Polacy w neutralnej Szwecji Dar Pomorza jako statek-muzeum w Gdyni, fot. Artur Szeja, Creative Commons 2.5 Attribution

Polacy w neutralnej Szwecji

1 września 1939

Westerplatte to symboliczny początek II wojny światowej. Znamy to z historii, książek, filmów i przekazów ustnych. Faktem jest, że ludzi pamiętających 1 września 1939 roku ubywa, ale ilość świadectw jest olbrzymia i nie należy się obawiać, że ten historyczny fakt ulegnie zapomnieniu.

I wojnę światową, nazwano tuż po niej – wielką, ponieważ nie spodziewano się, że za dwadzieścia lat przyjdzie jeszcze większa i straszniejsza. Wprawdzie następnej wojny oczekiwano, ale i tak wybuchła nagle, angażując z czasem Europę i odległe państwa świata.

Widok na Mariefred, 2005, fot. commons.wikimedia.org

Królestwo Szwecji, państwo neutralne i zza Bałtyku bliski sąsiad Polski, nie było bezpośrednio zaangażowane w ten konflikt i siłą rzeczy przyciągało wszelkiego rodzaju uchodźców, przede wszystkim Polaków – od dyplomatów i wojskowych po rzesze cywilów uciekających nie tylko z terenów polskich, ale i z krajów sąsiednich, zwłaszcza po ataku Armii Czerwonej 17 września.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Warszawie już w sierpniu 1939 roku, zaczęło wysyłać doświadczonych dyplomatów do poselstw i ambasad krajów niezaangażowanych w coraz bliższy konflikt wojenny.

Już w pełni wojny, w latach 40., Szwecja nie zgadzała się na uzupełnianie personelu poselstwa i niektórym dyplomatom oddelegowanym ze swoich placówek w Danii i Finlandii przydzielono stanowiska przy ambasadzie brytyjskiej. Pracowali tam w biurze prasowym, a konkretnie zajmowali się nasłuchem radiowym, będąc źródłem informacji dla rządu i prasy szwedzkiej. Dopiero po pierwszych klęskach Niemiec w Afryce w 1942 roku Szwedzi zezwolili na zatrudnienie w poselstwie tych osób oraz kilku Polaków zamieszkałych od dawna w tym kraju

1 września statek szkolny „Dar Pomorza”, z 150 marynarzami i uczniami Szkoły Morskiej przebywał w Sztokholmie. Jako jednostka należąca do floty handlowej nie został internowany. Gdy Polska się broniła, marynarzy i uczniów żaglowca starano się mustrować na obce jednostki handlowe i odsyłać ich do Anglii. Kilkunastu marynarzy zostało na statku, później próbując urządzić się w Szwecji, z czego większość po wojnie wróciła do Polski.

Po 17 września ludzie uciekali przed nawałą bolszewicką również z terenów państw bałtyckich i na przykład, tylko szwedzkimi samolotami, zaopatrzeni w szwedzkie wizy, przyleciało z Rygi ponad 200 osób, a w tym Aleksandra Piłsudska z córkami oraz ksiądz Walerian Meysztowicz, radca kanoniczny ambasady RP przy Watykanie. Kilka statków z uciekinierami, płynących do Szwecji zostało przejętych przez Niemców na Bałtyku, a w pewnym przypadku polskich pasażerów już na niemieckiej ziemi wysłano do obozu koncentracyjnego.

Wiosną 1940 roku pojawiło się zagrożenie ze strony Niemiec i Poselstwo RP w Sztokholmie zawiadomiło Londyn o zamiarze zatopienia „Daru Pomorza”, gdyby Niemcy weszli do Szwecji. Po wojnie, chciano przesłać żaglowiec do Anglii, co nie doszło do skutku z powodu uznania przez rząd szwedzki w lipcu 1945 roku nowego, komunistycznego rządu w Polsce. Jednostka odpłynęła do Polski 20 października 1945 roku wioząc repatriantów, marynarzy i innych chętnych.

Wybuch wojny zastał w Sztokholmie statki handlowe „Śląsk”, „Rozewie” i „Poznań”, które po krótkim czasie odpłynęły do dostępnych portów zachodniej Europy. W Geteborgu, na zachodnim wybrzeżu Szwecji cumowało aż pięć statków handlowych i siedem kutrów rybackich. Z tych jednostek kilkunastu marynarzy i rybaków zdezerterowało, szukając pomocy w konsulatach niemieckich i sowieckich, co było komentowane z niesmakiem przez prasę szwedzką. Szczególnie niebezpieczni dla skandynawskich porządków byli komuniści twierdzący, że wojna ich jako klasy robotniczej nie dotyczy. Znalazło się na lądzie 22 takich mężczyzn i po odsiedzeniu urzędowych dni w więzieniu, pojechali szukać azylu do ZSRR. Pod koniec września polskie statki i kutry wyruszyły z Geteborga do Anglii, wioząc również pozostałych uczniów z „Daru Pomorza”.

W połowie września na wyspie Gotland wylądował samolot sportowy z kilkoma osobami, w końcu tego miesiąca z Gdyni przypłynął jacht z pięcioma osobami i polski kuter ochrony pogranicza „Batory” z 16 mężczyznami – do ostatniego dnia obrońcami Helu.

W późniejszych miesiącach i latach zanotowano więcej ucieczek przez Bałtyk, m.in. kilku kutrów rybackich, które zostały przejęte przez Niemców, jeden z nich dopłynął do Estonii. Kilkunastu ślązaków służących w Wehrmachcie uciekło z niemieckiego pociągu jadącego przez Szwecję do Norwegii. W 1941 roku po akcji bojowej nad terytorium niemieckim przymusowo wylądował w Szwecji aliancki samolot z polską załogą. Było również kilkanaście pojedynczych i nielegalnych przejść granicy norwesko-szwedzkiej i oczywiście przypadki przeszmuglowania cywilnych osób statkami obcych bander.

8 września 1939 roku z inicjatywy posła Gustawa Potworowskiego zawiązał się w Sztokholmie Polski Komitet Pomocy, którego środki finansowe pochodziły z kasy poselstwa, subwencji szwedzkiego Ministerstwa Opieki Społecznej, dotacji z Armii Zbawienia i dobrowolnych składek Polaków zamieszkałych w Królestwie Szwecji. W latach tuż powojennych i następnych polska diaspora założyła szkołę polską na poziomie podstawowym i średnim, kilka ośrodków klubowo-kulturalnych, bibliotek i świetlic dla dzieci oraz pismo redagowane we własnym lokalu w centrum Sztokholmu. Lokal ten, istniejący do dzisiaj, został zakupiony za pieniądze z publicznej zbiórki.

We wrześniu 1939 roku polskie łodzie podwodne: „Sęp”, „Żbik”, „Ryś” i „Orzeł” po działaniach na Bałtyku były częściowo uszkodzone i również z braku paliwa musiały szukać schronienia w portach neutralnych. Szwedzi internowali trzy z nich – „Sępa”, „Żbika” i „Rysia”. Czwarty okręt „Orzeł”, internowany w estońskim Tallinie, uciekł z portu porywając dwóch żołnierzy estońskich, których wypuszczono na pontonie w pobliżu wyspy Gotland, po czym 14 października dopłynął do Anglii.

Wspomniane trzy łodzie podwodne wraz z 162 oficerami i marynarzami kilkakrotnie przeprowadzano z miejsca na miejsce i większość czasu z ich sześcioletniego przymusowego postoju cumowały one w małej miejscowości Mariefred nad jeziorem Mälaren, nieopodal zamku Gripsholm, w którym w roku 1566 urodził się późniejszy król Zygmunt III Waza. Marynarze byli traktowani względnie dobrze, zarówno przez władze jak i społeczeństwo. Początkowo mieszkali na starych barkach na wodzie, co niekorzystnie odbiło się na zdrowiu kilku z nich, a później w wybudowanych przez siebie barakach. Pracowali przy wyrębie lasu czy wykonywali różne pomocnicze prace w okolicy.

Założyli popularny w miasteczku teatrzyk i byli zapraszani ze spektaklami do okolicznych miejscowości. Kilkunastu ożeniło się ze Szwedkami, skutkiem czego przestali być członkami załogi i wtopili się w szwedzkie społeczeństwo. W sierpniu 1945 roku, zostali oficjalnie zwolnieni z internowania. Kilku zmarło i są pochowani na cmentarzu w Mariefred. Łodzie podwodne, w międzyczasie nawet remontowane, po wojnie odpłynęły do Polski zabierając 75 marynarzy, którzy nie zdecydowali się na wyjazd do Anglii czy pozostanie w Szwecji.

Tadeusz C. Urbański
Sztokholm

Tekst ukazał się w nr 20 (432), 31 października – 16 listopada 2023

X