Stanisławowskie pieniądze Tak wyglądał „wymienny bilet” z 1919 r. Z opracowania O. Diedyka „Czortkowska ofenzywa”, Lwów 2020, str. 13

Stanisławowskie pieniądze

W pierwszej połowie 1919 r. w Stanisławowie z inicjatywy dowódcy Ukraińskiej Armii Galicyjskiej generała Omelianowicza-Pawlenki został wydrukowany banknot („wymienny bilet”) o nominale 5 hrywien. Dlaczego banknoty drukowało wojsko, a nie państwowy Sekretariat do spraw finansowych – postaramy się wyjaśnić w niniejszym artykule.

„Stara dobra babcia Austria” zostawiła po sobie jako jednostkę pieniężną koronę. Wprowadzona została po reformie 1892 roku i ludność Galicji korzystała z niej do roku 1921, a nawet trochę dłużej, wprawdzie już niezupełnie legalnie. Istniała w dwóch postaciach: jako srebrne monety o nominale 1, 2, 5 koron i jako banknoty po 1, 2, 10, 20, 50, 100 i 1000 koron. Później w związku z dewaluacją pojawiły się banknoty o nominale 2000 koron. Swego czasu Imperium gwarantowało wartość jednej korony 6 gramami srebra lub 3,04 gramami złota.

1. Generał Mychajło Omelianowich-Pawlenko (starszy). Foto z lat 1919–2020. Z prywatnych zbiorów jednego z autorów

Ponieważ od stycznia 1919 roku Zachodnio-Ukraińską Republikę Ludową (ZURL) zaczęto uważać za część (Zachodni Obwód) Ukraińskiej Republiki Ludowej, inaczej – Naddnieprzańskiej, obywatele Galicji (Ukraińcy, Polacy, Żydzi itd.) zobowiązani byli do korzystania wyłącznie z hrywny. Problem polegał na tym, że hrywna ani za czasów hetmańskich, ani za republiki nie cieszyła się zaufaniem wskutek permanentnej dewaluacji.

„W pończochach” ludności pozostała jeszcze jakaś tam ilość koron. Nie było innego wyjścia, jak legalizować użycie korony z ustalonym stosunkiem do hrywny – 1:1 (co się później zmieniało na korzyść korony). Grając na zwłokę, zawieziono do Galicji hrywniowe banknoty o wysokich nominałach – 1000 hrywien, 2000 hrywien, wówczas gdy kilogram chleba w Stanisławowie kosztował 5 koron, kilogram ziemniaków – 0,7 korony, a kilogram cielęciny – 8 koron. Jednodniowe wyżywienie ukraińskiego żołnierza kosztowało 12,3 koron, a miesięczny „zarobek” sotnika (kapitana) artylerii wynosił 400 koron.

Teraz kilka słów o ukraińskim wojsku w tym czasie – Ukraińskiej Armii Galicyjskiej (UAG), a właściwie o jej dowództwie. Po trzech dniach jej twórca i dowódca Dmytro Witowski podał się do dymisji i od tegoż dnia naczelnym wodzem wojska został ataman (major) Hryc Kossak. Nie na długo, bo już 8 listopada do Naczelnej Komendy przybyła delegacja oficerów z frontu z jednym żądaniem: zmienić dowódcę. Sam Kossak temu się nie sprzeciwił. Niedługo był dowódcą również pułkownik Hnat Stefaniw. Jemu Rada Państwowych Sekretarzy nie darowała rozkazu opuszczenia Lwowa w nocy z 21 na 22 listopada 1918 roku.

Tym razem Rada Sekretarzy posłała do Petlury, przebywającego wówczas w Fastowie, delegację podchorążych dawnej armii austrowęgierskiej z Dmytrem Palijiwem na czele. Prosił on Petlurę o obsadzenie stanowiska Naczelnego wodza UAG kimś z byłych carskich generałów, których nie brakowało w wojsku Naddnieprzańskiej Ukrainy. W tym czasie pod oknami wagonu Petlury na peronie ukazał się generał Mychajło Omelianowicz-Pawlenko – zupełnie przypadkiem. Po chwili wojsko galicyjskie miało nowego dowódcę. Droga do Stanisławowa trwała dłużej. W końcu delegacja Palijiwa dotarła do nowej stolicy ZURL. Właśnie ze Stanisławowa gen. Omelianowicz-Pawlenko zaczął dowodzić wojskiem galicyjskim.

Carski generał teraz, już w swoim wojsku, powstałym z byłej armii austrowęgierskiej, czuł się człowiekiem obcym. Nigdy nie nosił generalskich odznaczeń (nie nosił żadnych!). Nikt nie widział go nawet w odpowiednim do zajmowanego stanowiska mundurze. Większość jego podległych rozmawiała po niemiecku – w języku, którego generał nie znał. Dobrze władał francuskim, ale niewiele mu to dało – tego języka nie znali jego podwładni.

W tym miejscu naszego opowiadania łączą się dwa wątki tematyczne – wątek generalski i wątek żołnierski, prostego ludu codziennie szukającego „czegoś do zjedzenia”.

Generał Omelianowicz-Pawlenko otrzymał wojsko głodne i bose. Rząd ZURL nie dbał lub raczej nie miał możliwości zadbać należycie o zmobilizowane wojsko. Pomimo głośnych obietnic żołnierze stanisławowskiego garnizonu przez dwa miesiące wiosny 1919 roku nie otrzymali ani jednego kilograma mięsa. Brakowało też obuwia, odzieży, sanitariatów itp. Nic dziwnego, że żołnierze ukraińskich jednostek w czerwcu 1919 roku, kiedy do ich koszar weszli peowiacy kapitana Deblessema – faktycznie cywilna młodzież, oddawali broń i prosili tylko o jakiś dokument, z którym mogliby dotrzeć do domu.

Za służbę żołnierze UAG otrzymywali wypłatę w hrywniach URL. Z nieznanej przyczyny do Stanisławowa przywieziono tylko hrywniowe banknoty o nominałach 1000 i 2000 hrywien. Ukraiński kapitan artylerii otrzymywał miesięcznie 80 hrywien. A cóż mówić o żołnierzach? Pieniądze były, lecz ich właściwie nie było. Za co można było kupić chleb, papierosy czy co innego? Ponieważ władze cywilne pozostawały bezczynne, generał Omelianowicz-Pawlenko wziął sprawy w swoje ręce. Rozporządzeniem generała wydrukowano w Stanisławowie „kredytowe znaki” o nominale 5 hrywien. Nazwano je „wymiennymi znakami” lub „wymiennymi biletami”. To istotnie obniżyło temperaturę niezadowolenia zarówno w wojsku, jak i wśród ludności cywilnej.

Dodano do nich obietnicę, że „jak tylko, to od razu” nastąpi ich wymiana na prawdziwe hrywnie tj. państwowe bilety kredytowe. Tymczasem koło historii obracało się dalej. 25 maja 1919 roku do Kołomyi weszło wojsko rumuńskie, a już 27-28 maja ulicą Halicką do Stanisławowa wkroczyło Wojsko Polskie gen. Iwaszkiewicza. Sekretariat ZURL na krótki czas przemieścił się do Buczacza.

Dekoracyjny talerz „Piechur galicyjskiego wojska w natarciu” z lat trzydziestych. Z prywatnych zbiorów jednego z autorów

Ten artykuł być może nie powstał, gdyby nie powtórka w szczegółach tej skandalicznej sytuacji powstałej „na równym miejscu” na początku lat 90. XX wieku.

Przy zamianie sowieckich rubli na nowe ukraińskie „kupono-karbowańce” w ciągu jednej nocy ruble zostały wycofane z obiegu. W zamian „każdy” pracujący, emeryt, rencista itd. otrzymali po 50 kuponów w jednym banknocie. Chleb wtedy sprzedawano po 26 kopiejek (1 rubel = 100 kopiejek). O poranku pod każdym sklepem spożywczym zebrały się tłumy ludzi pragnących kupić coś na śniadanie i każdy proponował do zapłaty 50-kuponowy bilet. Propozycje sprzedawczyń, by „zebrać się po 200 osób, kupić około 200 bochenków chleba, a potem podzielić się” zostały wyśmiane. Ponadto okazało się, że była też kategoria ludzi, którzy nie otrzymali nic – na przykład duchowieństwo rzymskokatolickie, siostry zakonne, osoby wysłane do innych miejscowości do pracy itp.

Młode państwo ukraińskie do wieczora rozwiązało ten problem, a tymczasem kopiejka już straciła swą wartość i opłacane nią towary stały się droższe wielokrotnie.

Petro Hawryłyszyn
Leon Orzeł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X