Podcięte polskie skrzydła Zwycięzcy zawodów Challenge 1932 pilot Franciszek Żwirko (od lewej) i konstruktor lotniczy Stanisław Wigura

Podcięte polskie skrzydła

W nieco ponad 10 lat po odzyskaniu niepodległości Polska, dzięki inżynierom i lotnikom, wysunęła się na czołowe miejsca w lotnictwie europejskim.

Nazwiska pilota Franciszka Żwirki i inżyniera Stanisława Wigury znane były na całym świecie dzięki ich rekordom, stawianym na sprzęcie całkowicie polskiej produkcji. Liczne zwycięstwa w międzynarodowych imprezach lotniczych jedynie potwierdzały ten stan rzeczy w niepodległej ojczyźnie.

W kwietniu 1932 Żwirko został zakwalifikowany przez komisję Aeroklubu Rzeczypospolitej Polskiej do reprezentowania Polski w zawodach samolotów turystycznych Challenge 1932. Jako drugiego członka załogi wybrał inż. Stanisława Wigurę. W zawodach rozegranych w dniach 20-28 sierpnia 1932 załoga Żwirko i Wigura na samolocie RWD-6, zajęła pierwsze miejsce, wygrywając z uważanymi za faworytów załogami niemieckimi oraz reprezentacjami pozostałych krajów i przynosząc wielki sukces polskiemu lotnictwu, będący wspólnym osiągnięciem pilota i konstruktora. Na pamiątkę tego wydarzenia Święto Lotnictwa Polskiego jest obchodzone w dniu 28 sierpnia.

Gazeta Poranna z sierpnia 1932 roku na pierwszych stronach donosiła:

Entuzjastyczne powitanie porucznika Żwirki. 40.000 ludzi 5.000 samochodów. Kwiaty. Odznaczenia.

WARSZAWA, 31. 8. (inf. wł.) Olbrzymie tłumy publiczności wyruszyły wczoraj na lotnisko, celem powitana por. Żwirki. Przeszło 40-to tysięczne tłumy otoczyły lądujący samolot por. Żwirki, uniemożliwiając wylądowanie trzech innych samolotów Gedgowda, Bajana i Kurpińskiego, którzy musieli lądować w odległości 1 km. na lotnisku wojskowem. Tymczasem por. Żwirko został oblężony przez tłumy.

Przedstawiciele rządu i wojska nie mogli się dotrzeć do zwycięscy raidu, unoszonego na rękach przez rozentuzjazmowane tłumy. Jedynie gen. Fabrycy zastępujący ministra Spraw Wojskowych, zdołał dotrzeć do por. Żwirki i udekorował go Złotym Krzyżem Zasługi. Doręczenie takiegoż krzyża konstruktorowi samolotu inż. Wigurze okazało się niemożliwe. Udekorowała go jedynie wiązanką róż pierwsza pilotka polska p. Richterówna. Zapowiedziane przemówienie por. Żwirki przez radjo, okazało się niemożliwe, gdyż tłum przewrócił mikrofon. Zwycięzcę niesiono na rękach przez ul. Topolową i Marszałkowską. W trjumfalnym pochodzie jechało 5.000 samochodów, odprowadzając por. Żwirkę do gmachu Aeroklubu. W najbliższych dniach por. Żwirko będzie mianowany kapitanem.

A w tydzień później na pierwszych stronach gazet pojawiły się inne, tragiczne informacje:

Straszna śmierć Żwirki i Wigury pod szczątkami zwycięskiego samolotu.

CIESZYN, 11. 9. (PAT) Dziś o godz. 8 rano por. Żwirko lecąc do Pragi spadł pod Cierliskiem (Czeski Śląsk) zabijając się na miejscu wraz z towarzyszem inż. Wigurą. Tragiczna wiadomość ta wstrząsnęła całą Warszawą. Oto porucznik Żwirko, który tydzień temu zdobył światową sławę i do międzynarodowego tryumfu doprowadził polskie lotnictwo, pobijając wszystkie ekipy świata w Międzynarodowym konkursie w Berlinie, ZGINĄŁ! Zginął bohaterską śmiercią lotnika. W dzisiejszą niedzielę odbyć się miał w Pradze czeskiej Międzynarodowy Meeting lotniczy. Lotnictwo polskie przedstawione miało być na nim przez pięć samolotów. Cztery z nich wystartowało już wczoraj o pierwszej w południe z parku lotniczego w Mokotowie i przybyło w południowych godzinach do Pragi. Porucznik Żwirko z nieodstępnym towarzyszem swych lotów i swych tryumfów inż. Wigurą wystartował dziś wczesnym rankiem z lotniska w Katowicach. Z niewiadomych dotąd powodów nastąpił w aparacie w chwili gdy por. Żwirko mijał granicę polską defekt. Aparat runął w miejscowości Cierlisko pod Cieszynem. Obaj bohaterscy lotnicy ponieśli natychmiast śmierć.

Porucznik pilot Franciszek Żwirko wita się ze swoim synkiem Heniem i żoną Agnieszką po przylocie na warszawskie lotnisko z Challenge’u 1932. Z tyłu widoczny samolot RWD-6

Przyczyną katastrofy huragan.

Cieszyn, godz. 11.09. Wedle nadeszłych tutaj wiadomości, katastrofa wydarzyła się około miejscowości Cierlisko pow. Czeski Cieszyn o kilka kilometrów od granicy polskiej. Awionetka zdążała na meeting lotniczy w Pradze i została ogarnięta huraganem, jaki szalał nad okolicą i wpadła w korkociąg. Lotnicy ponieśli śmierć na miejscu.

Naoczni świadkowie mówią. MORAWSKA OSTRAWA, 11 września (PAT). Miejscowi włościanie opowiadają, że byli świadkami mrożącego krew w żyłach widoku. Widzieli oni, jak samolot, porwany przez trąbę powietrzną, stracił równowagę, jak aparat stał się po prostu igraszką rozhukanych żywiołów, jak najpierw oberwało się prawe skrzydło, a następnie część lewego, a wreszcie, jak maszyna, rozszarpana dosłownie w kawałki, spadła na pobliskie dwa drzewa, które pod gwałtownym naporem w połowie się załamały i odarte zostały z gałęzi.

Obaj lotnicy wyrzuceni zostali z siedzeń. Pierwszym przybyłym na miejsce katastrofy włościanom przedstawił się przerażający widok. Ś. p. por. Żwirko leżał na wznak w odległości 10 metrów od drzewa, przykryty swoim płaszczem z twarzą pokrwawioną, zaciśniętemi zębami, wykręconą w straszliwy sposób szyją, złamaną ręką i podartemi na udzie mięśniami.

O 5 metrów dalej leżały niemniej okropnie skaleczone zwłoki inż. Wigury. Oba ciała zanurzone w kałuży krwi. Pod samemi drzewami znaleziono motor i dalsze części zdruzgotanej doszczętnie maszyny, rozsiane wokół.

Wkrótce zjawił się oddział żandarmerii, który gęstym kordonem otoczył miejsce katastrofy, zabraniając dostępu niepowołanym. Niebawem nadjechała prosta furmanka konna ze wsi, na którą złożono zwłoki tragicznie zmarłych lotników i odwieziono do kostnicy miejscowej.

Powód katastrofy. CIESZYN 12. 9. (PAT) Na podstawie zebranych informacyj na miejscu katastrofy oraz na podstawie opowiadania naocznych świadków przebieg katastrofy był następujący; samolot R. W. D. VI, kierowany przez por. Żwirkę, o godz. 8.15 rano wpadł w strefę lokalnej trąby w okolicy Cierlicka w odległości 14 km. od Czeskiego Cieszyna. Samolot runął na lasek i całą siłą uderzył o drzewo. Lotnicy wyrzuceni z samolotu ponieśli śmierć na miejscu. Por. Żwirko uległ złamaniu lewej nogi, lewej ręki i ciężkim obrażeniom całego dala. Zwłoki inż. Wigury są zupełnie zmasakrowane. Ciała lotników leżały w odległości około 15 m. od siebie a 100 m. od samolotu. Lotnicy, chcąc prawdopodobnie lądować, zostali strąceni przez wir powietrza.

Okropna wieść z ambony. WARSZAWA, 12. 9. (PAT). Żona Iotnika p. porucznika Żwirki bawiła od kilku dni w Warszawie. Dziś rano udała się na nabożeństwo do kościoła Zbawiciela. Tu dotarła do niej wiadomość o strasznej katastrofie, ogłoszona z ambony. Dziś o godz. 22.20 p. Żwirkowa wyjeżdża w towarzystwie p. Wandy Wigurzanki, kapitana Kosara oraz dwu oficerów wojsk lotniczych do Cieszyna.

Gdyby wylecieli w sobotę… WARSZAWA, 12. 9. (PAT). Por. Żwirko i inż. Wigura mieli wylecieć do Pragi na święto lotnicze organizowane przez Aeroklub czechosłowacki wczoraj, jednak ze względu na to, że por. Żwirko miał do załatwiania w Warszawie szereg spraw, postanowił wraz z inż. Wigurą przenocować jeszcze w Warszawie i wylecieć dziś rano o godz. 6, by spotkać się Berlinie z grupą polską. Start samolotu R. W. D. VI, na którym wylecieli por. Żwirko i inż. Wigura, nastał zupełnie normalnie. Samolot był kilkakrotnie sprawdzany i nie wykazywał żadnych defektów.

Bardziej patetycznie te wydarzenia zostały przedstawione w krakowskim Ilustrowanym Kurierze Codziennym z dnia 13 września 1932:

Zginęli zwycięzcy. Zdaje się, że jeszcze w powietrzu tętni szalony okrzyk radości miast polskich, które witały zwycięzców. Jeszcze wiatr szemrze triumf polskich skrzydeł nad Berlinem – szumią sztandary zwycięstwa. Witały go sztandary dumne, triumfalne.

Opuścić sztandary na masztach – niech zamilkną powitalne fanfary orkiestr! Zginał śmiercią lotnika!

Nie ma go już pośród nas. Jego srebrny ptak zamienił się w czarną miazgę. Jego dumne, zwycięskie skrzydła starte zostały na proch. Spopielały serca nasze. Patrzymy w niebo na jego szlak. Oczy nam zachodzą mgłą. Okryły go skrzydła samolotu. Zginęli razem.

Nie zerwą się już do nowego lotu – nie wystrzelą w niebo. Zabrała ich ziemia – na zawsze…

Lotnicy umierają młodo. Por. Żwirko należał do tego pokolenia lotniczego, które kształciło się już w polskiej szkole lotniczej. W ciągu ostatnich dopiero trzech lat, zdobywszy wielką wiedzę i doświadczenie lotnicze, zaczyna się wybijać na czoło polskiego lotnictwa. Świadkiem jego pierwszego triumfu był Kraków. Tutaj w roku 1929. por. Żwirko, przydzielony jako oficer łącznikowy do Aeroklubu Warszawskiego, odnosi zwycięstwo w locie Polski południowo-zachodniej.

W roku 1930 i 1931 w uznaniu zasług zostaje mianowany komendantem centrum Przysposobienia lotniczego w Łodzi. Pod jego kierunkiem kształci się nowe pokolenie lotnicze, zasilające szereg naszych lotników sportowych.

W r. 1932 obejmuje kierownictwo pilotażu w centrum wyszkolenia oficerów lotnictwa w Dęblinie, ale przestając kształcić pilotów sportowych, nie zaniedbywa czynnej roli w lotnictwie sportowem, która to rola staje się wkrótce jednem pasmem triumfów i zwycięstw. Nie mogąc w Challenge‘u 1930 r. zająć wybitniejszego miejsca wskutek defektu silnika w Hiszpanji, w tymże samym roku odnosi z rzędu dwa zwycięstwa: w drugim locie południowo-zachodniej Polski i w trzecim konkursie samolotów turystycznych. W r. 1931 podkreśla jeszcze raz swoje przodujące stanowisko w polskim sporcie lotniczym, zwyciężając w czwartym krajowym konkursie samolotów turystycznych.

Stało się po prostu pewnikiem, że wszędzie, gdzie Żwirko staje do zawodów, musi odnieść zwycięstwo. Lecz pociąga go nie tylko sama emocja konkursów lotniczych, którą znał już od 1927 r., zajmując pierwsze miejsce w locie małej Ententy – hołduje także samotnym wspaniałym wyczynom lotniczym, zdobywając w r. 1929 międzynarodowy rekord wysokości w drugiej kat. samolotów turystycznych.

W polskich kołach lotniczych wiedziano już od dawna, jak świetnym pilotem, odważnym, rozważnym i spokojnym jest Żwirko i jak wielkie nadzieje można wiązać z jego uczestnictwem w wielkich międzynarodowych konkurencjach lotniczych. Szerokie koła publiczności – nic dziwnego – nie orjentowały się w tem dostatecznie, dlatego też, gdy 40 samolotów tegorocznego Challenge‘u w błyskawicznem tempie przelatywało przez Warszawę i Kraków, Żwirko nie był bynajmniej uważany za faworyta między polskimi zawodnikami. Imię jego przesłaniały inne głośne nazwiska świetnych polskich pilotów, którym pech czy też niedyspozycja przeszkodziły w zajęciu należnego im miejsca w Challenge‘u. Dopiero, gdy z dalszych etapów raidu nad Europą zaczęły przychodzić wiadomości, gdy po wielu katastrofach lotniczych odpadli z konkurencji Włosi, gdy piloci niemieccy napróżno podczas samego raidu próbowali uzupełnić małą ilość punktów zdobytą w próbach technicznych – spokojny lot Żwirki, utrzymującego stale tę samą szybkość i regularność podczas raidu, zaczął wysuwać nazwisko naszego świetnego pilota na przodujące miejsce w Challenge‘u. Rekordowe szybkości, któremi zawodnicy niemieccy zdążyli podczas raidu zmęczyć silniki swoich samolotów, zachował sobie na ostatnią chwilę. Przestrzeń Hamburg-Berlin przebył w czasie wspaniale szybkim, a nadwyżki punktów, jakie posiadał nad groźną konkurencją niemiecką, nie utracił podczas decydującej próby szybkości. Kolonja polska zgromadzona na lotnisku berlińskiem oczekiwała w radosnym niepokoju ukazania się zwycięskiego samolotu.

Samolotem tym okazał się samolot Żwirki, który w próbie szybkości, kiedy należało wszystko wydobyć z silnika, nie utracił ani sekundy czasu przez choćby najdrobniejsze zboczenie z właściwej trasy – stanął w pełni na wysokości zadania, stwarzając swem zwycięstwem największy bodaj dotychczasowy sukces polskiego imienia na terenie międzynarodowego sportu.

Ale zwycięstwo Żwirki nie było tylko jego triumfem indywidualnym, było ono w niemniejszym stopniu triumfem polskiej techniki, która wśród skromnych warunków finansowych, przy niedostatecznym – z konieczności – poparciu finansowem czynników decydujących, odniosła wspaniałe zwycięstwo nad techniką Włochów, nad techniką Niemców, przodujących dotychczas Europie w dziedzinie lotnictwa sportowego, dwukrotnych zwycięzców challenge‘u, których jedynie sukces Żwirki odsunął od definitywnego i zaszczytnego zdobycia przechodniego pucharu.

Tę polską myśl konstrukcyjną zwycięską w trudnej międzynarodowej konkurencji uosabiał towarzysz Żwirki w trudnym locie nad Europą inż. Wigura, jeden z konstruktorów samolotów RWD, wspólnie z inżynierami Rogalskim i Drzewieckim. Od trzech lat samoloty RWD wysunęły się na czoło polskich konstrukcyj sportowo-lotniczych. Łączyły one zawsze dużą szybkość maksymalną ze znaczną wytrzymałością.

Już RWD 7, maszyna należąca do drugiej kategorji samolotów turystycznych o mocnym silniku wmontowanym na bardzo lekkiej maszynie, pozwalająca na wznoszenie się niem pionowo do góry, oraz RWD 5 wykwintnie urządzona limuzyna turystyczna, znamionowały szybkie postępy znakomitych konstruktorów. RWD 6, która odniosła sukces tak świetny w Berlinie, stanowiła punkt kulminacyjny dotychczasowego rozwoju myśli konstrukcyjnej Rogalskiego, Wigury i Drzewieckiego. Dlatego też sukces Żwirki w Berlinie podczas Challenge‘u 1932 wykraczał daleko poza zwykłe granice sukcesu sportowego. Było to wspaniałe zwycięstwo techniki, myśli, genjuszu młodego państwa, rozwijającego się w trudnych warunkach materialnych w najnowocześniejszej dziedzinie techniki.

Oryginalna pisownia została zachowana.

Opracował Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 17 (261) 16-29 września 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X