Stanisławów nie poddaje się Ukraińscy Kozacy, mal. Józef Brandt (z archiwum autora)

Stanisławów nie poddaje się

Historycy często podkreślają, że Stanisławów był miastem-fortecą. Ale niezbyt afiszują fakt, że tylko dwukrotnie godnie przeciwstawił się wrogowi.

Raz, gdy przegoniono spod murów niewielki oddział rosyjskich kozaków. Miasto, przeważnie bez większych strat, zajmowali Saksończycy, Szwedzi lub najemne oddziały magnackie. Wprawdzie większość tych wydarzeń miała miejsce w tle wojen domowych w Rzeczypospolitej, gdy obcy interwenci wspierali jedną ze stron. Największe jednak zwycięstwo załoga fortecy odniosła w 1676 roku, kiedy to wszystkie narodowości Pokucia zjednoczyły się w walce z zewnętrznym wrogiem.

Wielka polityka
Jędrzej Potocki wiele uwagi poświęcał bezpieczeństwu powstającego miasta. Opasał go głęboki rów, broniły potężne bastiony, wały ziemne i dębowe częstokoły. Na te fortyfikacje magnat wydawał olbrzymie sumy. Jak pokazały dalsze wydarzenia – te pieniądze wydano nie na darmo.

Okres budowy Stanisławowa nie należał do spokojnych. Galicja wchodziła do składu Rzeczypospolitej, której granice ciągnęły się od Bałtyku do Dniepru. Na prawobrzeżnej Ukrainie rządził hetman Doroszenko. Nominalnie podlegał on królowi polskiemu, ale miał własne olbrzymie ambicje i prowadził dość niezależną politykę. W 1669 roku Doroszenko nagle składa przysięgę wierności tureckiemu sułtanowi w zamian za dozgonne hetmaństwo. Wskutek tego, rzecz jasna, wraz z hetmanem Porcie podlegała również cała Prawobrzeżna Ukraina. Polacy nie mieli zamiaru tracić swoich ziem i rozpoczęły się działania bojowe. Początkowo wojskom koronnym przeciwstawiono jedynie kozaków i Tatarów krymskich. Nie mogli oni długo stawiać czoła wojskom Rzeczypospolitej i stopniowo odpierano ich na wschód.

Ukraińscy Kozacy, mal. Józef Brandt (z archiwum autora)

I tu na arenę weszła „ciężka artyleria” – w styczniu 1672 roku pod pretekstem obrony swego wasala Doroszenki do wojny dołączyło Imperium Osmańskie. Latem pod nawałą turecką padł Kamieniec, a na jesieni czambuły tureckie szturmowały Lwów i grabiły miasteczka i wsie Galicji. Historyk Alojzy Szarlowski w „Geograficznym słowniku Królestwa Polskiego” podkreśla, że „Kozacy Doroszenki wspólnie z Halil Paszą napadali na okolice Stanisławowa, zaś przed najazdem Husajna Paszy Jędrzej Potocki zmuszony był opuścić swoje dziedziczne miasto”. Szkoda, że inni kronikarze o tych faktach nie wspominają.

18 października polscy dyplomaci podpisali poniżający haniebny Buczacki pokój. Według niego Rzeczpospolita zrzekła się Bracławszczyzny i Podola i miała wypłacać Porcie 22 tysiące złotych rocznej daniny. Granica stanęła w Buczaczu, który rzeką Strypą podzielony został na dwie strony: polską i turecką. Ten haniebny pokój bardziej wyglądał na kapitulację i dlatego Sejm nigdy go nie ratyfikował. W następnym roku działania wojenne wybuchły z nową siłą.

Wojna toczyła się ze zmiennym szczęściem, ale powoli waga zaczęła przechylać się ku stronie polskiej. Wszystko to dzięki talentowi dowódcy Jana Sobieskiego, późniejszego króla. Turcy zaznali kilku bolesnych porażek, ale w 1676 roku znów posunęli się naprzód.

Wróg się zbliża
Obie strony były już dobrze wymęczone w krwawych zmaganiach i w Stambule rozpoczęto rozmowy pokojowe. W czerwcu 1676 roku armia turecka przeszła jednak Dunaj i po stronie mołdawskiej ruszyła do granic Rzeczypospolitej. Na jej czele stał gubernator Kandii Ibrahim Pasza, którego dla jego okrucieństwa nazywano Szajtanem – Diabłem. Oficjalna wersja głosiła, że ma on dyplomatyczne pełnomocnictwa podpisania umowy i idzie ratyfikować kolejny pokój.

Janczarzy (ze źródeł Internetowych)

Jednak w lipcu wywiad doniósł, że sojusznik Turków, wołoski hospodar Duka, radził mnichom ze skitu Maniawskiego „przenieść się w bezpieczne miejsce”. W tym czasie armia turecka zbliżała się coraz bardziej. W sierpniu Turcy stanęli obozem pod Chocimiem i zaczęli budować przeprawę przez Dniestr. Rzeczpospolita nie była gotowa do inwazji – główne siły zostały rozpuszczone, a Pokucia broniło jedynie kilka lekkich chorągwi, które przeważnie walczyły z tatarskimi podjazdami. Tym nie mniej koronny oboźny Zbrożek, dowodzący obroną granicy, postanowił uderzyć jako pierwszy. 19 sierpnia znienacka zaatakował turecką przeprawę i spalił most.

Krymscy Tatarzy (Ilustracja z pisma „Nowy żołnierz” nr 159)

Prawdopodobnie Turcy tylko na to czekali. W kilka dni odbudowali most i przeszli na polską stronę. Jedna po drugiej padały kolejne fortece: Czortków, Jazłowiec, Buczacz. Początkowo dowództwo polskie uważało, że głównym celem Ibrahima Paszy jest Lwów i tam zaczęło ściągać wojska. Ale gdy nagle wojska tureckie skręciły na południowy zachód, stało się jasne, że głównym celem wyprawy jest Stanisławów.

Teraz dokładnie określił się główny cel kampanii. Wojna rozgorzała na dobre i w razie upadku Stanisławowa do wojskowych trofeów Osmanie dołączą jeszcze i Pokucie.

Twardy orzeszek dla Szajtana
10 września koronny oboźny Zbrożek odszedł z wojskiem do Lwowa i nasze miasto zostało bezbronne. Polski historyk Czesław Chowaniec w opowieści „Stanisławów w 1676 roku” przytacza liczebność stanisławowskiego garnizonu.

Otóż załogę fortecy stanowiło:
– 5 pułków piechoty i dragonów (biskupa Krakowskiego, wojewodów Sieradzkiego i Kijowskiego, podkanclerza i hetmana wielkiego litewskiego);
– 2 pułki kozaków zaporoskich Barabasza;
– pospolite ruszenie województwa ruskiego;
– 2 lekkie chorągwie Tokarzewskiego i Petryczajki;
– osobista załoga Potockiego;
– uzbrojeni mieszkańcy.

Liczebnie wynosiło to mnie więcej tak: pułk – 300 osób, chorągiew – 100, kozaków około 1000. Chowaniec wnioskuje, że w obronie miasta mogło stanąć do 4 tys. ludzi. Co się tyczy Turków wraz z Tatarami, to różne źródła podają ich liczebność od 50 do 150 tys. żołnierzy.

11 września Polacy ewakuowali cenne rzeczy z Tyśmienicy. Przy tym Kozacy trochę tego mienia sobie przywłaszczyli. W następnym dniu już byli tu Turcy. Równolegle czambuły tatarskie rozlały się po całym Pokuciu, paląc Jezupol, Kołomyję, Sołotwino, skit Maniawski. Zdecydowany opór czynił jedynie Piotr Kuropata, który z garstką zwolenników zamknął się w pniowskim zamku.

12 września turecki parlamentarzysta zaproponował stanisławowskiemu garnizonowi poddanie się. Po odmowie Osmani rozpoczęli regularne oblężenie.

Z trzech stron stanisławowską fortecę otaczały jeziora i bagna. Najbardziej wrażliwym był kierunek południowy. Turcy skoncentrowali się na szturmie bramy Tyśmienickiej i furty Ormiańskiej. Główny obóz napastnicy rozbili pod Dąbrową – drzewa dobrze ukrywały manewry wojsk. Kilka baterii bez ustanku ostrzeliwało miasto. Jak świadczą przekazy ustne, jedna z nich stała na terenie cmentarza za obecnym hotelem „Nadija”.

Obroną miasta dowodził podstarosta Jan Kamiński. Był on jednak osobą cywilną i faktyczną obronę przejął pułkownik Jan Dannenmark. Garnizon nie tylko bronił murów, ale czynił skuteczne wypady na wroga. W czasie jednego z takich wypadów obrońcy zdobyli 4 armaty i zabili dwóch paszów (generałów). Interesujące jest to, że podczas przebudowy ul. Mazepy po roku 2000 ponoć natknięto się na pochówek tureckiego dowódcy. Miano wówczas odkopać bogato zdobioną broń i kamień z grobu. Oba znaleziska natychmiast odesłano do Kijowa jakiemuś wysokiemu urzędnikowi i ślad po nich zaginął.

W tym czasie, gdy garnizon mężnie stawiał czoła wrogom, król Jan III Sobieski zebrał wojsko pod Lwowem i ruszył na odsiecz Stanisławowowi. 24 września obrońcy usłyszeli odgłosy dalekiej bitwy. To król rozbił pod Wojniłowem tatarską straż przednią. Ibrahim Pasza natychmiast odstąpił od oblężenia i ruszył na północ. Obie armie starły się pod Żurawnem. Polskie wojsko było w liczebnej mniejszości, wobec czego rozbiło ono obóz warowny i przez 20 dni odpierało tureckie oblężenie.

W tym czasie Stanisławów liczył straty. Turcy spalili oba przedmieścia i zadali znacznych strat garnizonowi. Tym nie mniej na początku października z miasta wyruszył oddział wojska pod dowództwem Jana Dannenmarka w składzie 5 chorągwi kawalerii i dwóch kozackich pułków. Jego zadaniem była dywersja na flankach i w tyle wojsk tureckich.

17 października 1676 roku podpisano pokój żurawieński. Turcy zostawili za sobą Podole, ale Pokucie pozostawało polskim. W następnym roku Jan III Sobieski podziękował obrońcom kresowej strażnicy za odwagę i bohaterstwo, zwalniając ich na 12 lat od płacenia podatków.

Iwan Bondarew
Tekst ukazał się w nr 14 (354), 31 lipca – 17 sierpnia 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X