Firma „Kraj” – stanisławowski znak jakości

Firma „Kraj” – stanisławowski znak jakości

W centrum miasta przy ulicy Sobieskiego, dzisiaj noszącej nazwę Strzelców Siczowych, nieopodal pięknej historycznej zabudowy do niedawna stał zakład przemysłowy, który został zburzony w latach 60. XX wieku. Mowa tutaj o fabryce maszyn i odlewni metali „Kraj” w Stanisławowie.

Każdy mieszkaniec grodu „Rewery”, jak i odwiedzający to miasto turysta mają okazję nie tylko podziwiać budynki wysokiej klasy architektonicznej, ale również stać się odkrywcą starych już historycznych napisów, świadczących o minionej przeszłości miasta. Wszak wystarczy patrzeć tylko pod nogi – i co rusz możemy spotkać na klapach studzienek kanalizacyjnych oraz kratkach ściekowych wyryty znak firmowy (w różnym zestawieniu): R. Jaworski i Synowie „Kraj”. Nie pozostaje nam nic innego jak przybliżyć historię tego zakładu. Z zachowanych informacji dostępnych w prasie przedwojennej dowiadujemy się, że firma ta została założona przez fachowców-robotników Józefa Lorenza, Ryszarda Jaworskiego i Aleksandra Tyszkiewicza już w 1905 roku. Zapewne wtedy nie było to jeszcze duże przedsiębiorstwo i dopiero z czasem przerodziło się w prawdziwą fabrykę, stając się w końcu jedyną tego rodzaju w Stanisławowie, pod stałym zarządem rodziny Jaworskich.

W okresie wojny nastąpiło zmniejszenie lub nawet zahamowanie produkcji przemysłowej na terenie miasta. Z kolei fabryka była poddawana ciągłym rekwizycjom ze strony wojsk austriackich i rosyjskich. Największe spustoszenie miało jednak miejsce podczas przynależności miasta do Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. W wyniku polskiej ofensywy rząd ukraiński opuścił Stanisławów, który od dnia 25 maja 1919 roku znalazł się pod administracją polską. Wówczas to zaczęto odzyskiwać z powrotem część zarekwirowanych i wywiezionych maszyn, dzięki czemu fabryka mogła zostać uruchomiona już w następnym roku. Ryszarda Jaworskiego wspierali w prowadzeniu przedsięwzięcia – przejmując później po nim schedę – synowie: Ernest, Kazimierz i Leon. Niebawem zaczęto zatrudniać coraz większą liczbę osób. W 1922 roku w zakładzie pracowało 40 robotników. W prasie doceniano jego charakter, pisano, że: „firma jest czysto polską placówką”. Nie szczędzono również pochwał, uważano bowiem „Kraj” drugim co do wielkości z rzędu przedsiębiorstwem w całym województwie stanisławowskim, natomiast, jeśli chodzi o zakres działania, był on pierwszorzędny. W innym miejscu przyglądając się wyposażeniu fabryki z uznaniem stwierdzono, że: „na specjalną uwagę zasługują precyzyjne maszyny do rowkowana wałów młyńskich oraz olbrzymia heblarka do żelaza, która nie znajdzie rywala w całym Stanisławowie”.

Bez wątpienia „Kraj” był ważnym zakładem przemysłowym. W latach 30. w Stanisławowie działało 48 różnych przedsiębiorstw, z tego tylko 10 było w rękach polskich, a połowa z nich zyskiwała miano większego lub średniego. Były to Drukarnia i Litografia Stanisława Chowańca, Fabryka maszyn i odlewni metali „Kraj”, Fabryka fajansów „Pacyków”, Browar Sedelmajera i Fabryka wag Majora. Wszystkie stały się w jakiś sposób wizytówką dla miasta. „Kraj” poza produkcją studzienek kanalizacyjnych czy kratek ściekowych na zlecenie PKP wykonywał szyny kolejowe, do innych ważnych produkcji zaliczyć warto również latarnie gazowe i elektryczne, których każdego roku przybywało na ulicach Stanisławowa i nie tylko. Co ciekawe, w latach 1921-1930 liczba czynnych latarni gazowych na ulicach miasta zwiększyła się z 61 do 657, liczba latarni elektrycznych natomiast wynosiła w tym drugim okresie około 300, możemy więc tylko się domyślać, że właśnie duża ich część pochodziła z fabryki „Kraj”.

Początek II wojny światowej zakończył działalność Jaworskich w Stanisławowie. Dzięki informacjom podanym w jednej z książek Tadeusza Olszańskiego wiemy, że zakład został znacjonalizowany, a rodzina najpierw przetrwała okupacje sowiecką i niemiecką, następnie zmuszona układem jałtańskim do wyjazdu osiedliła się na tzw. „Ziemiach Odzyskanych”, trafiła do Opola i Wrocławia. Ślad jednak po niej pozostał…

Jarosław Krasnodębski
Tekst ukazał się w nr 20 (264) 28 października – 14 listopada 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X