Relacje wojenne z Charkowa. Część 2 fot. z archiwum autorki

Relacje wojenne z Charkowa. Część 2

Co zmieniło się w moim życiu po 24 lutego 2022 roku? Na pewno zaczęłam doceniać proste zwykłe rzeczy. Dostępność artykułów spożywczych, obecność lodówki, wody w domu, kanalizacji, wygodnego łóżka. Z żywnością w sumie nie było problemów w naszej miejscowości, ale brak lodówki powodował kłopoty. Musieliśmy codziennie chodzić do sklepu, gotować tyle, ile można zjeść za jednym razem. Mąż codziennie przynosił wodę ze studni. Dobrze, że mamy studnię. Żeby wziąć prysznic, chodzimy do rodziców, dobrze, że mieszkają dość blisko. Kiedy przywieźliśmy lodówkę z Charkowa, byłam niezmiernie szczęśliwa. Jakże to ułatwiło nam życie. Szkoda, że nie da się przywieźć, a raczej podłączyć zmywarki. Miałabym wówczas więcej czasu. Do starego materacu już się przyzwyczaiłam, dobrze, że tata go nie wyrzucił.

Może są pewne niedogodności, ale to tylko drobiazgi. Najważniejsze, że jesteśmy w miarę bezpieczni, jesteśmy razem i blisko domu.

Od dzieciństwa miałam lęk przed wojną. Pamiętam, że pradziadek, który brał udział w drugiej wojnie światowej, walczył w Japonii i w Mandżurii, nigdy nie mówił o wojnie. Chociaż często prosiliśmy, by coś opowiedział, zawsze odmawiał, siedział wtedy smutny i patrzył w dal. Teraz rozumiem dlaczego. W Rosji istnieje kult wojny, jednak nie ma w niej żadnej romantyki, nie ma nic dobrego. Patrząc na zbrodnie Rosjan, cieszę się, że pradziadek nie przywiózł z wojny żadnych trofeów.

Śmialiśmy się z pokolenia naszych dziadków, nie rozumieliśmy tej „paranoi”. Po co trzymać w domu tyle soli, mąki, zapałek? Moja babcia świętej pamięci, powiedziała kiedyś, że jeszcze nie kupowała ani soli, ani zapałek w niezależnej Ukrainie. Byłam trochę w szoku, ale proszę mi uwierzyć, te zapałki mamy do dziś. Parę pudełek z pięknym wizerunkiem postawiłam w domu na półce.

Śmialiśmy się, a teraz sami będziemy pokoleniem wariatów, będziemy budować domy ze schronami i grubymi ścianami, a nasze dzieci i wnuki będą się śmiali, nie rozumiejąc po co to wszystko. Kto wie, a może będą mieli dla nas zrozumienie, przecież muszą być lepsi od nas.

Zawsze bałam się wojny. Jednak kiedy jej doznałam, nie czuję już tego panicznego strachu. Nawet nie płaczę. Myślę, że nie dam rady powstrzymać łez po zwycięstwie i te wszystkie emocje się ujawnią. Czas pokaże.

Strach to normalne, nie mamy się go wstydzić i nie mamy prawa nikogo zań potępiać. Nauczyłam się nie osądzać. Cieszę się, że niektórzy wyjechali i czują się bezpieczni. Rozumiem tych, którzy zostali. Jestem dumna z tych, którzy walczą, każdy na swoim froncie.

Ludzie jednoczą się w obliczu biedy, w obliczu wojny. Widzę to w naszej miejscowości. Mężczyźni zgłosili się do obrony terytorialnej, wolontariusze dostarczają pomoc humanitarną, odwożą ludzi do sąsiedniego miasta, aby oddali krew dla rannych, zorganizowali również magazyn leków, gdzie każdy może przynieść lub wziąć to, czego potrzebuje itd.

Każda pomoc się liczy, każde działanie jest ważne. Ukraina płaci niezmiernie wysoką cenę za swoją wolność i niepodległość. Nie oddamy swej wolności, nieustannie przybliżamy zwycięstwo. Z Ukrainą w sercu!

Margaryta Kondratenko

Tekst ukazał się w nr 12 (400), 30 czerwca – 28 lipca 2022

Relacje wojenne z Charkowa. Część 1

X