Razem przez 10 lat tworzyliśmy nasze pismo

Razem przez 10 lat tworzyliśmy nasze pismo

Moi redakcyjni przyjaciele napisali w zasadzie wszystko, co w tak ważnej dla nas chwili napisać należało. Nie wszyscy mieli możliwość to zrobić.

Nasza redakcyjna koleżanka Anna Gordijewska, która w wywiadzie dla Culture Avenue nazwała Kurier Galicyjski czwartą miłością swego życia, właśnie zajęta jest pogrzebem swojej mamy. Nie ma już też wśród nas Szymona Kazimierskiego, jednego z filarów naszej gazety od chwili jej powstania, którego okrutna choroba zabrała nam w listopadzie ubiegłego roku. Odszedł do wieczności również nasz współpracownik Aleksander Niewiński.

Pamiętamy o wszystkich, którzy w ciągu ostatnich dziesięciu lat, dłużej lub krócej pracowali lub współpracowali z naszą gazetą. Ze wszystkimi zachowaliśmy wzajemny kontakt, choć losy często rzuciły ich w różne strony. Wszyscy oni zostawili swój wyraźny ślad, za co jesteśmy im wdzięczni.

Mirosław Rowicki (od lewej), Eugeniusz Sało i Michał Karnowski

Nie można nie wspomnieć o Irenie Masalskiej (dziś Kulesza), z którą zaczynaliśmy przygodę z wydawaniem Kuriera Galicyjskiego jako samodzielnego pisma, a która mieszka dziś w Polsce. Tamże najczęściej pewnie można spotkać Beatę Kost, bez której Kurier Galicyjski nie byłby taki, jakim jest dzisiaj. Z sentymentem wspominamy Julię Łokietko, którą los rzucił do Zagrzebia, Joasię Demcio i Elę Lewak, obydwie pracujące dziś w warszawskich mediach. Nie wszyscy na szczęście wyjechali, a propozycje współpracy wciąż przychodzą.

Jurij Smirnow

W bieżącym numerze można przeczytać ciekawy i niezmiernie osobisty tekst Aliny Wozijan, Jurija Smirnowa, od początku współpracującego z naszą gazetą, Artura Deski, Katarzyny Łozy, Dmytra Antoniuka, krajoznawcy i naszego stałego współpracownika z Kijowa. Nie można też pominąć ciężkiej pracy Czesławy Żaczek, naszej korektorki, a także Natalii Kostyk, zajmującej się techniczną stroną naszego portalu i naszym działem reklamy, jak również Leona Tyszczenki – naszego fotoreportera. Dodam jeszcze, że nic by z naszych starań nie wyszło, gdyby nie wysiłki Aleksandry Kostyk, szefowej naszego biura, bez której do czytelnika nie dotarłby żaden numer Kuriera Galicyjskiego.

Dziękuję Wam wszystkim! Dziękuję wszystkim Naszym Przyjaciołom, do których przede wszystkim zaliczamy Naszych Czytelników! Było i jest dla mnie zaszczytem pracować z Wami i dla Was!

Mirosław Rowicki
(zwany czasem Marcinem Romerem)
redaktor naczelny

Alina Wozijan

Maria Basza, z-ca red. naczelnego: To nasz wspólny sukces

Dzwoni redakcyjny telefon. Znajoma pani z polskiego konsulatu zaprasza nas na spotkanie. – Oczywiście, wpisuję panią – mówi do mnie. – Kto jeszcze będzie z redakcji? A gdy odpowiadam, że dziękuję za zaproszenie, i że pójdzie ktoś inny, po drugiej stronie telefonu pada kolejne pytanie – Czy pani już nas nie lubi? Ostatnio rzadko panią widuję…

Tak, na samym początku było nas, pracowników redakcji, niewielu i jako dziennikarze musieliśmy zdążyć i być wszędzie, gdzie działo się coś ważnego i ciekawego. Nad materiałem pracowaliśmy potem każdy w swoim domu, kontaktując się telefonicznie lub za pośrednictwem internetu. Ale niedługo potem było już tylko lepiej. Dziś mamy dobrze urządzoną, funkcjonalną redakcję, zespół redakcyjny znacznie się powiększył, pracujemy zgodnie z ustalonym podziałem obowiązków. Owocem naszej wytrwałej, doskonalonej dzięki różnym szkoleniom, współpracy stał się wyrazisty profil Kuriera, rozpoznawalny w przestrzeni medialnej społeczności polskiej na Ukrainie.

To, co mamy teraz i to kim jesteśmy w przestrzeni medialnej społeczności polskiej na Ukrainie, zawdzięczamy swojej wytrwałej pracy, szkoleniom i przede wszystkim naszemu szefowi – założycielowi gazety, redaktorowi naczelnemu i wydawcy. To w jego głowie powstawała koncepcja pisma, podstawowy kierunek i cele. Potrafił zbudować zespół i zachęcić do współpracy nowe osoby. Z szacunkiem traktuje każdego pracownika, umie odpowiednio ukierunkować predyspozycje poszczególnych osób, potrafi z każdego konfliktu w zespole wyprowadzić jeszcze większe dobro. Powtarza, że powinniśmy umieć współpracować ze wszystkimi organizacjami, z osobami o innych przekonaniach i narodowościach, być życzliwe nastawionymi do każdego człowieka, nie obawiać się konkurencji na rynku medialnym, uprawiać rzetelne dziennikarstwo, gdyż, jak mówi, gazeta sama się obroni i „koń jaki jest, każdy widzi”.

Nie wystarczyłaby jednak sama pasja, talent dziennikarski i pracowitość, gdyby nie zaufały nam osoby, od których zależało finansowe wsparcie naszego pisma. Dziś mamy coraz większe grono czytelników na Ukrainie i daleko poza jej granicami. I dziś wraz z nimi, ale też dzięki nim, możemy świętować nasz radosny jubileusz 10-lecia Kuriera Galicyjskiego.

 

Konstanty Czawaga

Konstanty Czawaga: Jestem z tymi, którzy zło dobrem zwyciężają

„Kurier Galicyjski” jest jedną z najciekawszych przygód w moim wieloletnim życiu dziennikarskim. Doświadczyłem w tej pracy fantastycznej satysfakcji zawodowej.

Mirosław Rowicki wybudował niewielki statek redakcyjny, który przez mielizny i progi wypłynął na głębię i pewnie płynie pomimo wszelkich burz i zawieruch. W pełni odczuwam to słodkie słowo „wolność” w swojej pracy, doceniam również zapotrzebowania naszych czytelników na Ukrainie, w Polsce i na całym świecie. Tych naszych miłych „dinozaurów”, dla których pakujemy w koperty świeży numer Kuriera i szybciutko wysyłamy im z poczty we Lwowie i z Przemyśla. Codziennie musimy rzucić coś ciekawego na nasz portal, na FB.

Gdzie zdobyć tyle artykułów? Przede wszystkim jestem nienasyconym reporterem, dlatego nie mogę usiedzieć chociażby kilku dni na miejscu. Ciągle wabią mnie drogi do jeszcze niepoznanych miejsc i ludzi, zwłaszcza w górach czy w małych miasteczkach i w oddalonych wioskach.

Ponad ćwierć wieku temu podczas wojny na Bałkanach osobiście doświadczyłem, do czego może doprowadzić wrogość między sąsiadami różnej narodowości i wyznania. Było to swoistym dopełnieniem smutnych przekazów rodzinnych o tragicznych wydarzeniach z okolic Przykarpacia. Jestem razem z tymi, kto na łamach Kuriera Galicyjskiego pragnie pokonać zło dobrem na tym naszym pograniczu.

Wojciech Jankowski

Wojciech Jankowski: Moja przygoda z Kurierem Galicyjskim

Moja przygoda z Kurierem Galicyjskim rozpoczęła się w marcu 2011 roku. W czasie wyjazdu studyjnego z Olgą Iwaniak, prezesem Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie i Krzysztofem Skowrońskim, szefem Radia Wnet odwiedziliśmy miejsca ważne pod względem polskiej aktywności na Ukrainie zachodniej. Na trasie znalazły się Równe, Bołszowce i Stanisławów. W mieście Rewery na spotkanie nam wyjechał Mirosław Rowicki, wydawca Kuriera Galicyjskiego. Nie przeczuwałem wówczas, że to początek nowego rozdziału w moim życiu, że porzucę moją rodzinną Warszawę i przeniosę się do Lwowa.

W Radiu Wnet prowadziłem cykliczną audycję Program Wschodni, która w całości była poświęcona państwom byłego Związku Sowieckiego i Polakom na wschodzie. W wyniku spotkania z Mirosławem Rowickim rozpoczęła się współpraca Radia Wnet z Kurierem Galicyjskim. Dziennikarze ze Lwowa i Stanisławowa przysyłali materiały dźwiękowe do Warszawy, które były emitowane w Programie Wschodnim. Później współpraca rozwinęła się o pracę nad polską audycją radiową przeznaczoną dla Polaków Stanisławowa, która jest nadawana w lokalnym radiu Weża.

W roku 2016 Radio Kurier Galicyjski nawiązało współpracę z Polskim Radiem dla Zagranicy, dzięki czemu materiały nagrywane przez dziennikarzy Kuriera Galicyjskiego trafiają do pasma przeznaczonego dla Polonii i Polaków za granicą, gdzie w jednej audycji spotykają się materiały przygotowane we Lwowie i Wilnie przez Radio znad Wilii.

Kolejnym etapem współpracy z Kurierem Galicyjskim była decyzja o powołaniu do życia we Lwowie studia radiowego. Wtedy zrodziła się myśl, że mógłbym pracować we Lwowie. W międzyczasie oddano do użytku studio radiowe w Centrum Kultury i Dialogu Europejskiego w Stanisławowie. W obydwu miejscach nagrywaliśmy audycje dla Radia Weża i audycje emitowane przez Radio Wnet i Radio Warszawa. Wielokrotnie były nadawane poranki ze Lwowa, Stanisławowa i innych miast Ukrainy. W międzyczasie długie tygodnie spędziłem w Stanisławowie, później stałem się rezydentem Lwowa, a w rodzinnym mieście zazwyczaj bywałem już jedynie jako gość, nie mieszkaniec.

W międzyczasie był Majdan i aneksja Krymu, z których materiały były publikowane również w Kurierze Galicyjskim. Zamiłowanie do podróży owocowało tekstami z Zakarpacia, Krymu, Bukowiny, Rumunii i Litwy. Przyzwyczajony do pracy radiowca uważałem, że najciekawszą formą dziennikarską jest wywiad, gdy dziennikarz tylko zadaje pytania, a gość ma możliwość opowiedzenia o swoich przeżyciach i poglądach. Oto mój skromny wkład w działalność Kuriera Galicyjskiego. Moja współpraca z Kurierem Galicyjskim zaczęła się w czwartym roku działalności gazety, trwa do dziś czyli do jubileuszu dziesięciolecia i mam nadzieję, że potrwa jeszcze co najmniej dekadę.

Aleksander Kuśnierz (od lewej) i Alina Wozijan rozmawiają z prof. Januszem Smazą

Aleksander Kuśnierz: Ja i Kurier

Pracujé w Kurierze Galicyjskim od trzech lat i zazwyczaj można zobaczyć jak kręcę się z kamerą na różnych wydarzeniach. W redakcji najwięcej czasu spędzam przy komputerze, gdy montuję wideo dla naszej telewizji internetowej, co jest niezmiernie odpowiedzialnym zadaniem, ale po zakończeniu daje najwięcej satysfakcji. Zawsze miło wspominam chwilę kręcenia i montażu pierwszych filmów dokumentalnych wspólnie z panią Anną Gordijewską i to jak wiele wysiłku to nas kosztowało.

Pomagam też przy realizacji radia, niezależnie czy to we Lwowie (w naszej piwnicy, gdzie mamy studio) czy w Stanisławowie (gdzie gościmy w Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego) razem z Wojtkiem Jankowskim nadajemy na żywo do Warszawy.

Aleksander Kuśnierz

Śmiało mogę powiedzieć, że w redakcji czuję się jak w domu, gdzie otaczają mnie przyjaciele z którymi robimy kawał dobrej roboty. Pochodzę z Pnikuta koło Mościsk w obwodzie Lwowskim, gdzie chyba każdy czyta Kurier Galicyjski, a na ścianie w pokoju lub w kuchni wisi wydawany przez nas Kalendarz Kresowy.

 

Krzysztof Szymański i Anna Gordijewska

Krzysztof Szymański: 10 lat Kuriera Galicyjskiego

W naszej historii pojawił się jubileusz z pierwszym „0”. Jest to niewątpliwy sukces. 10 lat na rynku prasy.

Kurier czytany jest na Ukrainie, w Polsce i na świecie. Wszystko to dzięki naszym Czytelnikom, którzy w każdym wydaniu poszukują dla siebie czegoś ciekawego.

Dziękujemy za waszą wierność! Bądźcie z nami nadal, a my obiecujemy nie zawieść Waszych oczekiwań.

 

Eugeniusz Sało

Eugeniusz Sało: Coś się kończy, coś zaczyna…

10-lecie „Kuriera Galicyjskiego” jest powodem do radości, podsumowań, a także snucia planów na przyszłość. Jest okazją do podziękowań wszystkim, którzy tę gazetę tworzyli i tworzą, zmieniali i zmieniają, pracowali i pracują nad jej jakością, zawartością i „trzymaniem fasonu”.

Ale, przede wszystkim, jest to okazja, aby podziękować Wam, Drodzy Czytelnicy – że jesteście z nami, że czytacie nasze teksty, komentujecie, wspólnie z nami współtworzycie gazetę. My jesteśmy jedną częścią, a drugą Wy jesteście.

Gdy w 2007 roku przyjechałem na studia do Lwowa, by złożyć w konsulacie polskim (wtedy jeszcze w budynku przy ul. Kociubińskiego) dokumenty na stypendium Fundacji „Semper Polonia”, wpadła mi w oko gazeta z biało-czerwonym logo, o tytule „Kurier Galicyjski”.

Czekając w korytarzu, wziąłem ją do ręki, przejrzałem i pomyślałem, że chciałbym być częścią tego niezależnego pisma Polaków na Ukrainie.

Po pięciu latach to marzenie się spełniło. Chociaż już przedtem, jako prezes Klubu Stypendystów i członek Pogoni Lwów, pisywałem do Kuriera. Po ukończeniu Euro 2012 zostałem oficjalnie zatrudniony jako osoba, która będzie odpowiedzialna za umieszczanie materiałów na portalu internetowym. Tak zaczęła się przygoda, która trwa do dziś…

W ciągu dziesięciolecia papierowa gazeta rozwinęła się i powiększyła o prężnie działający portal internetowy, telewizję, radio. Redakcja wydaje miesięcznik dla dzieci „Polak Mały”, periodyk historyczny „Wolni z Wolnymi”, „Kalendarz Kresowy”. Przy redakcji działa „Klub Galicyjski”, skupiający środowiska intelektualistów, publicystów i działaczy społecznych zainteresowanych polsko-ukraińską współpracą po obu stronach granicy. Co roku, wspólnie z Uniwersytetem Przykarpackim i Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego organizujemy Polsko-Ukraińskie Spotkania w Jaremczu, w tym roku już po raz dziesiąty.

Jeśli chodzi o misję „Kuriera Galicyjskiego” to jest ona prosta, bo dla nas, jak mówił Józef Mackiewicz „jedynie prawda jest ciekawa”. Nie gonimy za sensacjami i staramy się rzetelnie sprawdzać każdą informację. Łamiemy stereotypy i szukamy pozytywów w stosunkach polsko-ukraińskich. Przy tym nie zapominając o Polakach na Ukrainie i ich problemach.

Życzę „Kurierowi Galicyjskiemu” minimum kolejnych dziesięciu dziesiątków lat, a nam wszystkim życzę wszelkiej pomyślności, wielu pomysłów i inicjatyw, które sprawią, że „Kurier Galicyjski” będzie się zmieniał, pozostając zawsze blisko ludzi oraz ważnych spraw i wydarzeń.

Tekst ukazał się w nr 15 (283) 15-28 sierpnia 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X