Spuścizna wyższej uczelni weterynaryjnej we Lwowie fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

Spuścizna wyższej uczelni weterynaryjnej we Lwowie

W tym roku przypada 240-lecie otwarcia (1784) Katedry Weterynarii na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Lwowskiego oraz 140. rocznica powstania Cesarsko-Królewskiej Szkoły Weterynaryjnej we Lwowie. Nazywają ją lwowską kolebką polskiej weterynarii. W ramach projektu Programu Współpracy Transgranicznej PL-BY-UA naukowcy Narodowego Uniwersytetu Medycyny Weterynaryjnej i Biotechnologii imienia Stefana Grzyckiego we Lwowie we współpracy z kolegami z Polski przy użyciu nowoczesnych technologii cyfrowych i multimedialnych zarchiwizowali część materiałów dokumentacyjnych weterynaryjnego szkolnictwa i nauki sprzed II wojny światowej. Jest to jedna z form ratowania wspólnego dziedzictwa polsko-ukraińskiego na Ukrainie przed zagrożeniem wojennym.

– Ten projekt powstał lata temu – powiedziała dziennikarzowi Kuriera Galicyjskiego docent Ałła Winiarska, główny koordynator projektu. – Zapoczątkowali go nasz profesor Antoni Gamota i kolega z Polski lekarz weterynarii Zbigniew Wróblewski z Olsztyna. Dzięki nim udało się to zrobić. To oni pomogli mi odkryć bogactwo tej uczelni. Pracując tu na co dzień, nawet nie przypuszczałam, jakie mamy skarby.+

Zapomniany archipelag muzealny

Narodowy Uniwersytet Medycyny Weterynaryjnej i Biotechnologii imienia Stefana Grzyckiego, dawniej Instytut Weterynarii, współczesnym lwowianom kojarzy się z brzydkim gmachem w stylu architektury stalinowskiej przy ulicy Piekarskiej. Zespół dawnych zabudowań tej uczelni zachował się na zapleczu budynku administracji dzielnicy Łyczakowskiej przy ulicy Lewickiego (dawnej Kochanowskiego).

– A jeszcze wcześniej ta ulica nazywała się Na Rurach – wyjaśnia emerytowany profesor Antoni Gamota, wychowanek ostatniej plejady wybitnych polskich naukowców tej uczelni.

Profesor Antoni Gamota zachował przedwojenną polską gwarę lwowską. Przy każdej okazji chętnie dzieli się swoimi doświadczeniami i encyklopedyczną wiedzą.

W ramach projektu Programu Współpracy Transgranicznej PL-BY-UA pod jego redakcją zostały wydane dwa tomy opracowań pod tytułem „Ocalić od zapomnienia: z dziejów Wyższej Uczelni Weterynaryjnej we Lwowie”.

– Zaczęło się to w 1881 roku, kiedy powstała tu skromna fachowa szkoła, bo nie było wtedy nauczania weterynaryjnego takiego jak w krajach Europy – opowiada profesor Gamota. – Była to już piętnasta szkoła w Europie. Powstała dzięki profesorowi-protomedykowi Alfredowi Biesiadeckiemu, który dojrzał wielką potrzebę takiej szkoły w Galicji, ponieważ w Galicji było mnóstwo bydła, koni i różnych zwierząt. Przekonał do niej różnych profesorów i nie tylko profesorów. Dekretem Franciszka Józefa I szkoła została założona.

W ramach projektu w jednym ze wspomnianych wydań zostały umieszczone wspomnienia prof. Włodzimierza Kulczyckiego (1862–1936), który odnotował: „Galicyjski Sejm krajowy ofiarował na ten cel grunt kilkunastomorgowy w pięknym ustroniu wzdłuż ulicy Kochanowskiego, z czego do wyłącznego użytku szkoły wyznaczono przeszło 7 morgów. W kierunku wschodnim grunt ten sięgał aż do ulicy św. Piotra, koszary wojskowe bowiem przy tejże ulicy wybudowane zostały dopiero około dwadzieścia lat później. Na gruncie tym znajdowało się kilka nędznych budynków, które przeznaczono na użytek szkoły”.

Prof. Antoni Gamota oraz doc. Ałła Winiarska, fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

– Od samego początku najbardziej zaangażował się profesor Piotr Seifman, który przyjechał z Krakowa – mówił dalej prof. Antoni Gamota. – Najbardziej przyłożył się Józef Szpilman. Profesor był dobrym menedżerem, który wiedział jak to ma działać. Obaj byli absolwentami „Jagiellonki” w Krakowie – tak się kiedyś mówiło. Biesiadecki przekonał Szpilmana w drodze do Wiednia, dokąd ten jechał by kształcić się na okulistę. Powiedział: „Co ty w tym oku znajdziesz? Kolego, właśnie tu jest potrzeba lekarzy weterynaryjnych”. I przekonał Szpilmana. Przekonał. Szpilman ukończył Instytut w Wiedniu. Po dwóch latach – była taka zasada, że kto miał ukończoną Jagiellonkę czy inne wyższe studia, mógł zrobić weterynaryjną medycynę w ciągu dwóch lat – Szpilman został prawą ręką i zastępcą profesora Seifmana. I gdy profesor Seifman w 1903 roku zmarł, Szpilman objął po nim szkołę. Pracowali w niej wówczas profesorowie Henryk Kadyi, Antoni Barański i Paweł Kretowicz. Poziom naukowy szkoły był bardzo wysoki. Kadra wiedziała, że potrzebne są reformy, żeby wyprowadzić tę szkołę do poziomu akademii. I tak się stało. Dzięki Kadyiemu i Szpilmanowi. To właśnie dzięki nim szkoła przekształciła się w akademię. Pierwszym jej rektorem wybranym przez grono profesorów został prof. Szpilman był, który najbardziej się tu przysłużył. Po Szpilmanie rektorem został obrany chirurg prof. Stanisław Królikowski, również bardzo zasłużony. Przyjechał z Warszawy, po ukończeniu magistratury w Sankt-Petersburgu. Po wybuchu I wojny światowej profesorowie naszej uczelni czuli się zagrożeni przez Rosjan, dlatego wielu z nich opuściło Lwów. Pierwsza interwencja Rosjan we Lwowie trwała 293 dni. To bardzo długo i był to czas bardzo ciężki. Z grona profesorów pozostali: profesor Włodzimierz Kulczycki, młody asystent Bolesław Weigel, Stanisław Runge i Kazimierz Szczudłowski. Ta czwórka pilnowała majątku naszej uczelni, który został ulokowany w kuźni, gdzie mistrzem podkuwania koni był ojciec prof. Kazimierza Szczudłowskiego. Obecność Rosjan na ogół wówczas trwała od 1914 do 1920 roku. W 1920 roku armia Budionnego była już w Winnikach, Podborcach, Jampolu, Borszczowcach – przed bramami Lwowa. I znów wielu profesorów wyjechało. Włodzimierz Kulczycki pozostawał na miejscu. Po wojnie grono profesorów powierzyło rektorstwo prof. Kulczyckiemu, jego kadencja trwała trzy lata. Konstanty Łopatyński, profesor młodej jeszcze wówczas katedry terapii, do pracy przez cały Lwów szedł na piechotę. Mieszkał koło kościoła św. Elżbiety. Nasza uczelnia była pierwszą polską uczelnią weterynaryjną.

Za II Rzeczypospolitej, w 1922 roku, z racji wysokiego poziomu kształcenia nazwę uczelni zmieniono na Akademię Medycyny Weterynaryjnej, która stała się znaczącym weterynaryjnym ośrodkiem akademickim w Europie.

– Niewiele osób w Polsce i w Ukrainie ma świadomość historycznej roli, jaką odegrała lwowska uczelnia weterynaryjna w rozwoju szeroko pojętej medycyny weterynaryjnej – zaznaczył znany w Polsce lekarz weterynarii Zbigniew Wróblewski, który przez prawie 30 lat czyni wszystko, aby nie zapomniano o tej uczelni i osiągnięciach ówczesnych naukowców lwowskich. – W przekazie publicznym rola medycyny weterynaryjnej funkcjonuje najczęściej w odniesieniu do lecznictwa zwierząt, a nie jako dziedziny wiedzy mającej na celu ochronę zdrowia człowieka od zagrożeń związanych z chorobami odzwierzęcymi przy kontakcie ze zwierzętami oraz konsumpcją żywności zwierzęcego pochodzenia. Znaczenie medycyny weterynaryjnej w historii i jej znaczenie dla rozwoju hodowli zwierząt i bezpieczeństwa żywności jest znane w wąskim gronie lekarzy weterynarii oraz pasjonatów. Koncepcja stworzenia samodzielnej grupy zawodowej o wykształceniu akademickim świadomej swojej misji ochrony człowieka przed zoonozami i sprawującej nadzór nad żywnością zwierzęcego pochodzenia oraz zdolnej do podjęcia diagnostyki, terapii i profilaktyki chorób zwierząt została zrealizowana we Lwowie. Od roku 1881 do 1939, w jedenaście lat po uzyskaniu autonomii przez Galicję, gdy nastąpiło spolszczenie szkolnictwa i administracji, Lwów był jedynym w polskiej historii ośrodkiem akademickim (powstały w 1927 w Warszawie Wydział Medycyny Weterynaryjnej był w strukturach Uniwersytetu Warszawskiego) kształcącym lekarzy weterynarii z polskim językiem wykładowym w samodzielnej uczelni posiadającej od 1909 roku pełne prawa akademickie (wyboru rektora, nadawania tytułu doktora medycyny weterynaryjnej, habilitacji oraz doktora honoris causa). Uczelnia kształciła Polaków, Ukraińców, Czechów, Serbów, Bułgarów, Słoweńców oraz studentów innych narodowości. Mimo jej wielonarodowościowego charakteru nigdy nie dochodziło na niej do konfliktów etnicznych i zawsze była symbolem tolerancji. Jako jedna z czterech wyższych uczelni wymieniana była w przewodnikach po Lwowie.

Profesor Antoni Gamota wskazał, gdzie mieściła się brama wejściowa na teren dawnej uczelni. Do budynku głównego prowadziła aleja kasztanowa. Teren był odgrodzony od ulicy Kochanowskiego (obecnie ul. Lewickiego) żelaznym wysokim płotem. Teren akademii był eksterytorialny. Nadal jest używany przez uniwersytet dawny budynek odlewni żeliwa Schumanna, gdzie w 1881 roku otwarto Szkołę Weterynarii. Na parterze mieściły się wszystkie zakłady, muzea, laboratoria, trzy sale wykładowe, biblioteka, na piętrze mieszkanie dyrektora szkoły i mieszkania służbowe. W skrzydle budynku głównego były mieszkania dla asystentów oraz lecznica dla psów.

Na murze widoczna jest tablica ku czci Wacława Moraczewskiego z tekstem w języku ukraińskim. Wacław Damian Cholewa-Moraczewski (1867–1950), wybitny polski naukowiec, był rektorem Akademii Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie w latach 1925–1933. Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Polonia Restituta. Profesor Wacław Moraczewski był twórcą lwowskiej szkoły biochemicznej, wydał ponad 200 prac eksperymentalnych opublikowanych w różnych językach. Jako jeden z pierwszych na świecie badał przemianę materii w przebiegu białaczki.

Przy wejściu do dawnego gmachu głównego znajdowała się tablica umieszczona w 1931 roku z napisem: „Pierwszej polskiej uczelni weterynaryjnej w hołdzie za pięćdziesiąt lat nieprzerwanej pracy pedagogicznej i krzewienie nauki weterynaryjnej w Kraju i w Zachodniej Słowiańszczyźnie, dla uczczenia pamięci tych, którzy już odeszli, dla zachęty tych, którzy są i tych, którzy będą w dalszym zdobywaniu najwyższych celów, tablicę tę poświęca Zrzeszenie Lekarzy Weterynaryjnych Rzeczypospolitej Polskiej”.

Tablica wisiała jeszcze przez pewien czas po II wojnie światowej i przed barbarzyńcami sowieckimi uratował ją Antoni Gamota.

– Kiedyś tablicę zauważył miejscowy sekretarz partii o nazwisku Zwieriew i nakazał: „Sniać etu burżuaznuju wywiesku!” (Zdjąć tę burżuazyjną wywieszkę). Komendant uczelni poręczył mi, jako aspirantowi, oraz jeszcze dwom studentom zdjąć tablicę. Włożyliśmy tablicę do worka z grubego materiału spod cukru kubańskiego i zanieśliśmy do piwnicy, wówczas kotłowni. Leżała tam przez długie lata. Sucho, cichutko. Za szafą. I właśnie tak się uchroniła.

Uratowana przez profesora Gamotę polska tablica znajduje się teraz w Muzeum Narodowego Uniwersytetu Medycyny Weterynaryjnej i Biotechnologii im. Stefana Grzyckiego. Przeniesiono tam też tablicę pamiątkową ku czci prof. Stanisława Królikowskiego.

Uniwersytet posiada również kilka muzeów z unikatowymi eksponatami dotyczącymi weterynarii. Jest to przede wszystkim Muzeum Podków, gdzie można zobaczyć ponad 400 eksponatów z całego świata. Muzeum powstało na bazie unikatowej kolekcji podków zgromadzonych przez profesora Kazimierza Szczudłowskiego i jego ojca, który był zawodowym kowalem.

fot. Igor Rewaga / Nowy Kurier Galicyjski

Profesor Mikołaj Żyła oprowadził po Muzeum Katedry Anatomii Patologicznej, które mieści się w dwóch salach.

Znajdują się tam również preparaty typowe dla powszechnych procesów patologicznych, takich jak stany zapalne, zaburzenia metaboliczne, zaburzenia krążenia i nowotwory.

– Muzeum zostało założone przez profesora Mieczysława Grabowskiego na początku XX wieku. To właśnie on był inicjatorem utworzenia takiego muzeum na oddziale, które w dalszym ciągu uzupełniano o medykamenty. Posiadamy ponad tysiąc różnych eksponatów makropreparatów – powiedział prof. Żyła.

Profesor Wiktor Halas zaprowadził nas do kolejnego muzeum:

– To muzeum zostało otwarte w 1997 roku. Zachowano tutaj autentyczny wygląd gabinetu Stefana Grzyckiego, patrona uczelni, w którym znajduje się aż dwa tysiące eksponatów, w tym meble, książki i czasopisma, z których korzystali nasi poprzednicy.

Muzealne są też wnętrza innych katedr i salek, gdzie można zobaczyć różne urządzenia, meble, naczynia, piece z przełomu XIX–XX wieków. W budynku przypominającym dużą stajnię znajduje się klinika chirurgiczna i klinika chorób.

Uniwersytet jest właścicielem Pałacu Turkułłów-Comello (Batyckich) przy ulicy Piekarskiej, zakupionego przez Akademię Medycyny Weterynaryjnej w 1937 roku od adwokata Eugeniusza Batyckiego, ojca Miss Polonii 1930 roku Zofii Batyckiej. Według odnotowanych wspomnień, ówcześni studenci akademii budynek ten nazywali „Pałacem Batyckich”. Umieszczono w nim Zakład Nauki o Środkach Spożywczych Zwierzęcego Pochodzenia.

Osobno zasługuje na uwagę siedziba biblioteki uczelni w Domu Akademickim, gdzie zgromadzono ponad 6 tys. dzieł w 12 300 tomach oraz czasopisma w różnych językach. Duża część tych zbiorów mimo wojen i grabieży przetrwała do czasów obecnych. Zachował się unikatowy, nienaruszony przedwojenny wystrój wnętrza Biblioteki Akademickiej.

Ocalić od zapomnienia

Główny koordynator projektu docent Ałła Winiarska powiedziała, że jednym z głównych zadań realizowanego projektu było ocalenie niszczejących z upływem czasu zbiorów dokumentujących polsko-ukraińskie korzenie historyczne weterynaryjnego szkolnictwa i nauki w latach 1881–1945.

– Możliwa do wykonania w ramach ograniczonego budżetowo projektu część dokumentów historycznych została zarchiwizowana przy użyciu nowoczesnych technologii cyfrowych i multimedialnych. W czasie prac nad projektem odnaleziono wiele nieznanych cennych dokumentów uzupełniających historię weterynarii. Większość prac związanych z archiwizacją wykonano we Lwowie, pozyskano również cenne skany dzięki dr Ewie Grin-Piszczek w Archiwum Państwowego w Przemyślu oraz z prywatnego archiwum prof. Alfreda Trawińskiego udostępnionego przez jego córkę prof. Beatę Trawińską. Niniejszy katalog zawiera syntetyczny rys historyczny rozwoju szkolnictwa i nauki weterynaryjnej we Lwowie zawierający w większości ilustracje pozyskane w trakcie realizacji programu. Komu to jest potrzebne? Pracownikom uczelni, studentom, weterynarzom. – wyjaśnia Ałła Winiarska. – Powiem tak: jeśli znasz swoje korzenie, wiesz kto tutaj pracował, jacy to byli bohaterowie w tych czasach, kiedy nie było prądu, wody, ogrzewania, i jakie osiągnęli wyniki, to po prostu rozumiesz od razu kim jesteś. I wtedy jest lżej pracować i iść do przodu.

Wspólny polsko-ukraiński projekt zrealizowano w warunkach pandemii covidu oraz pełnoskalowej wojennej inwazji Rosji przeciwko Ukrainie.

– Myśleliśmy, że to będzie łatwo i szybko – mówi Ałła Winiarska. – Tak nie jest. Opracowaliśmy jeden procent wszystkiego co mamy. I przed nami po prostu dużo pracy. Naprawdę, tak dużo, że w jakimś momencie byliśmy zastopowani. Co wybrać? Co ważniejsze? Trudność covidu, kiedy nie mogliśmy ze sobą kontaktować. I te spotkania online, kiedy tu w bibliotece trzeba było skanować dokumenty i dyskutować co odbieramy do projektu, a co nie. To jedna trudność. Druga to wojna. Ale nasz kolega Zbigniew Wróblewski powiedział: „Posłuchajcie, musimy pracować. Wojna wojną, ale dwie godziny dziennie, żeby do głowy nie wchodziły różne złe myśli, pracujemy”. I pracowaliśmy. Potem, kiedy troszeczkę sytuacja się ustabilizowała, koledzy z Polski przyjechali do Lwowa. Raz, drugi, trzeci. Trudna była praca, bo alarmy powietrzne, stopowanie pracy, wyłączanie aparatury, zejście na dół i powrót. Na czwarty raz rozumiesz, że możesz tu zostać, ale urządzenie musisz stopować. Wszystko wyłączyć. Tak wyglądała praca. Mamy natomiast bardzo dobre kontakty, dobre doświadczenie, bardzo dobre relacje między ludźmi i to nas połączyło, lekarzy weterynarii z Polski i nasz uniwersytet. Ostatnio zrealizowaliśmy dwie konferencje. Konferencja w Toruniu na Uniwersytecie Kopernika i konferencja w Olsztynie na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Izba Lekarsko-Weterynaryjna dała nam swój bus do przewożenia wszelkich materiałów. Wydrukowała również ponad tysiąc katalogów, opracowanych w ramach projektu.

Zbigniew Wróblewski, lekarz weterynarii z Olsztyna, który aktywnie uczestniczył w projekcie i jest jednym z autorów dwujęzycznego katalogu, powiedział w wywiadzie dla Kuriera Galcyjskiego:

– Po 1945 roku kontakty z Polską stały się niemożliwe, a ze względów politycznych usiłowano pomniejszyć rolę uczelni w historii europejskiej weterynarii. Skazano ją na zapomnienie, mimo że oblicze polskiej weterynarii było kształtowane przez olbrzymią rzeszę lekarzy weterynarii, absolwentów i profesorów Akademii Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie, którzy wiedzę o uczelni przekazywali w sposób nieoficjalny. Upływające lata powodowały marginalizację jej znaczenia i w świadomości kolejnych pokoleń lekarzy weterynarii wiedza o lwowskiej uczelni została całkowicie zminimalizowana, natomiast w świadomości społecznej w Polsce i mieszkańców Lwowa praktycznie przestała istnieć. Spadkobiercą historycznych tradycji uczelni jest Lwowski Narodowy Uniwersytet Medycyny Weterynaryjnej i Biotechnologii im. Stefana Grzyckiego. Zlokalizowane na terenie Uniwersytetu istniejące budynki, w których uczelnia ponad 140 lat temu rozpoczynała swoją działalność (a propos, niemające statusu zabytków), elementy ich wyposażenia, zgromadzone unikalne w skali europejskiej różnorodne zbiory historyczne są niezwykle cenne dla historii medycyny weterynaryjnej oraz historii miasta Lwowa. Nigdzie w naszej części Europy nie zachowało się tyle różnorodnych eksponatów do czasów współczesnych, w innych krajach zniszczyły to wojny. Po uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę uczelnia stała się przykładem weterynaryjnej pozarządowej współpracy ukraińsko-polskiej. Dużą rolę w tych działaniach odegrali członkowie polskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej. Organizowano konferencje naukowe, spotkania, wymianę studentów, konferencje historyczne oraz wspólny program w ramach współpracy transgranicznej w przyjaznej i szczerej atmosferze w oparciu o wspólne korzenie i tradycje. Dając przykład jak powinna wyglądać prawdziwa i przez nikogo niesterowana współpraca między Ukrainą a Polską, z tych doświadczeń powinny korzystać strony rządowe. Przez polskich lekarzy weterynarii uczelnia lwowska traktowana jest jako „kolebka współczesnej medycyny weterynaryjnej” jest miejscem wyjątkowym dla polskich lekarzy weterynarii i ich rodzin chcących obejrzeć miejsca, gdzie studiowali ich pradziadowie, dziadowie i ojcowie. Jest również miejscem często odwiedzanym przez studentów i lekarzy weterynarii z wielu krajów. Poważne zaniepokojenie budzą plany reorganizacji uczelni, a zwłaszcza los historycznych budynków oraz zgromadzonych od ponad 140 lat unikalnych, w tym jeszcze nieskatalogowanych i zdigitalizowanych zbiorów. Stanowią one wspólne dziedzictwo historyczne i kulturowe Ukraińców i Polaków oraz miasta Lwowa. Z tego powodu warto przerwać amnezję historyczną popularyzując wiedzę w społeczeństwie o zapomnianej niezwykłej historii lwowskiej uczelni weterynaryjnej, po której tak dużo zostało mimo upływu ponad 140 lat.

Tak znika budynek dla Zakładu Położnictwa i Ortopedii, fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

Być lub nie być

Profesor Antoni Gamota, oprowadzając mnie po historycznym terenie uczelni, powiedział, że po II wojnie światowej było już kilka prób przeniesienia jej poza Lwów, do podmiejskich Dublan czy nawet do obwodu tarnopolskiego. Pokazał słup dawnej granicy z klasztorem sakramentek oraz miejsce, gdzie była słynna apteka weterynaryjna. Podczas wakacji letnich, gdy wykładowcy ze studentami wyjeżdżali na praktyki, szybciutko ją wyburzono i w tym miejscu stanęła kotłownia. To jest łasy teren dla współczesnych deweloperów. Czasami wystarczy, że ktoś w jakiś sposób kupi nieczynne pomieszczenie techniczne czy gospodarskie i już wyrasta tam wielopiętrowy blok.

fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

Chciałem zobaczyć umieszczony na zdjęciu w katalogu wybudowany przed wybuchem II wojny światowej budynek dla Zakładu Położnictwa i Ortopedii. Żeby się zbliżyć, musieliśmy przejść przez furtkę w metalowym płocie, który otacza nowy blok mieszkalny. Profesor Gamota powiedział, że budynek Zakładu Położnictwa i Ortopedii z krytą ujeżdżalnią dla koni już we wrześniu 1939 został zajęty przez wojska sowieckie. Nigdy nie został odzyskany. Gmach długo był w dobrym stanie, teraz wygląda jak po zbombardowaniu. Chociaż ogrodzono go metalowym płotem, budynek już jest bez okien, a z murów ktoś cichcem wyciąga cegłę.

Od kościoła sakramentek (teraz cerkiew greckokatolicka) ścieżka prowadzi na zalesione wzgórze, gdzie jeszcze nie tak dawno była malownicza połonina. Czasem wypasały się tam zwierzęta doświadczalne. Było to też jedno z ulubionych miejsc śp. Bożeny Rafalskiej, założycielki i redaktorki naczelnej odrodzonej po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości „Gazety Lwowskiej” i „Lwowskich Spotkań”. Teraz na szczycie stoi prowizoryczna cerkiewka prawosławna. Jeszcze niezalegalizowana przez władze, jednak z nadzieją na wiernych z nowych bloków, które powstają dookoła.

W kolejnych numerach Nowego Kuriera Galicyjskiego przybliżymy dzieje lwowskiej uczelni weterynaryjnej, a naszych czytelników i przyjaciół zachęcamy na historyczną trasę turystyczną po dawnej Akademii Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie, która została opracowana w ramach wspomnianego projektu.

Konstanty Czawaga

Przez całe życie pracuje jako reporter, jest podróżnikiem i poszukiwaczem ciekawych osobowości do reportaży i wywiadów. Skupiony głównie na tematach związanych z relacjami polsko-ukraińskimi i życiem religijnym. Zamiłowany w Huculszczyźnie i Bukowinie, gdzie ładuje swoje akumulatory.

X