Z Jasnej Góry na Ukrainę z pomocą fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Z Jasnej Góry na Ukrainę z pomocą

Rosja ciągle atakuje obiekty ukraińskiej infrastruktury energetycznej. Uszkodzone są elektrownie oraz stacje rozdzielcze w większości miejscowości na wschodzie kraju, ale również w zachodniej jego części. Powoduje to ograniczenia w dostawach prądu. Codzienne życie ludzi w domu i w pracy, zwłaszcza w zakładach medycznych ratują agregaty prądotwórcze. Najwięcej ich przywożą z Polski. 14 lutego do Lwowa dostarczono 126 generatorów zakupionych ze specjalnej zbiórki ogłoszonej przez oo. Paulinów z Jasnej Góry. Dziesięć pozostało w tym mieście, natomiast pozostałe przekazano na wschodnią Ukrainy.

– Pomoc dla Ukrainy z Jasnej Góry płynie od samego początku wojny – powiedział dla Kuriera Galicyjskiego o. Waldemar Pastusiak, kustosz Jasnej Góry. – Na różne sposoby staramy się pomagać, a więc przyjęliśmy uchodźców. Wysyłaliśmy też transporty z rzeczami potrzebnymi na Ukrainie. Natomiast kiedy dotarły do nas informacje o tym, że są potężne braki w prądzie – a wiem, że bez prądu nie da się funkcjonować, bo on jest potrzebny do wszystkiego – podjęliśmy decyzję, że w czasie świąt Bożego Narodzenia przy wszystkich szopkach, które są odwiedzane przez Polaków i nie tylko zorganizujemy specjalne skarbony, do których będziemy zbierać ofiary i w całości przekażemy je na zakupienie źródeł światła. Nie wiedzieliśmy czy to będzie jeden wielki czy mniejsze generatory, natomiast po rozeznaniu sytuacji, po rozmowach z tymi, kto tutaj na co dzień pomaga, doszliśmy do przekonania, że będą potrzebne małe agregaty, które trafią do pojedynczych rodzin gdzieś rozsianych w głębi Ukrainy. Udało się zakupić 126 agregatów, które trafiły do magazynu Rezerw Strategicznych w Rzeszowie i stamtąd zostały przewiezione na Ukrainę. Dziesięć pozostaje we Lwowie, natomiast pozostałe agregaty zostaną przekazane na wschodnią część Ukrainy.

fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Akcja przekazywania wsparcia dla ludności cywilnej, placówek medycznych i innych instytucji publicznych jest koordynowana i współorganizowana przez wicemarszałek Sejmu RP Małgorzatę Gosiewską. W naszej rozmowie powiedziała, że często bywa na Ukrainie, ma tu przyjaciół i jest zorientowana jakiej pomocy potrzebują obywateli tego kraju.

– W pierwszym okresie wojny to było takie pospolite ruszenie – powiedziała Małgorzata Gosiewska. –Zbieraliśmy i przywoziliśmy wszystko. W tej chwili zaczynamy się specjalizować. Są organizację, które pomagają ludności cywilnej. Są organizacje, które zbierają pomoc dla Ukraińców mieszkających w Polsce. Są organizacje, które wspierają wewnętrznych przesiedleńców na Ukrainie. Są takie, które wspierają walczące oddziały, konkretne oddziały wojskowe albo ratowników medycznych. W tej chwili ja i moi przyjaciele w dużej mierze skupiamy się na pomocy medycznej. Zbieramy środki na karetkę pogotowia, na całe zabezpieczenie medyczne dla ratujących życie żołnierzom walczącym na froncie. Ale też jakby równolegle współuczestniczę w takich wydarzeniach jak dzisiaj, czyli dostarczamy małe generatory dla rodzin ukraińskich po to by mogli przetrwać jeszcze tę zimę. Łączę środowiska, łączę ludzi dobrej woli, ludzi, którzy chcą coś przekazać, ale nie zawsze wiedzą, w które miejsce. Albo mają środki i mogą coś konkretnego zakupić, co jest w danym momencie potrzebne. Dlaczego to robię? Bo każdy z nas po cos przyszedł na świat. Pan Bóg dał mi zdrowie i siłę. Czasem mogłoby się to wydawać nieprawdopodobne, mnie też zadziwia, ale nie po to, żebym wypoczywała, tylko po to żeby je używać w dobrym celu.

Przekazując pomoc humanitarną Szpitalowi Miejskiemu we Lwowie Małgorzata Gosiewska i ojciec Waldemar Pastusiak odwiedzili Mikołaja Drona, ochotnika walczącego w ukraińskich oddziałach międzynarodowych, który został poważnie ranny podczas pełnienia służby pod Kupiańskiem. Powiedział, że czuje się już lepiej.

fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

– Najgorszym był pierwszy miesiąc po operacji, po amputacji – mówi. – Powiedziałbym, że bóle fantomowe to najgorsza rzecz.

– Ale czy jeszcze trwają? – zapytała Gosiewska.

– Już raczej o połowę mniej, ale pierwszy miesiąc po prostu niewyobrażalnie. Nawet nie do powiedzenia. Teraz jest już lepiej… Nawet już na spacer wychodziłem.

Zaznaczył, że utrzymuje nadal kontakt w żołnierzami na froncie.

Na spotkaniu była obecna matka rannego żołnierza Irena Dron.

– Mam obywatelstwo polskie, ale większość życia przeżyliśmy tutaj w Stanisławowie (ob. Iwano-Frankiwsku) – powiedziała dla Kuriera Galicyjskiego. – Jak przeżyłam to wszystko? Szczerze mówiąc, jakbym była młodsza i mężczyzną, to też byłabym tam, na pierwszej linii, dlatego jak najbardziej jestem dumna z decyzji mojego syna. W jakimś momencie też chciałam żeby on został, żeby nie jechał tam, ale jednak zrozumiałam te jego uczucia, że jest to walka o swobodę, o cały świat, o wolność, o Niepodległość. Uważam, że to jest prawdziwa droga. Pani Marszałek już po raz drugi odwiedziła mego syna i takie wsparcie jest naprawdę potrzebne. Wojna jeszcze się nie skończyła, każdego dnia będą jeszcze ludzie potrzebujący pomocy.

fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Lwowski Szpital Miejski, który znajduje się na zapleczu działań wojskowych, jest teraz największym na Ukrainie zakładem medycznym.

– Przyjmujemy rannych żołnierzy i cywilów – mówi Julian Hołyk, dyrektor medyczny szpitala Świętego Pantelejmona. – Nie tylko tych, którzy odnieśli obrażenia w czasie wojny, ale także w życiu codziennym. Dlatego bardzo ważnym jest wsparcie z Polski w postaci „starlinków”, generatorów czy leków. A ta ikona Matki Bożej Częstochowskiej, którą przekazał o. Waldemar, da nam wszystkim jest natchnieniem, Bożym błogosławieństwem i Bożą łaską.

Władze ukraińskie z wielkim podziękowaniem doceniają pomoc z Polski.

– Ta pomoc jest nieoceniona – podkreślił Maksym Kozycki, przewodniczący Lwowskiej Obwodowej Administracji Wojskowej. – To setki tysięcy ludzi z Ukrainy, których Polacy powitali u siebie. To ogromna pomoc humanitarna. To ogromna pomoc wojskowa. Odczuwamy wsparcie z Polski na wszystkich europejskich i światowych platformach i jest to dla nas bardzo ważne.

fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

Delegacja z Polski złożyła kwiaty na Cmentarzu Orląt Lwowskich, memoriale Ukraińskiej Armii Galicyjskiej. Odwiedziła też kwaterę bohaterów wojny, gdzie niedawno został pochowany żołnierz Witalij Świncicki, obywatel Ukrainy polskiego pochodzenia, który zginął na froncie.

fot. Aleksander Kuśnierz / Nowy Kurier Galicyjski

– Polak, który walczył – powiedziała w głębokiej zadumie Małgorzata Gosiewska. – Wyjątkowy człowiek, bo walczył już od 2014 roku. Został ranny, wrócił z powrotem, bo wiedział, że tak trzeba. Zginął jak wielu. Jak wielu młodych chłopaków ginie każdego dnia. Kiedy byłam ostatnim razem we Lwowie, w tym dniu było cztery pogrzeby, dzień wcześniej trzy i tak każdego dnia. I tak w każdej miejscowości. W każdym mieście jest matka, która opłakuje swego syna, jest dziecko, które opłakuje swego ojca. Cmentarze się rozrastają, a politycy europejscy dyskutują czy ewentualnie i kiedy wysłać broń. Nie wątpię w to, że Ukraina wygra tę wojnę, że my ją wygramy razem. Ale od tego jak szybko armia ukraińska zostanie należycie wyposażona zależy ile jeszcze tych młodych chłopców zginie, ile tej ukraińskiej krwi wsiąknie jeszcze w tę ziemie. Naprawdę nie czas w tej chwili na rozmowy. Czas na działanie. Ukraina potrzebuje międzynarodowego wsparcia – zaznaczyła wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Gosiewska.

Konstanty Czawaga

Przez całe życie pracuje jako reporter, jest podróżnikiem i poszukiwaczem ciekawych osobowości do reportaży i wywiadów. Skupiony głównie na tematach związanych z relacjami polsko-ukraińskimi i życiem religijnym. Zamiłowany w Huculszczyźnie i Bukowinie, gdzie ładuje swoje akumulatory.

X