Syberyjski spisek Polaków

Syberyjski spisek Polaków

Przygotowane przez Polaków powstanie zabajkalskie z 1866 roku przez  wielu historyków uważane jest za epilog powstania styczniowego. Podobna historia zdarzyła się trzydzieści lat wcześniej, kiedy to spisek omski z 1833 stał się desperacką próbą wzniecenia buntu w Rosji przeciwko władzy carskiej, po zakończonym klęską powstaniu listopadowym.

Czy polskie powstanie które miało na celu opanowanie Syberii, miało szanse przeniesienia się za Ural, obalenie caratu i wyzwolenie Rosji i Polski?

Skuteczne powstanie polskich zesłańców na Syberii mogło, jak wiadomo, ukroić terytorialnie Imperium Rosyjskie jeszcze przed powstaniem styczniowym.

Po klęsce powstania listopadowego i odpowiednich represjach Polacy ostatecznie pożegnali się z ideą budowy jedności kulturowo-politycznej z Rosją, chociaż nie wyrzekli się całkiem tzw. idei braterstwa ludów i słowianofilstwa. Nadzieja tkwiła w poczuciu chrześcijańskiej miłości, ale również staraniem polskiej emigracji, żeby europejscy mężowie stanu i parlamentarzyści nie zapomnieli o sprawie polskiej. W piśmie „Pielgrzym” w 1833 r. pisano: „Cały świat chrześcijański rozkłada się na dwa wielkie obozy polityczne – car jednemu z nich przewodzi – i my mamy ż się wahać w obiorze naszego stanowiska (…) Sromotny to podszept egoizmu, durne przedsięwzięcie, czekać wolności, zbawienia sprawy naszej od cara”. Zaznaczymy, że finansował tę akcję książę Adam Jerzy Czartoryski, znany w Europie dyplomata, niegdyś przyjaciel cara Aleksandra I, a wówczas lider umiarkowanej części polskiej emigracji.

Zapowiedzi rosyjskiego cara
Rzeczywistość już wkrótce brutalnie odrzuciła te łagodne marzenia i posunięcia dyplomatyczne. Car Mikołaj I, wracając z Cieplic w Czechach, gdzie wraz z królem pruskim i cesarzem austriackim poufnie porozumiewał się co do wspólnej polityki, w połowie października 1835 r. zatrzymał się po raz pierwszy od czasu rewolucji w Warszawie (dzieje powstania listopadowego) i pozwolił przedstawić sobie deputację miejską. Kiedy ta weszła, rzekł iż nie chce słuchać jej mowy, bo nie wierzy w jej szczerość. „Ja nie jestem już królem polskim – mówił – jestem tu jako cesarz Rosji. O! ja was znam dobrze, wy jesteście i będziecie zawsze ciż sami. Ta to ojczyzna urojona uczyniła was nieszczęśliwymi i uczyni nieszczęśliwymi jeszcze. Wy się poddajecie tylko materialnej sile. Ja się jej trzymam. I dla tego z wami tylko siłą działać mogę. Dla was to i waszym kosztem kazałem zbudować cytadelę. Tak, ona jest dla was. Skoro tylko będzie potrzebna, każę spalić miasto we dwudziestu czterech godzinach. Tak – powtarzam wam to – każę spalić, a potem się pocieszę. Bądźcie pewni, że ja nie pomyślę o odbudowaniu miasta!”.

Przypomnimy, że cytadela warszawska została założona 4 maja 1834 r., jako twierdza w celu możliwości artyleryjskiego ostrzału stolicy. Później na jej stokach, w bramie straceń na szubienicach tracono powstańców, m.in. po upadku powstania styczniowego, w sierpniu 1864 r. – pięcioro członków Rządu Narodowego na czele z Romualdem Trauguttem.

Car Mikołaj I zniósł autonomię Królestwa Polskiego, zlikwidował sejm i wojsko polskie, oraz zarządził wprowadzenie stanu wojennego, który miał trwać 27 lat. Nałożył na społeczeństwo wysoką kontrybucję i nakazał utrzymywanie 100-tysięcznej armii rosyjskiej na ziemiach polskich. Konfiskowano majątki skazanych za udział w powstaniu i emigrantów. Zamknięto polskie instytucji naukowe i szkoły wyższe, a zbiory ich wywieziono do Rosji.

Na Litwie, Białorusi i Ukrainie represji carskie były jeszcze ostrzejsze. Odebrano przywileje stanowe drobnej szlachcie i około 90 tys. rodzin przesiedlono w głąb Rosji. Skasowano cerkiew unicką. Zlikwidowano większość klasztorów katolickich. Zamknięto Liceum Krzemienieckie i Uniwersytet Wileński.

W tym czasie, gdy w kraju jeszcze trwały represji po powstaniu listopadowym, a uczestników powstania zsyłano na Syberię, wtrącano do więzień lub wcielano do wojska rosyjskiego (na Syberii lub na Kaukazie), zapaleńcy z radykalnego skrzydła emigracji (obóz Joachima Lelewela) przez swoich emisariuszy tworzyli nowe spiski powstańcze. Zbrojna wyprawa płk Józefa Zaliwskiego  z Galicji do Królestwa Polskiego w 1833 r. była nieudaną. Bardziej ważną rolę w ożywianiu nadziei narodowych odegrał Szymon Konarski. Ten oficer powstania, młody blisko trzydziestoletni mężczyzna, entuzjasta i poeta, głosząc myśli ludowe, zjednywał szybko sobie serca i potrafił zorganizować w zaborze rosyjskim siatkę konspiracyjną, obejmującą tereny po Wilno, Kijów i Odessę. Konarski marzył o stworzeniu ogólnopolskiej organizacji przygotowującej powstanie. Ujęty jednak został przez policję carską w maju 1838 r. nieopodal Wilna, nikogo nie wydał w trakcie przesłuchań, pomimo, że torturowano go okropnie: bito kijami i głodzono, wbijano gwoździe za paznokcie, krajano ciało i na świeże rany puszczano gorący lak lub zapalony spirytus. Kierownikiem tzw. komisji śledczej był kniaź Trubieckoj, którego okrucieństwo i gwałtowność nie różniły się prawie od działalności innych przedstawicieli caratu na ziemiach okupowanych. Szymona Konarskiego rozstrzelano w Wilnie w lutym 1839 r.

W tym miejscu warto przypomnieć o losie chociażby najaktywniejszych kijowskich towarzyszy Konarskiego. Wkrótce na dziedzińcu fortecy kijowskiej wystawiono cztery szubienice i kiedy skazanym założono już stryczki na szyję, odczytano im, że wyrok śmierci został zmieniony na dożywotnie kopalnie w Nerczyńsku. Oto nazwiska skazańców: Kasper Maszkowski,  Antoni Beaupre, Piotr Borowski, Fryderyk Michalski. Skazano jeszcze na wygnanie sto kilkanaście osób, a w ich liczbie całą rodzinę Michalskich i 9 kobiet. Prawdopodobnie, była wśród nich Emilia Michalska, córka Fryderyka Michalskiego, narzeczona Konarskiego, w której zakochał się, przebywając w ich domu…

Katedra w Omsku, pocztówka sprzed 1917 r. (Archiwum prywatne autora)

Szansa powstania na Syberii
Jakkolwiek ohydnym było okrucieństwo moskiewskie w Kijowie, Wilnie i Warszawie, to jednak tu się ono jeszcze wstydziło oczu europejskich i dopiero w całej swej nagości ukazało się na zaprzepaszczonych obszarach Syberii. Losy ogromnej liczby Polaków, zapędzonych po 1831 r. na Syberię były różne. Jedni jęczeli na ciężkich robotach, drudzy pełnili służbę wojskową w batalionach syberyjskich. Podobno, najlżejszą była dola tych, co musieli własną ciężką pracą zdobywać sobie kawał chleba. Polacy szybko zjednali sobie współczucie miejscowej ludności, która od nich wiele rzeczy się uczyła. Autochtoni miejscowi, azjatyccy również mieli więcej zaufania do Polaków, niżeli do Moskali. Widząc szansę w tym, że Moskwa trzyma się Syberii nie tyle istotną siłą ile grozą strachu, ksiądz Jan Sierociński, były prowincjał Bazylianów w Owruczu (obecnie obwód żytomierski na Ukrainie), zagnany pomiędzy syberyjskie kozaki, powiązał myśl oderwania Syberii od Rosji. Podzielił się tym pomysłem z doktorem medycyny Ksawerym Szokalskim i z Władysławem Drużyłowskim, który był tak jak Sierociński poetą.

Ponieważ wszyscy trzej byli lubiani i szanowani z powodu braterskich swych uczuć dla rodaków i wysokiego swego wykształcenia, projekt ich przyjęto z zaufaniem i wkrótce nić spiskowa połączyła najodleglejsze zakłady polskie. Wybuch powstania miał nastąpić  w Omsku i na całej przestrzeni pomiędzy rzeką Irtyszem i stepami Kirgiskimi. Liczono, że w Omsku i w innych garnizonach tej miejscowości oraz pomiędzy kozakami na granicy kirgiskiej było ponad 2400 jeńców polskich. Należeli też do spisku niektórzy oficerowie i urzędnicy. Podobno miał mu również sprzyjać nawet gubernator Markiewicz.

Gdy w 1836 r. spisek dostatecznie już dojrzał i naznaczono dzień wybuchu powstania, zdradziło kilka nikczemników i doniosło o wszystkim władzy wojskowej. Komendant fortecy omskiej pospiesznie więc uwięził wszystkie wydatniejsze osoby pomiędzy wygnańcami polskimi w Omsku. W podobny sposób uwięziono też wiele osób również w innych miejscowościach regionu.

Golgota syberyjska
Uknuty plan miał wielkie szanse na pomyślny rozwój i gdyby nie zdrada, walka z powstaniem syberyjskim byłaby ciężką, mogłaby przybrać ogromne rozmiary i skończyć się niepomyślnie. Zawiadomiony car Mikołaj I zawrzał strasznym gniewem. Im większy był strach, tym sroższa zemsta. Komisji śledcze skazywały spiskowców na zabijanie… kijami. Główne miejsce egzekucji było w Omsku. Egzekucja odbyła się 7 marca 1837 r.

Agaton Giller, jeden z wygnańców na Syberię, pozostawił ze słów świadków odpowiednie przekazanie potomnym. „Za miastem, na placu oczyszczonym od śniegu w długie ulice wyciągnięte trzy bataliony. Żołnierzom zamienionym na katów rozdano grube kije, których zapasy na kupach leżały. Był mróz trzaskający. Z więzienia wyprowadzono na plac kajdanami brząkających Polaków. Przeczytano im wyroki. Obnażono od stop aż do szyi. Każdemu obie ręce przywiązano do lufy karabinu, a dwóch podoficerów ciągnąc za kolbę, wprowadzili jednego za drugim dwunastu męczenników w ulicę żołnierzy, najeżoną  kijami jakby nożami. Bębny zagrały. W takt muzyki posypały się razy na plecy, piersi, głowy, brzuchy i nogi ciągnionych. Ciało kijami jak ciasto kijami odrywano. Kawały jego latały w powietrzu lub poodkładane wlokły się po ziemi za idącym, i okazały się gołe żebra. Bito szkielety ludzkie krwią cieknące. Serca było widać i wnętrzności poszarpane świat ujrzały. Krwią purpurową zapłynęła droga męczenników za wolność, już nie tylko europejskich, ale i azjatyckich narodów. (…) Gdy Jabłoński skonał pod razami, przywiązano jego trupa do taczki i na taczce wożąc, bili jeszcze, póki nie otrzymał 6000 uderzeń. Ksiądz Jan Sierociński śpiewał psalm podczas tej straszniejszej od średniowiecznych tortur przechadzki. Melodia Dawidowa ucichła dopiero wtedy, gdy krew zalała gardło, a ciało męczennika posiekane zostało na zrazy. Uszła z niego dusza w tym straszliwym dniu. Anioł śmierci zabrał także: Melodiniego, Zagórskiego i Jana Wróblewskiego. (…) Ze skazanych na 6000 kijów, jeden tylko cudem – rzec można – ocalał. Doktor Ksawery Szokalski winien był życie swoje wspaniałości uczuć lekarza, znajdującego się przy egzekucji. Dwa razy był bity. Pierwszym razem otrzymał 5000 pałek, drugim razem 1000. Z ciałem jakby połatanym zawieziony został do nerczyńskich kopalni. Tam przez lat kilka był jeszcze dobroczyńcą i opiekunem biednych w katordze”.

To co się działo w Omsku, powtórzyło się w kilkunastu miejscach Syberii, lecz w nieco mniejszych rozmiarach, gdyż skazańcom wyznaczano od trzech tysięcy do pięciuset kijów. W ten sposób np. Piotr Wysocki, dowódca podchorążych w noc listopadową, dostał 1000 kijów w Irkucku…

Swego czasie pod czas podróży po Syberii pewien Rosjanin sprezentował mi zabytkową pocztówkę sprzed rewolucji październikowej. Widnieje na niej nieistniejący obecnie katedralny sobór w Omsku, podobno został zrujnowany w czasach komunistycznych. Być może przedstawienie obecnie tej widokówki czytelnikom jest dobrą okazją i posłuży dla porozumienia polsko-rosyjskiego.

Aleksander Niewiński
Tekst ukazał się w nr 4 (176) 26 lutego–14 marca 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X