Relacje wojenne z Charkowa. Część 7 fot. Margaryta Kondratenko

Relacje wojenne z Charkowa. Część 7

Cztery tygodnie temu wróciliśmy do domu do Charkowa. Decyzja została podjęta dość spontanicznie, ale jak do tej pory, nie żałuję. Szczerze mówiąc, myślałam, że będzie gorzej.

Dużo sklepów i supermarketów pracuje, metro działa. Chociaż na początku, gdy wróciliśmy, trzy stacje na Sałtiwskiej linii były zamknięte, w tym i nasza. Prawdopodobnie jeden z tuneli był w stanie awaryjnym. Jest nawet dostawa jedzenia. Ludzie starają się pracować, starają się żyć.

fot. Margaryta Kondratenko

Na naszym osiedlu prawie nie ma domu, w którym chociaż jedno okno nie zostało wybite. Ale to drobiazg, im dalej na północną Saltiwkę, tym straszniej. Poszliśmy tam drugiego dnia po powrocie. Zbombardowane domy, w których prawie nikt nie mieszka. Na ulicy nie ma ludzi, można spotkać tylko pracowników służb komunalnych. Dlatego wszędzie jest czysto, żadnych śmieci. Sytuacja na tyle dziwna, że witaliśmy się z tymi pracownikami, a oni odpowiadali, witając nas uśmiechem. Dziwne uczucie wywołuje widok tych wszystkich okien. Tu mieszkała Halina, tu Taras, a gdzieś tu brat Serhija, rodzice Tetiany, mama Tarasa. Lepiej o tym nie myśleć. Nawet zdjęć nie chciało się robić, przecież to czyjś dom, czyjś ból, czyjaś tragedia. Miejscami można jeszcze zobaczyć patyczki nad śladami ogniska. Tutaj ktoś gotował jedzenie…

Część naszego targu została spalona. Na tle zwęglonych sklepów ludzie jednak coś sprzedają. Długie szeregi spalonych kiosków, niektórzy stracili wszystko. Nie da się spokojnie na to patrzeć. Zauważyłam, że sklep przyjaciela mojego taty stoi zupełnie cały. Wokół wszystko spłonęło, a ten i jeszcze kilka wokół przetrwały. Kolega mówi że to jakiś cud, handluje, trzyma się tej pracy.

Kiedy po raz pierwszy jechałam metrem, zauważyłam, że ludzie są bardzo zmęczeni i smutni. Jest strasznie, ponuro, każdy jest jakiś zaniedbany. Brak emocji na twarzach. Po kilku przystankach obserwowania zwróciłam uwagę na siebie. Też jestem ubrana w ciemne kolory, mam na głowie odrastające siwe włosy, poszarpane paznokcie. A co jeśli każdy obserwuje innych tak jak ja i każdemu wydaje się, że otacza go zmęczenie i ponurość. Uśmiechnęłam się. Na kolejnym przystanku weszły dwie panie. Miały kolorowe ubrania, makijaż i śmiały się. Nagle wokół zrobiło się jakoś bardziej kolorowo i radośniej.

Charków to jednak ludzie. Dziwnie jest widzieć puste ulice w centrum. Czysto i zielono, ale pusto. Kiedy wróciłam tu w sobotę, zobaczyłam zupełnie inny obraz. Dzieci, rowery, hulajnogi, biegacze, śmiech i nawet muzyka. Miasto staje się takie, jakim go pamiętam.

fot. Margaryta Kondratenko

Jakież to szczęście pić kawę w ulubionej kawiarni, wycierać ogromną warstwę kurzu z półek i łóżka. Nigdy nie myślałam, że sprzątanie może sprawiać tyle przyjemności.

Jedną z najdziwniejszych rzeczy jest brak miejskiego oświetlenia. Ciemną porą dnia da się jechać tylko po omacku . Dlatego staramy się unikać takich wyjazdów. Chodzić po ciemku też jest dziwnie, ale oko się przyzwyczaja i są latarki. Godzina policyjna zaczyna się o godz. 22:00, więc nie da się długo spacerować, jednak 8–10 kilometrów da się przejść. Ostatnio wolę spacerować w ciemności, aby nie widzieć zbombardowanych domów.

fot. Margaryta Kondratenko

Charkowianie już przyzwyczaili się do alarmów i pocisków, stało się to codziennością. Jest to okropne. Zauważyłam to też po naszym zachowaniu. Błyski po ostrzałach obserwujemy z okna, nie reagujemy na alarmy, bo nie widzimy w tym sensu. Nie da się tak szybko dobiec do metra, tym bardziej, że alarmy słychać już po wybuchach.

Kiedy zaczęły się ataki na elektrownie w całej Ukrainie, nikt z nas się nie dziwił i nie był zaskoczony. Można było nawet kupić ciasteczka i kawę za gotówkę, no bo prądu nie było. Ludzie są gotowi żyć w zimnych mieszkaniach, bez prądu i zasięgu telefonów, aby tylko żyć w Ukrainie. Każdy gotów na ofiary, bo wie w jakim celu.

Niedawno podczas spaceru zatrzymaliśmy się przy przedszkolu. Oglądaliśmy skutki rosyjskich ataków. Obok szedł chłopak z rowerem, miał około 9 lat. I rzucił nam: „to były grady, tam i tam, jeszcze płot został uszkodzony”. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale on nie czekał na odpowiedź. Powiedziałam, że straszne to jest. I jeszcze raz powtórzyłam „straszne”. Cóż to za rzeczywistość, w której dzieci opowiadają o „gradach”? Nasze dzieci rosną w nienawiści do Rosji, one nigdy nie wybaczą, nie będą tolerować i akceptować nic z tego co rosyjskie. One będą lepsze od nas. „Złe i wesołe dzieci charkowskich piwnic” – jak śpiewa Serhij Żadan.

Miałam okazję zobaczyć bohaterów tych piosenek. W Charkowie odbył się festiwal „Piąty Charków”. Organizatorami byli Serhij Żadan i Charkowskie Litmuzeum. Festiwal odbył się dzięki wsparciu Fundacji Widrodżennia (Odrodzenie). To było niesamowite wydarzenie. Dyskusje, koncerty, recytacja wierszy, wywiady, spektakl. Była również wystawa obrazów wspomnianych dzieci. Mali artyści przedstawiali swe dzieła, większość z nich nigdy dotąd nie uczyła się rysunków.

Rysunki dzieci można zobaczyć również na stacji metra „Historyczne Muzeum”, są one na olbrzymich kolumnach. Metro nabrało dla Charkowa nowego znaczenia. Na niektórych stacjach do tej pory mieszkają ludzie. Od razu tego nie widać, ale na schodach za przegrodą leżą materace, za eskalatorem leżą kołdry i karimaty. Ludzie nie mają dokąd iść, walczą o odbudowę swych mieszkań, boją się, że o nich zapomną.

Charków bez kultury – to nie Charków. Tu odbywają się spektakle, spotkania z poetami, koncerty. Wszystko w schronach, oczywiście. Ostatnio byliśmy na koncercie Serhija Wasyluka, lidera zespołu „Cień Słońca”. Charkowa bronią niesamowici ludzie, takiego talentu nie należy ukrywać w okopach. Cały wydział obrony terytorialnej Kijowa walczy pod Charkowem. Podziwiam i zachwycam się naszymi artystami. Te koncerty wejdą do historii, już weszły. W straszliwych czasach żyjemy, ale też – w wyjątkowych.

Dopiero po trzech tygodniach odczułam, że jestem w domu. Nareszcie uświadomiłam sobie, że jestem u siebie, że żyję i że wróciłam. Tak, nie da się wyluzować, ale psychicznie czuję się dużo lepiej. Zaczęłam pracować nad nowymi projektami i kontynuuję pracę nad starymi.

Nie porzuciliśmy budowy pod Charkowem, roboty trwają, planujemy wrócić tam zimą, bo nie wiadomo jak będzie w Charkowie, lepiej mieć dodatkową możliwość. A na razie cieszymy się chwilą obecną.

Margaryta Kondratenko

X