Robin Hood ze szkoły nr 24 (Fot. Krzysztof Szymański)

Robin Hood ze szkoły nr 24

Gdy spojrzysz na tę drobną, długowłosą i szarooką dziewczynę wśród koleżanek na szkolnym korytarzu – nie zauważysz nic szczególnego.

Tak samo z błyskiem w oczach opowiada najnowsze ploteczki i tak samo skupiona przegląda podręcznik przed kolejną klasówką. Zwyczajna dziewczyna. Ale w dorobku Marii Szkolnej, uczennicy 11 klasy szkoły średniej nr 24 im Marii Konopnickiej jest tyle tytułów sportowych i trofeów z różnych zawodów, że pozazdrościć mógłby jej niejeden sportowiec. O łucznictwie, zawodach i karierze sportowej z Marią Szkolną oraz jej ojcem Konstantym Szkolnym rozmawiał Krzysztof Szymański.

Jak zaczęło się twoje zainteresowanie łucznictwem?
Mój ojciec był łucznikiem, a teraz jest trenerem; mój brat strzelał z łuku i nadal uprawia ten sport. Wyrosłam w tej atmosferze – łuków, strzał i rozmów o tym sporcie.

Czy pamiętasz swój pierwszy strzał?
Nie pamiętam. Od dzieciństwa byłam w kręgu ojca i brata, bawiłam się, próbowałam strzelać. Gdy byłam mała to nie miałam za bardzo siły, aby napiąć łuk, ale z czasem jakoś te strzały zaczęły wylatywać.

Od kiedy zaczęłaś uprawiać łucznictwo regularnie?
Od pięciu lat. Ojciec został moim trenerem i tak zaczęła się moje pasja.

Od pięciu lat trenujesz i już masz takie osiągniecia?
Jestem mistrzynią świata w hali, mistrzynią Europy na wolnym powietrzu, wicemistrzynią Europy w hali w 2015 roku, mam trzy rekordy Ukrainy i jestem w reprezentacji narodowej w swojej kategorii wiekowej.

Na jakich odległościach odbywają się zawody?
W hali strzela się z odległości 18 m, a na wolnym powietrzu – 50m, 70m i czasem 90m.

Podczas zawodów na powietrzu strzelamy z 30m, 50m, 60m i 70m – to są cztery odległości w konkursie. Odległość 90m jest dla mężczyzn.

Aby osiągnąć to wszystko na pewno dużo trenujesz?
No tak. Dużo pracowałam. Czasami po pięć-siedem treningów tygodniowo, zdarzało się, że i dwa razy dziennie, szczególnie w lecie, gdy nie mam lekcji w szkole. Jak na razie wystarczyło mi tego, ale kontynuuję intensywne treningi, bo chcę rozwijać się i iść dalej.

Jak wygląda twój zwykły dzień?
Rano wstaję. Gimnastyka, a gdy jest lato to biegam przed śniadaniem. Teraz w zimie przy takiej pogodzie, to nie bardzo przyjemnie. Potem szkoła. Po szkole czasami od razu jadę na trening, a czasami wpadam do domu na obiad. Po treningu jestem w domu o 19 lub po 21.

Czy masz czas na odrabianie lekcji?
Czas mam, ale zdarza się, że nie mam już siły.

Jak wygląda twój trening? Czy jest to tylko strzelanie z łuku?
Nie. Mam trening kondycyjny, siłowy, ćwiczenie gimnastyczne na rozgrzanie mięśni i trening statyczny, czyli utrzymanie równowagi i prawidłowej pozycji strzeleckiej. Na zgrupowaniach mamy też zajęcia z jogi. Potrzebne są do wykształcenia umiejętności koncentracji, rozluźnienia i prawidłowego oddychania.

Strzelasz z łuku bloczkowego. Jaka jest różnica z łukiem klasycznym?
Zaczynałam strzelać z łuku tradycyjnego. A gdy trochę podrosłam i wzmocniłam się, to przeszłam na łuk bloczkowy. Technika strzelania jest podobna. W łuku tradycyjnym cięciwę trzeba utrzymywać z siłą napięcia. W łuku bloczkowym przy naciąganiu cięciwy jego konstrukcja przejmuje na siebie do 60% siły naciągu. Jest to mniej męczące. Można dłużej celować i celniej strzelać.

Jakim jest człowiekiem Maria Szkolna: spokojnym, zrównoważonym czy emocjonalnym, impulsywnym?
Raczej jestem osobą bardzo emocjonalną, czasami trudno mi usiedzieć na miejscu, ale podczas zawodów muszę umieć skupić się, uspokoić, wyciszyć. Jak na razie udaje mi się to.

Czy pamiętasz taki moment w swojej karierze, gdy od twojego spokoju zależał wynik?
Tak, było to podczas mistrzostw świata 2014. W półfinale strzelaliśmy równo z koleżanką z USA. Mieliśmy jednakową ilość punktów i zarządzono strzały dodatkowe – po jednej strzale. W tym wypadku sędziowie mierzą odległość od krzyżyka w centrum tarczy do wbitej strzały. Po pierwszym strzale – znów mamy jednakowy wynik. Zarządzają po drugiej strzale – i znów to samo. Trzecia strzała: ja trafiam w sam krzyżyk, a rywalka minimalnie obok. Przed tym trzecim strzałem musiałam pobiegać, pogimnastykować się, żeby rozluźnić mięśnie i wypuścić trochę adrenaliny. Umiałam się wyciszyć i tak zostałam mistrzynią świata.

Drugi taki przypadek miałam na ostatnich mistrzostwach Europy, gdy w ostatnim strzale musiałam wystrzelić „10”, żeby nie strzelać tych strzałów dodatkowych. Też mi się udało uspokoić, wyciszyć i trafić w tę upragnioną „10” i wyprzedzić rywalkę o 1 punkt.

Po przybyciu na zawody macie trochę wolnego czasu, żeby zobaczyć coś poza strzelnicą?
Przeważnie przyjeżdżamy kilka dni wcześniej, żeby się zaaklimatyzować i potrenować na miejscu. Nie spędzamy całego dnia na strzelnicy czy na treningach. Zawsze jest trochę czasu, żeby pochodzić po mieście, zobaczyć coś ciekawego, nowego. To jest plus tego sportu. Odwiedziłam prawie wszystkie większe miasta Polski. Dwa razy byłam we Francji. Tam wygrałam Puchar Świata i mistrzostwo. W Słowenii w Lublanie i jeszcze jednej miejscowości wypoczynkowej. Byłam w Danii, Hiszpanii, Niemczech, Słowacji, Chorwacji.

Czy koledzy w klasie zazdroszczą ci tych wędrówek?
Mam nadzieję, że nie bardzo, ale każdy chciałby zwiedzać świat, widzieć tyle ile ja zobaczyłam. Koledzy zawsze śledzą pilnie w internecie przebieg zawodów, gdzie wyjechałam i później spotykają mnie owacjami. Lubią słuchać moich opowiadań z wyjazdów. Mam nadzieję, że są dumni, że uczę się z nimi.

Dużo jeździsz i czasami masz przerwy w nauce. Jak sobie z tym radzisz?
Nauczyciele zawsze idą mi na rękę, ale po przyjeździe muszę zdać wszystkie kontrolne i materiał, który opuściłam. Jak na razie daję sobie z tym radę.

W jakim języku rozmawiasz ze swoimi kolegami za granicą?
Różnie – po polski, rosyjsku, ale przeważnie po angielsku. Podstawy angielskiego opanowałam w szkole, a później na zawodach w rozmowach doskonaliłam ten język.

Czy z innymi dziewczynami na zawodach jesteście rywalkami czy koleżankami?
Na strzelnicy jesteśmy rywalkami, ale po zawodach koleżankami. Nie czujemy wobec siebie złości, że ktoś był lepszy. Czasami idziemy wspólnie na miasto, trochę się rozerwać, połazić, pooglądać. Mamy swoją etykietę, a sport ma to do siebie, że raz ktoś jest lepszy, a na drugi dzień – może mu się nie udać.

Co robisz w wolnym czasie, gdy taki masz?
Nie lubię bezczynności. Chodzę na basen lub na spacer z kolegami. Nie lubię siedzieć na miejscu. Nie rozumiem, jak można cały dzień spędzić przy komputerze lub na tapczanie, słuchając muzyki.

Jakie masz plany po ukończeniu szkoły?
Mam zamiar jechać na studia na AWF do Krakowa i kontynuować karierę zawodnika.

W Polsce jesteś znana.
Tak mam wielu przyjaciół wśród polskich zawodników. Często spotykamy się na zawodach.

Czy ten sport pomógł ci w życiu, określić swój cel?
Strzelanie podoba mi się bardzo, a przez to, że mam niezłe wyniki, pomógł mi określić swoją przyszłość – studia sportowe. Jeszcze przed dwoma laty nie byłam pewna swojej przyszłości. Teraz już wiem, że chce studiować ten kierunek.

Jak widzisz swoją przyszłość po ukończeniu studiów? Chcesz być zawodniczką czy trenerem?
Na razie się nad tym nie zastanawiałam, ale nie chcę składać broni – będę strzelać.

Jakie jest twoje marzenie? Medal olimpijski?
No, na pewno. Na razie jednak łuku bloczkowego nie ma w programie olimpijskim, ale sport ten jest coraz bardziej popularny i do Komitetu Olimpijskiego wysyłane są prośby o włączenie go do programu igrzysk. Może wtedy…

Podczas treningu rozmawiam z trenerem Marii, prywatnie jej ojcem, Konstantym Szkolnym:
Kiedy po raz pierwszy zobaczył pan łuk bloczkowy?
Cała moja kariera sportowa przebiegała na strzelaniu z łuku klasycznego, olimpijskiego – jak go jeszcze nazywają. W tej dziedzinie zdobywałem swoje medale mistrzowskie Związku Radzieckiego, reprezentowałem ten kraj na Olimpiadzie w Seulu w 1988 roku. Gdy rozpocząłem pracę trenerską – to gdzieś za granicą po raz pierwszy zobaczyłem ten nowy łuk. Spróbowałem strzałów z niego. Było to odmienne uczucie niż to, do którego byłem przyzwyczajony. Po roku 2000 zacząłem powoli przystosowywać się do tej nowej techniki i strzelać z niego. Na Ukrainie ten sport nie był znany. Łuk został opracowany w USA jako broń myśliwska, bo jest lekki w utrzymaniu podczas strzału i bardziej celny. Z czasem zaczęto strzelać z niego sportowo. Obecnie ten sport jest coraz popularniejszy. Przytoczę dane: w USA jest około 4 mln zarejestrowanych łuczników w różnych federacjach i klubach. Z tego jedynie około 300 tys. strzela z łuku klasycznego, reszta – używa bloczkowego. Najlepsze konstrukcje łuków są firm amerykańskich.

Strzelanie z łuku bloczkowego zacząłem tak dla siebie, nie sportowo, aby podtrzymać kondycję. Później znaleźli się entuzjaści, rodzice, których stać było na ten sprzęt i powstały pierwsze sekcje łuku bloczkowego w Odessie i Lwowie. Obecnie wiele doświadczonych łuczników, po zakończeniu kariery sportowej strzela z bloczkowego „dla siebie”.

Niestety, sport ten nie jest wspierany przez państwo, bo nie jest sportem olimpijskim. Praktycznie do tej pory to rodzice finansowali sprzęt i wyjazdy na zawody. Ostatnio po dobrych wynikach naszej sekcji klub „Dynamo” zaczyna finansować część wydatków. Nasze osiągniecia są bardzo dobrze przyjmowane w klubie. Z ostatnich mistrzostw Europy moi wychowankowie przywieźli pięć medali. Na najbliższej olimpiadzie mają być zawody demonstracyjne z łuku bloczkowego i mam nadzieję, że zostanie on włączony do programu Igrzysk.

Jak wyglądają takie zawody demonstracyjne?
Typowanych jest po 15 osób – kobiet i mężczyzn – mających najlepsze wyniki w ostatnim przedolimpijskim roku. Rozgrywają oni normalne zawody pomiędzy sobą. Specjalna komisja MKOl-u obserwuje je i potem daje swe rekomendacje. Jeżeli będą pozytywne, to już w program kolejnych Igrzysk ten sport może być włączony.

Czy to pan doradził swojej córce ten sprzęt?
Nie. Zaczynała z łuku klasycznego, ale wymaga to odpowiedniej siły fizycznej. Gdy spróbowała strzałów z bloczkowego – to powiedziała, że to jest to. Może wzięła przykład ze mnie. No i faktycznie ma dobre wyniki.

Czy zadowolony jest pan z wyników córki?
Bardzo. Ma wspaniałe osiągnięcia. Mało kto w ciągu tak krótkiego czasu może pochwalić się dwoma mistrzowskimi tytułami – świata i Europy –w ciągu jednego roku. Jest to sport statyczny wymagający koncentracji, co nie za bardzo podoba się dzieciom i młodzieży. Wolą oni wyżywać się bardziej na sportach ruchowych. Ale ona spisuje się wspaniale.

Po zdaniu matury córka ma zamiar kontynuować studia w Polsce?
W krakowskiej AWF, gdzie ma zamiar studiować, są wspaniałe warunki do treningów i nauki. Studiując w Polsce na zawodach międzynarodowych, reprezentować będzie Ukrainę. Uczelnie gotowa jest nawet pokrywać koszty jej podróży z Krakowa na zawody rozgrywane na Ukrainie. Oprócz tego może startować w barwach Klubu Sportowego uczelni, oraz reprezentować uczelnię na Uniwersjadach, gdzie rozgrywane są zawody w łuku bloczkowym. Dobre wyniki na zawodach tej rangi również podnoszą prestiż uczelni.

Z polskimi sportowcami mamy wspaniałe relacje. Zdarzało się, że zabierali nas swoim autokarem na różne zawody w Europie. Zupełnie bezpłatnie. Było to dla nas bardzo wygodne.

W jakich zawodach Maria weźmie udział w najbliższym czasie?
Za tydzień mamy zawody w Kijowie. Ale najważniejsze będą mistrzostwa Europy w lecie w Holandii. Na tych zawodach będą przyznawane licencje. Mam nadzieję, że Marysia sprawi się dobrze i uzyska licencję zawodnika. Bedzie to kolejny stopień w jej karierze.

Rozmawiał Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 5 (225) za 17-30 marca 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X