O wołyńskich strzelcach w rocznicę zbrodni katyńskiej. Część 8 Defilada w Łucku po zakończeniu wielkich manewrów na Wołyniu w 1938 roku. Na trybunie Edward Rydz-Śmigły. Zdjęcie z wołyńskiej kolekcji Tadeusza Marcinkowskiego

O wołyńskich strzelcach w rocznicę zbrodni katyńskiej. Część 8

Z wołyńskiej kolekcji Tadeusza Marcinkowskiego

Data wymarszu I Kompanii Kadrowej (6 sierpnia) była Dniem Święta Związku Strzeleckiego. Każdą rocznicę „wypowiedzenia wojny ciemiężycielom Polski i odrodzenia Wojska Polskiego” obchodzono niezwykle uroczyście. Już dzień wcześniej przeprowadzano zbiórkę strzelców połączoną z ogniskiem, odczytaniem rozkazów, apelem Kompanii Kadrowej i okolicznościowymi przemówieniami. Nazajutrz po pobudce udawano się do kościoła na uroczyste nabożeństwo, odbywała się defilada strzelców, zawody, zabawa, organizowano pogadanki i wieczornice. W 1930 roku „Uroczystości Kadrowe” w Łucku zorganizowano z prawdziwym rozmachem. W przeddzień święta odbył się capstrzyk, w którym wzięła udział orkiestra Straży Ogniowej oraz kompania Związku Strzeleckiego. W dniu święta już o godz. 10.00 rano mieszkańcy miasta zebrali się w łuckiej katedrze. Po uroczystej Mszy św., na której nie zabrakło wicewojewody Józefa Śleszyńskiego oraz prezydenta miasta Teofila Ołowińskiego, z placu Katedralnego ruszyła wielka defilada. W rytm melodii, granych przez orkiestrę Straży Ogniowej, maszerowali: pluton KOP-u, kompania Policji Państwowej, baon Związku Strzeleckiego ze sztandarem i orkiestrą, funkcjonariusze Poczty Polskiej, oddziały miejskiej i ochotniczej Straży Ogniowej. Na koniach pięknie zaprezentował się strzelecki oddział Krakusów. Wielkie zainteresowanie wzbudził oddział wystawiony przez łuckie Towarzystwo Cyklistów. Nie zabrakło też przedstawicieli innych narodowości, zamieszkujących Wołyń, w tym dwóch oddziałów skautów żydowskich. Po południu odbyła się uroczysta akademia w sali Teatru Miejskiego. Wielki aplauz i wzruszenie wzbudziła wiązanka pieśni legionowych, a „Pierwszej Brygady” publiczność stolicy Wołynia wysłuchała na stojąco. Wieczorem z okazji organizacyjnego święta Związek Strzelecki zaprosił wszystkich na tzw. „Czarną Kawę” do Domu Stowarzyszeń Polskich. To ważne strzeleckie spotkanie zaszczycił obecnością wojewoda wołyński Henryk Józewski. Dzień pełen wrażeń zakończyła „ochocza zabawa braci strzeleckiej”. Później wprowadzono zwyczaj wieczornego rozpalania tzw. ognisk strzeleckich. Podpalenia stosu dokonywał weteran walk o niepodległość lub najważniejsza osoba w gronie strzelców czy zaproszonych gości. Przy ognisku odczytywano historyczny rozkaz Komendanta z dnia 6 sierpnia 1914 roku, a podczas apelu wymieniano nazwiska poległych żołnierzy Kompanii Kadrowej. Uroczystość kończyły występy artystyczne.

Dzielne Wołynianki, zwyciężczynie Marszu Szlakiem Pierwszej Kompanii Kadrowej w 1927 roku. Od lewej – Maria Augucewiczówna z Łucka i Franciszka Nowacka z Horochowa.

Od 1926 roku reprezentacje wołyńskich strzelców brały też udział w dorocznym Marszu Szlakiem I Kompanii Kadrowej. Droga, licząca około 120 km, z krakowskich Oleandrów przez Miechów i Jędrzejów wiodła do Kielc, gdzie w 1914 roku stoczone zostały pierwsze potyczki i bitwy. Strzelcy maszerowali ze śpiewem na ustach. Po drodze trwała ostra rywalizacja indywidualna i drużynowa najlepszych zespołów, wyłonionych na drodze eliminacji powiatowych i okręgowych. Po przebyciu całego szlaku trzynastoosobowe drużyny z poszczególnych okręgów Związku Strzeleckiego meldowały się na mecie na placu Katedralnym w Kielcach. Tu następowało wręczenie pamiątkowych dyplomów i nagród. W 1926 roku drużyna strzelecka z Łucka, prowadzona przez Piotra Kamińskiego, bardzo dobrze zaprezentowała się na etapie Kraków- Miechów dzielnie walcząc o prowadzenie z doskonałą drużyną krakowską, która odniosła zwycięstwo rok wcześniej. Tym razem młodym łuckim strzelcom zabrakło doświadczenia, by odnieść sukces. W rywalizacji wzięła też udział drużyna kowelska z drużynowym R. Kuncewiczem na czele. Dla wołyńskich strzelców udział w Kadrówce okazał się wielkim przeżyciem. Na mecie uczestników sportowej rywalizacji witał marszałek Piłsudski w otoczeniu ministrów i generalicji, a na trasie wysiłkowi zawodników kibicowali przedstawiciele bratnich organizacji z Estonii, Finlandii i Łotwy. Rok później redaktor „Strzelca” w artykule o przebiegu Kadrówki informował, iż „formą wyróżniały się drużyny kresowe: Wilno, Łuck, Grodno…”. Wołyniacy nie odnieśli wprawdzie sukcesu, ale uplasowali się blisko podium – strzelcy z Łucka zajęli piąte miejsce w klasyfikacji drużynowej jako nagrodę przywożąc cenny sprzęt – trzy karabiny małokalibrowe. Ten moment wręczania nagród został uwieczniony w filmie Witolda Biegańskiego „Marsz Szlakiem Kadrówki”.

Kurs obrony przeciwgazowej na zamku Lubarta w Łucku. Dar p. Janiny Podolskiej. Zdjęcie z wołyńskiej kolekcji Tadeusza Marcinkowskiego

Od tej pory filmowa ekipa, ale także prasa i radio towarzyszyły rywalizującym drużynom. W 1926 roku również strzelczynie po raz pierwszy wystawiły poza konkursem jedną dobrze przygotowaną do rywalizacji sekcję, czym wywalczyły dla drużyn żeńskich oficjalny udział w Kadrówce. Już rok później, czyli w 1927 roku, na szlaku pojawiły się dwie sekcje wołyńskich strzelczyń i od razu odniosły spektakularny sukces – zwyciężyły w klasyfikacji zespołowej, zgarniając nagrodę ufundowaną przez panią prezydentową Mościcką. Na 51. zespołów, które doszły do Kielc, sekcja, prowadzona przez Stanisławę Kobrynowiczową, była tak dobrze przygotowana marszowo, że pozostawiła za sobą 20 drużyn męskich. Dzielne wołynianki triumfowały również w klasyfikacji indywidualnej pań: I miejsce zajęła Maria Augucewiczówna z Łucka, która otrzymała od marszałka Piłsudskiego książkę „Moje boje”, na II miejscu uplasowała się Franciszka Nowacka z Horochowa. W 1928 roku w Kadrówce wzięło już udział kilka drużyn z Wołynia z: Łucka, Kowla, Zdołbunowa, Lubomla, Klewania oraz sekcja żeńska z Łucka, która zajęła trzecie miejsce w rywalizacji pań. Na kolejny sukces wołyńskich strzelców w słynnej Kadrówce trzeba było poczekać kilka lat. Dopiero w 1935 roku, w XI Marszu Szlakiem I Kompanii Kadrowej, dobrze wypadły: rosnąca w siłę drużyna z Janowej Doliny oraz zespół z Dubna. Strzelcy z Janowej Doliny wzbudzili ogromną sympatię dzielnością i samozaparciem – sympatię tak wielką, że redaktor związkowej gazety, Tadeusz Żenczykowski, ich nieugiętej postawie poświęcił artykuł pod tytułem „Strzelców kuźnia charakteru”, umieszczony na pierwszej stronie gazety. Pisał: „Przybywają wciąż nowe drużyny i zapominamy o Janowej Dolinie, gdy wtem z zakrętu szosy krakowskiej wyłania się sylwetka samotnego zawodnika. Maszeruje ostro, miarowym krokiem. Wita go huragan oklasków i masa kwiecia. […] To właśnie zagubiony zawodnik z Janowej Doliny, strzelec Kazimierz Hebel. Osłabł, nie mógł nadążyć za ostro maszerującą drużyną. Mógł wprawdzie zrobić tak, jak wielu innych, usiąść w rowie, zaczekać na auto i przyjechać sobie wygodnie ciężarówką. Ale nie pozwolił mu na to honor zawodnika. Nie mógł przecież zawieść zaufania całego oddziału, wszystkich kolegów, którzy na niego liczyli. Jak mógłby spojrzeć swoim w oczy, gdyby odpadł jako maruder. Nie, on musi do końca przejść trasę marszu. Musi przecież pokazać, że strzelcy z Janowej Doliny to nie łaziki, że umieją zadanie swe wypełnić do końca. Maszerując samotnie zakurzonym gościńcem, wiedział zapewne, że jego przymarsz na metę jest już bez znaczenia dla punktacji drużyny, ale miał tę siłę woli i ambicję sportową, aby pokonać własne zmęczenie i dać z siebie to, na co siły pozwalają”.

Maria Augucewiczówna z Oddziału ZS Łuck-Miasto, zwyciężczyni w rywalizacji indywidualnej w Marszu Szlakiem Kadrówki w 1927 roku. Zdjęcie ze zbiorów NAC

Można powiedzieć, że podczas tej rywalizacji zawodnicy z Janowej Doliny bacznie śledzili przebieg zawodów, zbierali siły, zbierali obserwacje i doświadczenia. Natomiast w 1936 roku byli już nie do pokonania. Prowadzeni przez marszowego Władysława Kowalika zwyciężyli w pięknym stylu. Byli doskonale przygotowani. Świetni w marszu, a w strzelaniu o 34 punkty lepsi od najmocniejszej drużyny wojskowej! By docenić sukces tych młodych ludzi, trzeba mieć świadomość różnicy między nimi a zawodnikami wojskowymi, różnicy w szkoleniu, w ilości przeprowadzonych treningów, w zaopatrzeniu w broń i w amunicję. Nie zawiódł też zespół z Dubna, który w kategorii przedpoborowych wywalczył drugie miejsce. Debiutująca na zawodach drużyna z Włodzimierza Wołyńskiego dopiero poznawała tajniki szlaku. W 1938 roku wołyńskie zespoły były już bezkonkurencyjne: w grupie starszej Janowa Dolina zajęła I miejsce, tuż za nią uplasowała się drużyna z Kowla, a na IV miejscu – Związek Rezerwistów z Janowej Doliny. Ostatnie przed wybuchem II wojny światowej zawody marszowe na trasie Kraków – Kielce miały szczególny charakter. Odbyły się w 25. rocznicę wymarszu Pierwszej Kompanii Kadrowej z krakowskich Oleandrów. Wśród zaproszonych gości znalazł się także senator Antoni Staniewicz, który żegnał wołyńskie drużyny przed wymarszem w trasę. Wołyniacy nie przynieśli wstydu prezesowi Podokręgu Łuck – w kategorii przedpoborowych strzelcy z Janowej Doliny byli najlepsi, a ich starsi koledzy na strzelnicy wystrzelali rekord dnia. Rocznicowe zawody symboliczną klamrą spięły losy strzelców – tych sprzed lat, co wierzyli w wolną Polskę, i tych, którzy dzielnie maszerowali ich szlakiem, by dosłownie za kilkadziesiąt dni znów – jak tamci – chwycić za broń…

Uroczystości z okazji Święta 3 Maja w Werbie. Z lewej strzelcy, obok strażacy i harcerze. Werba, lata trzydzieste. Dar Zbigniewa Wojcieszka

Od 1927 roku dorocznemu Marszowi Szlakiem Kompanii Kadrowej towarzyszyły Igrzyska Kulturalno-Oświatowe, czyli konkursy: chórów, orkiestr dętych, zespołów teatralnych i tanecznych. Początki imprezy były trudne. Na szczęście w kolejnym roku zgłosiło się więcej drużyn, w tym z Wołynia: chór z oddziału w Kołkach oraz strzeleckie orkiestry ze Zdołbunowa i Kiwerc. Igrzyska odbywały się w Kielcach w kinie Palace. Później chóry i orkiestry, uczestniczące w konkursie, śpiewem i muzyką witały strzelców przekraczających metę Kadrówki, a wieczorem wraz z zespołami tanecznymi występowały na zakończeniu imprezy na miejscowym boisku „Sokoła”. Całą uroczystość kończyła wspólna zabawa strzelców na świeżym powietrzu. Debiut wołyniaków na Igrzyskach Kulturalno-Oświatowych w 1928 roku okazał się wielkim sukcesem. Mnóstwo pochwał oraz I miejsce zdobyła strzelecka orkiestra dęta z Wołynia, a zachwycony korespondent „Strzelca” pisał: „Zastanawiającą niespodzianką była orkiestra dęta ze Zdołbunowa. W ogólnym wymiarze uzyskała 78 punktów (na 90 możliwych), co przecież bardzo dobrze świadczy o zespole, który istnieje niecały rok. Orkiestra zdołbunowska może śmiało rywalizować z zawodowemi orkiestrami”. Z Igrzysk młodzi muzycy przywieźli do Zdołbunowa popiersie marszałka Piłsudskiego, które stanowiło nagrodę w konkursie.

W 1933 roku zainaugurowano jedną z najważniejszych w dwudziestoleciu międzywojennym imprez sportowych o istotnym znaczeniu propagandowym. Od tego roku, w sierpniu, miał miejsce powszechny spływ wioślarzy, kajakarzy i żeglarzy do morza. Zawody, które odbywały się pod patronatem Ligi Morskiej i Kolonialnej, były manifestacją przywiązania społeczeństwa do polskiego skrawka wybrzeża nad Bałtykiem. Po dojściu Hitlera do władzy, po wystąpieniu Niemiec z Ligi Narodów, po hasłach głoszących niemieckość Pomorza, trwałość polskiego dostępu do Bałtyku wydawała się mocno niepewna. Akcję pod hasłem „Cała Polska do morza!” podzielono na dwa etapy. Pierwszy miał charakter spływu gwiaździstego. Wodniacy ze wszystkich zakątków kraju 4 sierpnia 1933 roku meldowali się w stolicy Pomorza, Toruniu, który właśnie obchodził jubileusz 700-lecia. Później, ze względu na Wolne Miasto Gdańsk już w sposób uporządkowany i pod wodzą kierownika flotylli, odbywał się spływ Wisłą do Gdyni. Tu 10 sierpnia następowało zakończenie imprezy i uroczystość wręczenia nagród. Ze względu na konieczną do przebycia odległość oraz układ szlaków wodnych na terenie Polski dla wielu oddziałów strzeleckich udział w imprezie był poważnym wyzwaniem. Długą i niełatwą do pokonania drogę mieli między innymi wołyniacy, a jednak w kilku wołyńskich oddziałach podjęto trud przygotowań. Wysłanie reprezentacji na zawody często odbywało się wysiłkiem niemal całego miejscowego społeczeństwa, wysiłkiem całych oddziałów strzeleckich. Mało kogo stać było na kupno gotowego kajaka czy innego potrzebnego sprzętu. Trzeba było zebrać sumę potrzebną na wyżywienie, noclegi czy powrót pociągiem z Gdyni. W małych wołyńskich miejscowościach wiele osób angażowało się w realizację ważnego przedsięwzięcia. Kto inny, kierując się wskazówkami ze związkowego pisma „Strzelec”, rozrysowywał starannie projekt, kto inny „dłubał” kajak, by metodą prób i błędów osiągnąć stabilną, dobrze trzymającą się na wodzie i zwrotną jednostkę, a kto inny wyruszał ku wielkiej przygodzie. Spływ miał charakter sportowej rywalizacji, załogę kajaka musieli stanowić najbardziej sprawni fizycznie, najsilniejsi strzelcy, najlepsi pływacy w oddziale. Pomysł wysłania zawodników w pełną niebezpieczeństw podróż rozpalał wyobraźnie mieszkańców kresowych miast. W 1934 roku w Ostrogu, tuż przy granicy z Sowietami, już pod koniec czerwca szykowano się do dalekiej drogi. Po uroczystym nabożeństwie i poświeceniu kajaków przez księdza prałata Ptaszyńskiego, po ognistych przemówieniach: burmistrza Wojciechowskiego oraz prezesa zarządu miejscowego Związku Strzeleckiego, mecenasa Zielińskiego, przy dźwiękach „Pierwszej Brygady” w trzech kajakach strzelecka drużyna z Ostroga ruszyła ku dalekiemu morzu. Na brzegach Horynia strzelców żegnały tłumy gapiów. Ileż to niespodzianek czekało na wołyńskich chłopców… Dzięki pomocy „niezmordowanej energii i pracy” rotmistrza w stanie spoczynku E. Sarneckiego, który czuwał nad organizacją przedsięwzięcia, wytyczono najdogodniejszą trasę: Horyń – Prypeć – Jasiołda – Kanał Ogińskiego – Szczara – Niemien – Kanał Augustowski – Biebrza – Narew – Wisła. Droga nad polskie morze trwała ponad miesiąc (od 26 czerwca do 17 sierpnia). Strzelcy z Ostroga przebyli rekordową trasę długości 2300 km! Ich „piękny i niepowszedni wyczyn słusznie został wyróżniony” – pisał kronikarz spływu. W tym roku nagrodzono również dwóch strzelców z Janowej Doliny, którzy otrzymali Nagrodę im. Generalnego Komisarza Rzeczypospolitej Polskiej w Gdańsku. Odwaga i hart ducha wołyńskich strzelców budziły powszechne uznanie. Podczas wręczania sportowych trofeów nagrodzono ich gorącymi brawami. Co zapamiętali sami uczestnicy spływu? Trudne do opanowania wzruszenie, kiedy wiwatująca na brzegu rzeki polska ludność Gdańska na widok kajaków z biało-czerwonymi barwami, zaczęła śpiewać „Rotę”. „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród…” niczym powiew wiatru ogarnęło zgromadzony tłum i wycisnęło łzy z oczu, przepływających przez Wolne Miasto Gdańsk wodniaków.

„Pamiętajcie, wołyniacy, że żyjemy w czasach, w których dusze ludzkie giną się pod ciężarem wydarzeń historycznych” – tak po wielkich manewrach na Wołyniu w sierpniu 1938 roku przemawiał w Łucku marszałek Edward Rydz-Śmigły. Coraz częściej w tok zajęć roku wyszkoleniowego wpisywały się ćwiczenia z obrony przeciwlotniczej i przeciwgazowej oraz kursy sanitarne, usuwając w cień inne działania. Uczono się jak skutecznie zaciemniać okna, jak zakładać maski przeciwgazowe, jak udzielać pierwszej pomocy. W sierpniu 1939 roku w całym kraju rozplakatowano obwieszczenie prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, dotyczące wzmocnienia pogotowia zbrojnego. Z dniem 31 sierpnia do czynnej służby wojskowej powołano tych rezerwistów, którzy otrzymali już karty mobilizacyjne ze wskazaniem kiedy, gdzie i do jakiej formacji wojskowej powinni się zgłosić. Powołaniu nie podlegali ci, którzy nie otrzymali jeszcze kart mobilizacyjnych. Zarząd Główny Związku Strzeleckiego w specjalnej odezwie przypominał członkom, że strzelcy, którzy nie zostali zmobilizowani, powinni służyć pomocą wojsku i władzom administracyjnym, czuwać nad stanem dróg i mostów, nad całością linii telefonicznych, nad nienaruszalnością mienia wojskowego, państwowego i samorządowego oraz otaczać troskliwą opieką rodziny osób powołanych do wojska.

Niewielki zespół działaczy Związku Strzeleckiego na czas wojny otrzymał specjalne dyrektywy. Już na początku lat trzydziestych przystąpiono bowiem do tworzenia tajnych struktur organizacyjnych na wypadek zajęcia przez nieprzyjaciela przygranicznych terenów Państwa Polskiego. Głównym zadaniem kierujących nimi inspektorów było organizowanie tajnych ogniw „pogotowia obywatelskiego” (Sekcje Pogotowia Obywatelskiego). Z kolei spośród najbardziej zaufanych członów tworzono jeszcze bardziej zakonspirowane terenowe zespoły do zadań specjalnych. Miały one przeprowadzać działalność dywersyjną i wywiadowczą na terenach czasowo zajętych przez nieprzyjaciela. W grudniu 1938 Sekcja Pogotowia Obywatelskiego „Wołyń” liczyła 110 członków i współpracowników.

Małgorzata Ziemska
Tekst ukazał się w nr 17 (357), 15 – 28 września 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X