Stulecie założenia w Paranie (Brazylia) polskiej rolniczej kolonii Virmond Brazylia 1920 rok. Odwiedziny polskich kolonii w Paranie. Na zdjęciu konsul RP Kazimierz Głuchowski (w białym ubraniu) i Franciszek Łyp (drugi od lewej ). Fot. z archiwum autora

Stulecie założenia w Paranie (Brazylia) polskiej rolniczej kolonii Virmond

Był taki czas, na przełomie XIX i XX w., że tysiące ludzi z biednych polskich i ukraińskich wiosek szukało lepszych warunków życia za Oceanem Atlantyckim. Tłumy za darmo jechały do Ameryki Północnej i nieco mniejsze liczby do Ameryki Południowej, a głównie do Brazylii, gdzie bezpłatnie dawano ziemię na własność.

Była to podróż w jedną stronę, gdyż dla włościanina obarczonego rodziną powrót był nierealny ze względu na koszty, jak i na fakt, że nie było do czego wracać. Do Brazylii „za chlebem” wyemigrowało wtedy około ćwierć miliona najbardziej aktywnego i wartościowego elementu narodu polskiego.

Gdy wreszcie skończyły się rządy zaborców i Polska cudem odzyskała niepodległość, naczelnik Państwa Polskiego Józef Piłsudski jesienią 1919 roku mianował Kazimierza Głuchowskiego pierwszym w historii konsulem RP w Kurytybie, położonej w brazylijskim stanie Parana. Konsul po przybyciu z początkiem 1920 roku na placówkę uznał za konieczne szybkie nawiązanie kontaktów z polskimi osadnikami w południowych stanach Brazylii. Byli oni rozrzuceni na obszarze dwukrotnie większym niż obecnie zajmuje Polska, przez co dotarcie do nich wymagało świetnej znajomości terenu i stosunków tam panujących. Takim przewodnikiem okazał się Franciszek Łyp, miejscowy działacz polonijny, nauczyciel w polskim gimnazjum oraz redaktor tygodnika.

Wkrótce obaj poznali się i rozpoczęli podróże: koleją, samochodem lub zaprzęgiem konnym, docierając do najdalszych osad położonych w głębi puszczy. Wszędzie witano ich serdecznie i wygłaszano mowy pełne tęsknoty za Polską, dumy, że odzyskała wolność, i nadziei, że stanie się ich chlubą i protektorką chroniącą przed krzywdami, jakich polscy chłopi na emigracji doznali niemało.

W czasie tych spotkań osadnicy mówili o swych problemach bytowych, z jakimi borykali się na miejscu. Okazało się, że istnieje pilna potrzeba poprawy ich losu, wynikająca z konieczności osiedlenia na nowych urodzajnych ziemiach, gdyż wskutek braku doświadczenia, nasi rolnicy prowadząc intensywne uprawy, wyjałowili swoje działki. Ponadto ich dorastające potomstwo także potrzebowało nowych terenów. Zdarzali się też nowi polscy osadnicy poszukujący lepszych terenów niż proponowane im przez rząd brazylijski, lub przypadki nieudanej kolonizacji, gdy rolnicy polscy opuszczali nieraz podupadłe osady. W sumie część z nich, i to znaczna, poszukiwała terenów o dobrych walorach rolnych i zdrowotnych pod zorganizowane osadnictwo. Wyraźnie dostrzegalna była potrzeba utworzenia polskiej kolonii prywatnej, umożliwiającej nabywanie ziemi po przystępnych cenach. Jak bywa w naszym środowisku, zwłaszcza tak bardzo rozproszonym na wielkich obszarach Parany, brak było odpowiedniej inicjatywy organizacyjnej. W tej sytuacji Głuchowski i Łyp postanowili zająć się tym problemem, tworząc przykładową działalność w formie spółki kolonizacyjnej. Wkrótce dołączył do nich mierniczy Władysław Radecki, który podjął się roli administratora tego przedsięwzięcia.

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności udało się zakontraktować na dobrych warunkach teren położony w Paranie między miejscowościami Guarapuawa a Iraty, przeznaczony pod parcelację, a stanowiący własność pułkownika Ernesto Queiroza.

Duszą całego przedsięwzięcia był konsul Głuchowski, a poparcie, jakiego uzyskał ze strony dra A. Camargo, byłego prezydenta stanu Parana, pozwoliło na dokonanie szybkiego podziału ziemi.

Z oczywistych powodów finansowy wkład założycieli tylko częściowo był wystarczający, ale Radeckiemu udało się wypożyczyć od W. Kamińskiego sporą kwotę, co znakomicie pomogło całemu przedsięwzięciu. Z całym naciskiem należy podkreślić, że utworzenie kolonii było przedsięwzięciem non profit, gdyż inicjatorzy mieli ambicję udowodnienia, że można zorganizować osadnictwo polskich rolników w sposób bezinteresowny.

Okazało się, że teren został wybrany bardzo dobrze i jest korzystnie ukształtowany, o łagodnych pochyłościach, położony na wyżynie około 800 m nad poziomem morza. Panuje tam klimat wilgotny, subtropikalny, o opadach około 1400 mm/rok. Ziemia jest urodzajna, obejmująca około 25 000 ha i obfituje w cieki wodne. Teren wg istniejącej tradycji nazywał się Amola Faca, co dosłownie przetłumaczone znaczy „Tępy Nóż”, ale kilka lat później kolonię nazwano Virmond.

W polskojęzycznej prasie, wychodzącej na terenie południowych stanów Brazylii, Franciszek Łyp popularyzował spółkę poprzez różne artykuły i ogłoszenia. Propagował przyszłą kolonię zamieszczając mapki informujące o jej położeniu. W jednym z ogłoszeń można było przeczytać (tekst wg oryginału), że już: „W ciągu pierwszego roku nabyli szakry [portugalskie chacra, spolszczone szakra – parcela lub teren gospodarstwa]: 1. Radecki Władysław, 2. Walicki Piotr, 3. Jasiński Józef….” i dalej wymienione zostały nazwiska polskich 65 nabywców. Ponadto podano do wiadomości, że „Są wśród osadników obywatele spod Kurytyby, Prudentopolis, a nawet kilkanaście rodzin, z którymi osiadają rzemieślnicy, jest już wenda [portugalskie venda, spolszczone wenda – wielobranżowy sklep wiejski], buduje się szkoła, a niebawem stanie kościół. Dr J. Czaki, który tam osiada, czuwać będzie nad zdrowotnością kolonji. Tereny rozmaite do wyboru. Ziemia w cenie 70 000 w górę za alkier. Tytuł własności pewny, nie ma żadnych intruzów. Komunikacja kołowa dobra, droga strategiczna konserwowana przez rząd, budowa kolei zapewniona. Zamiast rozpraszać się po lasach, skupiajcie się w kolonji Amola Faca. Najlepiej do niej dojechać z Iraty lub Ponta Grossy. Informacji udziela kolonizator Władysław Radecki Guarapuawa, Parana”.

Dzięki bardzo intensywnej pracy organizacyjnej i popularyzatorskiej prowadzonej w Kurytybie przez Franciszka Łypa, trwającej w pierwszym etapie przez dwa lata, sprawa nabrała rozgłosu. Wkrótce okazało się, że całe przedsięwzięcie ma powodzenie, a liczni nowi osadnicy z zadowoleniem objęli działki. Niedługo na kolonii z inicjatywy Radeckiego powstał także duży tartak, dzięki czemu budulec był na miejscu. Gdy konsul Głuchowski został wezwany do kraju, a Łyp cztery lata później też wyjechał z Brazylii, Radecki świetnie dokończył proces kolonizacji.

Współczesny widok Virmond (fot. Tiago A. Palinski/cmvirmond.pr.gov.br)

Obecnie kolonia ma około 4500 mieszkańców, z których około 2700 ma polskie pochodzenie i wielu nosi polskie nazwiska, o pisowni dostosowanej do języka portugalskiego, zaś imiona przeważnie mają obce. Po polsku już nikt z miejscowych nie mówi, poza księdzem proboszczem Piotrem Poszwą, przybyłym z Polski. Jednak ludność bardzo pielęgnuje pamięć o swoich przodkach tu osiadłych, którzy ciężką pracą stworzyli podwaliny dla istnienia i rozwoju osadnictwa.

Współczesny widok Virmond (fot. Tiago A. Palinski/cmvirmond.pr.gov.br)

Śródmieście jest utrzymane w czystości, panuje ład budowlany i znajdują się w nim: ośrodek zdrowia, przedszkole, dwie szkoły podstawowe oraz szkoła średnia. Powstał też park z domem pamięci „Casa da Memoria Polonesa”. Stanowi on rekonstrukcję domu jednego z polskich osadników Pablo Palinskiego i został oddany do użytku w 2008 roku, dzięki wielkiemu wkładowi pracy wielu ludzi, a szczególnie Geraldo Zapalowskiego i Rizio Wachowskiego z Towarzystwa Braspol. Ośrodkiem podtrzymującym polskie tradycje jest kościół, solidnie wybudowany na wzniesieniu, którego proboszcz z wielkim pietyzmem odnosi się do utrzymania polskich obyczajów, jak święcenie pokarmów na Wielkanoc czy procesja Bożego Ciała. Także burmistrz jest zwykle polskiego pochodzenia. Trzej kolejni (kadencja 5 lat) to Omar Luiz Palinski, Lenita Mierzwa, a w obecnej kadencji (2017–2020) jest Naimar Granoski.

Współczesny widok Virmond (fot. Tiago A. Palinski/cmvirmond.pr.gov.br)

Władze miejscowe uznały, że obchody stulecia kolonii rozpoczną się w dniu 25 maja 2021 roku, tj. w rocznicę podpisania kontraktu i będą im towarzyszyły różne imprezy w znacznym stopniu sięgające do historii tutejszej Polonii.

Brzegiem miasteczka przebiega bardzo dobra, nowoczesna droga państwowa, dająca mu dobre połączenie z okolicznymi miastami i ośrodkiem turystycznym, jaki stanowi słynny wodospad Foz de Iguassu.

Bohdan Łyp
Tekst ukazał się w nr 17 (357), 15 – 28 września 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X