Praskie obchody rocznicy 17 listopada w cieniu polityki Miloša Zemana

17 listopada Czesi obchodzili ważne święto. Dokładnie 75 lat temu w 1939 roku w rocznicę powstania Czechosłowacji, okupacyjny rząd Niemiec brutalnie stłumił studencką demonstrację.

Jedyną ofiarą śmiertelną był wtedy student Jan Opletal, którego pogrzeb przerodził się w masowe antynazistowskie protesty. Władze niemieckie w ramach opresji, wkrótce potem zamknęły wszystkie czeskie wyższe uczelnie, nie poprzestając jednak na tym. Przywódcy protestów zostali rozstrzelani, a wielu studentów zesłano do obozów koncentracyjnych. I właśnie dla upamiętnienia tych wydarzeń w 1941 roku ogłoszono 17 listopada „Międzynarodowym Dniem Studenta”.

50 lat później, w listopadzie 1989 roku w centrum Pragi na Národní třídě (Alei Narodowej), podczas demonstracji przeciwko reżimowi komunistycznemu zostali brutalnie pobici studenci. Wydarzenie to było początkiem „aksamitnej rewolucji”, która do końca wspominanego roku obaliła władze Czechosłowacji.

Dla współczesnych Czechów 17 listopada jest jednym z najważniejszych świąt państwowych, obchodzonych pod nazwą „Dnia walki o wolność i demokrację”. W tym roku obchody zbiegły się z 25 rocznicą zmian ustrojowych. Jak w ubiegłych latach rzesze zwykłych obywateli i polityków zapalały znicze i składały wieńce pod pomnikiem na Alei Narodowej, zawsze czyniły to też najwyższe władze państwa. Ruch na ważnej dla miasta arterii został zamknięty, odbywały się tam bowiem liczne koncerty, wystawy, ale też prezentacje różnych inicjatyw obywatelskich. Wieczorem natomiast na położonym nieopodal placu Wacława odbył się koncert, w którym uczestniczyło wiele tysięcy ludzi. Niestety, mimo rangi wydarzenia niespodziewanie zabrakło urzędującego prezydenta, który swoją nieobecność tłumaczył tym, że uczestniczył w odsłonięciu tablicy pamiątkowej na praskim Albertowie, skąd w 1989 roku wyruszyła demonstracja antyreżimowa.

Częścią obchodów stała się także liczna antyprezydencka manifestacją na Alei Narodowej. Jej przyczyn należy upatrywać w tym, że niemal od początku sprawowania funkcji przez Zemana, czyli od roku 2013 wielokrotnie naraził się on opinii publicznej nie tylko z powodu niestandardowych zachowań, ale też kontrowersyjnych wypowiedzi. W tym kontekście szczególną uwagę zwróciła ceremonia otwarcia skarbca w katedrze św. Wita, gdzie przechowywane są czeskie klejnoty koronacyjne, która odbyła się krótko po inauguracji prezydenta. Podczas niej uczestnicy zaobserwowali dziwne zachowanie głowy państwa, przypominające stan upojenia alkoholowego. Na marginesie można dodać, że kilka godzin wcześniej świętował on w ambasadzie rosyjskiej dzień zwycięstwa. Zeman wielokrotnie pokusił się także o dyskusyjne wypowiedzi dotyczące wydarzeń na Ukrainie. Już podczas szczytu NATO w Walii we wrześniu b.r. stwierdził, że daje wiarę słowom Siergieja Ławrowa, szefa MSZ Rosji, jakoby na Ukrainie nie ma żadnych żołnierzy rosyjskich. Nieustannie również nazywa konflikt w Donbasie tylko i wyłącznie „wojną domową”, kwestionując przy tym europejskie sankcje wobec Rosji. Stało się tak miedzy innymi 16 listopada b.r., czyli dzień przed rocznicą „aksamitnej rewolucji”, podczas wywiadu udzielanego dla rosyjskiego „Pierwszego kanału”.

W polityce międzynarodowej i wewnętrznej Zeman nie poprzestaje na tolerancyjnym spojrzeniu na Rosję, także podczas oficjalnej wizyty w Chinach deklarował, że przyjechał tam, aby uczyć się jak „stabilizować społeczeństwo”. Natomiast kilka dni potem, podczas wywiadu udzielanego czeskiemu radiu na żywo, zaszokował słuchaczy używając wielu niecenzuralnych określeń, kwestionując jednocześnie znaczenie 17 listopada 1989. Według niego chodziło wyłącznie o jedną z wielu innych demonstracji i zdecydowanie nie można mówić o żadnej masakrze, gdyż takie wydarzenie nie miało według niego po prostu miejsca.

Niemniej kontrowersji budziło jego uczestnictwo (jedynego polityka zachodniego) w konferencji „Dialog cywilizacji” na greckiej wyspie Rhodos, zorganizowanej przez bliskiego Putinowi oligarchę Włodzimierza Jakunina, który znajduje się na liście osób objętych sankcjami przez Stany Zjednoczone. Warto podkreślić, że miało ono miejsce w dniu 28 września, czyli podczas święta św. Wacława, które jest uznawane w Czechach za wydarzenie rangi państwowej.

W reakcji na te i inne skandale, podczas wspominanej rocznicy 17 listopada, w Pradze na Alei Narodowej zebrało się wiele tysięcy demonstrantów, którzy symbolicznie wystawili prezydentowi czerwoną kartkę. Niedługo potem podczas uroczystości odsłonięcia tablicy pamiątkowej na praskim Albertowie, skąd w 1989 wyruszyła demonstracja, Miloš Zeman został wygwizdany i obrzucony jajkami. W odpowiedzi prezydent podkreślił, że tłumu się nie boi, a demonstrujących, jak i wcześniej swoich oponentów politycznych nazwał po prostu „praską kawiarnią”.

Zebrani rzęsistymi brawami przyjęli natomiast okolicznościowe przemówienia prezydentów Polski, Niemiec i Węgier, wyrazili też szczególną aprobatę dla słów prezydenta Słowacji Andreja Kisky, który podkreślał, że jest to ważna rocznica także i dla jego rodaków. Później tego samego dnia z centrum miasta wyruszyła jeszcze jedna liczna demonstracja, która kierowała się w stronę praskiego zamku, będącego siedzibą kancelarii prezydenta.

Natomiast na manifestacji wspierającej Zemana, która także odbywała się w centrum Pragi pojawiło się zaledwie kilkadziesiąt osób. Ostatnim ważnym wydarzeniem tego dnia była dyskusja głów państw Czech, Polski, Niemiec oraz Węgier ze studentami w budynku Wydziału Prawa Uniwersytetu Karola, której towarzyszyła wroga w stosunku do Zemana atmosfera, ale w zamian ciepłe przyjęcie reszty prezydentów.

Na koniec warto wspomnieć, że obchody rocznicy 17 listopada „Dnia walki o wolność i demokrację” poniekąd utożsamiały idee, o które Czesi i Słowacy walczyli już w 1989 roku. Pokazały również aktywność obywateli, którzy w trosce o dobro ojczyzny nie wahali się wyrazić swojego sprzeciwu wobec zachowania prezydenta, głoszącego kontrowersyjne, a wręcz szkodliwe dla narodu i demokracji poglądy. Należy nadmienić, że niezależnie od formy protestu demonstracje te zdecydowanie nie były znieważaniem święta państwowego, jak niektórzy sugerowali, lecz wyrazem tego, co naród boli i napełnia troską. Niewątpliwie bowiem ranga święta wzmacniała głos tych, którzy po raz kolejny postanowili upomnieć się o lepszą jakość życia politycznego.

Manifestacje przeciwko prezydentowi wyrażały również solidarność z Ukraińcami. Bowiem w pewnym sensie ludzie protestowali także przeciwko słowom prezydenta dotyczącym konfliktu na Ukrainie i jego ocenie sytuacji. Dlatego też wśród tłumów protestujących można było zauważyć mnóstwo błękitno-żółtych flag, którymi Czesi razem z miejscowymi Ukraińcami dobitnie wyrażali wsparcie dla Ukrainy.

Michal Lebduška, Praga
współpraca Jan Łapuszewski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X