Z perspektywy Orwella

Z perspektywy Orwella

Drodzy przyjaciele, wróciłem z Katowic i spieszę podzielić się z Wami ważną wiadomością, która dotyczy kwestii stałej, a zarazem praktycznej – przekroczenia zachodniej granicy Ukrainy. Zwłaszcza granicy z Polską. 

A więc, kiedy będziecie przekraczać zachodnią granicę z wizami Schengen, koniecznie proszę mieć przy sobie wszystkie niezbędne dokumenty – zaproszenie, adresy hoteli lub przyjaciół, należy też klarownie przedstawić cel wyjazdu. Nawet jeśli posiadacie kilkuletnie wizy z prawem wjazdu do strefy Schengen – taką, jak posiadał wasz pokorny sługa, który nigdy ze sobą niczego nie miał prócz paszportu (tym razem również) – polska straż graniczna prezentuje bardzo stanowczą postawę. Jak nigdy przed tem, czuje się komfortowo w roli psa łańcuchowego Europy i gotowa jest „duszę wytrząść” z naszych ziomków (obywateli Ukrainy). Wcale nie chodzi o to, że nie wpuszczą was na terytorium państwa polskiego – po prostu „popsują wam krew”. Okazuje się, że nie można przyjechać sobie do Polski tak po prostu, po raz setny. 

Przykrym jest zwłaszcza to, że poświęcam 90% sił twórczych na promocję kultury polskiej na Ukrainie i jestem tu (na Ukrainie) uważany faktycznie za polskiego agenta. Bo i jestem prawdziwym agentem – w pozytywnym znaczeniu tego słowa. W odróżnieniu od mego pradziadka – Polaka, którego rozstrzelano w 1937 r. Za pomoc wywiadowi „pańskiej Polski”, a który jednak agentem nie był. 

Byłem świadkiem, jak każdemu pasażerowi samolotu Wizz Air Kijów-Katowice urządzono szczegółowe przesłuchanie. Dotychczas, na lotniskach nigdy nic podobnego nie miało miejsca. Nasz samolot (jeden!) marynowano półtorej godziny! Nie wiem, jakie tam nowe przepisy wprowadzili, ale nie mam wątpliwości, że wprowadzili. I niech moi przyjaciele – Polacy temu nie zaprzeczają. Po prostu wstyd i hańba. Janukowycz posadził Tymoszenko, natomiast zwyczajny pasażer – obywatel Ukrainy ponosi tego konsekwencje. Poza tym Polacy, jak wszyscy Europejczycy, korzystają z prawa bezwizowego wjazdu na Ukrainę. My natomiast, mało tego, że musimy wystać się i wygryźć prawo w kolejkach konsularnych, to jeszcze możemy trafić pod „gorącą rękę” pierwszego lepszego podchorążego Kowalskiego, który przy twym setnym wjeździe, interesuje się twoimi hotelami, celem podróży i czekami podróżnymi. Wydaje się, że nie masz prawa po prostu odwiedzić znajomych z kilkoma setkami euro w kieszeni, na dwa dni. Bez żadnych komplikacji jeżdżę do Niemiec, Holandii, Belgii – i nikt nigdy nie pytał mnie o cel podróży, hotel i to, na kiedy mam bilet powrotny. Bracia-Polacy jednak to czynią. Przy tym, w ich biurokratycznym zacięciu widoczna jest nie lada satysfakcja. W moim przypadku zadziałało naturalne w takiej sytuacji pragnienie konfliktu. Kiedy podając pragmatyczne argumenty w bardzo emocjonalny sposób dałem jednak w kość „panu Kowalskiemu za szkłem” w jego własnym języku, to zmieszał się i wypowiedział sakramentalne zdanie: „Ja Panu ufam!”. Czyli mi on ufa – jednemu posiadającemu wizę on ufa, bo starczyło mi nachalstwa wymagać odpowiedniego traktowania, innemu z kolei, z kim nie życzy sobie przejść ani na język rosyjski, ani na angielski, on nie ufa. Okazuje się, że obecnie wiele w polsko-ukraińskich stosunkach zależy też od zaufania „pana Kowalskiego za szkłem”. I podkreślam to przed szczytem (już wiem, że w dobrej sytuacji takie rzeczy się nie dzieją i nasz… przesr… już na 100% europejskie perspektywy). Ale Bóg z nim. Przecież przed Euro-2012 tam i z powrotem będą codziennie kursować setki tysięcy ludzi! 

To bardzo nieprzyjemna sytuacja i chciałbym aby przyjaciele-dziennikarze z Polski uwzględnili to wołanie duszy i przeprowadzili jakieś dochodzenie. Miałem takie wrażenie, że powróciłem do czasów zimnej wojny. Pewnie tego nie zauważacie przechodząc zazwyczaj przez okienka Schengen passports. A ja wam mówię: rozpoczęto prawdziwy ucisk ze strony waszych służb granicznych. Ukraińca (lub obywatela Ukrainy) traktuje się jak podejrzanego subiekta i potencjalnego wroga. Jeszcze raz powtarzam: wstyd i hańba!!!

Kijów 27.11.2011 

P.S. Od redakcji: Chciałoby się przypomnieć przysłowie: „Nie czyń drugiemu, co Tobie niemiłe”. Dedykujemy je funkcjonariuszom polskiej Straży Granicznej, wybierającym się z prywatną wizytą do USA.

Andrij Bondar (wpis na Facebooku)
Tekst ukazał się w nr 22 (146), 29 listopada – 15 grudnia, 2011

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X