Półsukces czyli „zwycięski remis”

Półsukces czyli „zwycięski remis”

Polska i Ukraina, współgospodarze EURO 2012, są jedną wielką euroareną pojedynków futbolowych, a jednocześnie radosną i euforyczną strefą kibiców czyli – „fanzoną”. Mecze ciekawe, stadiony przepełnione, nastrój podniosłego dopingu – jednym słowem święto sportu w wersji futbolowej.

A już jak grają nasze „jedenastki” narodowe – emocje sięgają szczytu. Potwierdził to choćby mecz Ukrainy ze Szwecją w Kijowie, czy – o czym tu szerzej – pojedynek o „być albo nie być” Polski z Rosją, przypominający w pierwszej połowie rodzaj „dreszczowca”.

 

Na szczęście była druga połowa, która pojednała remisem ambicje obu zespołów, a ponadto zrodziła, obok Lewandowskiego, nowego bohatera, Jakuba Błaszczykowskiego, zdobywcę wyrównującej bramki. Ukraina ma swojego Andrija Szewczenkę, a my wymienionych aż dwóch. I obyśmy w tym turnieju grali jak najdłużej, pomnażając listę bohaterów…

Mecz Polski z Rosją zelektryzował całą Polskę, od Karpat do Bałtyku. O Warszawie już nie ma co więcej mówić. Kiedyś było hasło „kto żyw – do żniw”, a teraz z flagami narodowymi i skandując „Polska – biało – czerwoni!” na Stadion Narodowy, czym się da i kto może. A kto się nie zmieścił na stadionie, to kibicował w centrum, w 100-tysięcznej strefie kibica.

Alan Dzagojew strzela gola w bramkę reprezentacji Polski (Fot. LEONHARD FOEGER/REUTERS/fototelegraf.ru)Mecze z Rosją, tak zawsze było i jest, to nie „przelewki”. Tu, jak w biznesie, uczuć litości nie ma, mimo słowiańskiego rodowodu. Każdy walczy o korzystny dla siebie wynik, a znając ducha Polaków, ważne było, „żeby się nie dać”! No i nie daliśmy się, choć „fanaci” obu stron mówili, że mogło być lepiej… Mecz zakończył się „polubownym” remisem, ochrzczonym przez naszych kibiców i komentatorów mianem „zwycięskiego”. Obie drużyny grają dalej i jak Polska wygra we Wrocławiu z Czechami, to droga do dalszych zwycięstw stanie się realna. Rosjanie też liczą na sukces w pojedynku z Grekami. Czeka nas zatem jeszcze jedna kulminacja adrenaliny.

Sam pojedynek był emocjonujący, ale bez brutalnych fauli czy pojedynków słownych. Kibice stadionowi dopingowali kulturalnie i głośno, a udane zagrania kwitowali rzęsistymi brawami. Obie drużyny wkładały maksimum wysiłku i ambicji w tę grę, potwierdzając znakomite umiejętności indywidualne zawodników, wolę ambitnej walki, jednym słowem kunszt mistrzostwa.

Polacy, ku zadowoleniu trenera Franciszka Smudy, realizowali założenia taktyczne, potwierdzili też efekty dobrego przygotowania do turnieju i umiejętności gry zespołowej. Bardzo dobry mecz rozegrał nasz bramkarz Przemysław Tytoń, zastępujący pauzującego Wojciecha Szczęsnego. Po meczu – kibice rozeszli się spokojnie po barach i hotelach. Służby porządkowe też spisały się nienagannie, ingerując tylko w kilku przypadkach wobec „kiboli” na tzw. „chaju”, czyli „po wypitce”. Mogłaby być tylko trochę lepsza pogoda. Teraz czekamy na nowe porcje emocji… Gala futbolu trwa.

Mikołaj Oniszczuk
Warszawa, 13 czerwca 2012 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X