitalnego remontu szkoły. W ciągu dwóch tygodni sprawa została pozytywnie załatwiona. W maju komitet rodzicielski zwrócił się do Kuratorium z kolejną prośbą otworzenia 9 klasy. Prośbę kolejny raz odrzucono.

We wrześniu 1980 roku uroczystość „pierwszego dzwonka” odbywała się na korytarzu szkoły. Sala gimnastyczna po sufit była zawalona meblami. Dyrekcja szkoły, czyniąc magazyn z sali w okresie wakacji, nie potrafiła dać odpowiedzi, jak długo meble będą w niej składowane. Interwencja komitetu rodzicielskiego, szczególnie aktywna postawa pp. Bronisławy Derunowej i Jerzego Karabaza przyczyniły się do tego, że w ciągu dwóch miesięcy sala została zwolniona.

Lata 1982-1987 były czarnym okresem w historii szkoły. Nie mogąc zniweczyć szkoły od zewnątrz, spróbowano to uczynić od wewnątrz. W ciągu roku skłócone zostało całkowicie grono pedagogiczne, w roku następnym – komitet rodzicielski. Podczas wakacji letnich został zdjęty dębowy parkiet w sali gimnastycznej. Nieco później zniknęły drzwi wejściowe. Ulotniło się wiele przyrządów z pracowni chemiczno-fizycznej, które były dumą i chlubą szkoły przez wszystkie lata powojenne i budziły zachwyt oraz uczucie zazdrości nauczycieli innych szkół, tak samo jak piękna i bogata kolekcja minerałów. Odłączona woda w pracowni przekreśliła możliwość przeprowadzania doświadczeń laboratoryjnych.

Charakterystyczną cechą danego okresu jest płynność kadry nauczycielskiej, a pewien procent nauczycieli o niskim poziomie kwalifikacji, czasami sprawiał wrażenie wręcz przypadkowości zetknięcia się z zawodem pedagoga.

Częsta zmiana nauczycieli, wychowawców, zróżnicowane wymagania stwarzały dyskomfort i negatywnie wpływały na poziom wiedzy uczniów. Wielce niekorzystnym zjawiskiem dla uczniów w wieku dojrzewania było wymuszone przejście do innej szkoły. Toteż komitet rodzicielski nieustannie ponawiał starania o ponowne uzyskanie klas maturalnych.

Zaczynała się „pierestrojka”. Dzięki niej szkoła przebrnęła przez czarne pasmo niepowodzeń. Rok stabilizacji, i na czele szkoły stanęła młoda, ambitna, energiczna nauczycielka biologii i chemii p. Marta Markunina, rozpoczynając nowy okres istnienia i działalności szkoły. Z nadzieją przyjęto wiadomość o tej nominacji. W chwili objęcia posady dyrektora przez p. Martę Markuniną w szkole uczyło się 152 uczniów, w ciągu najbliższych dwóch lat liczba uczniów wzrosła dwukrotnie. Komitet rodzicielski z jednostki opozycyjnej przeistoczył się w jednostkę współpracującą z dyrekcją szkoły. I tak jest do dziś.

Część I historii szkoły nr 10 im. św. Marii Magdaleny została opublikowana w nr 23–24 (219–220) Kuriera Galicyjskiego, 19 grudnia 2014–15 stycznia 2015.

Teresa Kulikowicz-Dutkiewicz
Tekst ukazał się w nr 16 (236) 28 sierpnia – 14 września 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X