Polska ekspansja wschodnia? (Ukraina)

Rzeczypospolita nie wsparła planów księcia Jakuba Kettlera, nie wykorzystała szansy na stanie się potęgą kolonialną w dobie szczytu swojej świetności.

Ale chyba też nie była w stanie tego uczynić w tamtym czasie. W sumie trudno się temu dziwić, gdy po Unii Lubelskiej polskie osadnictwo miało do zasiedlenia znajdujące się tuż za przysłowiową miedzą ogromne obszary województw wołyńskiego, bracławskiego, kijowskiego, a następnie również i czernichowskiego. Po co udawać się na niebezpieczne wyprawy w nieznane, kiedy tyle trzeba własnych ziem zagospodarować, a co też przecież przyjdzie o wiele łatwiej?

Niemal bezludne ziemie urodzajnej Ukrainy w XVI wieku zasiedlili polscy chłopi, którzy jednak szybko się zrusyfikowali. Natomiast stricte ruska szlachta, panowie o niezmierzonych majętnościach, będących dla polskich nobilitas spod Lwowa, Krakowa czy Poznania czymś wręcz abstrakcyjnym… niezwykle szybko przyjęli lechicką kulturę za swoją własną. Fakt ten jest tutaj jasnym potwierdzeniem tezy, iż Kraków, a następnie Warszawa nie wywierały nacisków zmierzających do polonizacji tych ziem, do ich wynarodowienia. Możnowładcy oraz szlachta ruska przywdziewali sarmackie żupany i kontusze, zmieniali wyznanie pierwej na ewangelickie, rzadziej od razu na katolickie. Panowie o potędze, której nie sposób było cokolwiek narzucić nawet mowę Reya uznali za lepszą od dotychczas przez nich używaną.

Paradoksalnie muszę tutaj stwierdzić, że źle iż tak się właśnie stało. Ukraińscy ziemianie przyjmując bezkrytycznie polską kulturę i religię nie poprzestali na tym jak to miało miejsce w przypadku Litwinów. Jeszcze z początku panowie ruscy mawiali o sobie „gente Ruthenus, natione Polonus”. Jednak co w Wielkim Księstwie przetrwało niemal do dwudziestego stulecia, na kijowszczyźnie niezmiernie szybko zanikło.

Rzeczypospolita była swoistą ideą, wielu nacji, wielu wyznań i religii. „Polacy” nie stanowili wtenczas narodu we współczesnym tego słowa znaczeniu. Polakiem był każdy mieszkaniec ówczesnego mocarstwa, który poczuwał się do ochrony tych wielkich wartości jakimi są wolność, tolerancja i wspólny monarcha. Polakiem był gdański luterański mieszczanin, który na co dzień posługiwał się językiem niemieckim, a który zaciekle walczył przeciwko germańskim, protestanckim najeźdźcom w dobie wielkich wojen XVII wieku. Był nim również Mikołaj „Rudy” Radziwiłł, który pisząc swe listy do króla Zygmunta Augusta w nienagannej polszczyźnie baczył na fakt, iż „on przecież jak i JKMć Litwin”. Był nim wreszcie szlachcic spod Sandomierza, który wielce się obruszał, gdy go z inszym „stanowym bratem” spod Kalisza, jakimś Wielkopolaninem próbowano zrównać.

Wiśniowieccy, Zborowscy, czy Zasławscy stali się w pewien sposób bardziej polscy niż Mazurzy, czy Małopolanie. Nie pozwoliło to niestety na wytworzenie zbawiennej dla tego kraju monarchii nie dwóch, a trzech narodów. Zgoła dla wielu późniejszych nacjonalizmów wielkie osiągnięcie, jakim było bezkrwawe pozyskanie elity ruskiej stało się paradoksalnie jedną z głównych przyczyn upadku Rzeczypospolitej. Oczywiście, gdyby nie paranoje wynikłe z ustanowienia tzw. Unii Brzeskiej z 1596 r., gdyby nie usilne podburzanie prawowiernej ludności chłopskiej poprzez pozbawianie ich własnej religii, która była w XVII wieku dla człowieka czymś o wiele ważniejszym niż współcześnie… Można by się też zastanowić czy nobilitacja dla przynajmniej 1000 rodzin starszyzny kozackiej mogłaby odmienić losy naszej ojczyzny? Gdybanie. Niewątpliwie z Unią Hadziacką z 1658 r. spóźniono się o co najmniej 10 lat. Stała się już ona niestety łabędzim śpiewem prób pojednania z Ukrainą, która to wiła się w amoku prowadzona przez watażków, a nie elitę narodu na stracenie.

Kozacy Zaporoscy stali się dla narodu ruskiego siłą przewodnią. Ożywili poczucie wspólnoty narodowej, byli praojcami narodu ukraińskiego. Co jednak należy stanowczo podkreślić, mimo szeregu błędów jakie popełniły władze z odległej Warszawy, nie sposób zapomnieć o fakcie, iż obrócenie się ludności ruskiej przeciwko Rzeczypospolitej i jej późniejsze warcholstwo doprowadziło do niemal 70 lat, permanentnie trwającej wojny. Skakanie raz to pod opiekę Tatarzyna, innym razem Turczyna czy Moskala, a na końcu nawet i Szweda zniszczyło nie tylko monarchię polsko-litewską, zrujnowało przede wszystkim Ukrainę, która pierwej podzielona, ostatecznie znalazła się pod swoistą okupacją Cesarstwa Rosyjskiego.

Właśnie rozejm w Andruszowie z 1667 r. stał się największą tragedią dla Ukrainy. Polskie panowanie może do idealnych nie należało, ale… Sicz zlikwidowali właśnie nowi, niby prawosławni, ruscy protektorzy. Niechęć do Lachów stała się jednak na Ukrainie wręcz zaślepieniem. Stało się to tym bardziej dziwnym, gdy spojrzymy na późniejsze lata rozbiorów, które udowodniły, że tylko na ziemiach gdzie rządzili Polacy, czyli we Wschodniej Małopolsce Ukraińcy mieli niemal pełną swobodę rozwoju swojej kultury. Za Zbruczem trwała pełna rusyfikacja…

Nieszczęśliwie potoczyły się nasze wspólne losy. Już Sienkiewicz pisał, iż „nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą”. Historia dowiodła, że jednak nie tędy droga, walka Polaków i Ukraińców do niczego nie prowadzi, a odrzuca jeno przed realizacją poważniejszych celów i zasłania prawdziwe nam wspólne zagrożenia, którym tylko w jedności potrafilibyśmy się im przeciwstawić. Wzajemne krzywdy trzeba koniecznie wyjaśnić, bez tego jak ze spowiedzią, bez której nie sposób przystąpić do przyjęcia sakramentu, tak tutaj do dalszego współdziałania. Idea Rzeczypospolitej jest piękna, wieczna i oby dane było nam ją tedy jeszcze wspólnie wskrzesić.

Krystian Żelazny
red. naczelny The Poland Times
Tekst ukazał się w nr 12 (232) 30 czerwca – 16 lipca 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X